Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Przedmieście


Rekomendowane odpowiedzi

Zmarznięta siedzę na ulicy. Opatuliłam się starym, brudnym płaszczem, który nie stanowi odpowiedniej ochrony przed zimnem. Jest listopad. Ludzie, którzy mnie mijają, patrzą przed siebie, aby nie widzieć biedy i nędzy panującej wokół. Jeśli ktoś zaszczyci mnie przelotnym spojrzeniem, w jego oczach widzę wstręt i pogardę. Odkąd straciłam dom nikt mi nie pomógł. Żyję na ulicy od trzech miesięcy. Bez pracy, bez pieniędzy, bez domu. Nie mam nic… tylko jednego przyjaciela. Borysa.
-Borys? Kim on jest? – usłyszałam głos mojej terapeutki. Zorientowałam się, że siedzę w przytulnym gabinecie psychiatry.
-Borys to mój pies. Zawsze dzielił mój los. Jesteśmy rodziną.
-A nie pomyślałaś o tym, żeby zostawić go mężowi lub oddać komuś innemu?
-Nie! – krzyknęłam. Zaraz jednak zorientowałam się, że podniosłam głos, a tego nie wolno mi robić. Jestem zbyt nerwowa. – Nie. Nie przeżyłby naszej rozłąki.
-Dobra, na dziś koniec sesji. Masz ochotę na lunch?
-Nie, dziękuję. Do środy?
-Tak. Powodzenia w szukaniu pracy – Zofia uśmiechnęła się do mnie, choć i tak wiedziałam, że mnie nienawidzi.
Phi, w szukaniu pracy? Gdyby ona tylko wiedziała, jak dorabiam… na samą myśl uśmiechnęłam się. Wyszłam ze starej kamienicy, w której mieścił się gabinet dr D. i natychmiast skierowałam się w kierunku parkingu dla taksówek. Wsiadłam do jednej z nich i uśmiechnęłam się do przystojnego kierowcy.
-Dokąd? – zapytał, odwzajemniając uśmiech.
-Na ZWM.
-Się robi.
Po dziesięciu minutach jazdy postanowiłam zapytać się, czy przyjmie moją formę zapłaty. Spojrzał na mnie krytycznie, a potem z błyskiem w oku odpowiedział, że oczywiście, skoro nie ma innego wyjścia, to z chęcią zgodzi się na moją propozycję.
Zatrzymał samochód pod moim blokiem. Wysiadłam z taksówki. Dzieciaki z ciekawością przyglądały mi się ze swoich stanowisk obserwacyjnych, jakimi były trzepaki i ławki w pobliżu bloku.
-Pomogę pani wnieść tę torbę na górę, dobrze?
Skinęłam tylko głową, przypatrując się jego niebieskim oczom. Gdyby były oceanem, chciałabym w nich utonąć. Taksówkarz zachowywał się jak gentleman. Wziął moją torbę, w której miałam żarcie dla Borysa, otworzył drzwi i poczekał, aż wejdę. Wchodząc na trzecie piętro, zastanawiałam się, czy nigdy się nie zmienię, czy zawsze będę płacić w ten sposób. Wyciągnęłam klucze. Otworzyłam. Sądziłam, że gdy tylko drzwi się zamkną, zabawa się zacznie. Lecz okazało się, że nie. Taksówkarz poszedł do kuchni, odłożył torbę i spojrzał na mnie współczująco. Nie cierpię, gdy ktoś tak na mnie patrzy!
-Jak ci na imię?
Chciałam zbyć go, ale coś mnie podkusiło, żeby nie drwić z niego i zdradzić mu imię.
-Mia.
-Mia, ładnie. Ja jestem Dominik, możesz mówić Don.
-To jak z zapłatą? – spytałam podejrzliwie.
Mężczyzna nie odpowiedział. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował w nos, następnie w czoło i odsunął się do tyłu. Zaczął się przypatrywać. Czułam się jak manekin na wystawie.
-Co jest? Brudna gdzieś jestem?
-Dziś była taryfa ulgowa. Widzę tylko smutek i desperację w twych pięknych oczach, madame. Niczego więcej od ciebie wziąć nie mogę.
Myślałam, że mnie coś trafi. Mężczyzna odmówił? Mi? Przecież mam wszystko na swoim miejscu. Jak on śmiał! Już chciałam się na niego rzucić i zadać ból, jakiego jeszcze nigdy zapewne nie zaznał, lecz odezwał się spokojnym tonem.
-Pójdę już, na wypadek gdybyś potrzebowała taryfy, tu masz mój numer. – podał mi skrawek papieru. Podszedł do drzwi, otworzył, lecz zanim przekroczył próg, szepnął:
-Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy…

***

Zgrabna blondynka przed wkroczeniem do banku zakłada maskę na twarz.. W jednej ręce trzyma dużą torbę podróżną, drugą ma w kieszeni płaszcza. Gdy weszła, wyciągnęła broń z płaszcza i celowała nią w przypadkowe osoby.
-To napad! Wszyscy na ziemię! – szybkim i pewnym krokiem podchodzi do najbliższego okienka i rzuca torbę.
-Ładuj słodziutka, ale prędko!
Nie mogłam tak leżeć na ziemi. Postanowiłam coś zrobić. Wstałam powoli i zaczęłam skradać się w kierunku kobiety z bronią. Ta nagle odwróciła się w moją stronę, celują w moje czoło. Zaczęłam się pocić. Nie jest przyjemnie, gdy ktoś w ciebie celuje. Przełknęłam głośno ślinę.
-Nie bój się, nic ci się nie stanie, dopóki będziesz grze…
Przed bankiem rozległy się strzały.
-Cholera, gliny. Szybciej, szybciej! Co się tak guzdrzesz, słodziutka, ile tam już masz? – krzyknęła przez ramię do pracownicy banku.
-Będzie jakieś czterysta tysięcy – odpowiedziała przerażona.
-Dawaj torbę! A ty idź przed siebie, prosto do tego czarnego samochodu na zewnątrz, widzisz go?
Skinęłam głową.
-To dobrze. Jeśli będziesz próbować ucieczki, zastrzelę cię jak psa.
Natychmiast pomyślałam o Borysie, który czeka na mój powrót.
Policja otoczyła budynek. Wyszłam pierwsza, od razu chcieli strzelać, ale gdy załapali, że jestem zakładnikiem, spuścili broń ku ziemi. Pewnym krokiem szłam ku wozowi, a moja porywaczka szła krok w krok za mną. Policja zrobiła dla nas przejście. Zbliżając się do samochodu, dostrzegłam, iż jest to taksówka. Otworzyłam tylne drzwi i spojrzałam na kierowcę. To był mój taksówkarz!
Wsiadałam i wygodnie usadowiłam się z tyłu, po lewej. Nachyliłam się do jego ucha i syknęłam:
-Jej też dałeś numer?
On uśmiechnął się do mnie smutno.
-Don, jedź, jedź. Pokaż, co ta maszyna potrafi! – krzyknęła, wskakując porywaczka.
-Spokojnie Kate, nie dogonią nas.
Znałam skądś głos tej kobiety, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie skąd.
-Kate? Kate Morris?
Ściągnęła maskę i spojrzała na mnie badawczo.
-Tak, bo co?
-Nie poznajesz mnie?
Kate prychnęła gniewnie, czując jakiś podstęp.
-Młoda, to jest Mia.
-Mia? – zapytała, próbując sobie przypomnieć. - Mia?! – olśniło ją.
Skinęłam głową.
-Myślałam, że zginęłaś w wypadku… no wiesz… jak był pożar.
-Ja też myślałam, że umarłam…
***

3 miesiące wcześniej.
Dziewczynkę zbudziło skrzypienie drewnianej podłogi obok jej pokoju. Drzwi otworzyły się powoli z cichym skrzypnięciem. Do pomieszczenia wszedł przystojny, dojrzały mężczyzna. Miał na sobie tylko bokserki. Podszedł powoli do łóżka córeczki i usiadł obok niej. Dostrzegł, że nie śpi. Dziecko chciało coś powiedzieć, lecz ojciec przyłożył palec wskazujący do jej ust, nakazując jej milczenie. Usłuchała.
Podniósł pościel i wślizgnął się do jej łóżka, zakrywając oboje. Ściągnął z niej koszulę nocną i zaczął pieścić jej piersi. Dziewczynka stęknęła, gdy jego palce zawędrowały pomiędzy jej nogi.
-Ciii…
Ściągnął swoje bokserki i wszedł w nią. Wygięła się, unosząc biodra myślała „kiedyś go zabiję! Zabiję sukinsyna!”. Dziewczyna przed trzema miesiącami dostała swój pierwszy okres, po tygodniu odwiedził ją pierwszy raz. Zawsze się zabezpieczał. Nienawidziła go za to, co robił prawie każdej nocy. Czuła się poniżona. Matka nie wiedziała, co jej mąż wyprawiał z córką, a nawet gdyby wiedziała… nic by to nie dało. Nie mogłaby się sprzeciwić, on był ich panem i władcą…
-Zabiję! – krzyknęłam.
-Cii… to tylko zły sen – szepnął mi do ucha mężczyzna, z którym spędzałam dzisiejszą noc.
-Tak, zły sen. – powiedziawszy to, objęłam go swoimi ramionami. Odwzajemnił uścisk i delikatnie pocałował moje czoło. Następnie powieki, nos, usta, piersi, aż zszedł do krocza. Po tych pieszczotach znalazł się w moim wnętrzu i byliśmy teraz jednością.
Kochaliśmy się, aż do świtu.
Rano, gdy się obudziłam, nie było go już w moim mieszkaniu. Pieniądze zostawił na stoliku nocnym, a na stole w kuchni położył kartkę z numerem swojego telefonu komórkowego i jednym zdaniem: Jeśli będziesz kiedyś chciała to powtórzyć, dzwoń.
-Niedoczekanie – szepnęłam, kierując się do lodówki. Miałam zamiar zjeść płatki z mlekiem, lecz szyki pokrzyżował mi pewien tajemniczy telefon.
-Mia?
-Si.
-Za czterdzieści sekund na dole.
-Halo? – cisza – Halo!? Odłożył słuchawkę, a niech to szlag!
Pobiegłam do sypialni.
-Ale tu burdel. Czy oni zawsze muszą mnie w takim pośpiechu rozbierać? – wciągnęłam bawełniane majteczki, szybko założyłam biustonosz, jakaś kiecka i bluzka. Aha! Jeszcze buty. Wybiegłam z mieszkania, z torebką pod ręką. W połowie schodów zawróciłam, gdyż zapomniałam zamknąć mieszkanie.
-Kurwa! Spóźnię się. – zaklęłam pod nosem.
Szybko przekręciłam klucz i rzuciłam się galopem na dół. Po czterdziestu pięciu sekundach od telefonu, znalazłam się przed blokiem.
Dzwoni melodyjka z „Czterech pancernych i psa”.
Numer prywatny.
-Słucham?
-Pod ławką po prawej.
-Czy to jakiś żart?
bip-bip-bip
Znów się odłączył… o co tu do cholery chodzi?
Rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było. Zajrzałam pod ławkę.
-Kluczyki do samochodu?
„Czterej pancerni i pies”
-Tak? – odezwałam się gniewnie.
-Czerwony samochód sto metrów przed tobą.
Znów się odłączył.
Spojrzałam i własnym oczom nie potrafiłam uwierzyć. Podeszłam bliżej i zobaczyłam nowiusieńką Toyotę.
Spojrzałam na klucze w ręce i przycisnęłam guzik podpisany: unlock. Błysnęło pomarańczowe światło i usłyszałam, jak zamki się otwierają. Otworzyłam drzwi i wsadziłam kluczyk w stacyjkę.
„Czterej pancerni i pies”
-Jedź w stronę kolei. Zatrzymaj się przed budynkiem i wejdź do bufetu. Znajdę cię.
Powoli i niepewnie ruszyłam nowym samochodem. Sprawdziłam stan paliwa. Starczy. Dojechałam po kilku minutach. Wysiadłam i zamknęłam samochód wciąż nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Pewnym krokiem ruszyłam do bufetu. U miłej kelnerki zamówiłam podwójną porcję frytek z ketchupem i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku.
„Co ja tu robię…”
Siedziałam przez kilka minut przyglądając się ludziom w lokalu. „Czy on tu jest?” – to pytanie wciąż mnie dręczyło. Kelnerka przyniosła frytki i rachunek. Zapłaciłam i zaczęłam konsumować swoje ulubione danie. Właśnie kończyłam posiłek, gdy do stolika podszedł mężczyzna.
-Można?
Spojrzałam na niego. Wysoki, dobrze zbudowany, ciemne, długie włosy, niebieskie oczy… „Ciekawe jaki jest w łóżku? Och, zamknij się. Zboczenie zawodowe...”
Uśmiechnęłam się.
-Oczywiście.
Usiadł, podparł głowę ręką i przyglądał się, jak spożywam ostatnie frytki. Nie wiedziałam co mam zrobić, gdy zjem. Odejść? Zapytać o te dziwne telefony? Moje rozważania przerwało przybycie staruszka. Podszedł do mężczyzny, który siedział naprzeciw mnie i klepnął go w ramię.
-Ta miła pani jest ze mną.
-Ach, przepraszam – rzekł ze skruchą, wstał bez pożegnania i wyszedł z lokalu.
-Witaj, Mia. Chodź, musimy znaleźć inne miejsce do rozmowy.
-Kim pan jest? – zapytałam nieufnie. Jeśli mam z kimś tak starym iść do łóżka, to na pewno będzie go to słono kosztować.
-Dla ciebie pan X. A teraz chodź, nie mamy czasu. Przecież, wiem, że chcesz zacząć życie od nowa, oderwać się od przeszłości. Rusz się! – krzyknął gdy nadal siedziałam na krześle. Zamurowało mnie. Skąd wiedział? Wstałam i podreptałam za nim posłusznie. Odruchowo zmierzałam ku taksówkom.
-Hej, hej. Panienko, pani ma samochód – rzekł sarkastycznie pan X.
Spojrzałam na niego ciut przytomniej i podeszłam do auta. Wsiedliśmy i ruszyłam.
-Gdzie jechać?
-Nieważne. Po prostu jedź.
Ruszyłam. To co potem usłyszałam zmieniło moje życie. Dowiedziałam się, jak zabić wspomnienia. Spalić je. Obiecał, że pomoże mi znaleźć pracę, która nie będzie hańbić mej kobiecości, przysiągł, że pomoże mi jeśli tylko ja pomogę jemu.
-Co ja mogę dla pana zrobić?
-To się jeszcze okaże.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Nie przekonało mnie.
Dobrze się czyta, płynnie.
Nie wiem, czy to fragment większej całości czy nie. Jeśli nie, to zdaje się to być nieco zbyt proste i konwencjonalne (jeśli miało być konwencjonalne, to trzebaby to podkreślić); może by trochę subtelniej połączyć te trzy wątki? Gdzieś w tę akcję - może nawet zbyt wartką - wpleść delikatnie jakąś charakterystykę głównej bohaterki; zrezygnować z kilku "typowych" cech i zdarzeń na korzyść czegoś stricte indywidualnego (pies to już coś), może jakaś retrospekcja tłumacząca to, co się teraz dzieje? Można by rozbudować to trochę, wplatając zdarzenia uwydatniające indywidualność bohaterki.
To takie luźne sugestie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przebrnąłem przez całość. Opowiadanie najzwyklejsze z najzwyklejszych. Tematyka bardzo oklepana. Narracja, nie licząc małych zgrzytów, prowadzona w zasadzie poprawnie, ale absolutnie bez rewelacji. Jeżeli to początek tzw. "pisania" i traktować miałbym to w ramach rozgrzewki, powiedziałbym: ujdzie. Czekam na lepsze. W pas się kłaniam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm. Ujmijmy to tak: niezłe. Dobrze się czyta. Niemniej, jeślibym zobaczyła taką książkę w sklepie, to raczej bym jej nie kupiła. Trochę, jak by to powiedzieć, nudnawe na dłuższą metę. Za wolno się akcja toczy. Chyba, żeby dorobić tu więcej psychologii, a nawet może psychiatrii...?
Zboczenie w kierunku Thomasa Harrisa. Ale wtedy nie czepiałabym się powolności w toczeniu czegokolwiek. ;)
A ogółem da się przeżyć. To jest część większej całości, przwda? Bo kończy się w takim dziwnym miejscu... Na pewno część całości. Czekam więc na jeszcze.
Pozdrówki! R.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...