Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mój głód nałogu miłości spotęgował się!
Rozdrażniona szukam jakiś Twoich śladów,
Ale Ciebie tu nie ma!
Nawet zapachu, na który tak bardzo jest wyczulony mój węch!
Nawet zdjęcia zrobione razem są przezroczyste!
A w umyśle szczatki wspomnień
Z ledwością zarysowały szkielet naszych spotkań!
Pomóż mi odnależć Ciebie,
Bo ten narkotyczny trans wyczerpał moje zapasy nadziei
Na znalezienie jakiejś dawki Ciebie!

Opublikowano

1) Mój głód nałogu miłości spotęgował się!
Rozdrażniona szukam jakiś Twoich śladów,
Ale Ciebie tu nie ma! - Czasami warto w wierszu iść drogą logiki. Co mam na myśli? Skoro w wersie drugim szukasz Jego śladów, to w wersie trzecim, moim zdaniem, wskazane byłoby napisać, że nie jego ale właśnie tych Jego śladów nie znalazłaś. Poza tym nie pisz, że "tutaj" nie znalazłaś tych śladów, ponieważ w wersie drugim nie napisałaś, że szukasz akurat "tutaj" jego śladów. - Rozumiesz?

2) Ale Ciebie tu nie ma
Nawet zapachu, na który tak bardzo jest wyczulony mój węch!
Nawet zdjęcia zrobione razem są przezroczyste!
- To wyliczanka czego już nie ma, więc oczywiście piszesz, że Jego nie ma, że nie ma nawet jego zapachu - i co? - że nie ma zdjęcia....? - Źle, bo zdjęcia są, tylko, że przeźroczyste.
Lepiej by już było, moim zdaniem, gdybyś napisała chociażby tak:
Ale Ciebie tu nie ma
nawet zapachu na który tak bardzo jestem wyczulona
A te zdjęcia zrobione razem są przeźroczyste - chodzi mi o to "A..."
że tego nie ma, tamtego nie ma - a to co jest, jest do luftu - rozumiesz?

Poza tym, nie pisz, że zapach wyczuwa twój węch, to Ty wyczuwasz zapach. Każdy wie jaki zmysł odpowiedzialny jest za rozróżnianie zapachów. Ponadto skoro to wiersz to można byłoby napisać, że tym zapachem byłaś kiedyś odurzona, bądź odurzona jesteś nim do teraz.

3)A w umyśle szczatki wspomnień
Z ledwością zarysowały szkielet naszych spotkań! - W drugim wersie napisałaś w czasie teraźniejszym "Rozdrażniona szukam Twoich śladów" , więc skoro tak, to powinnaś napisać, że szczątki wspomnień z ledwością rysują szkielet naszych spotkań. - Swoją drogą ładnie to ujęłaś poetycko, mozna pogratulować.


4)Pomóż mi odnależć Ciebie,
Bo ten narkotyczny trans wyczerpał moje zapasy nadziei
Na znalezienie jakiejś dawki Ciebie!

w pierszym wersie napisałaś o potęgującym się w Tobie głodzie nałogu, więc nie zaspokoiwszy głodu, nie możesz pisać o narkotycznym transie - Rozumiesz

Styl masz dobry, idź tą drogą dalej, tylko więcej dyscypliny dla słów spod klawiatury. To one mają ciebie słuchać, a nie Ty ich.

Pozdrawiam Ciebie Dorotko jak zwykle serdecznie
:))

Opublikowano

Dziekuje za skrupulatną ocenę;)
Teraz dostrzegam pewne błedy, których u siebię z regóły nie widzę...
1)Co do trzeciego wersu: ale Ciebie tu nie ma!-miałam na myśli, że nie ma go własnie tam gdzie szkukam...w konkretnym miejscu, którego co prawda nie podałam, więc napisałam"tu"-czyli tu gdzie szkukam.
2)A co do węchu to czy on nie może być wybitniej wyczulony na jakiś konkretny zapach??
3)Faktycznie nie powinnam mieszać czasów!!!Iwieksza uwage przywiązywać do co całej budowy...żeby to miało rece i nogi...;)
pozdrawiam;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
    • I namokłe dyby mamy bydełkom Ani
    • Ule dam, a sad, dom okrutny syn Turkom odda sam, Adelu
    • @tie-break To świetny wiersz: mądry, dojrzały, pisany z wielkim wyczuciem formy i znaczeń. Łączy intymność z uniwersalnym doświadczeniem odchodzenia od słów, które miały dawać schron.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...