Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Widziadło


Rekomendowane odpowiedzi

O ile noc kryje w sobie jakąś magię, jest zwierciadłem całego alter ego kosmosu, to właśnie ta noc zawarła to w sobie w sensie racjonalnym, dosłownym. Poczułem obecność, nieformalną bytność będącą w zmowie z przeszłym nadrealizmem. A przecież właśnie o tej porze albo się tęskni, albo się śpi (to rzadziej ), albo się piję tuż obok cmentarza. Czas, o którym mówię, jest dość specyficzny, bo akurat wtedy nikt nie kocha w sensie fizycznym, raczej marzy, ot, tak. Taki impuls, który zakazuję wszelkich ruchów, drgań, obietnic, kłamstw, nadziei, to wtedy skruszone głowy opadają na blaty. Pocą się czoła umęczone tęsknotą i żalem, a ręce wiszą jak ten, który pocałował w usta tak dawno temu. Dawno. Ja wiem o tym, bo już tyle razy wyciągałem sęki z drzew, często nawet myślałem o tym jak poznać stan duszy, i co tak właściwie blednie, gdy okazuję się, że sensu nie ma. W tym moim dość ciasnym pokoju czary nie działały, zapewne przez socrealizm, który upodobnił do siebie wszelakie wnętrza, systematycznie rozpłodził marzenia i wiję się to agonalne po kątach, drapiąc białe ściany, puste i głuche, tworząc wijące się mikro środowisko beznadziei, wkomponowane z tym, co na zewnątrz. Niebo za oknem posiada w sobie zsiniałe plamy, zalane słonymi łzami odeszłych jeszcze wyżej aniołów i ich demiurgów, a blade gwiazdy przemawiają za łaską wbitą w krzesła i stół, talerz z resztkami keksa i szklankę wody. Dlatego pewien teraz jestem, że nikt w to nie uwierzy, bo tak naprawdę jedyną żywą istotą w tym pokoju jest telewizor, a i on kłamie. Ale to nic, niestety rozeszły się mgliste zamczyska, dwory, dworki, ręczniki przestały drgać, koty tylko miauczą. Ale przecież nie muszę kłamać, potwierdzać, dokumentować. Posiadam pewne prawo, żeby orzec, że tak właśnie było. To do mnie przyszło widziadło.
Nawiedzenie posiada własne, odrębne prawa, więc dygresje związane z tym nadejściem po prostu pomijam. Powiedzmy, że szedłem obok rzeki, zupełnie rzeczywiście, gdy ktoś zawołał. I to tak, że aż usłyszałem. Zadziałał jakiś gatunkowy impuls odwrócenia głowy, szczególnie działający na głos kobiecy. A ja w razie czego jestem młody, chociaż czasem i w to wątpię. Nie nazywam się Witkiewicz, to jedno jest pewne, chodzi przecież o jakiś porządek rzeczy, ukierunkowanie we właściwą stronę owego toku wypowiedzi. Załóżmy, że to była szkolna koleżanka, choć z jakiej szkoły, to nie wiem, miałem przyjemność chodzić do kilku. Ale to pozory. Czy raczej pozorne wtrącenie w bieg akcji nieistotnych szczegółów. I co zobaczyłem? Ona, powiedzmy ona, prowadziła przed sobą żółty wózeczek. Pozorne powitanie i oczywiście chęć ujrzenia tego małego cudeńka, więc pochyliłem się i chwyciłem to ciałko.
Biel. Przytuliłem biel do siebie, do mojej koszuli, a przez nią do ciała, przez skórę do serca. I z tej bieli coś we mnie spłynęło. Jakieś ordynarne pchnięcie, jakieś wtłoczone na siłę powietrze, jak cios w pierś, dławiący i ujmujący zarazem. Jakby coś z tego dziecka wpełzło we mnie. Ja nawet nie wiem, kim jestem.
To coś stało za zżółkłą firanką. Akurat układałem się do snu, wertując jałowość filmu, orgazmu i jutra. Żarówka zgasła razem z ekranem, mrok stał się ciałem gorącym i dusznym. I w tym bezdechu poczułem, że nie jestem sam. Choć byłem sam. Tak tworzy się paradoks istnienia, tak upadają ideologie, utopie oparte na wierze. Być samemu, a nie być samemu. Samotny jak człowiek w mieszkaniu, a z kimś, kogo nie powinno być. Automatycznie schowałem przepocone ciało pod kołdrę. Ciemność drga, słyszałem jej pulsowanie, wręcz wyczułem ruch. Nadchodzi.
Jeszcze wczoraj mieliśmy ochotę na siebie. Widziałem kolory i słyszałem ptaki, a ciała tętniły daną chwilą, a tylko chwilę są słowami. Czułem, co i ty czuć musiałaś, twoje dziecięctwo i skóra, weszliśmy, wyszliśmy, wsiedliśmy, wysiedliśmy i może to było wtedy, albo troszkę później lub wcześniej. Ubrania mają w sobie większą przestrzeń niż cała przyroda, to fakt typowo organiczny i namacalny, dotykalny. Kiedyś nawet zupełnie przypadkiem zostawiłaś u mnie bluzkę, i ta część materiału stanowi o jakiejś pewności, rzeczywistości zdarzenia. Bo tak być musiało. Taka jasna i pewna filozofia leżąca na zwykłym, tandetnym krześle, którą mogę nawet pokazać, wysoki sądzie. Zawiera w sobie specyficzny aromat, część oderwaną bezboleśnie od ciała, a do niego należącą. Maszyna jedzie do góry dokładnie 47 sekund, to też można w razie czego sprawdzić. A marzenia o ślicznym, żółtym wózeczku, w to trzeba tylko uwierzyć, choć nie jest to żaden dogmat. Wczoraj próbowaliśmy stać się własną przyszłością. Bo tylko wczoraj można mówić o jutrze, to są dość niewygodne anomalia czasowe. Że jutro, choć to pozór, ponownie się spotkamy. Płyniemy w międzyczasie, laicy, ale jest taka możliwość. Spotkanie, jeden kierunek, omijamy ordynarność śniadania, autobusu, pracy, suchych twarzy, boleści i myślimy o ołtarzu naszych pragnień, o szczegółach, nawet o tym wózeczku, żółtym, zmęczonym jak owe słoneczniki, tak przygnębiające. Korytarz jest długi, jak jedno zdanie o krucjacie dziecięcej, ale to pierwsze zdanie, nie drugie. Drugie jest krótkie.
Teraz brakuje mi tego wczoraj, takie jest zwyczajne prawo niestałości. Coś włazi na mnie, przykro i nachalnie, szepcze mi słowa, dlaczego, dlaczego, co dlaczego, to ten cholerny wózeczek, łapie mnie za szyję, jej zdrada a może to była prawda, tak, jutro pójdę, jutro się przyznam, tam, nad rzeką, nie, Gombrowiczem też nie jestem, jestem młody, szalony, pędzę, chwytam za szyję, ściskam, coś charczy, coś się łamię, jest noc, ściany zwijają się, nikt nie chce umierać, ale jest noc...
A to przecież był żal Matki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...