Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jestem chory na raka
ale tak naprawdę jestem
poetą który tylko udaje

ten wiersz nie umie śpiewać
nie umie się nawet bronić
dałem mu dwa nagie miecze
by mógł się poruszać

wciąż przychodzi
i wbija mi je
w klatkę piersiową

przynosi mi smycz
unosząc pyszczek
drapie łapkami
moje członki.

12 Sierpnia 2006

Opublikowano

Ten wiersz jakby dopominał się poklasku (bo taki biedny, chory i nieporadny). Niestety, nie bardzo to wyszło, a "nagie miecze" do końca spłyciły.

pozdrawiam.;-)

Opublikowano

)))...Panie Oyeyu (nibyśpiący), z początku to samo chciałem napisać, znaczy, pochwalić choćby początek, aleć przeca chłopa nie ocenia się po tym jak zaczyna, ino po tym, jak kończy...) Szarlotka nie trafiona zupełnie, "lobo" znaczy "wilk". ..)

pozdrawiam.;-)

Opublikowano

ten wiersz to trochę takie pieszczenie się autora z samym sobą i twórca ma do tego prawo, pod warunkiem, że czemuś to służy
pierwszy wers z kosmosu wg mnie, a to z tego względu, że dalej nie ma nic o owym "nowotworze", a koncept stałby się przedni, gdyby z wiersza drapiącego łapkami i wbijającego miecze zrobić właśnie nowotwór
a propos: nie wiem skąd dwa nagie miecze, też niz gruchy niz pietruchy, gdyż nie są nawet bardzo odlegle skojarzone z treścią, podobnie przemknęły mi te łapki i pyszczek, których nijak powiązać się z wbijającym dwa nagie miecze "tym wierszem" się nie da
ogólne wrażenie: chaos, który niczemu nie służy, poza znudzeniem czytelnika
pozdr.
em

Opublikowano

Może warto wziąć tę smycz i wyprowadzić wiersz na mały spacerek, żeby się przewietrzył, wydalił, poczuł przestrzeń. Dla mnie totalna klapa. Dwa nagie miecze - pretensjonalne, wrzuca w zupełnie inną siatkę semantyczną niż powinno. Zdrobnienia na końcu powodują, że całość rozmywa się jeszcze bardziej. A te członki w ostatnim wersie? Zwykła gira brzmiałaby lepiej. Niesposób nie zgodzić się z przedmówcami, że pierwsze trzy wersy zdecydowanie najlepsze. I to nie tylko w porównaniu z resztą (to żaden sukces) ale w ogóle. Pewna niezdarność w doborze słów i formowaniu z nich lapidarnych, ale mocnych znacząco treści, wydaje się być początkowo celowa, ale im dalej w las ... Po pierwszej strofie robi się ciekawie, ale wydawać by się mogło, że tylko po to, by jeszcze dotkliwiej odczuwać każdy kolejny nieudany wers. Mówiąc krótko: pierwsza zwrotka dobra, ale chyba przez przypadek. Regres.

grabarz pozdrawia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnie komentarze

    • No tak... Warmia... byłam kiedyś, urocze miasteczko. Dzięki Anno... :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      ... ciekawa, wczoraj poczytałam o niej. Dzięki forum - Tobie, jak tu, czegoś się 'uczymy'...    ps. obejrzałam jej wizerunek w malarstwie.. niektóre zachwycające - obrazy.  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      .. :)    może trzeba by.. zajrzeć i do tej starszej literatury... Ja mam taaaakie zaległości w czytaniu, że ho ho. Latem niby łatwiej, bo dzień długi, ale dzieje się i człek padnięty wieczorem.    
    • @Robert Witold Gorzkowski  Robert mądre słowa. To, że są ludzie którzy unieważniają przeszłość- nie to nieprawda. Dlatego lubię też historię- bo wszystko już było, zdarzyło się i zdarza- może teraz w wersji unowocześnionej. bo np w bitwie pod Waterloo wygrały balony( odpowiednik dzisiejszych dronów) jako zwiad. Napoleon miał coś na kształt dzisiejszego ministra obrony panią  Madeleine-Sophie Blanchard- doskonałą areonautkę. I zrezygnował z tamtejszych dronów
    • Jest w niteczkach  babiego lata, targanych deszczem  i tańczącymi listkami, z ptakami wpatrzonymi  w horyzont za braćmi,  na drogę odlotu,  towarzyszami.   Widać ją senną,  z zamyśloną tęsknotą syconą żalem po tym,  co nie wróci. Z chryzantemami  w złoto-białych dywanikach, które szron poranny  i srebrzy i smuci.   W plonach lata  zamkniętych w purpurze, w kolorach żółtych,  zielonych, czerwonych, z zachodzącym,  kulistą bielą księżycem, tulącym do snu  gasnący dzień utrudzony.   Widzę ją matką listopada - króla świec i chybotliwych płomyków, majestatycznie wzywającego  do pokory co rok milczącej,  pośród grobów i ołtarzyków.   Taką jak my zamyśloną, gdy w krople deszczu wsłuchani, idziemy, ubożejący w jutra, wspominać tych,  co pamiętane wczoraj, bezpowrotnie już utracone, w każde dziś liczyli z nami.   Jesieni już pełno. Chmury sennie płyną  pod błękitem. Mglisty baldachim nade mną, a mroczne okna  straszą każdym świtem.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...