Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Już coraz szybciej, już prawie biegiem,
podąża do nas zima ze śniegiem
a tu już wkrótce ferie zimowe,
a z nimi bitwy w kule śniegowe.

Będziemy wspólnie lepić bałwana,
bardzo pulchnego białego pana
a kto ma łyżwy, na lodowisko,
lecz uważajcie bo tam jest ślisko.

Kto jedzie w góry narty przypina,
uwaga w górach grozi lawina,
jazda na saniach też jest ciekawa,
sporo emocji, pyszna zabawa.

Gdy byłem młody to była w modzie
jazda w drewniakach po śliskim lodzie,
dlatego dzisiaj nie biorę pasa
na wnuka, który po śniegu hasa.

I nieraz łezka się kręci w oku
bo sam bym jeszcze szurnął po stoku
lecz sroga babcia, moja żonusia
każe mi tylko pilnować wnusia.

Skoro na narty wskoczyć nie mogę
to przestępując z nogi na nogę
wspominam jak to drzewiej bywało
kiedy po stokach się szusowało.

Aż tu ze świstem kula śniegowa
leci, o rety to moja głowa
celem tej kuli co to ją żonka
rzuciła sprytnie w swego małżonka.

Unik, śnieg w dłonie, kula zlepiona
i teraz przed nią umyka żona
i wnuczek także kule szykuje
lecz nie wiem w kogo ją wyceluje.

Opublikowano

Coś wolno biegnie ta ze śniegiem zima,
raczej spacerek mi to przypomina.
Lecz mam nadzieję że się pospieszy
i jak najrychlej nas sobą ucieszy

Gdy tak się stanie i sypnie pyłem
wrócą wspomnienia gdy młodszy byłem
i pierwszy w rzędzie z kulą gotową
będę celował tuż nad twą głową

Opublikowano

Witaj Heniu! No, nareszcie!
Chociaż coś z tym śniegiem bajasz.
We Wrocławiu prędzej z deszczem
po ulicach można ganiać.

Bałwan, śnieżki, sanki, narty
to są nasze czcze życzenia
i jak mówią ci od aury,
zima śnieżna to marzenia.

W czasie ferii będziesz musiał
grać w chińczyka i warcaby,
albo spacerować parkiem -
śniegu ma być aby, aby.

Opublikowano

być może dzisiaj, być może jutro
będzie się trzeba przyodziać w futro
nie ma co teraz pogody chwalić
zima nam może dać jeszcze popalić

mogą być mrozy, mogą być śniegi
i jak wtedy udać się do kolegi
lecz można usiąść wieczorem w domu
i pisać wierszyki po kryjomu.

Opublikowano

Sadysta dziadek to dla mnie fraszka
a i dzikusek także igraszka
boję się tylko mej żony wzroku
gdy siedzę nad wierszem na jej widoku

Północ minęła, pierwsza godzina
a ona do mnie - obudzisz syna
kładź się ladaco, no śpij już wreszcie
bo zamknę ciebie w ciemnym areszcie.

Opublikowano

Ja bym dzikuskę przyjął w swe progi
i nawet spełniał bym jej wymogi
bo moja żona choć nie strachliwa
to z krzykiem na mnie się nie porywa.

A z resztą nie ma nawet i za co
bo ja nie jestem żaden ladaco
a wiersze piszę w swoim pokoju
przez co nie mącę i jej spokoju.

Opublikowano

Ja też nie jestem żaden ladaca
z pracy do domu szybko się wraca
ma żonka jest teraz w odmiennym stanie
i muszę jej robić co rano śniadanie

gdy niewyspany mylę kanapki
i zamiast tego podaję klapki

Nie dziw się wcale
to nie są żale
za cztery miechy
doczekam się pociechy.

Opublikowano

Stary, przyjmij gratulacje
a dla żonki niech owacje
choć tą drogą dziś popłyną
bo wspaniałą jest dziewczyną.

A gdy majem buchnie wiosna
to na pewno wieść radosna
dotrze tutaj do szczecina
że jest chłopak lub dziewczyna.

A jak trafią się bliźnięta
pewnie będzie wniebowzięta
a trojaczki jak się zjawią
też humory Wam poprawią.

Dalej już Wam nie wyliczam
bo to pewnie tajemnica
więc ujawniać nie chcę planów
ile ma być „pań” i „panów.”

Opublikowano

Dzięki piękne za życzenia
myślę, że są do spełnienia
jestem teraz wciąż radosny
nie mogąc doczekać wiosny

Już tygodnie wykreślone
bardzo kocham moją żonę
za to, że mi szczęście daje
w zamian tylko mnie dostaje

Z każdym dniem i z każdą nocą
żonę kocham z całą mocą
ale nawet w chwili marnej
nie chciałbym już innej żadnej.

Opublikowano

Mnie tam zimy nie brakuje, nie ma co narzekać.
Dzielni przez to są drogowcy, sól nie zżera blachy.
Grypa ciągle nie mutuje i nie trza się wściekać,
gdy zamienić musisz narty w gips, kule lub lachy.

Z oczu też mi snu nie spędza odwilż, albo mrozy.
A gołoledź, czy brak śniegu też zbytnio nie zraża.
W gruncie "rzeczy" mordę cieszą również z tej prognozy,
bo niejedna się tam swołocz właśnie przeobraża.

Opublikowano

mili moi radość nasza zbyt długo nie trwała
Wrocław zima zabieliła nocą zawitała
puch oblepił samochody i przyznać się muszę
jadąc rano dziś do pracy przeżyłam katusze

choć samochód już prowadzę kilka ładnych latek
dziś do śmiechu mi nie było bałam się o blachę
duszę miałam na ramieniu strach zaglądał w oczy
znów śnieg choć zapowiadany drogowców zaskoczył

Opublikowano

u nas słońce ale z mrozem
nucą mormorando zimie
biało nadal więc nadzieja
że tak szybko puch nie zginie

i na narty będzie można
wnet wyruszyć w górskie strony
byle tylko ruch uliczny
nie był śniegiem zniewolony

Opublikowano

Ledwie trochę puchu
ziemi czerń przykryło
a już tyle stłuczek
na drogach przybyło.

I nie zawsze wina,
że nie odśnieżone
- bo kiedy prowadzisz
to nie patrz na żonę.

Ona nie ucieknie,
z auta nie wyskoczy
więc na drogę kieruj
bracie swoje oczy.

To samo się tyczy
prowadzącej żony
- no bo samo przez się
mąż jest uwięziony.

A za to, że czasem
przyjrzy się panience
nie tłucz go po głowie
- kierownicę w ręce.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Poetycki język, pełen sugestywnych obrazów i głębokiej symboliki, sprawia, że jest to lektura wymagająca, ale satysfakcjonująca dla czytelnika poszukującego w poezji czegoś więcej niż tylko ładnych słów. To wiersz, który zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu, zmuszając do refleksji nad własnym "jestem"
    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...