Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Soundtrack


Rekomendowane odpowiedzi

Andy. Nikt nigdy nie wiedział, skąd się wzięło to przezwisko. Nikt nawet nie pamiętał, jak Andy miał na imię. Na pewno nie Andrzej. Wysoki, nieco chuderlawy. Cofnięte czoło i odstające uszy. Zawsze sprawiał wrażenie ospałego, wręcz notorycznie przymulonego. W jakim wieku? Nikt mu w dowód nie patrzył. Z twarzy zupełnie nijaki. Może dwadzieścia cztery, może dwadzieścia dziewięć. Spotkaliśmy go w zeszłym roku. Przyjechał z Gdańska i pisał mało ciekawe reportaże dla jednej z gazet. Z rodzaju tych, którzy nie zrobiliby nigdy żadnej głupoty. Nie ćpał, nie pił za dużo. Nie mówił zbyt wiele. Niby nijaki, ale chyba typ intelektualisty. Bart był kiedyś w jego mieszkaniu. Rozbawiony mówił, że nad łóżkiem zawiesił oprawioną w ramki „Potęgę smaku” Herberta.

Kara. W dowodzie Katarzyna. Blond włosy, może nieco przysadzisty korpus, ale ogólnie atrakcyjna dwudziestoparolatka. Minimalnie bliżej dwudziestki niż trzydziestki. Na co dzień uczy angielskiego po różnych kursach, dorabia na boku tłumaczeniami szmatławych czytadeł modnych amerykańskich autorów. Wieczorami bawi się w klubach stolicy. Jeździła w poszukiwaniu bounce’u na open’er. Jej religia to technotrans, którego jest wierną wyznawczynią.

Bart. Na co dzień brat Kary. Starszy ze dwa lata. Modna fryzura, włosy podniesione do góry na żelu, wywinięty we wszystkie strony czub. Aktualnie doktorant filozofii, aczkolwiek daleko nie zajdzie na uczelni. Jego metody nie mają raczej charakteru naukowego. Jest chyba tylko fascynatem życia.

Wreszcie czwarty. Boguś. Boguś miał wszelkie powody, żeby być właśnie Bogusiem. Nigdy Bogusławem. Może to jego rozlazła, pucułowata twarz, lepkie od potu dłonie. Nie sprawiał wrażenia specjalnie bystrego. Przeciętny, mało atrakcyjny, z wyraźnie seplenioną głoską r. Powiedz „łabałbał”. Czasem tylko nazywali go Biggie, odkąd kiedyś po sporej dawce goudy usiłował rapować jak niejaki Notorious.

Andy może nawet mógłby się którejś podobać. Niekiedy jego zamyślona twarz przyciągała różne dziwne dziewczyny. Mało zadbane, niepiękne, ale i nie bazyliszki, o zgłodniałych twarzach, pełnych pragnienia faceta. Po paru zdaniach wymruczanych przez Andy’ego ich zainteresowania mijało.
- Nudny jak książka telefoniczna – powtarzały niektóre. Nie to, co brat Kary – rąbnięty, szalony Bart. Zawsze miał wokół siebie mnóstwo dziewczyn, które czarował opowiadanymi mniej lub bardziej zmyślonymi historyjkami. Niedawno, jakieś dwa tygodnie temu, chwalił się o ostatnim pomyśle na urozmaicenie zajęć studentom pierwszego roku.

„Nie przygotowałem się jak zwykle do zajęć, więc podjąłem kolejną wielką improwizację.
A dzisiaj, moi drodzy, napiszcie swój nekrolog. Jedną stronę A4. Dokładnie to, co zdziałaliście. Nie mniej, nie więcej. To, co chcielibyście, żeby o was napisano w tym momencie, w tej chwili, gdyby wczoraj w metrze wybuchła bomba lub pijany kierowca wjechał w pełny przystanek.
A potem napiszcie drugi nekrolog. Napiszcie go dla siebie samych, gdybyście mieli siedemdziesiąt lat. Co chcecie zrobić do tego czasu. Jak chcecie być wspominani.
Nikt nie musi oddawać. Jeżeli ktoś chce, może anonimowo zostawić kartkę na moim stole. Kto skończy, może wyjść.”

– Wyszedłem z sali zapalić. Posiedziałem trochę na zewnątrz budynku. Wróciłem po półgodzinie. W pomieszczeniu już nikogo nie było, ale na stole o dziwo leżało kilkanaście arkuszy. Wziąłem pierwszy z zaciekawieniem. Był krótko zapisany. Krótko, zwięźle i dosadnie. „Spieprzaj na bambus marnawy psychoanalityku.” Złożyłem kartkę i schowałem do kieszeni. Resztę włożyłem do teczki.

Bart wyciągnął się leniwie na łóżku.
– Dobrze wiem, kto to napisał. Krótko obcięty chłopaczek spod okna. Zawsze założone ramiona, przenikliwy, pogardliwy wzrok i wzruszenie ramion, gdy się do niego odezwę.
Ze trzy kartki od moich stałych fanek, wpatrujących się ślepo z pierwszej ławki. Coś w stylu „ból czuje każdy, dlaczego więc tak nas śmierć zaskakuje” albo „czy niebo tak kłamie czy naprawdę anioła mam” – Bart zarechotał basem – Rozkoszne teksty. Nie o to mi chodziło. Poza tym parę zapisków od kilku pozerów-bufonów, z lubością wdających się w pseudofilozoficzne dyskusje. I jeszcze jeden autor, w zasadzie autorka, nawet podpisana na kartce. Aneta. To chyba ta chuda, rudawa, w okularach. Nie traciłbym na nią czasu.

Napisała krótko. Nie o sobie. Napisała „Bartosz K. Żył dwadzieścia parę lat. Próbował filozofii.” I jej podpis. To wszystko. Napisała o mnie to, jak by ktoś na mnie patrzył.

Boguś przerwał rozbawiony: - I masz mądłalo. To właśnie wszystko, co sam złobiłeś. Wszystko czyli nic. Płóbowałeś, a płóbami wybrukowali sam wiesz co.
Czyli zrobiłem to samo, co ty – Bart nie pozostawiał nigdy żadnych niedokończonych kwestii. – To samo co ty, Andy czy Kara.
Andy nawet się nie poruszył. Siedział dalej na kanapie, na pozór senny, ale oczy patrzyły bystrym okiem. Chyba nigdy o nic nie dbał, tak samo jak nigdy nikt nie dbał o niego.

- Ty niewyłośnięty myślicielu. Twoje teorie, są bez żadnego sensu. To tylko zabawy beż żadnego przesłania. I ta dziewczyna to udowodniła.
- To nie chodzi o mnie, tylko tych niedorosłych studentów. A sam też się przy nich uczę – Bart podjął próbę dyskusji.
- Haha. Przecież masz w dupie doktorat. Lubisz tylko popisywać się, że prowadzisz zajęcia na uniwerku.
Bart machnął ręką i wyszedł z pokoju. Kara była już na lekkim haju po swojej zwykłej, białej tabletce ze znaczkiem a la mitsubishi. Już oczy zaczęły jej szaleć po pokoju, ale jeszcze przed wyjściem do klubu miała ochotę na docinki do Bogusia.
- Co kogo obchodzą takie głupoty. I weź spójrz w lustro. Tylko krytykujesz, Biggie. Znalazłbyś kogoś, przestałbyś jęczeć.

Bogusia ostatni raz widziano w poprzedni piątek. Wychodził z bloku na Muranowie, szedł w kierunku Fortów Bema. Pociągi rzadko przejeżdżają pod wiaduktem pod Prymasa Tysiąclecia. Teraz akurat jechał. Boguś najwyraźniej nie spojrzał nigdzie, szedł jak zwykle z głową przy ziemi, wsłuchany w siebie.
Znaleziono jego dziennik. Niektórzy byli wstrząśnięci. Niespodziewana śmierć zawsze jest szokiem.

Sytuacja when the dreams come true zajmuje pierwsze miejsce na liście moich sennych koszmarów.
To będzie dzień sztuki latania, gdy znajdę swoje jedenaste piętro i spojrzę w dół. Dół będzie majestatycznie roznosił woń wieczności. Dramat powinien mieć puentę. Czekanie na Godota uwieńczy moment oświecenia. Pierwsza i ostatnia nirwana, jakiej dane mi będzie doznać.


Boguś na pewno nie dotarł do krainy marzeń, a sztukę latania zgniotło czterdzieści ton stali. Na pogrzebie Bart z wrodzoną delikatnością powiedział:
– I to byłoby tyle a płopos nekłologów.

Andy wyjechał z kraju dzień później. Od jakiegoś czasu coś wspominał, że chciałby wyjechać na stałe, spróbować restartu i znaleźć spokój gdzieś indziej. Wyjazd był jednak szokiem. Nazajutrz przyszła do naszego mieszkania rudawa dziewczyna o pulchnej twarzy. Nie wiem jak nas znalazła, podobno Andy poznał nas z nią na jakiejś imprezie. Nic nie pamiętaliśmy.
- Szukam od paru dni Wojtka, nie widzieliście go może?
- Wojtka? Nie znamy żadnego.
- No, Andy’ego. Nie ma go w mieszkaniu, nie odbiera telefonu. Nie wiem, czy coś mu się nie stało
A więc Andy był Wojciechem.
- Wyleciał wczoraj do Dublinu.
Rudawą laskę zatkało. Podobno chodziła z Andym od kilku miesięcy. Andy vel Wojciech najwyraźniej nie raczył jej poinformować o tym drobiazgu.


– Życie to gówno bez żadnego schematu, co? – Kara skończyła opowiadać. - Taki soundtrack, do którego nikt nie chce, ale każdy musi tańczyć.
Do tej cały czas mówiła patrząc na smolne niebo asfaltu. Teraz podniosła wzrok w kierunku lekkiej poświaty, która powoli wynurza się po czwartej nad ranem w letnie poranki. Siedziała obok mnie na murku na tyłach brudnego, zatłoczonego, pozbawionego klimatyzacji, klubu na skraju Bródna. Nie wiem, po co to opowiedziała mi tę mętną historię czwórki nieznanych mi osób. Nie widzieliśmy się nigdy wcześniej ani nigdy później. Pomogłem jej wyjść z lokalu, gdy stała z zamglonymi oczami pod ścianą i usiłowała złapać równowagę. Ode mnie dowiedziała się tylko, jak mam na imię.
- Dzięki za pomoc…
- Karol.
- Dzięki za pomoc, Karol.

Odprowadziłem Karę do autobusu. Pierwszy tego pięć zero sześć nadjechał wypełniony półprzytomnymi nastolatkami, wracającymi z imprez na kacu lub jeszcze haju albo pełnym upojeniu alkoholowym.
- Pa Karol.
- See ya Kara – ostatni zamglony uśmiech i znikła we wnętrzu żółto-czerwonego pojazdu. Odszedłem od przystanku do betonowego pasażu zieleni pomiędzy Kondratowicza a Wyszogrodzką. Nad białymi bryłami bloków Bródna wypełzał świt. Ławeczka była pusta. Usiadłem z Lucky Strike’iem. W słuchawkach Days Go By Dirty Vegas. Właśnie tak. Days go by.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płóbowałeś, a płóbami wybrukowali sam wiesz co.
Twoje teorie,
- Boguś nie wymawia "r" a tekście raz jest raz nie ma tej litery, więc to małe niedociągnięcie. No chyba, że wymawia głoskę "r" ale nie zawsze
Teraz akurat jechał. może warto dodać - "jakiś jechał" albo "jeden jechał"

Nie przyglądałem się dokładniej. Wymaga dopracowania, ale dość ciekawe.
Pomysł z nekrologiem niezły (choć gdzieś już o tym słyszałem).
O ile mnie pamięć nie zmyla, to Kara spotkała Karola jeden raz w życiu i opowiedziała mu to, co ją trapi. Mam w myślach scenę z jakiegoś amerykańskiego filmu, w którym spotyka się dwoje obcych osób i zaczynają sobie przedstawiać historie swojego życia...

Jak na standardy tego forum to wcale nie taki krótki tekst ;) Czego oczekuję po tekście? Chciałbym dowiedzieć się więcej o powodach śmierci Bogusia.Bo chyba próba latania to nie wszystko. Dla mnie najciekawsza postać tekstu. moje odczucie jest takie - bohaterowie jak większość ludzi są zagubieni w trybach maszyny życia i nie mogą sobie z tym poradzić.
Przypominają mi aktorów kina holiłódzkiego. Choć moim zdaniem do soundtracku się nie tańczy, przynajmniej jeśli jest to ścieżka dźwiękowa do filmu zwanego "życie"...

sory za te osobiste wynurzenia, mam nadzieję, że choć po troszę wczułeś się w mój tok rozumowania.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no tak, tekst z pewnością nie jest dopracowany. wkleiłem go raczej na gorąco, po napisaniu, bez większych refleksji nad detalami.
będę jeszcze poprawiać i dopracowywać.

"wczułem się w Twój tok";) właśnie tak, zagubienie, brak schematów, brak algorytmu przetrwania. dziękuję za przemyślenia na temat tekstu
pozdr.
zm

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyta się jak wyrwane fragmenty większej całości. Tu nekrologi, tam Boguś i pociąg, niby wszystko się łączy, ale jak dla mnie brakuje czegoś tak pomiędzy. Chętnie przeczytałabym większą całość, jaką planujesz stworzyć, o ile oprócz czegoś przed czy po dodasz jeszcze parę szczegółów (albo nawet większych fragmentów) pomiędzy. Kara to wszystko opowiada, jest na haju, ok, ale dlaczego tłumaczysz to dopiero na końcu? Poza tym mi się podobało :) Jest jakieś przesłanie, dość fajni bohaterowie i mimo bałąganu dobrze się czyta, gdybyś to uporządkował ,byłoby w ogóle super. tak myślę

pozdrawiam, malarka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...