Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Grzałka


Rekomendowane odpowiedzi

Margałski - Cinkov

Z CYKLU „WESOŁE PRZYGODY KONIA MIECZYSŁAWA”:
GRZAŁKA

Zastanawialiście się kiedyś, moi mili, gdzie jest najlepsze powietrze? Zdrowe, a przy tym o niebagatelnych walorach zapachowych, które aromatem swym delikatnie pieści nozdrza? Odpowiedź jest prostsza, niż może Wam to się wydawać. Nie w Gwatemali czy innej –ali. Żadne Uzbekistany, Tadżykistany ani żadne stany, z tymi Zjednoczonymi włącznie. Gdzie zatem? Tu, u nas w Polsce. Słyszę już ten pomruk zdziwienia i skrzypienie otwieranych szeroko na zatłoczone ulice okien. Spieszę z dowodami, bo tych, podobnie jak mieczów, ci u nas dostatek. Czy znacie jakiegokolwiek Polaka, który – mieszkając rzecz jasna w tym kraju – mając do wyboru wszelakie inne powietrza oddycha czymkolwiek innym, niż naszym tlenem tudzież azotem, że o innych gazach nie wspomnę? Nie, oczywiście, że nie. Może i teoretycznie jest to możliwe, nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by poprowadzić długą rurkę za granicę i przez nią pobierać powietrze, jest to jednak rozwiązanie wysoce nieekonomiczne i bezsensowne. Poza tym, ambasada takiego państwa mogłaby zaprotestować. Żyjąc w Polsce, w zdecydowanej większości oddychamy polskim powietrzem, a nie, na ten przykład, brazylijskim, co jest jasnym dowodem na wyższość tego pierwszego. To właśnie za tym tak tęsknili choćby Chopin, czy Mickiewicz.
Mruczjan wniósł kawę i biszkopty, wybijając mnie tym samym z mojego skomplikowanego toku myślowego.
- Czytałem ci moje najnowsze dzieło? - zagadnął. – Jeszcze go nie skończyłem, ale…
- Ty piszesz? – zdziwiłem się próbując przełknąć, na oko trzyletniego, biszkopta.
- No trochę, od czasu do czasu – zawstydził się.
- Co to za dzieło?
- Dramat romantyczny z elementami powiastki gastronomiczno – hydraulicznej, pod tytułem „Jeleń”.
Nie patrząc na mnie chwycił leżący na meblu plik kartek i zaczął czytać podniosłym tonem.
- „Ach jeleniu mój, gdzież lico twe wspaniałomyślne, radośnie tak, ze smutkiem, w dół przed się oczodoły ukierunkowuje?”
Nie naczytał się za dużo – do mieszkania, z obłędem w oczach, wpadł Józef Azorowicz Mordacki. Na całe szczęście. Mruczjan najwidoczniej znów zapomniał zamknąć drzwi, kiedyś naprawdę go wyniosą.
- Mietek! – zaczął. – Szukam cię od godziny.
- Co jest?
- Byłem u ciebie… ale ciebie tam nie było… Potem uciekł mi autobus…
Sapał ze zmęczenia, musiał biec.
- Ale co się stało?
- Ukradli mój ukochany laser… - wyszlochał.
Mruczjan zbladł, Morda zaś kontynuował:
- Znaczy, to nie był taki tam normalny laser. Ot, zwykła grzałka do gazu. Tylko zasilana…
- No czym?! – nie wytrzymał Mruczek.
- …niewielką… ilością… uranu…
Mruczjan zbladł jeszcze bardziej. Morda w międzyczasie uparcie kontynuował kontynuowanie zakontynuowując się kontynuowalnie:
- I… jak to pierdolnie komuś… to niewesoło będzie…
- Ta grzałka… – nie bez trudu przełknąłem kolejnego biszkopta – jest odporna na wstrząsy?
Józef smutno pokręcił głową.

Zapomniałem powiedzieć Wam, że Mruczjan ma nową sąsiadkę. Poznałem ją chwilę przed rozpoczęciem tego opowiadania, a powodem tego był niesamowity huk dudniący zza ściany.
- Co tak wali? – spytałem Mruczka.
- To? Moja sąsiadka. Teraz to chyba lecą… czekaj – w zamyśleniu potarł poroże – Zawodzące Krowy. Chociaż nie, raczej Napieprzające Kozły. Tak na pewno.
- I tak cały czas?
- Jak śpi to czasem wyłącza.
Podniosłem się z fotela i wyzywająco spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał ów hałas.
- Czas coś z tym zrobić – rzuciłem dumnie i wyszedłem na klatkę.
Drzwi do mieszkania sąsiadki Mruczka były, co tu kryć, dość dziwnym zjawiskiem. Pomalowane były grubo, odłażącą płatami czarną farbą, kołatka zaś była w kształcie pętelki szubienicy. W miejscu, w którym zazwyczaj umieszcza się nazwisko lokatora, widniały tylko trzy literki, mianowicie R. I. P. Wzdrygnąłem się i delikatnie zapukałem. Błąd. Przecież nie miała prawa tego usłyszeć. Poprawiłem się i łupnąłem z kopyta. Po chwili muzyka trochę przycichła, a w drzwiach stanęła młoda sarna z ufarbowanym na czarno futrem. Momentalnie ochrzciłem ją „Pesymistka”. Na długiej i chudej szyi rozkwitała mała, okolona czarnymi lokami główka. W jej wielkich, głęboko osadzonych - również czarnych - oczach, zdawał się być skupiony cały wszechświat a może i coś jeszcze. Coś niepojętego, nieznanego zwykłym śmiertelnikom. Ciężko było powiedzieć, czy jest ładna, czy też wręcz przeciwnie, szpetna. Była jak portrety Witkacego. Antyczny posąg, okaleczony jednak przez pijanego szaleńca. Piękno mieszało się w niej z brzydotą. Powaga z groteską.
- Eee… - zacząłem niepewnie – Można trochę to ściszyć?
- Można – odparła cichym, smutnym głosem. – I tak wszyscy umrzemy.
Nie widząc, co odrzec wobec tak skończonej i absolutnej prawdy, skryłem uśmiech i pożegnałem się czym prędzej. Wróćmy jednak do głównego wątku.

Od tego czasu wszyscy w trójkę zaczęliśmy chodzić w specjalnych, zaprojektowanych przez Józka kombinezonach ochronnych. Na szyjach nosiliśmy miniaturowe liczniki Geigera. Tym, dość nietypowym przyznać trzeba, strojem nierzadko wzbudzaliśmy powszechne zainteresowanie. Tak było na przykład na spotkaniu artystycznym organizowanym przez Mruczjana, z okazji ukończenia „Jelenia”.
Wystrój jego mieszkania trochę się zmienił, na ścianach wisiały pospiesznie wyniesione z różnych galerii obrazy, między innymi ulubione dzieło gospodarza – „Jeleń na rykowisku” Rogassa. Po głośnym odczytaniu kilku wierszy i fragmentów „Jelonka Bambi”, przyszedł czas na gwóźdź programu. Pewien wyglądający na profesora ryś wystąpił na środek, przewrócił fotel i z tak zaimprowizowanej mównicy zaczął wykład pod tytułem „Co chciał nam powiedzieć Myszkiewicz w czterdziestej czwartej części „Zadów”? Omów na wybranych fragmentach utworu”.
Wskutek porażającej i wszechogarniającej nudy z miejsca urżnąłem się jak świnia i nic więcej nie pamiętam. Wiem tylko, że Pesymistka wciąż słuchała Napieprzających Kozłów.

Był środek lipca. Mimo, że minął już ponad tydzień, wciąż nie mieliśmy żadnych wiadomości o grzałce. Siedzieliśmy całą trójką w laboratorium Mordackiego i przeglądaliśmy prasę w poszukiwaniu jakichś informacji o ostatnich klęskach i katastrofach biologicznych. Mieliśmy nadzieję, że pomoże nam to wpaść na ślad zguby Józka. Nic z tego jednak.
- Włącz telewizję może – westchnął Mruczjan wertując najnowszy numer „Cudzołożnego Dziennika”.
Morda wzruszył ramionami i, z braku lepszego rozwiązania, włączył lokalny kanał.
Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz ubranego w biały fartuch i radziecką futrzankę naukowca. Złoto zębów raziło w oczy.
- Daj głośniej – oderwałem się od lektury „W poprzek”.
Naukowiec ów prezentował swój najnowszy wynalazek, ultra-energooszczędny i hiper-energochłonny talerz pod pizzę.
- Kurwa! – ryknął z oburzeniem Mordacki. – To moja grzałka!
- Co? – zdziwił się Mruczek, aż przekrzywiło mu się poroże.
- Moja grzałka!
Westchnąłem z niedowierzaniem i wyjrzałem przez okno, opierając przednie kopyta o parapet. Nagle dziwny dźwięk przebił się przez Zawodzące Krowy Pesymistki, a na horyzoncie wyrósł piękny, atomowy grzybek. Obraz w telewizorze zaczął śnieżyć.
- Ty… - zacząłem łamiącym się głosem – Mruczek… Co jest tam na wschód?
- Studio telewizji. A co?
- No to problem chyba sam się rozwiązał…
Jak na komendę rzucili się do okna.
- No panowie, ewakuacja – powiedział po chwili Morda, wesoło wymachując jedną z macek.

W trybie natychmiastowym udaliśmy się do sąsiedniego województwa. Tak na wszelki wypadek.
Dramat Mruczjana zdobył wszelakie możliwe nagrody literackie i niedługo doczeka się dwunastego wydania. Przetłumaczono go między innymi na hebrajski, aramejski, bengalski i suahili. W przygotowaniu jest też specjalna, hip – hopowa wersja i opera na jego podstawie.

KONIEC

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dobra, krótko, bo nie jesteś człowiekiem, z którym można dyskutować na temat pisania, i szkoda czasu, nad roztrząsaniem tego całego gówna...

Ten kieski "felietonowy" wywód, na temat niby wyższości polskiego powietrza, nad innymi, jest żałosny i intelektualnie na poziomie przeciętnego ucznia szkoły podstawowej. i inych ali , tadzykistany i inne stany ze zjednoczonymi włącznie, to jest najbardziej prymitywne...

Nie spotkalem jeszcze utworu literackiego, którego akapit, byłby tematycznie oderwany od reszty.
Może mało czytam i wciąż te same książki po kilka razy, może ktoś mnie wyprostuje...ale nie spotkałem...

Historyjka też jest płaska,

Dramat romantyczny z elementami powiastki gastronomiczno – hydraulicznej, pod tytułem „Jeleń”.

- „Ach jeleniu mój, gdzież lico twe wspaniałomyślne, radośnie tak, ze smutkiem, w dół przed się oczodoły ukierunkowuje?” - to nawet nie jest żałosne, to jest nic...stukanka w klawisze

zakończenie bez komentarza...

Całość jest żałosna, mam wrażenie, że nie napisał tego szarpidrut tylko gimnazjalista, wkurwiony, na nauczycielkę, za to, że ta karze mu czytać Romantyczne dzieła...

Straciłem swój drogcenny czas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na pierwsze zdanie spuszczę zasłonę miłosierdzia.

ja też straciłem czas. czytając ten koment. wróć najlepiej do swojego pisania o wycieraniu dupy słuchawką.
to, że nie spotkałeś jeszcze utworu literackiego, w którym etc. nawet mi schlebia. nie musisz rozumieć o co mi chodzi.

mistrzu, ja bardzo cenię sobie romantyzm. to moja ulubiona epoka. ale nie zamierzam do wszystkiego podchodzić ze śmiertelną powagą i zgodnie z zasadami logicznego myślenia, tudzież tego, co myśli większość.

po tym jakże wyważonym komencie wnioskuję, ze nie zrozumiałeś nic a nic. twój problem.
ja piszę po swojemu, ty 'piszesz' po swojemu. i tyle. trochę nas różni, jak zapewne powiedziałby Hitler do Matki Teresy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

uważaj żebyś z wrażenia nie spuścił się w gacie, małolacie...

nie musze wracać do słuchawki, bo to skonczone i będzie mozna przeczytac otym w piątkowej gazecie synku

jasne ze nic nie zrozumiałem, bo tu nie ma nic do rozumienia, chyba ze kupie sobie rurkę, i będę od jutra czerpał powietrze z Czernobyla, wtedy mój umysł otworzy się na wywody nastolatków i przedszkolaków,

Robi się wesoło...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nic nie przeżywam dobrze się bawię...

najbardziej chciałbym zrozumiec to zdanie :

Czy znacie jakiegokolwiek Polaka, który – mieszkając rzecz jasna w tym kraju – mając do wyboru wszelakie inne powietrza oddycha czymkolwiek innym, niż naszym tlenem tudzież azotem, że o innych gazach nie wspomnę

nie znamy kurwa, bo nie wiemy jak to mozliwe, zeby polak miał do wyboru inne powietrze niż nasze mieszkając rzec jasna w naszym kraju - hahahahahaha, dzieciaku jaki ty jestes zabawny..zastanów się najpierw nad logiką zdania...ale ty wiesz lepeij przecież, jest ona na takim samym poziomie jak twoje prawdopodobne dialogi,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzie wuszko:
dzięki za odwiedziny=)
znaczy to nie jest powieść, tylko cykl opowiadań. to jest słabsze? no trudno, raz jest lepiej raz gorzej...
wstęp jest zainspirowany pewną wiadomością z TVP=). wiem, że nie ma wiele wspólnego z resztą i - owszem - niewiele wnosi (rzekłbym nawet, że do akcji - nic=). ale jakoś tak... napisało mi się=).
cieszę się, że jednak jest "klika fajnych momentów"=).
jeśli chce ci się wypiswać te technikalia, to byłbym wdzięczny=). w przeciwieństwie do pewnego pana Ty raczej wiesz, o co tu chodzi=)

Towarzyszu PR:
to zdanie NIE MA być logiczne. nie wpadłeś na to w swojej wszechwiedzy i geniuszu? to nie jest możliwe i, wbrew temu co sądzisz, ja nie jestem kretynem. wiem o tym. i właśnie dlatego tak napisałem. tego też zapewne nie rozumiesz. absurd. mówi ci coś to słowo, czy nie ma go w podręcznikach?
jak już napisałem, 'trochę' nas różni i to, że tobie się nie podoba, to nawet w pewnym sensie jest dla mnie komplement. i to dość duży.
Piotruś... stary pierdzielu znaczy się, jeśli ktoś tu jest zabawny, to nie ja. uwierz mi na słowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podobno nie przeżywasz?
ja jestem bezczelny? zabawne...
gwoli ścisłości: stary pierdziel jest tylko odpowiedzą na twoje chamstwo. nie tylko w tym wątku. sory, nie masz monopolu na obrażanie ludzi. mnie też można czasem wkurwić.
mam wrażenie, że to ty z lubością tu wchodzisz. ja mam tę przewagę, że to mój wątek. więc jeśli ktoś ma stąd spierdalać, to raczej ty.
skończyłem temat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam:)weszłam z ciekawości. I muszę stwierdzić ,że całkiem odmienny jest Twój styl pisania. Jeśli mogę przez TY.:) Bardzo podoba mi się ten fragment;

"Drzwi do mieszkania sąsiadki Mruczka były, co tu kryć, dość dziwnym zjawiskiem. Pomalowane były grubo, odłażącą płatami czarną farbą, kołatka zaś była w kształcie pętelki szubienicy. W miejscu, w którym zazwyczaj umieszcza się nazwisko lokatora, widniały tylko trzy literki, mianowicie R. I. P. Wzdrygnąłem się i delikatnie zapukałem. Błąd. Przecież nie miała prawa tego usłyszeć. Poprawiłem się i łupnąłem z kopyta. Po chwili muzyka trochę przycichła, a w drzwiach stanęła młoda sarna z ufarbowanym na czarno futrem. Momentalnie ochrzciłem ją „Pesymistka”. Na długiej i chudej szyi rozkwitała mała, okolona czarnymi lokami główka. W jej wielkich, głęboko osadzonych - również czarnych - oczach, zdawał się być skupiony cały wszechświat a może i coś jeszcze. Coś niepojętego, nieznanego zwykłym śmiertelnikom. Ciężko było powiedzieć, czy jest ładna, czy też wręcz przeciwnie, szpetna. Była jak portrety Witkacego. Antyczny posąg, okaleczony jednak przez pijanego szaleńca. Piękno mieszało się w niej z brzydotą. Powaga z groteską."

Widać też ,że z łatwościa idzie Ci pisanie. Co do polskiego powietrza- fajne. Całość jest zachowana z tzw uśmieszkiem.:) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z czym ty chcesz do mnie startować synek? mam ci swój dyplom filmówki oddać??? fakultet z dziennikarstwa? kto tu jest ignorantem kurwa??? z czym ty chcesz się mierzyć???...pokory trochę szczeniaku... skup sie lepiej na pisaniu, bo ci to nie wychodzi, albo lepiej wrzeszcz do mikrofonu, tam się wyżywaj...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

co mnie obchodzi twój dyplom? pokaż mi jeszcze te z medycyny, kucharstwa i szydełkowania ekstremalnego. wierz mi, nie mam zamiaru z tobą się mierzyć. dyplomy to nie wszystko. jeśli chodzi o pisanie mniej przyziemne to ty jesteś ignorantem. i nie bójmy się tego powiedzieć. skoro nie wyłapałeś prostej ironii w tekście, to chyba o czymś świadczy.
i skończmy już ten temat, bo ja naprawdę mam w dupie co ty sądzisz o mnie i moim pisaniu. i na odwrót jest zapewne podobnie. nie zaimponujesz mi choćbyś pokazał mi cały stos dyplomów. gadałem kiedyś z gościem po szkole muzycznej - był u nas na próbie - który wmawiał nam, że kawałek grany jest nierówno. problem tylko w tym, że graliśmy go wtedy z metronomem, bo nie było perkmana. i było idealnie równo. a to po prostu był nieparzysty takt... i co mu dała ta szkoła? łapiesz aluzję? nie jesteś dla mnie autorytetem w żadnej dziedzinie. nie obchodzi mnie, co teraz napiszesz. kończę ten temat definitywnie, jeśli chce ci się stukać w klawisze tak dla zasady: proszę ciebie bardzo.
geriatryku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

postukam sobie jeszcze ...
nie pokaże ci z medycyny z kucharzenia bo nie mam i dlatego z szacunku nie rozmawiam o medycynie z lekarzem, nie pyskuje szefowi kuchni, kiedy mówi ze krewetki są przypalone, a szydełkowanie omine bo to jest humor na twoim żałosnym poziomie jak ta niby ironia, według ciebie i tylko ciebie a wrzeczywistości to jest dno.

Sytuacja , którą opisałeś, jest śmieszna i zastanawia mnie tylko jak nisko trzeba upaść, żeby po szkole muzycznej przyjść na próbę szarpidrutów, z których żaden pewnie nie wie jak zagrać z nut...bo woli tabulaturę... ja jak ide na próbe blusowej kapeli, albo gram z chłopakami regae, to nie zdradzam , że jestem muzykiem , patrze co potrafią i albo ide w pizdu, albo gram dalej...

Rozumiesz wymoczku, w jakim miejscu jesteś? Twój ruch.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niech ci będzie. znaj moje dobre serce.
jeśli lekarz zamiast nastawiać rękę po złamaniu wycina mi wątrobę, to chyba jednak bym zareagował. nuty znam. grałem kiedyś na fortepianie. a jak nisko upaść trzeba, żeby tych szarpidrutów nawet w radiu puścić? i to w znanej audycji traktującej o szeroko pojętej progresji? jak ja idę ulicą i słyszę, że ktoś gra - i umie to robić - to idę w tamtym kierunku z czystej ciekawości. masz odpowiedź, dlaczego na nasze próby czasem ktoś wpadnie.
Piotruś żałosny jesteś ty, niestety. ciebie nie bawi? no trudno, wieszał się nie będę. ale za to ty bawisz mnie genialnie, każdym słowem. naprawdę dzieki wielkie za poprawę humoru.
ale chcesz o muzyce? to może zabłyśnij, pogadajmy o dodekafonii, orientalnych skalach... wiesz coś o tym panie docencie doktorze (re)habilitowany prymasie magistrze inżynierze?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mógłbym pogadać na ten temat, ale JUŻ nie z tobą, pojąłem mniej wiecej kim jesteś, i jakakolwiek dyskusja z tobą nie ma najmniejszego sensu... i tym definitywnie zakończe ze swojej strony.

p.s to ze ślepym lekarzem i wątrobą mi sie podobało, przez moment mnie zatkało

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...