Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dzieci żywiołów


Trolli

Rekomendowane odpowiedzi

Tyne szarpała się i wiła, ale nie potrafiła uwolnić. Krępowała ją jednak jej własna wola. Magiczna sieć nie miała szczelin, ani luk. Tyne nie miała szans. Mimo to chciała podjąć walkę ze swoimi słabościami. Walka
o przetrwanie, o życie dawała jej satysfakcję. Wysilając umysł, walczyła. Magia otaczała ją jak kokon, jej sploty były ciasne i szczelne. Czuła, prawie dotykała jedwabnego całunu czarów, które ją więziły. Ale nic więcej nie mogła zrobić.
Stara, ślepa kobieta zaśmiała się piskliwie. Strażników przy drzwiach uchwyciła zimna ręka strachu i powoli zaciskała się wokół ich serc, gdy starucha wyciągnęła jedwabny całun. Tyne skręciła się z bólu. Tysiące, miliony pustych oczodołów i roztwartych w bezgłośnym krzyku ust wyzierało z poza całunu, który stara zarzuciła na nią. Pachniał tak jak ona, nieczystościami i zgniliznom. Na dodatek miał jedną specyficzna właściwość. Tyne pod przykryciem poczuła, jak jej płuca kurczą się i wysychają. Szarpała się, chcąc odeprzeć niewidzialne dłonie drapiące jej oczy i zaciskające liszajowate palce na szyi. Przez cały czas stara kapłanka śmiała się cicho.

*
Maura uderzyła mężczyznę w szczękę, lekko, bo bała się, że połamie sobie palce. Widząc, że nie uzyskała pożądanego efektu, dodała także kopniaka w krocze. Ale napastnik, chociaż zwinął się z bólu, trzymał ją mocno. Za mocno. Maura jęknęła z bólu. Mężczyzna uniósł wreszcie wzrok. Nie był wcale rozgniewany, raczej poirytowany. Wykręcił jej rękę, aż krzyknęła. Poczuła jego dłoń na swojej.
-Odwal się, zboczeńcu!- warknęła, wierzgając nogami. Nagle poleciała do przodu. Mężczyzna puścił ją. Mimo to jego bystre, szare oczy wciąż ją śledziły.
-Masz na dłoni znamię Gwiazdy?- spytał, otrzepując rękaw szaty. Maura zerknęła na znamię na dłoni. Potem zwróciła spojrzenie na mężczyznę.
-Nie…- odpowiedziała z wahaniem, przyglądając mu się uważnie. –To Słońce. Jest tylko drobna różnica między nimi…
-Wiem.- mężczyzna kiwnął potakująco głową. –Gdzie jest ta druga?
Maura opuściła ramiona, zrezygnowana.
-Oni ją zabrali…- szepnęła, gładząc swój kij i drobne runy na nim wyryte.
-Kto?- usłyszała szelest szat. Mężczyzna zbliżył się o kilka kroków.
-Tamci… Kapłani i mnisi z latających cytadeli. – uniosła na niego lśniące od łzę oczy. –Czy oni ją zabiją? Przecież nie mogą…! Ona jest jak Alfa, a jestem jej Omegą! Jesteśmy dla siebie i do siebie! Czy oni tego nie rozumieją? Czy nie mogą nas w końcu zostawić…?
Mężczyzna delikatnie dotknął jej ramienia. Pod brudną brodą kryło się wiele blizn i zadrapań.
-Kim ty jesteś?- chlipnęła. Mężczyzna uśmiechnął się.
-Byłem magiem w latających cytadelach…

*
Maura uczepiła się brudnej szaty czarodzieja. Od lotu na gryfie, który tak jak jego pan, pachniał piżmem, robiło jej się niedobrze.
-Dokąd lecimy!!!???- Maura starała się przekrzyczeć wycie wiatru.
-Do latającej cytadeli!- krzyknął, a jego głos poniósł wiatr. Nim Maura zdążyła coś powiedzieć, dodał:
-Odbijemy twoją przyjaciółkę!
Dziewczyna z całych sił uczepiła się tej myśli. Chociaż ona i Tyne często się sprzeczały, Maura nie wyobrażała sobie życia bez tej drugiej. Zresztą, kiedy Tyne umrze, ją także dosięgnie śmierć. Będzie cierpieć, błagać o dobicie. Życie będzie opuszczać ją z każdą kropla krwi, aż jej ciało wyschnie na wiór i obróci się w proch.
-To już niedaleko!- ostrzegł mag. Maura zapłakała gorzko nad swoim losem. Tam, gdzie Tyne powinna być i ona. Razem winny dzielić śmierć i życie. Razem, na wieki…

*
Mag ze wstrętem odrzucił całun, który zdawał się być wielkim, gnijącym siniakiem na podłodze w wierzy. Pod nim leżało jakieś skurczone ciało. Maura poczuła, jak wysychają jej usta, a wargi szczypią w kącikach. Czarne włosy zakrywały twarz leżącej, ale Maura i tak wiedziała, kto przed nią leży. Wyciągnęła przed siebie drżącą rękę, lecz nie dotknęła Tyne.
-To ona?- spytał cicho mag. Maura nie odpowiedziała. Obwiniała siebie o to wszystko, co spotkało dziewczynę. Powinny się trzymać razem, pilnować nawzajem…
-A ja nawet nic nie poczułam…- uklękła i odgarnęła włosy z twarzy Tyne. –Wiesz, nigdy jej tego nie powiedziałam, ale kochałam ją jak siostrę…
-Jest ktoś, kto może jej pomóc…

*
Nuria zagrzechotała kajdanami.
-Czy nie zauważyłeś, czarodzieju, że są jednak rzeczy, które mnie tu trzymają?- syknęła
z sarkazmem. –A to nie są zwykłe łańcuchy. Wyjdę z tego pomieszczenia, a one oplotą mi się koło kostek, aż nie zmiażdżą ich. W tedy w zupełności nigdzie nie pójdę!
Neal rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Co dla nich robisz, Nurio?- spytał oschle. –Konserwujesz czaszki, otwierasz portale?
-Uzdrawiam, czarodzieju. Daje im to, o czym marzą… Młodość i nieśmiertelność.
Neal znów przyjrzał się dziewczynie. Była chudsza niż zwykle, na jej twarzy gościł cień uśmiechu, jakby to, co ją śmieszyło, stało przed nią. Zobaczył łzy bujające na rzęsach, cienie pod oczami, sine paznokcie w zmarzniętych dłoniach.
-Źle cię traktują?- spytał niepewnie. Odwróciła do niego twarz, zadając sobie pytanie, czy zdoła zrozumieć to, co chce mu powiedzieć.
-Ja umieram…- szepnęła. Nealowi zaparło dech w piersiach.
-Moi rodzice mnie porzucili. Dla mnie nie ma nadziei… Ci, których kochałam, już dawno odeszli… Nie wrócą. Może zdołam ich dogonić…
-Nie mów tak!- Mag postąpił o krok.
-Ty też jesteś już stary. Może umrzemy razem?
-Na to wygląda!- stara, garbata kapłanka Gaye weszła do komnaty. Na jej widok Neala przeszedł dreszcz. Czy to możliwe, żeby jeszcze żyła?
-Co zrobiliście Nurii?- spytał z wyrzutem. Gaye z łatwością przestąpiła krąg, w którym siedziała dziewczyna. Chociaż była ślepa, widziała wszystko. Położyła zrogowaciałe dłonie na smukłych ramionach dziewczyny. Neal patrzył jak zmienia się wyraz twarzy Nurii. Jej policzki zrobiły się fioletowe, wargi posiniały jakby się dusiła.
-Nic wielkiego!- odparła ze skrzekiem Gaye. Oddech Nurii stawał się coraz bardziej świszczący.
-Kiedy ją nam dostarczyłeś, nie wiedzieliśmy, jak wielką ma moc. Traktowaliśmy ją dobrze…- Nuria jęknęła. –Nikt nie zrobił jej krzywdy, jeśli tego się obawiałeś.
Nie, pomyślał Neal. Nuria potrafiła się chronić, umiała zabijać… Z własnej woli nigdy nie służyłaby Gaye.
-Nuria i ja mamy umowę. – wyjaśniła cicho Gaye zatapiając żółte pazury we włosy bogini. Dziewczyna skuliła się na krześle. Każdy dotyk kapłanki sprawiał jej fizyczny ból.
-Ona zwróci mi moją młodość, a ja wskrzeszę jej miłość.
Neal spojrzał na Nurię.
-Nim spełnisz swoja część kontraktu, ona umrze…- szepnął. Gaye wzruszyła ramionami.
-To już jej sprawa…
W tym momencie Nuria zsunęła się z krzesła, zanosząc kaszlem. Neal, rzuciwszy się, aby jej pomóc, zobaczył dwie rzeczy. Pierwszą była krew w dłoniach Gaye, którą kapłanka zlizywała niczym słodki napój. Drugą linia kręgu, który przekroczył…

*
W jednej chwili ciało Neala przeszedł tak straszliwy ból, że czarodziej błogosławił śmierć. Jednak nie umarł. Upadł ciężko obok Nurii, a jej drobne ramiona przygarnęły go do siebie.
Gaye śmiała się z nich.
-Czyżby on też był twoim kochankiem, Igło?- spytała starucha. Jej uroda już dawno przeminęła. Nuria zaś nigdy nie miała się postarzeć. W swym wiecznym, ziemskim życiu usiłowała zabić samotność. Ale jej miłości umierały, jedna po drugiej, tak więc Igła wolała zamknąć się na świat i ludzi. Neal spojrzał na nią, ale ona tylko odwróciła twarz, wstydząc się braku wierności do pierwszego mężczyzny, którego pokochała. Który odszedł tak dawno temu, że Nuria prawie zapomniała jego twarz…
-Jakie to przykre…- Gaye bawiła się ich położeniem, Nuria kurczowo ściskała zniszczoną szatę maga, bojąc się, że go straci.
-Zostawiam was, gołąbeczki!- gdy tylko kapłanka odeszła, Nuria mocno objęła Neala.
-Tak mi przykro.- szepnęła w jego brodę. –Po co przyszedłeś? Czego chciałeś?
-Chciałem wskrzesić pewną dziewczynkę, Nurio…- szepnął. Dziewczyna spojrzała na niego.
-Ach tak, wskrzesić… - szepnęła, odsuwając się na bok. – Jak już powiedziałam, umieram…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siemka et Pozdro!
Przeczytałem opowiadanie, niewiele zrozumiałem...
Opisy jak zwykle - niezłe...
Treśc jak zwykle - niewiele da się pokapowac...
Niemniej życzę powodzenia, nie poruszaj wielu wątków, wystarczy jeden, by czytający mógł docenic kunszt.
"Niech moc będzie z Wami"/ nie wiem, co cytuję
Pozdro once again
Przemek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...