Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Gra dziś dla tłumów uliczny grajek,
linoskoczek na strunach, magii czeladnik.
Słychać po raz kolejny ten sam znany taniec
w starych skrzypiec muzyce;
dźwięki płyną przez ulice
i echem budząc drobne fale,
podmywają kamienice.
Nic tylko tańczyć – lecz nie widzę wcale
by ktoś tańczył nad cichym, modrym Dunajem.
Ludzie jak szli, tak idą dalej.



Wiedeń, 17.05.2004

Opublikowano

ladnie, dopisac kilka strof-zwrotek
i ladna piesn by wyszla. i nie ma
tu zadnej zlosliwosci ;) bo mi sie
bardzo podoba:)
tylko cos w 3 wersie bym zmienil
z tym powtorzeniem.

Pozdrawiam serdecznie
:)

Opublikowano

Miło, że wpadłeś:) Troszku zmieniłem, może nawet na lepsze;)
Co do następnych strofek, to mnie tym pomysłem całkiem
zaskoczyłeś, ale jest on jak najbardziej godny rozpatrzenia
w przyszłości (choć wątpię, czy będę umiał nawiązać formą
do tej pierwszej, bo była dosyć, hm... spontanicznie pisana.
No ale spróbuję:) Pzdr!

Opublikowano

Pamiętam z warsztatu i wspominam bardzo miło :)
Do strony formalnej nie moge mieć żadnych zastrzeżeń, jest płynnie, melicznie
i oczywiście jak zwykle dobór slownictwa na najwyższym poziomie.
Lubie takie nawiązania w poezji, jak ten Twój "cichy, modry Dunaj" - bardzo mi się podoba.
Świetny jest też tytuł, wieloznaczny i enigmatyczny - znów to co lubię.
Wcześniej jednak albo nie pamiętam, albo nie zamieściłeś uzupełnienia
"Wien, 17.05.2004"... i bardzo dobrze, że tym razem rzuciło mi się to w oczy, bo nasuwa osobiste skojarzenia z atmosferą miasta i tym samym, odczytuję utwór jeszcze bardziej personalnie. Przypominam sobie, jak niejednokrotnie stawałam sobie z boku w okolicach Michaelerplatz i przysłuchiwałam różnym "Eine kleine Nachtmusik", orkiestrom smyczkowym itd. To była zawsze taka chwila wytchnienia, odsapnięcia po zmęczeniu ciąglymi tłumami, które "jak szły, tak idą dalej".
Zauważam, że mieliśmy oboje podobne odczucia.
Dzięki za przywołanie wspomnień ;)
pzdr.

Opublikowano

No, Bartoszu - tym razem podbiłes serca, mnie się ten utwór też skojarzył z pewną sytuacją, czyli spełnił się po dwakroc - jako tekst i jako tekst działający na wyobraźnie - i tutaj to mogę śmiało napisac. O jakości - wysokiej -zostało juz napisane, czyli nie pozostaje nic innego, jak zakończyc wywód.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Bartoszu, "NA falach Dunaju",to moja najbardziej ulubiona melodia, ją pierwszą nauczyłam się grać na akordeonie, ech wspomnienia, akordeon, cudowny instrument, szkoda, że teraz tak rzadko używany, więc za wspomnienia- plusssk
a tak w nawiasie- znasz legendę skąd się wzięła melodia ?
pozdrawiam ES. bez ciepło, bo upał,

Opublikowano

Wiedeń, to piękne miejsce i wyobrażam sobie, jak tam musiała brzmieć ta cudowna melodia. Za samo jej przytoczenie zostawiam plusa, bo to jedna z moich ulubionych. Chyba nie ma człowieka, którego te dźwięki nie zachwycą.
Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oj nie znam - niech pani opowie, prrrooszę... :)
Co do akordeonu, to zgadzam się w 100%, że świetny instrument,
mam nawet w domu (nazywa się "Victoria II"), ale nie umiem grać:(
W pani wykonaniu chętnie bym posłuchał!
Głęboki ukłon.
Bartoszu- na twoją odpowiedzialność

płynął Strauss sobie po Dunaju łódką
pogoda piękna, słoneczko grzeje
zrobiło mu się radośnie i słodko
lecz nagle brzuch jak balon pęcznieje

nie wie co robić brzeg dość daleko
nie myśląc wiele spodnie do dołu
i tak plumbąki płynęły rzeką
plum. plum nucił Johan pospołu

miłego odbioru he he pozdr.
Opublikowano

Po "Fortepianie Szopena" Bartosz znowu zagrał całą orkiestrą...
Podoba mi się łączenie wiersza białego z klasycznym i wtedy nazywam to wierszem - ba, poezją. Niech się biali nie oburzają, to moje zdanie, moje - Piasta...
Stasia wytłumaczyła, co inspirowało kompozytora, jakie odgłosy rozchodziły się po wodzie "śród kwilenia ptastwa" w szuwarach... Dotąd cały świat nuci i zachwyca się dźwiękami natury - hihihi...

Masz rację, Bartosz, ludzie jak szli tak idą dalej, więc masz swoją chwilkę, by ocalić od zapomnienia...

Pozdro Piast

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...