Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dlaczego wrony zamilkną


Xylomena

Rekomendowane odpowiedzi

Miałam zły sen.
Kiedy wyszłam z domu porządkować ogród, moje dzieci rozeszły się w różne strony. Tylko Alma go nie opuściła, pomimo, że została w nim zupełnie sama.
Zaraz za mną wyszedł ich ojciec, nienaturalnie uszczęśliwiony, że może reperować samochód i obdzielić domokrążców odpadami na złom. Właśnie przyszli. Żadne szumowiny, młodzi uczniowie, znajomi moich córek, którzy na wieść, że mają co wziąć, zaniechali odwiedzin, zaczęli biegać po działce przekrzykując nawzajem i w takim galopie zabrali się z towarem.
Nie wiedziałam, że mężczyzna cieszy się z tego co robi najstarsza - Iga, która wyszła na inną część ogrodu, przedzieloną domem.
Za chwilę na podwórko wybiegł najmłodszy - Emilian, i w jakiejś dziwnej złości, ignorującej obecność ludzi zaczął wspinać się na drzewo. Babcia, która wybiegła w pogoni za nim, nie miała nic do powiedzenia ani wnuczkowi, ani swojemu synowi, tylko do mnie zaczęła wyśmiewać zachowanie Emiliana. Nie to ją jednak śmieszyło, że dziecko ucieka na drzewo, ale skąd mu mogło przyjść do głowy, że rodzice go opuścili...
Jego udało mi się zawrócić.
Podeszłam do drzewa i wydając proste komendy nakłoniłam dziecko do opuszczenia się. Było bose i w samych majtkach, więc z umożliwiającej to wysokości zdjęłam je z drzewa i na rękach zaczęłam nieść do domu. Rozmawialiśmy krótko. Do ustalenia, że wszystko jest w porządku, wystarczyło przytulenie.
Dopiero tuż przed drzwiami zauważyłam, że na dworzu jest jeszcze Iga. Nie wyglądała niepokojąco, tylko ta trudność ustalenia, co ona właściwie robi... Stała nieruchomo, odwrócona plecami, jakby coś oglądała. Powiodłam wzrokiem w kierunku wynikającym z jej sylwetki. Niebo. W istocie niezwykłe - czerwone. Pewnie zachód słońca... Jakoś nie zastanowiłam się, że to strona południowa. Tym bardziej nie przyszło mi do głowy, że córka jest zajęta wsłuchiwaniem się w głos skrzeczącej wrony, którą było słychać. Jakby zniecierpliwiona moim zagadywaniem po imieniu: "Igusiu, Igusiu..." Zaczęła zbliżać się w moją stronę. I zobaczyłam. Ona nie umiała mówić. Skrzeczała identycznie jak ptak, którego przed chwilą słuchała... A może żadnego innego ptaka nie było? Twarz czerwona, wzrok błędny, dziki, wpatrzony równo w moje oczy.
To było straszne.
Potem wróciła do przytomności, ale nie wierzyła, że taki stan jej dotyczył. Zrobiła się oschła i nieufna, jakbym wymyśliła sobie pretekst do nieakceptowania jej.
Nie wiedziałam jak powstrzymać straceńca. Wiedziałam tylko, aczkolwiek ze snu nie wynikało - skąd, że regularnie opuszczała dom, nie potrafiąc nazywać do kogo idzie. Zakradłam się za nią, żeby zrozumieć, jakich ludzi córka nie umie identyfikować jako osób, tym samym - przez co tak skutecznie przestawia się jej percepcja i zupełnie zanika tożsamość. To były kobiety nazywające siebie Buddystkami. Wdałam się z nimi w rozmowę, czego chcą od mojego dziecka. Zdążyłam usłyszeć tylko przykazanie, że nie mogę Idze ograniczać wolności... Potem ich mowa stawała się coraz cichsza, aż pomyślałam, że znowu zatkały mi się uszy, co mi się czasem zdarza.
Iga biernie przysłuchiwała się tej rozmowie siedząc na krześle, jak jej nauczycielki. Wcale nie widać było, żeby umiała wysnuć wniosek, iż zarzuty pod moim adresem pochodzą tylko z rozstrzygnięć, których dokonuje sama. Nikt poza nią ich nie stawiał, bo wygłaszano nie mające potwierdzenia truizmy. Wiedziałam, że będę musiała ją z tymi kobietami zostawić, żeby mogła rozpoznać źródło swojej wolności sercem, skoro rozumem już nie potrafiła.
Z jej oczu zaczęło wyzierać zatrzymywanie się pamięci, więc nachyliłam się jeszcze nad nią zacałowywując jej twarz i przypominając jej własne Imię. Pomogło. Teraz nie stała się wroną. Ale i tak nie zrozumiała, że stoczyłam walkę o jej wolność. Została z trzema kobietami.
Kiedy odeszłam, mogłam już tylko płakać nad tym co się z nią stanie. I płakałam. Tyle też pomogło, wiedziałam, chociaż nie widziałam dziecka.
Tylko że ja nie mogłam płakać bez końca, tak jak bez końca całować. Natchnęło mnie, że powinnam jeszcze urządzić sąd tym kobietom w obecności Igi. Wygarnąć im co one z nią robią i czego pozbawiają. Mój sąd byłby oparty na konkretach i osobowy, więc to nie Iga musiałaby w nim roztrzygać, tylko Buddystki znaleźć sobie usprawiedliwienie. Zasłonić się jej wolą przy niej, dopóki jeszcze umiała słuchać, a nie tylko słyszeć hałas ludzkiej mowy.
Wróciłam do kobiet opowiedzieć Im co robią, jakie szkody wyrządzają.
Po moich pierwszych słowach zwarły szyk siedzących przy sobie ściśle jedna obok drugiej, aż ich sterczące loki na głowach, zaczęły się ze sobą stykać.
Gdy zgodnie wytrzeszczyły oczy na mnie, pomyślałam, że chcą tak uważnie słuchać, żeby dobrze przygotować własną mowę. Niepotrzebnie mierzyłam podług siebie. Ledwo powiedziałam coś o ich przeznaczaniu Igi na śmierć, a już musiałam zweryfikować swoje mniemanie - to nie były spojrzenia słuchaczek, tylko mówczyń. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Nie mogłam ubiec trzech jędz w tym co miałam do powiedzenia, bo najpierw układałam to w myślach. Im niczego nie miałam do powiedzenia wprost z serca. W ogóle nie do nich przyszłam. Przegrałam przyjmując ich strategię.
W okolicy krążyła opowieść o starcu, który kiedyś uratował chłopca przed nimi, chowając go w schowku zamaskowanym kasetonem na ścianie. Pewnie opowiadano tak o moim pierwszym dziecku, już dorosłym, chociaż we śnie nie zastanawiałam się nad tym. Jakiś znajomy zaprowadził mnie na uczelnię, żeby ów schowek pokazać. I okazało się, że jestem studentką owej uczelni, tak samo jak kobiety-Buddystki, i w zasadzie wszyscy mieszkańcy miasteczka, a starzec jedynym jej nauczycielem, rektorem. Należało tylko poinformować go, że Iga jest w niebezpieczeństwie, żeby te kobiety same uciekły... Ale napięcie wyczekiwania na jego obecność na sali wykładowej obudziło mnie i nie osiągnęłam celu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najczesciej nie obchodzi mnie ilosc zaimkow, kontekst i inne techniczne pierdoly, ale sam "wyglad" i tresc. Na poczatku zapowiadalo sie ciekawie, ale jesli faktycznie byl to sen, to moglas troche go przeredagowac, zeby mialo glebsze przeslanie. Od srodka do konca nie chce sie czytac, jezyk jest mniej literacki. Dla mnie srednio, przecietnie, a to gorzej niz zle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodziło mi wyłącznie o definicję słowa - proza. Skąd się wzięło, że jest ono identyfikowane z fikcją literacką? O przerobieniu tego rzeczywistego snu w beletrystykę najpierw myślałam, a potem odpóściłam. Jest w tym coś frapującego, że sny rzeczywiste idzie identyfikowć.
Z Tian tian jeszcze nie przeczytałam nic, ale jeśli będę wolniejsza, to napewno to zrobię, jak niejedną zaległość, chociaż z komentarza czytam, że to fantazy, a więc coś do czego serca nie mam... Jednak głębsze przesłania mnie pociągają i jeśli tylko nie przeszkadza im forma, to niechby były i z wampirami w tle, i od człowieka, a nie - Pana Boga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

AJ nie pisze fantasy, tylko umieszczam moja filozofie w narkotycznych klimatach:) Z jakiego komentarza to wywnioskowalas? Proza to cos, z czego przeslanie mozna wyciagnac bezposrednio, czego nie mozna rozumiec inaczej niz jest, nie wiem jak to powiedziec:) Mowie, na poczatku opowiadanie fantastyczne, a potem... Ale ja krytykiem dzieki Bogu czy tam komu nie jestem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zawsze można wyciągnąć przesłanie od razu.
Mam jeden tekst, którego ktoś nie zrozumiał. Kiedy mu wytłumaczyłam na spółkę z Oxyvią, o co w nim chodzi i na jak wiele sposobów można go odczytać, to się obruszył i ze złością powiedział, że "można się tu doszukiwać i dwdziestu den. Tylko po co?" Nie pamiętam, jak ta wypowiedź brzmiała w oryginale, ale taki miała sens.
Wniosek - bywa i tak, że prozy nie odczyta sie za pierwszym razem. :)

Te zaimnki i inne pierdoły to właśnie wygląd utworu. Jego przejrzystość i czytelność. Zgadzam się, że dobrze by było ten sen nieco przeredagować i pogłębić.

Pozdrawiam, R.

P.S. Swoją drogą - dobra fantasy nie jest zła. A jeśli jeszcze dzieje się w naszym świecie, lekko podkoloryzowanym przez dodanie utopców, wampirów, czarnej magii i innych takich... Miodzio!
I - wbrew pozorom - czasem tam też można się doszukać głębszych przesłań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Już jestem po zaznajomieniu z twórczością Tian tian i widzę, że powinnam być z siebie dumna, iż udało mi się pogodzić dwujkę niezawodnych krytyków w tej witrynie. Jeszcze jakby Wam starczyło wyobraźni do kreowania takiej literatury, której satysfakcjonujące ramy tak sprawnie określacie (głównie Rhianion), to przynajmniej byłoby się na czym uczyć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Znaczy - do pisania fantasy? A nie starcza mi wyobraźni? Nie piszę fantasy? Wczytaj się głębiej. Nie jest to na poważnie, ale ewidentnie da się to umieścić w tych ramach. No, chyba, że źle Cię zrozumiałam...
A czemu głównie ja?
W sumie - wyczuwam w Twoim komencie pewną wrogość... Jakbys nam powiedział "może się jednak odwalcie. Najpierw zacznijcie sami pisać takie rzeczy, bez takich błędów, jakie mi zarzucacie, a potem się produkujcie pod innymi twórcami!"...Ale może się mylę?

Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na odpowiedź...
R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ ja Cię bardzo cenię jako komentatora i właśnie o tym napisałam, podkreślając Twoje zasługi w stosunku do Tian tian. Jesteś ożywczym elementem tego adresu, swoistą gospodynią na swoim podwórku, która bankowo odezwie się do każdego. Da się wyczuć, że bardziej lubisz zawierać tu znajomości i dyskutować, niż pisać.
Rozumiem, że masz poczucie humoru, aczkolwiek ono mi się nie udziela.
Co to odbioru mojego przesłania, to kwestie indywidualne i jeżeli widzisz moją wrogość, to tak powinno zostać. Najważniejsze, że uważasz, że umiesz pisać tak, że łatwo "zrozumieć, o co Ci chodzi" i nie powtarzasz słów (jak np. ja tutaj - że), a przy tym padają one we właściwym kontekście...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A, tu się mylisz. To, że mało wstawiam, nie wynika z tego, że nie lubię pisać, tylko z tego, że nie mam na to ani czasu, ani weny. I wychodzę z założenia, że nie ma sensu wstawianie tu czegokolwiek, byle było.
A nie jest tak? Jeśli jest - uświadom mi to. Postaram się poprawić.

Pozdrawiam, R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...