Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Stanęła na brzegu kielicha który mienił się złotem. W nim obijały się o siebie krople wina mszalnego. Ręka najpierw wprawiła je w drżenie, a potem w linii zakrzywionej zaczęły tańczyć walca. Ten widok odwodnił jej język mieszając w gardle suche powietrze z migdałami które kłuły niemiłosiernie. Przełknęła ślinę i wyszła, energicznie obracając się na pięcie. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Wszyscy bez wyjątku zatopieni w modlitwie zjeżdżali stopniowo po drewnianych kulkach.
Kiedy znalazła się na zewnątrz między chodnikowymi drzewkami a ustawionymi w rządku samochodów, odetchnęła z ulgą. Przez myśl przemknęły jej nieruchome obrazy z przeszłości, które próbowała odgonić ściskając w dłoni bordową torebkę z napisem "Bóg jest miłością". Nie była to wspaniała torba ale świadomość że zrobiła ją sama podniosła jej samoocenę o parę punktów pokazując że jest zdolna do wielkich czynów. Obrazy zgasły, a dźwięki ucichły ustawiając się na minimum. Ruszyła spokojnie w kierunku wschodnim pod wiatr, tam skąd przybyła.

Pogoda nie była najlepsza o czym świadczyły duże kałuże co parę kroków. Chmury wisiały jak na sznurkach zaraz nad jej głową co sugerowało rychłe pojawienie się deszczu. Zwiększyła liczbę kroków o dwa co dało większą liczbę obrotów. Jej długie prawie że czarne włosy falowały zlewając się z wiatrem. Nie lubiła tego uczucia bo przez to traciła ostrość widzenia. Zaczynała się zataczać a ludzie myśleli że nadużyła pewnych środków wysoko procentowych lub przedawkowała leki. Niekiedy śmiała się z ich niewesołych i pełnych pogardy min bo wyglądali przekomicznie, jakby przeszli operacje plastyczną twarzy którą dowodził pijany świstak.
Raz kiedy stała w kolejce po lody pewien mężczyzna lat 40-45 „tajniacko” przypatrywał się jej opierając ciało o kolumne. Nie zwracała na niego uwagi udając że go tam nie ma. Kiedy już zapłaciła za podwójne lody czekoladowe z bitą śmietaną, odwróciła się w stronę mężczyzny wyszczerzyła zęby i z równą sobie gracją pokazała mu język. Mężczyzna był zdezorientowany. Stał z otwartymi ustami jakby chciał w nie złapać muchę. Kobieta w tym czasie wyszła ze sklepu.
Teraz też mogła tak zareagować,ale po co ? Przecież nie chciała wzbudzać wokół siebie niepotrzebnej sensacji już i tak ludzie uważają że coś z nią nie tak, a po drugie,to już nie te lata. One były jej największym wrogiem, stawiając znak STOP na każdym kroku. „Nie wolno Ci, przecież masz chore serce” , „Uważaj , bo tym razem noga rozsypie Ci się na dobre„ , „Pamiętaj, nie masz już 20, pora zwolnić…” takie rzeczy wysłuchiwała na okrągło od swoich najbliższych. Wtedy odpowiadała im „W starym ciele młody duch”,” Jeszcze was nie jednym zaskoczę ”. Na te słowa reakcja była zawsze ta sama: niewyraźny,ciepły uśmiech.

Opublikowano

Treściowo w porządku, wychwyciłem natomiast kilka potknięc technicznych (jak dla mnie oczywiście). Otóż:
- może prostsze będzie "stanęła przy kielichu, albo przed" - "na" nie za bardzo się da
- nie "cząsteczki" - po prostu "krople"
- "wolna przestrzeń" to chyba pleonazm - najlepiej - "na zewnątrz" (się znalazła)
- "doganiac powietrze" - musiała by kroczyc w próżni, brak logiki tutaj

Tych lepszych fragmentów nie będe wyszczególniał (np. "chmury wisiały jak na sznurkach - iście poetycko"), jest ich po prostu duż więcej.
Podoba się.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Tylko ona stała daleko od kielicha , stała na jego brzegu "oczami" jakby w myślach , we wspomnieniach ... Ta sytuacja toczyła się wewnątrz niej.
Dobrze niech będą krople :)
Co do reszty to się zastanowie ;)

Dziękuję za ocene i pomoc :D

Opublikowano

Momentami styl drewniany. A co z drewnem można zrobić? Ociosać, spalić itd. Pisujesz poezję, masz zatem smykałkę do metafor. W tym tekście brakuje płynności. Wypiszę miejsca, które moim zdaniem wymagają przemyślenia, korekty.
Kiedy znalazła się na zewnątrz; nie licząc chodnikowych drzewek i ustawionych w rządku kolorowych samochodów, odetchnęła z ulgą. - wyraźny brak logiki, to wtrącenie nic nie wnosi. Czy nie zgubiłaś jakiegoś słowa?
Chmury wisiały jak na sznurkach zaraz nad jej głową co sugerowało rychłe pojawienie się deszczu. - takie toporne,
Zwiększyła liczbę kroków o dwa co dało większą liczbę obrotów. - to samo; w tych miejscach tekst zaczyna przypominać wypowiedź pani pogodynki. Sztuczność wnoszą zwroty "co sugerowało", "co dało". To nieszczęsne "co" pojawia się w trzech zdaniach z rzędu.
kolumne, operacje - ogonki gubisz, a także przecinki

Raz kiedy stała w kolejce po lody pewien mężczyzna lat 40-45 „tajniacko” przypatrywał się jej opierając ciało o kolumne. Nie zwracała na niego uwagi udając że go tam nie ma. Kiedy już zapłaciła za podwójne lody czekoladowe z bitą śmietaną, odwróciła się w stronę mężczyzny wyszczerzyła zęby i z równą sobie gracją pokazała mu język. Mężczyzna był zdezorientowany. Stał z otwartymi ustami jakby chciał w nie złapać muchę. Kobieta w tym czasie wyszła ze sklepu.
Teraz też mogła tak zareagować,ale po co ?
- teraz czyli kiedy? Nastąpił jakiś przeskok w czasie? Znowu brakuje płynności

Bohaterka? Nie wiem o niej zbyt wiele. Po co stała na kielichu? Czemu ci ludzie mądląc się zjeżdżali po drewnianych kulkach? I co mnie obchodzi, że jak była młoda to pokazywała język facetom? Niestety mnogość znaków zapytania i wątpliwości dyskredytuje w moich oczach ten tekst. Ociosaj to drewno.

Opublikowano

To lecę z wyjaśnienami od początku:
Zdanie o wyjściu kobiety na zewnątrz miało pewien łącznik z którego zrezygnowałam zapominając że w tym momencie muszę zmienić reszte zdania[już poprawiłam].
Tak , przy pogodzie zrobiło się drętwo ... postaram się zmienić.
Przepraszam za ogonki i przecinki, napewno dopracuję.
Ten tekst jest wstępem do opowiadania które chce napisać[chociaż praca jak narazie idzie opornie],dlatego tyle w nim niedomówień.
Chciałabym wiedzieć czy ten frogment nadaje się na początek czegoś większego ?? ??

Z góry dziękuję za uwagi :) Były bardzo pomocne :]
pozdrawiam

Opublikowano

Jeśli masz problem, a już w głowie powstała jakaś koncepcja, to zapisz sobie plan opowiadania. Zwróć uwagę na początek opowiadania - musisz zainteresować czytelnika, bo jak tego nie zrobisz to porzuci lekturę i być może już nidy nie wróci. Zadbaj o płynność. Jeżeli jakiś fragment nie przekonuje Cię zawsze możesz go usunąć. Tekstom słuzy dojrzewanie, dystans. Pomyśl nad dialogami. Chyba tylko tyle mogę Ci doradzić.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...