Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Umarłam dwudziestego piątego października dwutysięcznego piątego roku. Nie pamiętam dnia swojej śmierci. Straciłam przytomność tydzień wcześniej. Ostatnia scena, która pamiętam, to twarz mojej mamy, która poprawiała mi poduszkę, pielęgniarka w tym czasie robiła zastrzyk. Poczułam ukłucie. Zasnęłam. Obudziłam się w dniu mojego pogrzebu. Widziałam to wszystko z góry. Kaplica była pełna. Nie myślałam, że moja śmierć przyciągnie tyle ludzi. Rozglądałam się, patrzyłam kto, oprócz najbliższej rodziny przyszedł mnie zobaczyć ostatni raz. Koleżanki ze szkoły muzycznej grały na skrzypcach i śpiewały. Świeciło słońce. Po drzewach na około kaplicy skakały wiewiórki. Było ciepło. Ktoś przed kaplicą powiedział, że to piękny dzień na pogrzeb, że Bóg zesłał to słońce, bo cieszy się, że idzie do niego kolejna dusza. Patrzyłam na zapłakane twarze najbliższych i jakoś nie byłam pewna, czy są wdzięczni Bogu za ten dzień, to słońce, to miejsce... Wśród tłumu ludzi zauważyłam Krzysia. Więc nawet on przyjechał z Irlandii. Moja miłość ze szkoły średniej. Był też Tomek. Koledzy ze studiów jednych i drugich. Znajomi rodziców z pracy. Mnóstwo ludzi. Wszyscy płakali. Babcie, ciocie, kuzyni, znajomi...
Spojrzałam na dziadka, stał wpatrzony we mnie i mówił, że tak będzie lepiej, że jeżeli tak miało być, to on się z tym pogodził. Mówił też, że niedługo pewnie się spotkamy, bo jemu też już niewiele do przeżycia zostało. Mylisz się dziadku, wiem, że doczekasz prawnuków, już mój brat się o to postara. Anna z Kacprem też uszczęśliwią rodzinę potomstwem.
Zaczęłam umierać kilka lat wcześniej. W zasadzie każdy dzień zbliża nas do śmierci, ale człowiek zdrowy nie myśli o tym. Ja byłam chora. Byłam chora na długo przed tym, zanim dowiedziałam się o tym od lekarzy. Coś niszczyło mój organizm. Kolejne lata były czasem rozpaczliwego szukania lekarstwa. Jak widać nie dane mi było znaleźć to lekarstwo i żyć...
Kiedy było już bardzo źle, zaczęłam pragnąć śmierci. Miałam dość cierpienia. Nie mogłam patrzeć na cierpienie rodziców. Teraz patrzyłam na nich z góry i myślałam o tym, że ich cierpienie skończyło się. Owszem, będzie im przez jakiś czas smutno, bo umarłam, ale czas goi rany. Na pewno nie zapomną o mnie, ale teraz ich życie będzie miało sens. Już nie będzie podporządkowane mojej chorobie. Ja też już nie cierpiałam. Znalazłam się w miejscu, w którym moja dusza będzie szczęśliwa, a ciało zostało tam, na dole. Właśnie pracownicy firmy pogrzebowej zsuwali trumnę ze mną w dół. Chyba najgorszy moment każdego pogrzebu. Trumna znika w ziemi, a z ludźmi wtedy coś się dzieje, zaczynają głośniej płakać, wzdychać, modlić się. Tak jakby części nich umierała razem z tą chowaną osobą. Rodzice stali w skupieniu, z niemym smutkiem na twarzy. Obok nich mój brat ze swoją żoną. Teraz kwiaty, wszyscy zaczęli kłaść na mój grób kwiaty, wieńce, wiązanki. Było tego mnóstwo. Na ślubie nie dostałam tyle kwiatów. Poszukałam mojego męża. Stał z boku. Nawet na pogrzebie moi rodzice nie zaakceptowali go, nie wzięli go do siebie, nie byli z nim. Nigdy go nie lubili. Nawet teraz. Stał sam. Podszedł do niego Kacper z Anną. Anna przytuliła go. Potem podeszła do mojego grobu. Tak kuzynko, mnie już nie ma. Jeszcze tak nie dawno rozmawiałyśmy o tym, jakie obie mamy plany na najbliższy czas, a teraz stoisz nad moim grobem i płaczesz. Nie płacz, przecież obie wiemy, że z tego nie było wyjścia. Od swojego ślubu umierałam coraz szybciej. Tak jakby ten ślub to była ostatnia rzecz, którą chciałam przeżyć. Potem już mi na niczym nie zależało. Pamiętam, jak mnie wspierałaś, jak wierzyłaś, że stanie się cud. Cudów nie ma. Tak było pisane. Miałam umrzeć. Może wybrałam sobie nie najlepszy czas na umieranie, ale czy istnieje dobry czas na umieranie?

Opublikowano

Mam wrazenie, że jest pewien postęp, ale tylko minimalny. Nadal przeważają banały, utarte, teksty:że to piękny dzień na pogrzeb, że Bóg zesłał to słońce, bo cieszy się, że idzie do niego kolejna dusza, że jeżeli tak miało być, niedługo pewnie się spotkamy, każdy dzień zbliża nas do śmierci!!, ozpaczliwego szukania lekarstwa, nie dane mi było znaleźć to lekarstwo i żyć, będzie im przez jakiś czas smutno, Znalazłam się w miejscu, w którym moja dusza będzie szczęśliwa, Nigdy go nie lubili, Cudów nie ma. Tak było pisane - znow przewazaja banalne, utarte okreslenia, ktore kazdy zna, kiedys juz cztal tysiace razy. I po co to powielac?
Pytasz 'czy istnieje dobry czas na umieranie?' - jesli ma byc to koniec twojego pisania to cuz... sama zdecyduj. Ale po co to przeciagac agonie??
Pozdrawiam.

Opublikowano

Uspokoiłaś mnie ....teraz już wiem, że styl Walentynek był od początku zamierzony...a naprawdę miałem czarne myśli i zastanawiałem się kim ty jesteś i co czytasz, pisząc w tak koszmarny sposób, ale popełniłem błąd...powinienem się zastanawiać kim jest autorka listu a nie autor tekstu...mimo wszystko nie jest dobrze moim zdaniem...potrzebujesz według mnie mocnej dawki literatury do przeczytania, żeby pojąć sens pisania czegokolwiek...zrozumieć, poczuć sztukę, dać się zwariować, odskoczyć od rzeczywistości i zacząć balansować na krawędzi...bo wciąż mam wrażenie, że pewengo słonecznego dnia, ktoś przyszedł do Ciebie we śnie i powiedział pisz!, Zerwana z letargu, spełniłaś jego życzenie...i na razie idzie ciężko, ale kto wie, ćwicz , ćwicz, i czytaj! Tylko nie kolorowe pisma, a poważne rzeczy...

Tekstu komentował nie będę...są to jakieś oczywiste przemyślenia, ale podane w bardzo prosty, mało literacki sposób, bez zmyłek, niedomówień..., ciekawych stwierdzeń, no treść nie pozwala na humor, wiec nie będę pisał, że nic mnie nie śmieszy...

To chyba tyle...mam nadzieję, że nie uraziłem...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @lena2_ Zgadza się, lecz takiej kontrolowanej złości, gdyż nie warto burzyć swój wewnętrzny spokój.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @viola arvensis Egzystujemy w świecie złamanych serc. Przydałby się warsztat naprawczy, gdzie plastry miodowej miłości zabliźniałyby takie rany. Viola, każdy człowiek to osobny świat i aby takie dwa światy - kobieta i mężczyzna- mogły razem funkcjonować w trwałym i długim związku, potrzeba jest nie tylko miłość, lecz obopólne zrozumienie, które powinno się razem wypracowywać.  Pozdrawiam Cie serdecznie. 
    • Kiedy miałam kilka lat, ogłoszono stan wojenny. Wysłuchaliśmy komunikatu przez radio, które zwykle było puszczane nad ranem. Choć jeszcze było ciemno, mogliśmy wykorzystać nagle dany nam czas na koziołki i inne radosne wygłupy. Cieszyłam się, że zostanę w domu, ale nagłą sielankę przerwała mama, wyjaśniając, że to znaczy, iż mogą nadjechać czołgi. Odtąd, od tego dnia i tej godziny, czołgi mogły wynurzyć się w każdej chwili, zwłaszcza że nie tak daleko od nas znajdowała się jednostka wojskowa. Mijaliśmy się czasem z nimi w drodze do lasu, gdy wyjeżdżały na poligony, zza mijanych murów, wracając z zakupów. W święta odwiedzaliśmy je, nieruchome, ustawione jeden obok drugiego, niosąc w sercach kolorowe chryzantemy. Tym razem tylko opuściły swoje pudełka i jak nakręcane zabawki wyjechały w strajkujących, przeciw bliżej nieznanemu wrogowi, który czai się tuż, tuż.    Gdy zniknęła koleżanka z klasy, uciekała przed czołgami. To właśnie one z bliżej niezrozumiałych mi powodów nakazały opuścić dom małej dziewczynce o dwóch warkoczykach zawiązanych na kokardki, zupełnie takiej samej jak ja. Dopiero co bawiłyśmy się u mnie w domu i na umówiony sygnał udawałyśmy przerażenie, zaglądając przez przedpokój w puste oczodoły straszliwej maski Króla Olch. Eksponat już rangi historycznej, zaprojektowany przez pana Zitzmana. Skądinąd ręce, które ją wykonały, były przedłużeniem nierealności wszelkich alternatywnych zakończeń, jakie niesie z sobą teatr. Na domiar złego, zamieszkałam przy drodze oznaczonej w planach jako droga ewakuacyjna dla czołgów. Przeciw możliwemu niebezpieczeństwu posadzono szpaler drzew. Okna wybudowano wyłącznie w ścianach sąsiednich od tych, których usytuowanie mogłoby zdradzić, iż ktoś chciałby usłyszeć lub potajemnie zobaczyć wyjeżdżający na misję czołg.   Schowaliśmy się tam, drzewa wybujały do góry, szansa na niezauważenie nas, wysoce wzrosła. Życie jednego człowieka, cóż znaczy w żarcie historii.      
    • Zapachniało Asnykiem... Kiedyś mi się zdarzyło takie nawiązanie do jego wiersza "Między nami nic nie było": A tu mam jeszcze "wersję dla leniwych" :)   A Twój wiers bardzo ładny. Trochę w nim Asnyka, ale bardzo dużo Violi :)   Pozdrawiam serdecznie.
    • @Berenika97 przepiękny. Rozbiłaś bank ostatnich czytań. bb
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...