Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czym jest opowieść? Czym są słowa? To nie rząd niezrozumiałych, czarnych znaków. Słowa to wieczna pieśń, niesiona ,rozsiewa się jak kwiat, zapada głęboko w pamięć, niczym w ziemię, kiełkuje i kiełkuje. Słowo to wolność. Słowo nie ma ograniczeń. Przynosi szczęście, ból, strach, upokorzenie. Słowo to najpotężniejsza broń tego świata.

W powietrzu unosił się mamiący zapach jarzębiny, rozmarynu, kadzideł i świec. A to wszystko, aby przywołać ducha. Nad głową Kate rozbłysło zielone światło, podobne do tego po fajerwerku. Wiedziała, że nikt w tym lesie nie bawi się ładunkami wybuchowymi. Prawda była znacznie gorsza. Na polanie stały trzy czarownice. Znała je wszystkie, a one znały ją. Trio pięknych, zabójczych kobiet, którym ona, biedna Kate Pure o mysich włoskach i orlim nosie musiała stawić czoło. Ukryta za kępą ostrokrzewu przyglądała się przyzywaniu. Kobiety stały wokół pentagramu. Dookoła usunięto śnieg, płomienie tańczyły wesoło. A tajemniczy, zielony dym wypływał z małego, czarnego otworu w ziemi. Ten właśnie otwór spowodował, że Kate zadrżała w swoim ukryciu. Najmniejszy ruch spowodował drobną lawinę.
Najwyższa z czarownic zwróciła swoje przenikliwe spojrzenie w jej stronę. Nie miała wyboru. Pozostała improwizacja.
Wyskoczyła zza krzaczka uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Rebeka!- starała się nadać swemu głosu beztroskie brzmienie.
-Jesteś z przyjaciółkami? Witaj Carlo i ty, droga Phyllis!
Czarownice uśmiechnęły się, każda w inny sposób. To sprawiło, że Kate straciła całkowitą przewagę. Powietrze przesiąkło czarną magią.
-Widzę, że przyzywacie większego ducha. Co, Rebeko? Znudziły ci się twoje druzgotki?
-Własnymi rękami wyrwę ci serduszko.- powiedziała słodkim głosikiem czarownica.
Kate uśmiechnęła się niedbale.
-Nie masz takich ostrych pazurków.
Rozpoczęło się. Czerwone, zielone, białe i złote promienie przeszywały powietrze pomiędzy czarownicami, a Kate. Już po chwili zepchnęły ją na pobocze. Akcja była spalona, ale też przeszkodziła Rebece w sprowadzeniu jakiegoś większego bytu. Rzuciła w niebo jarzącą kulę niebieskiego ognia. Znak dla drużyny… Pocisk leciał wysoko, wysoko, jasno…
Czerwona kula przeszyła pierś dziewczyny. Świat zawirował dokoła. Poczuła szarpniecie w mięśniach. Zobaczyła ciemność…
Wieczory po pracy lubiła spędzać w barze. Siadała przy szynkwasie, zwierzała się kelnerowi, topiła smutki w kuflu grzanego piwa. Wyciągnęła dłoń przed siebie. Kryształowy kieliszek po raz szósty wypełnił się czerwonym winem. Kate wpiła w niego mętne spojrzenie. Gdy nerwy puszczały, a przełożony wysyłał ją na akcje samą, zaczynała złorzeczyć. Od czasów szkoły dla dziewczyny nie nastąpiła żadna zmiana. Wciąż musiała przemawiać w imieniu zespołu, wciąż tylko ona obrywała i wciąż tylko ona dominowała, nawet nad szefem. Na dodatek, co wielu pracowników ministerstwa irytowało, była najmłodsza. Kate nie czuła się na siłach tłumaczyć całemu światu swojej inności… Jednakże, cały świat miał jakieś „ale”…
-Dawno cię nie widziałem, Kate.- i tym razem kelner starał się do niej zagadnąć. Skrzyżował ręce na piersi i napiął mięśnie.
-Wyglądasz dzisiaj prześlicznie. To nowa bluzka?
-Wolałabym, żebyś nie gapił się tam, gdzie nie trzeba!- zapięła skórzaną kurtkę pod szyję. Młodzian nie rezygnował.
-Może pogadamy?
Nie wytrzymała. Żółta kula zalśniła wokół jej dłoni.
-Odejdź…- poprosiła cicho.
-Innym razem będę musiała cię aresztować za narzucanie się!- westchnęła i umoczyła usta w kuflu ciepłego wina.

Może zawaliła sprawę z Rebeką z powodu ostatniego wieczora? Myślami wybrała się na przechadzkę po plaży. Był poranek, powietrze przenikało jej skórę, gdy spała na piasku. Obok niej leżał Ptolemeusz.

Mając piętnaście lat, Kate zaprzyjaźniła się z magiem- naukowcem i przez zbieg okoliczności na niej przetestowano nowe urządzenie. Pamiętała mały wisiorek z pozwijanymi wężami, które zjadały swoje ogony nawzajem. Symbol wieczności… Byle medalik przeniósł ją w przeszłość. Do Aleksandrii z przed naszej ery… Tam poznała Ptolemeusza, gdzieś w odległym czasie, zakochała się. I wróciła, ale bez niego. Razem z profesorem podjęli działania. Dla niego to był eksperyment, dla niej- szansa na szczęście. Ukradli ciało zmarłego kelnera i wwołali w nie ducha. Plan się powiódł. Ptolemeusz dostał kolejne trzy lata nowego życia… Do ostatniej noc…
Kate kuliła się na plaży. Ptolemeusz siedział obok, wyciągając się na piasku i z zachwytem patrząc na wschodzące zza morza słońce.
-To dziwne...- powiedział nagle. Kate uniosła się na ramionach.
-Znowu jestem żywy… I to tak… Tak…- nie potrafiła powiedzieć, czy mówił z irytacją czy z zachwytem. Czy cieszył się, że od trzech lat znowu jest na ziemi?
-Nie, nie jesteś żywy…- podciągnęła nogi pod siebie.
-Twoje ciało przestało istnieć... Pozostała tylko dusza. A ja bawię się twoim istnieniem… Bo cię kocham…
Zdecydowała się. Odesłała go w nocy… Kolejne wspomnienia migały w jej głowie. Puste, bezimienne obrazy z ostatnich tygodni. Przypomniała sobie swoją uczennicę, Ruby. I to, jak ją straciła…
Była noc, a ją z ciepłego łóżka wygonił hałas. Poszła za dźwiękiem.
Wbiegła w momencie, gdy Ruby przywoływała ducha. Wypchnęła ją z pentagramu, kopnęła czarę z kadzidłami. Żarzące się węgielki rozsypały się po pokoju zacierając kontury pentagramu.
-Zwariowałaś?!- potrząsnęła dziewczyną za ramiona.
-Zaświaty to nie zabawka! Mogłaś zginąć i zabić nas!!!
Dziewczynka wyrwała się z jej uścisku.
-Ale ty mogłaś wezwać Ptolemeusza! Wszystko widziałam! Jak wszedł w tego kelnera i jak został w twoim pokoju…
Zamachnęła. Jej ręka zawisła nad twarzą dziewczyny.
-Wylatujesz!- warknęła, odwracaj się na pięcie.
To był straszne, ale też nie żałowała Ruby. Bała się tylko tego, co zrobiła Ptolemeuszowi. I tego dnia, o świcie spotkała swoich przyjaciół w biurze. Nola, drobna dziewczyna, sekretarka, zawsze pogodna i wesolutka i tym razem tryskała radością.
-Miłość to istna słodycz!- Nola obracała w palcach błyszczącego żelka w kształcie serca. Kate zlustrowała ją wzrokiem.
-Miłość to także gorycz, Nolu. Nie spodziewaj się, że nigdy cię nie dosięgnie.- jej ton mentora spowodował tylko przerzucenie oczu.
-Przesadzasz. Przecież z tym Egipcjaninem byłaś kilka lat… Co się z nim stało? Zostawił cię?
Kate zawahała się.
-Powiedzmy, że odszedł.
Ptolemeusz nie był jedynym mężczyzną w jej życiu. Zbyt wiele ich dzieliło… Może dlatego zgodziła się na spotkanie z przyjaciółkami, taki mały, babski wieczór.
Okazało się to wielkim błędem. Abigaile, starsza dziewczyna, zmysłowa, piękna i tajemnicza postawiła jej karty. Myśl o innej miłości przyprawiała ją o mdłości. Ale Ptolemeusz odszedł…
Abigaile rozłożyła przed nią karty. Jej bystre, niebieskie oczy onieśmielały ją. Wokół pentagramu paliły się świece zapachowe i aromatyczne kadzidła. Obie postacie ukrywała już ciężka, siwa masa dymu.
Abigaile brodziła palcami po grzbietach kart, po czym, nie spuszczając czujnego wzroku z dziewczyny, uniosła jedną ku twarzy. Jej lekki uśmiech wywołał drżenie.
-To kochankowie…- ciemny obrazek zawisł przed jej twarzą.
-A to nie walentynki!- wstała, prawie wychodząc spoza pentagram. Abigaile złapała ja za przedramię.
-Jeżeli teraz odejdziesz, on nie przybędzie…

Opublikowano

Kate i Pająk to dwie różne postacie z dwóch różnych rzeczywistosci.

Co do Smoków i Liści są drugą lub trzecią częścią innego opowiadania. W poprzedniej części (której najwyraźniej nie przeczytałaś) Pająk dowiaduje się o śmierci rodziców.
Dzięki i pozdro ;)
Trolli

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie, faktycznie. Być może dlatego w "Smokach..." tak mi wszystko do siebie nie bardzo pasowało. W takim razie odwołuję komentarz stamtąd i postaram się przeczytać resztę. Dzięki za wyjaśnienie. :)

Pozdrawiam, R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Katyń*             Od wielu lat Zbrodnia Katyńska jest dla polskich polityków narzędziem uprawiania polityki na tak zwanym odcinku rosyjskim. Już samo to jest procederem obrzydliwym - urągającym pamięci ofiar.            Piszę to jako potomek takiej ofiary, mój dziadek - Jan - zginął w Charkowie - w katowni NKWD, a jego nazwisko jest umieszczone w katedrze polowej i w Muzeum Katyńskim.             Nigdy nie można było wyrazić zgody na to na to, aby ta zbrodnia, zwłaszcza: po ujawieniu pełnej o niej prawdy - po zbudowaniu cmentarza wojennego w Katyniu, uchwale Dumy i złożeniu hołdu ofiarom przez Władimira Putina - była nadal przedmiotem gry politycznej. To właśnie w Katyniu politykę uprawiał Donald Tusk - biorąc udział w spotkaniu na tym cmentarzu z przywódcą Rosji i była to jednak wtedy polityka w dobrej wierze - oparta na wspólnej pokorze wobec historii - na uznaniu prawdy i wytyczeniu drogi na przyszłość.             Przypomnijmy, iż właśnie wtedy - 7 kwietnia 2010 roku - Władimir Putin powiedział:   I przed tymi grobami - przed tymi ludźmi, którzy przyszli tutaj uczcić pamięć swoich bliskich - można byłoby powiedzieć: zapomnijmy raz na zawsze o tym wszystkim, jednak: byłoby to iście dwulicowe, jesteśmy zobowiązani, aby zachować pamięć o tak okrutnej przeszłości i będziemy to zawsze robić - niezależnie jak gorzka jest prawda.             Władimir Putin zaznaczył, iż przez dziesięciolecia próbowano zatuszować prawdę o Zbrodni Katyńskiej**, jednak: nie można obarczać nią Narodu Rosyjskiego i po raz kolejny przypomniał: ocena tej stalinowskiej zbrodni została już dokonana i nie podlega żadnej rewizji. Rosyjski premier zastrzegł, iż nie można zapomnieć o tej okrutnej przeszłości i należy działać na rzecz historycznej sprawiedliwości. Dodał, że tej historii nie można pisać przez złość i nienawiść i na polityczne zapotrzebowanie.             W Polsce odebrano te słowa bez uznania ich wagi. Już kilka dni później, Lech Kaczyński zamierzał rozpocząć swoją kampanię prezydencką właśnie w Lesie Katyńskim. Zakończyło się to tragedią, która zamiast otrzeźwić umysły, stała się pretekstem do gigantycznej kampanii nienawiści wymierzonej w Rosję. Nie od razu, bo przecież w kilka dni po katastrofie, i po fali sympatii i żalu ze strony rosyjskiego społeczeństwa – Jarosław Kaczyński wygłosił swoje orędzie do narodu rosyjskiego z pamiętnymi słowami „Bracia Rosjanie”. Już jednak w kilka tygodni potem oskarżył Rosję o zamach, grzebiąc – na zimno i z rozmysłem – rodzący się w bólach proces pojednania polsko-rosyjskiego. Dzisiaj w jego buty wchodzi Donald Tusk, który chyba zapomniał jaką politykę prowadził przed 15 laty. Przemawiając 13 kwietnia 2025 roku znowu gra politycznie Katyniem i pamięcią ofiar. Mówi: „Dzisiaj nie możemy milczeć. Ofiara 22 tys. oficerów, podoficerów, Polek [nie wiem po co ten polipolitycznie poprawny wtręt, skoro w Katyniu zginęła tylko jedna kobieta – Janina Lewandowska, córka gem. Józefa Dowbor-Muśnickiego – JE], Polaków, elity polskiego narodu, ta ofiara jest niezwykle donośną, krzyczącą lekcją nie tylko historii, ale lekcją, której musimy dziś wysłuchać ze szczególną wrażliwością. Co prawda tamto zło zostało pokonane (…), ale zło, które było źródłem tej zbrodni, ono nadal czai się wokół nas”. W trakcie wystąpienia przypomniał rosyjski atak na Sumy w Niedzielę Palmową, w którym zginęło co najmniej 21 osób. „Rosyjskie rakiety spadły na modlących się, na idących na msze kobiety, dzieci, mężczyzn. Kilka godzin temu. Na ulicach miasta leżą zwłoki tych, którzy zginęli w tym szczególnym dniu śmiercią tak samo tragiczną, bo zadaną przez to samo zło. Tak bez sensu, bez litości” – powiedział premier. „To zło jest wciąż namacalne widoczne. I tak jak od wieków, tak i dzisiaj to zło zagraża. Zagraża naszym sąsiadom, zagraża pokojowi, zagraża, co czujemy każdego miesiąca coraz dotkliwiej, Polsce i Europie. To jest to samo zło. Czy dzisiaj Sumy w Niedzielę Palmową, czy tragedia Buczy, czy zbrodnie reżimów z innymi przywódcami, w różnych epokach historycznych, ale to zło jest bliźniaczo do siebie podobne” – dodał. Było do przewidzenia, że Tusk nawiąże przy okazji rocznicy katyńskiej do Ukrainy, mimo że nie ma to żadnego odniesienia historycznego. Robią tak wszyscy polscy politycy, którzy każdą rocznicę, czy to 17 września, czy Katynia, czy powstania warszawskiego – wykorzystują do lansowanie tez ukraińskiej propagandy. Donald Tusk mógł powstrzymać się z odniesieniami do Sum, skoro na temat tego wydarzenia mamy sprzeczne informacje. Nawet według ukraińskich deputowanych, w Sumach odbywało się w centrum miasta huczne wręczanie odznaczeń ukraińskim żołnierzom, uczestnikom operacji w obwodzie kurskim. Nie po raz pierwszy ukraińskie dowództwo naraża ludność cywilną na takie ataki, a to kiedy urządza w teatrach i hotelach szkolenia operatorów dronów czy zloty z udziałem zagranicznych najemników. Potem można cynicznie obwieścić na cały świata, że Rosja atakuje hotele, teatry, szpitale, żłobki, teraz zaś „modlących się w cerkwi”. Powtarzanie tez ukraińskiej propagandy w rocznicę upamiętniającą ofiary zbrodni katyńskiej jest moralnie naganne, by nie powiedzieć obrzydliwe. To nadal polityczny taniec na grobach. Pomijam już to, obchody katyńskie w dniu 13 kwietnia, a więc w rocznicę komunikatu niemieckiego Ministerstwa Propagandy kierowanego przez Josepha Goebbelsa, są niestosowne. Stosowna data obchodów to 5 marca – dzień wydania rozkazu rozstrzelania polskich oficerów. W roku 2009 nieżyjący już, nieżałowany prof. Bogusław Wolniewicz, na falach Radia Maryja, stwierdził: „Wszelkie próby, by umniejszyć wyjątkową grozę zbrodni katyńskiej, są z góry daremne. Tej zbrodni umniejszyć się nie da. Nie potrzeba też przyklejać do niej etykiety „ludobójstwa” ani żadnej innej, bo ona stoi ponad wszelkimi etykietami, jest sui generis. Sami jej tylko nie desakrujmy, czyniąc z niej obiekt przetargów politycznych lub zgoła tytuł do jakichś roszczeń materialnych. Rosja uznała swoją winę głębiej, niż ktokolwiek mógł był się spodziewać; zgodziła się także, by w miejscu zbrodni stanął krzyż. Nic więcej nie było tu do zrobienia, więc czego jeszcze od nich chcemy? Nie rozmieniajmy świętości narodowej na drobne. Nie mieszajmy też tamtej sprawy ze sprawą 17 września 1939 roku. Co do tamtej Rosjanie czują się winni, co do tej zaś nie. Albowiem istotnie: to nie wkroczenie ich wojsk na terytorium Polski przesądziło wynik naszej walki z Niemcami. W połowie września, skoro nie ruszyła się Francja, wynik ów był już przesądzony i głupstwem jest dziś mówić o „ciosie w plecy”. Złem było nie samo to, że wkroczyli, lecz to, jak się potem wobec nas zachowali: od nikczemnej mowy Mołotowa poczynając, a na tamtej strasznej sprawie kończąc, na której zresztą jego podpis też figuruje. Wszystkie owe zaszłości trzeba najstaranniej przechowywać w pamięci naszego narodu i opracowywać dalej historycznie. Nie ma natomiast żadnej potrzeby, by wciąż od nowa podtykać je Rosjanom pod nos. Pamiętać to nie to samo, co publicznie obnosić się ze swoimi żalami. Czy to nie jasne?”. Jak się okazało nie dla wszystkich. Radio Maryja nie mogło przerwać transmitowanej na żywo wypowiedzi Bogusława Wolniewicza, ale od tej pory był w tej rozgłośni persona non grata. Jego wypowiedzi nie chciał opublikować „Nasz Dziennik”, więc z zgodą Autora – opublikowaliśmy ją na łamach „Myśli Polskiej”. Od tego czasu nic się u nas nie zmieniło. Za parawanem troski o pamięć i tożsamość kryją się nieczyste intencje i pogarda dla ofiar, które są obiektem brudnej i cynicznej polityki.   Jan Engelgard   *zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian    **jest to zbrodnia wojenna, natomiast: współcześnie wciąż jest tuszowana zbrodnia ludobójstwa dokonana na ludności cywilnej - na Kresach Wschodnich przez nazistów z OUN-UPA i powinna ona być zbadana przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze     
    • @Domysły Monika czuję jakąś niemoc w tym wierszu. Krzyk pod lirycznego uwięziony subtelnie między wersami. Ta płonaca nadzieja jeszcze bardziej podkreśla samotność i niezrozumienie...Wiersz bardzo ciekawy, intrygujący I wieloznaczny. Pozdrawiam.
    • @Domysły Monika Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam. @Mitylene Tak, często słuchamy ale nie słyszymy, patrzymy nie widząc. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
    • @mariusz ziółkowski "zdania ocieraja się o słowa", bo są czytane i interpretowane za szybko i niedbale. A przecież w każdym słowie jest siła i moc sprawczą i każde może znaczyć tak wiele...a jak jeszcze dochodzą do tego gesty i spojrzenia to robi się już zawiłe i można się znaleźć na manowcach. Ciekawy wiersz. Pozdrawiam.
    • @Florian Konrad ciekawie naszkicowałeś wierszem motyw wieczoru, jakby objęty był marazmem. Jakby zastygł w " swojej zadumie". A tu myśli nie odstępują na krok, " drapią w głowę" i zaczyna się rozkładanie zdarzeń dnia na czynniki pierwsze.Ta zaakcentowana " małość" jest ukazana w przeciwieństwie do wagi problemów, które nie dają zasnąć. Niebanalna metafora " tkanka plotek" dosadnie podkreśla, jak jakiś mały  fragment z życia może mieć potem znaczenie na przyszłość... Niebywale interesujący monolog pod lirycznego. Pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...