Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

My, studenci SGH


Rekomendowane odpowiedzi

Student A, lat 23. Obecnie na stażu w znanej firmie konsultingowej. Chodzi w gładkiej, jasnej koszuli i czerwonym jaskrawym krawacie. Dzień w dzień gdy go widzę nawija o byciu team leaderem. Gówniarz, ledwo dostał się na pobyt dla spaczonych światopoglądowych pajaców, już marzy o wielkich projektach. Sprzedaż srajtaśmy w pudełkach o różowym odcieniu, bo badania marketingowe wykazały rosnący return on sales na tym produkcie.

Student B. Dziwny facet. Trzy razy w tygodniu nieumiejętną ręką studencika skręca blanty. Nie uczy się bo „to olewa”. Gdy wychodzę rano do pracy patrzy na mnie jak na kretyna – „teraz czas na zabawę”. Kiedyś razem chodziliśmy po ścianach na imprezach w akademiku, zbadaliśmy wszystkie monopole na Ursynowie. Teraz płaszczyzna porozumienia pełza gdzieś po ścieżce złotówek, których nie ma.

Student C. Typowy outsider. Niby dostał się na równoległe studia na uniwerku, ale widzę jak z zazdrością patrzy na buraków w garniturach zapieprzających przed i po zajęciach do budynków o szklanych ścianach, pogrążonych w pseudo wielkim biznesie. Sam prezentuje całkowicie klasyczne nieudacznictwo we wszystkim czego się dotknie. Unikam takich jak on, bo to może być zaraźliwe.

Studentka D. Głupia baba jakich wiele. Spotykam ją na moim piętrze w korporacji. Widziałem CV, które wysłała do pracy. Przez nikogo nie wymagane dołączone zdjęcie pokazało dokładnie zalety dekoltu. Walory mówiły same za siebie. Sam bym ją przyjął zwłaszcza widząc minispódniczkę w jakiej przyszła na interview.

Co jakiś czas w jakiejś mętnej, kolorowej gazecie widzę wywiad z pierwszym z brzegu młodym pajacem/młodą pseudo-cwaniarą, którzy nadają o „inwestowaniu w samych siebie”. O tym, jak dokładnie planują przyszłość. Jak to pilnie uczęszczają na kurs japońskiego, pływanie, siłownię, jogę i szkolenie asertywności. Wszystko po to, żeby lepiej przygotować karierę. Później będą perfekcyjnie trakować top kastomerów i riserczować market.

Mam znajomego, który z pewnością masturbuje się przed monitorem spoglądając na wykres WIG-20. Kiedy go przypadkiem spotykam, nigdy nie zapomni zahaczyć w rozmowie o wymyślne strategie immunizacji portfela. Mózgi krążące w orbicie wokół NYSE. Fokus marzeń na przysłowiowe szelki maklera.

„Chwile ulotne jak ulotka” spędzam codziennie na Polu Mokotowskim. Jakiś czas temu na pobliskim rondzie naprzeciw Rivery dowcipnisie z polibudy raczyli napisać na śniegu dziesięciometrowy napis „jebać SGH”. Może i mieli rację. Tyle tylko że to była akurat zazdrość gości spędzających 72 godziny z rzędu przed monitorem, wysyłając tylko kogoś z pokoju po colę i odbiór pizzy.
Pole Mokotowskie to nie jest mój rejon, ale co ranek lubię przejść po pustym parku, bez zalegających zielony dywan studentów z wydziału mechaniki lotnictwa i pajacowatych luzaków z Wielkiej Różowej. Chwila oddechu. Tylko tyle i aż tyle. Może cała przyjemność danego dnia.

Nie wiem czy jest po co spędzać czas na cholernych spotkaniach kół naukowych, zapierdalać w niedzielę na uczelnię i do późnych godzin babrać się w farbie, malując kolejny usrany baner. Gdybym znał odpowiedź, to bym napisał.
Bycie częścią zespołu? Na końcu zawsze będziesz sam. Co najwyżej zamkniesz drzwi sypialni i zaśniesz obok jednej osoby. Jednej. Społeczeństwo jako zbiorowość i tak zawsze sprowadza się do prostych par, które pączkując zapewniają przetrwanie gatunku. Żadna fetyszyzacja „przyjaciół”, sztuczne tworzenie wokół siebie grupki adoratorów obu płci nie stanowi ostatecznego rozwiązania.

Motywacja? The winner takes it all. Może to właśnie o to chodzi. Schwycić wszystkie okazje w swojej dłoni, zgarnąć wszystko. Największy kopniak w dupę, pozwalający piąć się w górę, to obawa, że drugiemu pójdzie „lepiej”, kupi lepszy krawat, żona będzie miała większe cycki i bardziej opaloną na solarium skórę. Wbrew pozorom detale zawsze mają znaczenie.

Wiemy czego chcemy. Wiemy czego chcemy. Mantra głupich dwudziestolatków, którzy przyszli na esgieha bo „wiemy czego chcemy”. Mam co jakiś okazję czytać CV takich żółtodziobów wypuszczanych z różowej fermy. Wszystkie są takie same. Nawet layout ten sam, bo tak nauczyli na angielskim wałkowanym przez siedem semestrów. Wszyscy są kreatywni, elastyczni i na dodatek myślą analitycznie. Na spotkaniu oko w oku wychodzą psychologiczne skrzywienia rodem z zakładu zamkniętego.

Sens i prawda powinny być proste. Herbert. Kołatka. Tak, tak, nie, nie. Może tylko powinny.
Ja i ty. Ty może zostaniesz ministrem finansów, ja prezesem wielkiej korporacji. Nie ma sensu powtarzać tekstu z kolejnej produkcji z Hollywood „We are consumers.” z Fight Club. Dobrze o tym wiemy. Dostań orgazmu wsiadając do bmw, patrząc na rosnący indeks WIG-20 i wkładając włoskie buty z miękkiej skóry. Najlepsze jest to, że właśnie tego orgazmu dostaniesz. Ja zresztą pewnie też.

Wstając jutro rano znów ogolę się i nakleję na twarz pogodny wyraz twarzy. Grymas nie jest modny w tym sezonie. Smutny ryj to morda losera. Zawsze trzeba być trendy, bansując w modnych klimatach. Wszystko czym jesteś to ta twarz w lustrze, to jak cię widzą. O nic więcej nie trzeba dbać. To, jak cię widzą.

Gdy wchodzę co rano przez rozsuwane drzwi do budynku o szklanych ścianach, w dobrze zawiązanym krawacie na szyi, z pewnością nie jestem moralizatorem w rozumieniu poprzednich zdań. Zresztą nie o to chodzi. Be yourself. Tylko tyle. Gdziekolwiek jesteś, be yourself.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...