Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Giełda staroci... wspomnienie lata


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Giełda pierdół, bibelotów,
Bzdur, szpargałów, starych grzmotów.
Dla szurniętych, oglądaczy,
Pasjonatów i macaczy.

Suną pośród stoisk sztuki,
Panie domu, garkotłuki.
Spity koleś śpi w malignie,
Gdzieś złodziejska czapka mignie.

Znad straganu, pośród kurzu
Herod-baba, cała w różu
Za kark męża gdzieś tarmosi
Ten wciąż czka, o litość prosi.

Zapocony chłop w uszatce
Memła dziąsłem ser w kanapce.
Odór cycków baby w swetrze
Rozedrgane tnie powietrze.

Tumult, rejwach, tupot stóp.
Smród rozgrzanych cielsk i dup.
Każdy z podniecenia płonie.
Błyszczą oczy, tętnią skronie.

Kołomyja, gwar i ścisk,
Podaż, popyt, strata, zysk.
Tu okazja, tam przecena,
Ktoś z ukrycia ćmi goldena

Żulik zwija się na piętach,
By urobić w mig klienta.
Ten z uznaniem głową kiwa,
Lecz z uśmiechem w dal odpływa.

Wśród alejek handel kwitnie
Tłum przetacza się ambitnie
By popatrzeć, pogrymasić,
Podotykać, nie zapłacić…

Walka toczy się o byt.
Gadki jak z nagranych płyt.
Chyba wrócę już do domu
Dość kupiłem dzisiaj złomu.

Opublikowano

Cóż za hobby, złom, starocie?
- jeśli chcesz to w moim płocie
stary słupek, zardzewiały
lecz nad wyraz okazały
każę wyciąć, rdzę oskrobać
żeby mógł Ci się podobać
tylko powiedz do cholery
czy Ty robisz z nich szpalery
czy układasz może w sągi
jak leśniczy w lesie drągi?

Opublikowano

Ja nie szukam żadnych słupków,
teowników ani miedzi.
Lubię obserwować ludzi,
podpatrywać, co w nich siedzi.

Czasem ładną amplę kupię,
Lub podstawę do niej starą,
Bo zachwyca mnie "zadupie"
I jarmarczny klimat z gwarą.

Opublikowano

W ludziach siedzi zło mój panie.
To co zjedzą na śniadanie,
wyrzygają gdzieś pod płotem,
odwracając psinę kotem.

obszczekają gdzieś sąsiada
i rozdrapią co się nada
żonie dychę na winiucho
a synkowi czasem w ucho

jeszczem powiem to ci:
- gola strzeli przy niedzieli
taki gostek od staroci

Opublikowano

To biedni ludzie...

Nie do końca z Tobą się zgodzę
(możesz uznać, że jestem naiwny)
Też… przeróżnych spotkałem „po drodze”
Lecz zostanę… ludzio-pozytywny.

To, że ktoś jest zawistny lub głupi,
Lub swą małość nad wszystko wynosi
Niczym grzechów swych nie odkupi
I przyjaźni też nie wyprosi.]

„Nie ten biedny, któremu żaden sen młodzieńczy się nie spełnił, ale ten, który jeszcze młodzieńcem - już nic nie śnił.”

Opublikowano

ja do ludzi nastawiona szczerze
nawet w to co mówisz- wierzę
są na świecie ludzie dobrzy
czasem tylko ktoś się zmądrzy

ale tak na ogół patrząc jednym okiem
wolę jednak w domu święty mieć spokój
a i tutaj czasem zajrzy czyjeś wścibstwo
że ja ciągle w domu, jakby kogoś to....

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Widać z tego, żeś człek jest dobry,
Bo żonce nie sprawiasz przykrości.
Czasem jad gorszy z młodej jest kobry...
Po starszej - mniej palą wnętrzności.

Masz rację, nie ma, jak doświadczenie,
Co z młodą? Za rączkę z nią chadzać?
Dorośnie, to nawet żółciowe kamienie
Nie będą jej w niczym przeszkadzać.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Świeżo upieczony Mroczuś, wygrzebuje gorącą tożsamość, z gorącego piekarnika drzemki. Odrzuca na boki: skrawki snów, ziewków, chrapków oraz resztki baranów, które z nadzieją liczył, licząc na normalny sen, jednocześnie podjadając cukrową wełnę.    Właśnie wypluwa, loczkowany, dławiący kłak (bo i taki trafił), kiedy to słyszy za sobą: sz sz sz – szurający szeleszczący szelest. Jako że na odwadze mu nie zbywa, spogląda żwawo za siebie, by zassać wzrokiem do łebka, nie wiadomo co jeszcze. Po chwili supełek tajemnicy zostaje rozplątany, a wyżej wspomniany, napuszoną przychylną ciemnością, spogląda ciekawie wokół, by wiedzieć, kto go zaszedł nieznośnie i niespodzianie od tyłu, zakłócając posenny spokój.     E tam! To tylko Wegejająg – rozważa przed chwilą obudzony, z wystającym z ust włosem i zawiedziony na pół gwizdka, gdyż na drugie pół, raduje umysł, że przyjaciel przyszedł. Zerka na przybysza z natrętną uwagą, gdyż ów nie wygląda tak jak zwykle. Ma trochę zdenerwowane spojrzenie, przeto lekkie lśnienie grozy, migocze zjawiskowo w gałkach ocznych, a z powiek zwisają sople podniecenia sytuacją.     Oprócz rzecz jasna zwyczajowego parasola, z całunem spokoju i przyszłych wydarzeń, wplecionego w odśrodkowe, podtrzymujące przęsła.      Wegejająg trzyma czaszę ochroniarza nad sobą, szóstą, owłosioną łapą. A zatem Mroczuś także zaczyna zwyczajową wymianę zdań, gdyż ma nadzieję, że w ten sposób załagodzi sytuację, balsamem fajnej rozmowy, tudzież fajnego słowa.      Nic dziwnego, wszak od małego krążą w nim słowotwórcze cienie przodków literatów, obytych w tradycji stosowania ciekawego słownictwa, zasianego na ziemi ojców i dającego jakieś tam plony, lepsze, gorsze i zupełne dno, po wsze czasy.      –– O! Pajączek. Raczej nie jestem zdziwiony, że cię widzę. Cóż mi powiesz tym razem. –– Nie nazywaj mnie pajączkiem, z łaski swojej. Jestem Wegejajągiem. Czy mam powtarzać przy każdej okazji, czemu? –– Jak najbardziej. To nasza odwieczna gra. Ja wiem, co powiesz, a ty udajesz, że nie wiem, co usłyszę. –– Miło, że pamiętasz. –– Mówiłeś to wczoraj, ale powtórz.      –– Parasol mam przeciwmuszny, by na mnie muchy nie leciały. Od jakiegoś czasu, przestałem pałaszować owadzie mięso. Chociaż przyznać musze –– Muszę, jak już. –– No tak. Wybacz. Przyznać muszę, że mam w spiżarce trochę wydmuszek, owiniętych pajęczyną, pomalowanych przeze mnie artystycznie, bym mógł zaimponować... –– Wiem. Pisankami. Faktycznie ładne. Masz talent. A teraz mów, czemuś taki spięty, po koniuszek odwłoka? –– A nie mogę kontynuować samochwały? Proszę? –– Nie możesz. Gadaj w jakiej sprawie przychodzisz. — No cóż…    Odwieczne: „No cóż z trzykropkiem.” Musi miecz. Jaki miecz? Co ja gadam. Mieć jakieś ważny problem w głowie, skoro użył tradycyjnego sformułowania, którego używa tylko w wyjątkowych sytuacjach. Doprawdy, wygląda na roztrzęsionego na sześć nóg, nie licząc parasola. Ciekawe, co go dręczy. Nawet strzelił wiązką pajęczyny w moim kierunku. To chyba pierwszy raz, za mojego żywota.    –– Drogi Mroczusiu.    No nie. Czyżby na zdrowiu podupadł. Żywię nadzieję z kubka optymistycznych myśli, że z jego umysłem wszystko po staremu. Czyli jak zawsze. Po raz pierwszy, tak do mnie czule zagadał    –– Powiem krótko. Musimy uratować Starego Marudę herbu Koślawy Świerk. Wiewiórki go atakują ze wszystkich stron oraz z pozostałych, uprzykrzając życie. Straszą rudymi futerkami, pomalowanymi na złowieszcze barwy oraz żołędziami pustymi w środku, w których wyskrobały wredne gęby, a do wewnątrz powtykały pijane świetliki i Stary Maruda ma halucynacje, że to jakieś trupoziemcy leśne lub coś na wskroś gorszego, spoziera z wnętrza ognistym, mrocznym wzrokiem.  –– No co ty mówisz Wege. –– Ano mówię, Mroczusiu. Żebyś wiedział. Na dodatek owe owoce Tłustego Dębu, mają na głowach pomarszczone czapeczki, a w każdej wściekły duszek lasu, razi złowieszczym spojrzeniem, gdziekolwiek spojrzy. Tylko że przeważnie spoglądają na Starego Marudę, a on ze strachu, już i tak ledwo zipie. A przynajmniej sprawia takie wrażenie. Czyli rozumiesz, trzeba mu pomóc. Przecież dobro wraca, więc wiesz. Warto. To znaczy nie aż tak interesownie chciałem powiedzieć, ale sam rozumiesz. Jaki grzyb, taka robaczywość.    –– Ty Wegejająg tak dla zysku, co? –– No nie. Gdzie tam, Mroczuś. Bredzisz. –– Może i bredzę, lecz odgonić nieznośne futrzaki trzeba. Ma już swoje lata, więc nie bądźmy przesadnie pamiętliwi. To nasz były przyjaciel. Chociaż po prawdzie jarzysz zapewne, co on wyprawiał za młodu, gdy jeszcze nie był z herbu Koślawego Świerka i jaki był naburmuszony, kiedy żeśmy mu przeszkadzali w gnębieniu zwierzyny, krzycząc, że jest ladaco i lump. A i tak połowę leśnych obywateli, wygnał swoim dowcipami. –– Raczej ich czynną realizacją. –– Przesadnie czynną. –– Powspominamy? –– Nie ma czasu. Biegnijmy w newralgiczne miejsce i przestraszmy wiewiórki, to mu dadzą spokój. –– Naszym widokiem? –– Chociażby. A co? Myślisz, że nie damy rady? Jesteśmy zbyt piękni?   –– Zbyt co? Niech spojrzę w toń kałuży. Damy radę. Bez obaw. Spoko Mroczuś. –– Och Wegejająg. Może rzeczywiście masz rację z tym dobrem. Gdyby do nas wróciło ze zdwojoną siłą. –– Och bez przesady Mroczuś. Nie wywołuj wilka z lasu. –– To niemożliwe. Ostatniego wygnał swoimi żartami. –– A czemu nas nie wygnał, skoro sprawialiśmy mu kłopot? Nie chciał, nie umiał? Albo Wiewiórek? –– Hmm… chcesz powiedzieć, że on z tymi… żeby nas... by mógł nadal. –– Co? — Nic. To by było zbyt pokręcone. Przegońmy wredne, namolne, straszące bestie –– wrzasnął Mroczuś, ni stąd ni zowąd.    *    Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem, chociaż Pomarańczowe Ciciki, dały się potulnie zastraszyć, nieco zawiłym widokiem. Przestały atakować Starego Marudę herbu Koślawy Świerk, a to dlatego, że uciekły spłoszone w knieje i tylko ruda poświata, prześwitywała jakiś czas, przez okoliczne krzaki. Lecz nawet ona drgała niespokojnie pomiędzy, aż w końcu licho ją wzięło.    A zatem Mroczuś i Wegejająg, powrócili do swoich miejsc, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, mając nadzieję, że dobro do nich powróci.    I faktycznie. Po jakimś czasie, dobro chciało do nich wrócić, tyle tylko, że było strasznie zmęczone, wycinaniem drogi przez głupawy tekst i nagle zboczyło, trafiając w niewłaściwe miejsce, zmieniając co nieco, na korzyść pomylonych adresatów, nie wiadomo z jakich dokładnie przyczyn.   Całe stado „włochatych, krwiożerczych pomarańcz,” miało wyśmienitą, dobrą wyżerkę. Mroczuć i Wegejająk, skończyli jako karma dla Wiewiórek.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Już w wielu miejscach brakuje, ale to nie nowość w sumie. Takie klęski już bywały w starożytności.     Bo tak im wygodniej schować głowę w piasek jak struś na pustyni.       Dziękuję. Mężczyzn wierzących to faktycznie niewielu jest. W mojej małej grupie w zborze jest 16 osób, a tylko 3 panów. Ostatnio bardziej się zaangażowałem, ale to wszystko niestety tylko online, bo w realu to ja nie daje rady.
    • @Robert Witold Gorzkowski Dziękuję uniżenie... Postaram się niebawem nadrobić zaległości w czytaniu Twoich wierszy...   @huzarc Ale my patrioci przenigdy na to nie pozwolimy... Pozdrawiam Najserdeczniej!
    • @Rafael Marius dobrze jesteś wychowany:) wierzący, dla mnie same zalety:) idzie klęska na świat, a ludzie nie są tego świadomi:) będzie brak wody itd. 
    • @huzarc     Amen.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...