Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

marsz równości anorektyków i samobójców


Klaudiusz

Rekomendowane odpowiedzi

oscar - podawanie pokarmu to taki sam "sposob" jak zapłodnienie in vitro - jakos mnie nie przekonuje argument że dzieki temu przestaje to być chorobą

joaxii - nie odpwoiedzialas - bo pytanie nie jest o twoje odczucia w tym temacie - owszem takie jak najbardziej powinno być - i tak właściwie powinna wyglądać dyskusja na takie tematy - jednak to Ty decydujesz że nie chcesz tak rozmawiać - mówiąc, że "przeciwnicy" to ciemni głupole z IIIrzeszy : jeśli ty uważasz że to dobre - na podstawie li tylko włąsnego odczucia to rónie przekonujacy dla ciebie musi być argument kogoś kto uważa że to złe: ty mówisz ze to to samo co kolor oczu, ja mowie ze nie to samo - i teraz albo powołasz sie na fakty albo oboje musimy to uznać za odpowiedzi rownorzedne... próbując wywrzec na mnie jakikolwiek nacisk poza włąsnie argumentem - to ty jesteś nietoleracyjna dla moich poglądów...

a wracajac do twoich odwpoeidzi - powraca pytanie: dlaczego powołujesz sie tu na czyjekolwiek życie jako wyznacznik w ocenie jego postepowania? to że dla Ciebie ma ono wartość nie oznacza ze dla innych też i przede wszystkim że jest ono wartoscia najwyzszą? raz mówisz, ze to absolutne prawo człwoieka decydować o własnym zyciu, a tu nagle mówisz, że anorektyk jest chory bo z niego rezygnuje... to nieścisłość jest tak duża, że każe myśleć, że to nie twoje poglady a urywki wyczytane w postepowej prasie...
ale prosze - jeżeli jestes w stanie to pogodzic bardzo chetnie wysłucham - dlaczego uważasz, że nie można założyć że homoseksualista jest chory skoro wybiera drogę autodestrukcji (czyli "orientacje" "zapewniającą" mu brak potomstwa) - ponieważ to godzi w jego podstawy wolności... jeżeli uznajemy że każdy człwoiek jest wyjątkowy, a inni ludzie nie mają prawa go naet oceniać (bo ja w tej chwili tylko oceniam homoseksualizm (nawet nie homoseksualistów) to skąd nagły przeskok że anoreksja, schizofrenia czy nawet nekrofilia to choroba? skąd nagle bierzesz to prawo do takich ocen, skoro przed chwilą go innym odmowilaś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 139
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

tak ale argumentem przeciwko twjemu argumentowi jest to, że idac tym tokiem myślenia:
a) wiele chorób to nie choroby skoro mozna ich skutki niweczyc farmakologicznie no chyba że uwazasz że intewencja w postaci zapłodnienia in vitro wcale nie dowodzi że coś z daną osobą jest nie tak :)
b) no a gdyby sie tak coś popsuło?? :) co wtedy? kto byłby odpowidzialny za "koniec ludzkości" ? ten kto popsuł komory in-vitro, czy banda świrów którzy postawnoili dowieść że ludzie wcale nie są czescią natury? :>

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

aż sprawdziłem czy to na pewno ten wątek:
okej ja sie jak najbardzej mogę pogodzić, że nie bedzie konca nawet jeśli wszyscy będą homo, tylko w takim razie po co Ty mi sie pod tym wątkiem wypowiadasz?? - przecież tak samo nie będzie konca gdy wszyscy bedą anorektykami a za parę lat (jesli nie już) gdy wszyscy bedą samobójcami ... więc po co kwestionujesz moją inicjatywę?? jeśli sie ze mną zgadzasz??
przecież mówiąc że homoseksualiste mozna zapłodnić in vitro: jednocześnie potwierdzasz, że jest on człwoiekiem wybrakowanym a wiec i "chorym" - czym przyznajesz mi rację... a mówiąc że to nic takiego idziesz dalej i potwierdzasz że człwoiek jak sie uprze to może nawet powiedzieć że samobjstwo jest "normalne"

tym samym gratuluje - bo jestes pierwszym który zrozumiał o co mi biega ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro istnieją ludzie "wybrakowani" (słowa pana Klaudiusza) i zalicza Autor do nich homoseksualistów, to ja jeszcze przypomnę, że można dodać heteroseksualnych inwalidów niemających rąk, nóg, czy garbatych. I ci ludzie są "chorzy", jak przeczytałem w wypowiedzi. Żeby więc zakończyć tę dyskusję proponuję wynalezienie szczepionki przeciw tej epidemii. Nie będzie ludzi "wybrakowanych" i... takich dyskusji!
Marek Wieczorny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

drogi panie - możesz mnie nazwać chamem czy nazistą, możesz mnie nawet zagazować albo torturować, ale to niestety nie ja robiłem ten świat - tak, są ludzie którym BRAKUJE rąk, nóg, albo kilku hormonów... innym ludziom brakuje wolności i pokoju, a jeszcze inni urodzili się w rodzinie królewskiej - i wcale nie zmieni tego fakt że ja tu na forum nazwe rzeczy tak albo inaczej - to ma miejsce niezależnie od mojego do tego stosunku... a potępianie mnie to zwykła obłuda - nie pasuje Ci to: to to zmień, ja tylko stwierdzam fakt - fakt wybitnie niesprawiedliwy ale nie przeze mnie zawiniony... natomiast jeżeli uważasz że pozbawienie człwoieka rąk jest normalne i tylko po to żeby nie sprawić mu przykrości (ała - jak bym sie k... przejął co mówi o mnie jakiś palant na orgu gdybym nie miał rąk!! ) nie należy mówić że jest on "chory" (czy nawet "wybrakowany") tym samym pozbawiając następne pokolenia szansy na urodzenie się zdrowym (bo skoro "nieposaidanie rąk" jest zupełnie normalne, to ktoś kto chciałby pomóc tym zdrowym ludziom jest nazistą - czyż nie to pan mowi? )


zrozumcie ludzie że nie ma sensu robienie ze mnie nazisty - bo to ani nie prawda, anie nie ma wiekszego znaczenia w dysusji... tym bardziej że Wy potraficie skazać 5% ludzkości na cierpienie tylko po to żeby móc innych oskarżyć o ciemnote, tym samym wywyższając siebie - Tak jesteś bardzo światłym wspaniałym czlowiekiem mówiac choremu że jest zdrowy zamiast mu pomóc... brawo, tylko jeszcze sie zastanów czy Ty kiedy stracisz rece bedziesz wolał żeby ludzi udawali że tego nie widzą, czy żeby się wzięli i wymyślili Ci protezy??

przestancie wreszcie pier... bo zabawa w dyskusje zabawą, ale jak czytam takie kawałki jak powyższe to sie zaczynam naprawdę o "was" martwić :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy Pan już samego siebie zaczyna oskarżać? Kto mówi, że jest Pan nazistą? Przecież to w Pana komentarzu jest o ludziach "wybrakowanych"! Jeżeli nie chce! przyszły psycholog odróżnić homoseksualizmu i kalectwa (brak ręki, nogi) od choroby, to trudno polemizować. To Pan wywołał tę dyskusję i chciał reakcji czytających. Czego ta obecna złość dotyczy, tego nie wiem?
Ja też nie mogę na sto procent powiedzieć, że kiedyś ktoś nie stwierdzi, że to wirus powoduje zmiany w pewnym ośrodku mózgowym (czy genach) i z tego powodu są zaburzenia orientacji seksualnej. Ale na dzień dzisiejszy nauka mówi, że to nie jest chorobą i na tym wszyscy Pana Oponenci, ja również, opierają swoje twierdzenia. Wiemy tyle, ile potrafimy zrozumieć.
Ludzie ci są obok nas i tylko zależy to od naszej dobrej woli, by im dane było spokojnie żyć. Im więcej będziemy dyskutować na ten temat, to bardziej przyczynimy się do większego nagłośnienia tego problemu. Przecież w tej chwili tworzymy małą "paradę" dla tej orientacji, a rozpoczął ją Pan swoim postem. Ten, kto rzucił kamieniem w górach nie zastanawiał się, że może wywołać lawinę kamieni. Jest przyczyna i ewentualny skutek. Podobnie jak w tej dyskusji. A "tolerancja" to złe słowo. Ono kojarzy się z pewnym przyzwoleniem na coś. Uważam, że lepszym byłoby "poszanowanie", szanowanie drugiej osoby w podobny sposób, jak chciałbym, aby mnie szanowano. Czyli miłuj bliźniego swego jak siebie samego.
Marek Wieczorny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przypomne tylko że "nauka" zajmowała się również tak istotnymi sprawami jak "slekcja ludzi wyższej rasy" "rozwiazanie problemu żydowskiego" czy "uwarunkowania genetyczne murzynów, które są przyczyną cięgłego ich uciekania z plantacji"... tak chętnie powołujecie sie na "ciemnogród" a jakby nie zauwżacie że to Wy zasłaniacie się tą tajemniczą "nauką, która mówi" gdzie mówi? co mówi? nauka to nie ksiądz - ona jak coś mówi to musi mieć dowody - dowodów nie ma żadnych - a więc to Wy niestety jesteście "ludnością niemiec lat 30-tych" to o was będą pisać podręczniki "jak, wydawałoby sie, inteligentni ludzie dali sie oszukać na tak ogromną skalę"... bo przecież "media mówią" bo "nauka mówi" - to są bzdury, co Pan pisze - "nauka" nie rozwiązała jeszcze nawet problemu wyższości masla nad margaryną bo jest w niego zaangażowane zbyt dużo ludzkich interesów - powoływanie sie na twierdzenia naukowców w tym sporze to szczyt ignorancji... oni tylko MÓWIĄ - na tej samej zasadzie mogą POWIEDZIEĆ że anoreksja to objaw porwania przez ufo - a Pan bedzie musiał przyznać, że skoro "nauka mowi" to to prawda

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"Czy wiadomo skąd się bierze u człowieka taka a nie inna orientacja seksualna?

Wiadomo. Nasza orientacja seksualna formuje się w okresie prenatalnym i zależy od wypływu hormonów na kształtujący się układ nerwowy. Na początku każdy płód czy to męski czy żeński rozwija się w identyczny sposób. Potem, żeby wyróżnicował się mózg i narządy płciowe mężczyzny musi zadziałać testosteron. Jeśli zadziała on na płód męski w innym czasie niż zwykle lub też będzie w niskim stężeniu wykształci się orientacja homoseksualna, bądź też ta orientacja nie będzie zdefiniowana i wtedy mówimy orientacji biseksualnej. Jeśli natomiast testosteron zadziała na płód żeński większym niż zwykle, u kobiety wykształci się orientacja homoseksualna. U kobiet jednak orientacja seksualna jest bardziej płynna niż u mężczyzn. O kobiecym homoseksualizmie wiadomo jednak zdecydowanie mniej niż o męskim." z Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego

mowa o sprawdzalnych zjawiskach. chyba jednak nie "ciemnogrodzkie" podejście. Czy muszę wkleić specjalistyczną pracę naukową?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a to ciekawe - czyli jednak przyznajesz, że homoseksualizm to zaburzenie? to już sukces... i właściwie dalsza dyskusja jest niekonieczna - bo dalej wszystko już z siebie wynika

ale z tym stęzeniem to nie taka prosta sprawa: z tego co pamietam osobniki (żeby nie było: szczury) przejawiały również wiele innych zachowań przypisywanych płci przeciwnej (a nie tylko orientacje): dlatego wypada być ostrożnym z przypisywaniem wszystkich zjawisk homoseksualizmu tym właśnie przyczynom (co nie zmienia faktu, że w dobie cywylizacji postępu i zapłodnien in vitro - kontrolowanie stężenia testosteronu wydaje sie czynnością nadzwyczaj banalną)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



chyba inaczej rozumiemy zaburzenie
na to wygląda
z tego co widze Ty twierdzisz ze zaburzenia nie istnieją - też uważam że nie powinna istnieć oficjalna lista rzeczy wartych leczenia - a tylko każdy wybiera towarzystwo w którym chce przebywać: podobają Ci sie rude: podrywasz rude, lubisz chłopców idziesz do chłopców (to samo pedofile i mordercy - wg. twojej definicji: "morderca to człowiek który w toku socjalizacji nie wykształcił wspólnej reszcie społeczeństwa moralności oraz dostawał pozytywne wzmocnienia gdy rozwiazywał problemy siłowo" - nie ma tu mowy o zaburzeniu przecież)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


super. za kilka lat bedziemy mogli rudych wyeliminowac. i albinosow.
moze poeksperymentują na Twoich dzieciach.
przecieżto ty oscar mowiles ze homoseksualizm nie jest chorobą bo można dzieci sztucznie wychodować! zdecyduj się wreszcie? myślę że gdyby z "rudości" wynikała np. bezpłodność to jak najbardziej wypadałoby ją zlikwidować... zresztą to też problem, nie za bardzo czuję sie kompetenty do oceniania czy ktoś powinien sie urodzić rudy, biały czy czarny, homoseksualny czy bez rączek... chociaż oczywiscie uważam że nawet ten problem można w jakiś sposob rozwiązać (dochodzą np. do wniosku, że jednak pozbawianie człowieka szans na normalne życie już w życiu płodowym jest ZAWSZE złe i należy zrobić wszystko, żeby przynajmniej w momencie urodzenia wszyscy mieli równe szanse)

ale ta dyskusja jest raczej o prawo do wlasnego zdania: o to żebym mógł powiedzieć: nie podbają mi sie rude(albo cycate blondynki - żeby mowic o sobie:) ) i zeby jeżeli ktos sie nie zgadza to albo przekonywał, albo sobie poszedł, a nie robił parad, nagonki a w koncu zapisów w konstytucji: że mi się mają podobać!! (i żeby była jasność: tak - uważam, że jeżeli moja estetyka jest taka że nie lubie cycatych blondynek to jak najbardziej mogę takiej nie przyjąć w MOJEJ firmie na MOJĄ sekretarkę - bo to tylko i wyłącznie moja sprawa... i moje elementarne prawo decydowania o sobie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


super. za kilka lat bedziemy mogli rudych wyeliminowac. i albinosow.
moze poeksperymentują na Twoich dzieciach.
przecieżto ty oscar mowiles ze homoseksualizm nie jest chorobą bo można dzieci sztucznie wychodować! zdecyduj się wreszcie? myślę że gdyby z "rudości" wynikała np. bezpłodność to jak najbardziej wypadałoby ją zlikwidować... zresztą to też problem, nie za bardzo czuję sie kompetenty do oceniania czy ktoś powinien sie urodzić rudy, biały czy czarny, homoseksualny czy bez rączek... chociaż oczywiscie uważam że nawet ten problem można w jakiś sposob rozwiązać (dochodzą np. do wniosku, że jednak pozbawianie człowieka szans na normalne życie już w życiu płodowym jest ZAWSZE złe i należy zrobić wszystko, żeby przynajmniej w momencie urodzenia wszyscy mieli równe szanse)

ale ta dyskusja jest raczej o prawo do wlasnego zdania: o to żebym mógł powiedzieć: nie podbają mi sie rude(albo cycate blondynki - żeby mowic o sobie:) ) i zeby jeżeli ktos sie nie zgadza to albo przekonywał, albo sobie poszedł, a nie robił parad, nagonki a w koncu zapisów w konstytucji: że mi się mają podobać!! (i żeby była jasność: tak - uważam, że jeżeli moja estetyka jest taka że nie lubie cycatych blondynek to jak najbardziej mogę takiej nie przyjąć w MOJEJ firmie na MOJĄ sekretarkę - bo to tylko i wyłącznie moja sprawa... i moje elementarne prawo decydowania o sobie

Nie odmawiam Ci prawa do wlasnego zdania. chyba nikt tutaj Ci nie odmawial.

jaki zapis konstytucyjny ze Tobie się ma podobać? co ty bredzisz?

homoseksualizm nie prowadzi do bezplodnosci. homoseksualisci robia tez dzieci w naturalny sposob i to najczesciej o ile mi wiadomo.

"(i żeby była jasność: tak - uważam, że jeżeli moja estetyka jest taka że nie lubie cycatych blondynek to jak najbardziej mogę takiej nie przyjąć w MOJEJ firmie na MOJĄ sekretarkę - bo to tylko i wyłącznie moja sprawa... i moje elementarne prawo decydowania o sobie"
tak, i możesz też nie obsługiwać czarnych i produkować w niej ławki z napisem: "nie dla Żyda". powodzenia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ps. ciekawostka z interii:

***

KWESTIA UMOWNA

Austriacki psychiatra Richard von Krafft-Ebing w 1906 r. określił jako dewiację seksualną (nazywał to perwersją) "każde wyrażenie się instynktu płciowego, które nie odpowiada celowi natury,tj. rozmnażaniu". W 74 lata później Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zdefiniowało dewiacje seksualne jako "istotne cechy zaburzeń, w których do podniecenia seksualnego konieczne są dziwaczne obrazy lub akty".
W "Encyklopedii erotyki" autorstwa Zbigniewa Lwa-Starowicza (Muza 2001) dewiacje to intensywne, powtarzające się fantazje seksualne, potrzeby lub zachowania niezależne od woli, nietypowe lub nieakceptowane społecznie, trwające ponad pół roku.
_______________________________________________________

przyłapałaś go, gdy mierzył twoją bieliznę

Kiedy jesteście sami, twój partner lubi przebierać się w damską odzież, co wyraźnie go podnieca.

diagnoza transwestytyzm: dewiacja seksualna postępowanie Zależy od granicy twojej tolerancji. Ta dewiacja nie pojawia się nagle. Zwykle mężczyźni ukrywają ją przez wiele lat (bo boją się ośmieszenia, odrzucenia), utrzymując w tym czasie satysfakcjonujące pożycie heteroseksualne. Transwestytyzm bywa mylony z homo- lub transseksualizmem i niektóre kobiety widząc swego partnera w damskich łaszkach myślą, że "on woli facetów" lub chce zmienić płeć. Nie musisz się tego obawiać. Transwestytyzm to w gruncie rzeczy nieszkodliwe dziwactwo. Jeśli urządzisz partnerowi aferę, nazwiesz go zboczeńcem i założysz kłódkę na szafie, on nadal będzie to robił, tyle że po kryjomu. Damska odzież działa na niego jak fetysz, jest silnym bodźcem seksualnym (może to być np. nawyk masturbacyjny lub fantazja rozbudzona oglądaniem filmów porno lub tzw. świerszczyków). Nie wyplenisz tego, szkoda czasu. Chcesz utrzymać wasz związek? Pozostaje ci zaakceptować dziwactwo partnera. Jeśli jednak czujesz wewnętrzny opór i wiesz, że nie jesteś w stanie przeżywać rozkoszy z mężczyzną noszącym np. pończochy (nawet wtedy, gdy nie będzie ich nosił przy tobie), nie zmuszaj się, bo może to skończyć się dla ciebie awersją seksualną i narastającą niechęcią (obrzydzeniem) do partnera. Sama najlepiej znasz granice swojej tolerancji i wyrozumiałości.

twój partner stosuje w łóżku przemoc

Poniewieranie cię i bicie w sytuacji intymnej sprawia mu wyraźną przyjemność. Podnieca go widok krwi lub siniaków na ciele kobiety.

diagnoza sadyzm: dewiacja seksualna postępowanie Zależy od twoich upodobań seksualnych. Jeżeli odpowiada ci taka "bolesna" forma okazywania uczuć, nie ma w tym nic złego. Musisz jednak pamiętać, że skrajne wypadki agresywnego sadyzmu mogą zakończyć się tzw. mordem z lubieżności, kiedy jedno z partnerów nie jest już w stanie zapanować nad swoją brutalnością. Jeżeli oglądałaś film "Imperium zmysłów" to zapewne utkwiło ci w pamięci przyduszanie się partnerów w trakcie szczytowania (to tzw. asfiksja). Nigdy się na to nie zgadzaj! Niedotlenienie mózgu może i zwiększa u niektórych doznania erotyczne, ale jest wyjątkowo niebezpieczne! Trudno wyczuć granicę i poznać, czy ktoś np. pręży się z przyjemności, czy też daje ostatni znak życia. Zdaniem prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, 12% kobiet i 22% mężczyzn ma sado- -masochistyczne fantazje seksualne. Nie wszyscy jednak wprowadzają je w życie lub robią to tylko okazjonalnie. Amerykański psycholog James McCary uważa, że sadyzm seksualny występuje u około 5% mężczyzn i 2% kobiet. Gdy jedno z partnerów daje się łatwo zdominować lub ujawnia cechy masochistyczne (a często właśnie taka osoba jest wybierana przez sadystę na towarzysza życia), wówczas w takim związku cechy sadystyczne znajdują warunki do nieskrępowanego rozwoju.

To oznacza, że sadystyczny partner próbuje zwykle coraz bardziej brutalnych zachowań (przypalanie papierosem, biczowanie, nacinanie skóry). Czy da się go wyleczyć? Jeśli sam nie będzie czuł takiej potrzeby, to psychoterapia będzie mało skuteczna. Osobom niebezpiecznym, które nie panują nad swoim zachowaniem, podawane są leki antyandrogenowe (zmniejszają popęd seksualny, a tym samym ograniczają okazję do sadystycznych zachowań).

twój partner, gdy się kochacie, robi ci zdjęcia, a potem pokazuje je kolegom

Namawia cię też, byś zrobiła przy nich striptiz.

diagnoza kandauleizm (lub -zizm): dewiacja seksualna postępowanie Cóż, jeśli nie masz nic przeciwko temu, aby obcy mężczyźni widzieli cię nago, nie reaguj. Wiedz jednak, że kandauleizm kryje w sobie pewne masochistyczne tendencje: on cierpi, widząc jak inni mężczyźni podniecają się na twój widok. To sprawia, że ma większą ochotę na seks. Zdaniem seksuologów, w wypadku tej dewiacji istnieje bardzo wiele sposobów, dzięki którym mężczyźni maskują swoją motywację. Partner może wmawiać ci, że pokazuje twoje akty, ponieważ chce się tobą pochwalić, bo jesteś taka zgrabna. "Jeden z moich pacjentów nakłaniał swoją żonę, szantażując ją, do robienia stripteasu na aranżowanych przyjęciach towarzyskich, goście odbierali to jako potrzebę chwalenia się gospodarza urodziwą żoną" wspomina prof. Zbigniew Lew-Starowicz w książce "Seks nietypowy" (Cztery Strony Świata 2003). Niektórzy uciekają się do podstępu, np. zapraszają bliską sobie dziewczynę do pokoju w akademiku, a o umówionej porze zjawiają się tam jego koledzy i podglądają parę. W takim układzie zawsze będziesz traktowana instrumentalnie. Partnera nie interesuje to, czy się wstydzisz, czy życzysz sobie pokazywać obcym swoją nagość. Mężczyzna taki traktuje kobietę jak przedmiot, służący do tego, by go podniecić.

partner lubi filmy erotyczne z udziałem zwierząt

Zasugerował, że chciałby tego spróbować, a najchętniej popatrzył, jak np. zabawiasz się z psem.

diagnoza zoofilia: dewiacja seksualna postępowanie Nigdy się na to nie zgadzaj! Raport amerykańskiego seksuologa Alfreda Kinseya (z 1948 r.) zaskoczył opinię publiczną, okazało się bowiem, że blisko 6% badanej populacji męskiej do 20 roku życia ujawniło doświadczenia zoofilne. Oczywiście, w wielu wypadkach zoofilia (seks z udziałem zwierząt) ma zastępczy charakter i wiąże się z trudnościami w znalezieniu "normalnego" partnera seksualnego. Gdy jednak stały partner proponuje ci coś takiego (i nie jest to żart), natychmiast uciekaj, gdzie pieprz rośnie! - Jeśli ktoś namawia drugą osobę do kontaktów intymnych ze zwierzęciem, to znaczy, że ma poważne zaburzenia w psychice, które wymagają terapii. Zoofil jest uzależniony od tak nietypowego bodźca seksualnego, że nie będzie w stanie stworzyć udanego, satysfakcjonującego związku z kobietą - dodaje seksuolog Andrzej Depko. Na liście przyczyn mogących powodować pojawienie się tego typu dewiacji znajdują się zaburzenia psychiczne, patologiczne poczucie niskiej wartości, alkoholizm. W porównaniu z innymi dewiacjami, zoofilia należy do tych najściślej skrywanych. Często chorzy wstydzą się o tym powiedzieć nawet specjaliście, do którego sami się zgłosili.

partner zaproponował ci wypad do klubu swingersów

Namawia cię, byście spróbowali seksu we trójkę lub czwórkę. Jego zdaniem, doda to pikanterii waszemu związkowi.

diagnoza seks grupowy: dewiacyjne zachowanie seksualne postępowanie Nie zgadzaj się na propozycje partnera wiedziona jedynie ciekawością lub dlatego, że on wciąż cię nagabuje lub szantażuje ("jeśli mnie kochasz, zrobisz to dla mnie"). On nie ma prawa stawiać ci tego typu warunków. Nie musisz mu w ten sposób udowadniać, że go kochasz. Jeśli zdarzyło ci się trafić na imprezę (do klubu) swingersów i nie byłaś o tym wcześniej uprzedzona, pamiętaj: zawsze możesz wyjść. "Taka sytuacja nazywana jest uczestnictwem konformistycznym. Zaskoczone sytuacją osoby, robią dobrą minę do złej gry i są świadkami lub uczestnikami seksu grupowego, by nikt ich nie posądził o to, że są nienowocześni czy anormalni" tłumaczy prof. Zbigniew Lew--Starowicz. "Potem czują niesmak i żal do siebie. Chociaż u niektórych osób seks grupowy może ujawnić istniejące już w podświadomości lub tłumione potrzeby orgiastyczne czy dewiacyjne. Może również na zasadzie wyuczenia, warunkowania dopiero je utworzyć. (...) Spotykałem się z przypadkami uzależnienia od seksu grupowego. Chora osoba nie była w stanie współżyć tylko w związku, ponieważ stały partner nie wywoływał już tak silnego podniecenia seksualnego jak dawniej". Seksuolodzy zdecydowanie odradzają parom eksperymenty z seksem grupowym. Może on przynieść więcej szkody niż pożytku (czy raczej chwilowej rozrywki). Fakt, iż często jest on traktowany jako zabawa, a nie patologia, usypia czujność. "Seks grupowy jest zaprzeczeniem osobowej relacji między partnerami, prowadzi do urzeczowienia człowieka" - uważa prof. Zbigniew Lew-Starowicz. Owszem, są pary, którym taka forma współżycia odpowiada. Wymieniają się szczegółami i wrażeniami z kontaktów seksualnych z innymi, uczucie zadrości jest im obce. Podkreślić trzeba jednak, że w takim związku seks jest tylko narzędziem do osiągania przyjemności i nie spełnia roli więziotwórczej. Nie zbliży was do siebie, prędzej któreś z was znajdzie sobie wśród licznych kochanków kogoś nowego na stałe, z kim będzie mu lepiej w łóżku. Bo nie da się ukryć, że seksu grupowego próbuje się zwykle po to, by przełamać nudę, rutynę i brak fascynacji w aktualnym związku.

on zaczął oglądać gejowskie pisemka

Wyznał ci też, że miał kiedyś (lub ma co jakiś czas) kontakty seksualne z mężczyznami.

diagnoza homoseksualizm lub biseksualizm: rodzaj aktywności seksualnej, nie dewiacja postępowanie Nie masz tu nic do roboty. Nie zmienisz go! Jeżeli do ujawnienia homoseksualnych skłonności partnera doszło po latach związku, można śmiało zakładać, że albo świadomie ukrywał przed tobą odmienną orientację seksualną, albo wypierał i tłumił w sobie skłonność do mężczyzn (nie był jej do końca świadomy). Możliwe też, że jest biseksualistą i dopiero teraz ujawnił się u niego pociąg do mężczyzn, bo wcześniej bardziej pociągały go kobiety. Tylko specjalista, seksuolog lub psychoterapeuta, może tu coś zdziałać, ale tylko wtedy, gdy twój partner jest biseksualistą lub jego skłonności są wyrazem lęków seksualnych i oporu wobec partnerki, który pojawił się z konkretnej przyczyny. Jeżeli w trakcie terapii okaże się, że twój partner jest homoseksualistą, możesz być pewna, że ten związek nie będzie trwały, jeśli nawet uprawialiście seks i wydawało ci się, że on reagował normalnie. "Niektóre kobiety specjalnie uwodzą właśnie homoseksualistów, to rodzaj prowokacji seksualnej" - tłumaczy prof. Zbigniew Lew-Starowicz. "Zdobycie (w ogólnym pojęciu) nietypowego mężczyzny oznacza wówczas "jestem lepsza od innych kobiet, bo mnie udało się go skusić, podniecić"". Z badań jasno wynika, że większość homoseksualistów, którzy mimo swej orientacji seksualnej związali się z kobietą (np. by potwierdzić swoją "normalność" wobec rodziny), po prostu zmusza się do współżycia. Do partnerki czują obojętność i wstręt fizyczny, a idąc z nią do łóżka wyobrażają sobie, że robią to z mężczyzną. Często podejmują współżycie po alkoholu lub kochają się tylko w dni płodne, bo chcą, by ich partnerka jak najszybciej zaszła w ciążę, a wtedy mieliby akceptowany społecznie powód by unikać seksu. Nie stawiaj się w roli terapeutki homoseksualisty, nie łudź się też, że "gdy poczuje, jak to jest z prawdziwą kobietą" (tzn. z tobą), to się zmieni. Nie zmieni.
_____________________________-

i co? ani słowa dlaczego wszystkie inne to dewiacje a ten jednen rodzynek akurat nie... wszystko jest przecież dokładnie takie samo - a tu nagle masz: "NIE DEWIACJA" a skąd taki pomysł?? no? to tak jakby jakiś naukowiec powiedzial wam że zaburzenie percepcji koloru zielonego to choroba, to camo z czerwonym, ale już niebieski to rodzaj odmiennej aktywności percepcyjnej :) czy naprawdę nie czujecie się trochę robieni w wała??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To są pańskie słowa, panie Klaudiuszu:
"przypomne tylko że "nauka" zajmowała się również tak istotnymi sprawami jak "slekcja ludzi wyższej rasy" "rozwiazanie problemu żydowskiego" czy "uwarunkowania genetyczne murzynów, które są przyczyną cięgłego ich uciekania z plantacji"... tak chętnie powołujecie sie na "ciemnogród" a jakby nie zauwżacie że to Wy zasłaniacie się tą tajemniczą "nauką, która mówi" gdzie mówi? co mówi? nauka to nie ksiądz - ona jak coś mówi to musi mieć dowody - dowodów nie ma żadnych - a więc to Wy niestety jesteście "ludnością niemiec lat 30-tych" to o was będą pisać podręczniki "jak, wydawałoby sie, inteligentni ludzie dali sie oszukać na tak ogromną skalę"... bo przecież "media mówią" bo "nauka mówi" - to są bzdury, co Pan pisze - "nauka" nie rozwiązała jeszcze nawet problemu wyższości masla nad margaryną bo jest w niego zaangażowane zbyt dużo ludzkich interesów - powoływanie sie na twierdzenia naukowców w tym sporze to szczyt ignorancji... oni tylko MÓWIĄ - na tej samej zasadzie mogą POWIEDZIEĆ że anoreksja to objaw porwania przez ufo - a Pan bedzie musiał przyznać, że skoro "nauka mowi" to to prawda"

Zastanawiam się, po co Pan studiuje?. Zanegować wszystkie osiągnięcia nauki a w innym komentarzu powoływać się na autorytety (prof. Lew Starowicz) to kompletna hipokryzja. Porównać Dyskutantów do nazistów? Czy Pan dobrze się czuje?
Przed użyciem wyrazu obcego radzę zajrzeć do słownika. Ignorancja oznacza nieuctwo, brak wiadomości, ale nigdy nie dotyczy to słowo ludzi, którzy szukają wyjaśnienia. Dam Panu dobry przykład, do czego to słowo można zastosować; niech Pan bardzo dokładnie! przeczyta swoje wypowiedzi.
Napisanie - "na tej samej zasadzie mogą POWIEDZIEĆ że anoreksja to objaw porwania przez ufo - a Pan bedzie musiał przyznać, że skoro "nauka mowi" to to prawda" -świadczy o Pana sposobie wyciągania wniosków. Smutne jest tylko to, że piszący takie przemyślenia ukończy studia i zwiększy procent ludzi z wyższym wykształceniem.
Pokazanie gniewu i bezsilności źle świadczy. Może ten cytat coś Panu dopowie: "Rozum pragnie decydować o tym, co słuszne; gniew pragnie, by uznawać za słuszne to, o czym zadecydował." – Seneka
Marek Wieczorny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze to nie gniew, ani nawet nie złość, to znudzenie i pewnie frustracja - 4 strony watku a jestesmy w tym samym punkcie - nie wiem czy to wina tego, że nie potrafię jasno sprecyzować o co mi chodzi, ty wina odbiorcy który nie chce bądź nie moze zrozumieć :/

co mam myśleć, jeżeli mi Pan znowu wyskakuje z tekstem "Zanegować wszystkie osiągnięcia nauki a w innym komentarzu powoływać się na autorytety (prof. Lew Starowicz)" - nie negowałem przecież osiągnieć nauki - a tylko dawałem przykład że naukowcy to ludzie, i mogą oni zaprzęgać ją do najrózniejszych celów, oraz wygłaszać najróżniejsze opinie - właśnie sprzeczne z duchem nauki... wydawało mi sie że to oczywiste (co mam cytowac że nauka to zbiór metod do obiektywnego ustalania prawdy, gdzie nie liczy sie widzimisie a weryfikowalne powtarzalne obserwacje itp... przeciez to chyba oczywiste, że wniosek naukowy to nie słowa badacza a wyniki badań)

podtrzymuje przykład o ufo: ma pan świetny przykład: w artykule z podaną definicją dewiacji, z podanymi opisami i przykładami róznych dewiacji, nagle bez żadnych przyczyn czy uzasadnien pojawia sie zdanie, że jedna z nich to nie dewiacja... przeciez to tak absurdalne że aż śmieszne... no naprawdę - czy jest w tekscie jakiekolwiek inne uzasadnienie dla twierdzenia że to nie dewiacja? poza tym że autor tak własnie napisał?? nie ma!
owszem na pozostale tez nie przytacza definicji i dowodów - ale one wszystkie pasuja do definicji ogólnej podanej na poczatku - wszystkie łącznie z homoseskualizmem - ktróry nagle siłą dobrej woli autor wyklucza...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przemijamy Często zastanawiam się Czy to dobrze, czy może źle Odchodzimy Zazwyczaj nie zostawiając zbyt wiele Kilka książek, samochód, gitarę Znikamy Niby na stale zapisani w pamięci ludzi Tak naprawdę żyjąc w ich głowach tylko krótką chwilę Ustępujemy Tym żywszym i tym co pojawią się po nas Głupio wierzącym, że żyć będą wiecznie Gaśniemy Bo nawet największy pożar musi Wyruszamy Gdzieś dalej Nie, tego akurat nie jestem pewien
    • Śmierć? Chyba żywot wieczny jak u Lenina

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @graf omam Dziękuję :)
    • Wiesz, Zygmuncie, węże są właściwie głuche, głuche jak pień, tak jak te zaskrońce (natrix, natrix), którym czytasz swoje opowiastki, które słuchają twojego chropawego głosu. Głuche jak małpi pień buka, a może jak gryf mandoliny, jak lelki, które słyszą tylko głos duchów i beczenie kóz i kręcą się wokół koron drzew wyłącznie po to, aby dostąpić dobrodziejstwa dźwięków, znaleźć się między nimi, umościć w nich gniazdo. Próbując uchwycić linię melodii, wiją się w górę pni, wspinają w górę kozich racic, omamiają i usypiają rogate kozły, budując ornament dla ciszy. Ale czy wiesz, że potrafią pływać i nurkować? I popatrz, te ich żółte plamki za uszami, kioski żółtych łodzi podwodnych jak szkatułki meandrującej między nami opowieści, zausznice zdobne niby żółte piórka, jakbyś zobaczył opierzonego węża Majów, samego Kukulkana, syna bogini dziewicy Coatlicue, tego, co przybywa ze wschodu, aby przejrzeć się w obliczu swojego brata Xolotla, a może aksolotla. Dymiące zwierciadło, rybowąż, w którego zamienił się Wodnik, aby przyjąć od Uka w ofierze święcone monety, przyjąć dumne wizerunki słonecznej tarczy, otworzyć portal, przez który wędrujemy do gwiazd, aby znaleźć tam porozrzucane kości rzeźbione oczami węża, pięcioma oczami, które pozwalają widzieć wszystko. Wąż, który wyrósł na potylicy Ofelii, udając kwitnącego kosaćca, to ich brat, ozdobiony został piórami ptaka  Kwezala, po to, aby zdołał pokonać ziemskiego potwora, a może opierzoną rybę, w którą zamienił się Bruno Schulz, zanim wtopił się w srebrną ławicę, jak święcona, srebrna kula, szlifowana latami, aby stała się tą jedną jedyną, co trafia w ciemno, co trafia na wylot i nie pozostawia śladu. Wąż połykający własny ogon, przezorny Ouroboros – jedno ciało, jeden gest, zero – kostnica liczb, którymi zimni rachmistrze wybijają o grobowe deski taneczny rytm; słowo jedno, może nawet to, co będzie na koniec albo to, co było na początku i to, co było, a nie jest, wpisane do rejestru sadowych ksiąg, w księgę gości odwiedzających dwór zielonołuskiego Wodnika,  zaginionych po wsze czasy w nas, zaginionych od wszech czasów, co w wilgotnej gazie, ślepi jak nas Pan stworzył, siejemy nasiona rzeżuchy na wielką noc.   Pamiętam ciągle, jak mi opowiadałeś: Jestem do snu. Później odchodzę uczyć się kaligrafii. Z wszystkich przykazań wody: tertium non datur. Płyń we mnie. Ziemio, zgódź się. Nie cierpię, gdy kwitną wiśnie, przez ich pory przyznaję się do bieli, z lękiem przewidując przymrozek. Kiedy drzewa rozniosą świat w pył, przyjdzie zamknąć oczy. Kapelusze kwietne, kruche białogłowy, na objeździe Janusów w czasopad kwietniowy – caryce (lub nie kto nie lubi) coraz mocniej uderzają do głów, chociaż to tylko sok. Zaraz po nim listopadowy wieczór – szrama na plecach dokumentuje przechodzenie i stajesz się śladem długiego spadania. Obcy wobec doświadczeń, a jednak we własnej skórze, wymieniam cię między błogosławieństwami. Jednym tchem odwrócisz los, kiedy tylko zajdzie konieczność, kiedy tylko wzejdzie słońce.   Zauważ, jak uważnie słuchają cię zaskrońce. Jak pilnymi potrafią być uczniami, a może uczą się ciebie przedrzeźniać, uczą się kołysać na tej samej fali co ty. Nawet nie sam głos, bo on jest nieistotny, nie linia melodii, ani tląca się kadencja, ale te wibracje powietrza, delikatne jak rysy twarzy zanurzonej w wodzie, delikatne fale eteru rozchodzące się uważnie, w przeczuciu, że nie będą miały do czego wracać, że muszą wtopić się w szklisty piasek, że rzeczy mają uszy, a czasem tylko za dużo wosku nakapie w gwiaździstą, andrzejkową noc, za dużo gabinetów woskowych figur trwa zastygłych  w gotowości, aby, gdy tylko nadarzy się okazja, objąć rząd dusz, za dużo przetrwało delikatnych, woskowych cylindrów, jak te na dnie szafy Uka, przechowujących głosy umarłych, za dużo wypalono świec, zbyt dużo wosku nakapało ze świecy, którą twoja matka stawiała w oknie jak morską latarnię, nawołując burze, hucząc mgielnym tłuczkiem w ciemność, niby tłuczkiem do mięsa, co łamie żebra zatwardziałych, nawołując ptaka Kwezala,  grom i błyskawicę, żeby darły ziemię na strzępy, a ona później delikatnie zdezynfekuje i zaszyje rany i dla niepoznaki zostawi ozdobne szwy z malw i piwonii, dalii i bratków, które zwiążą i zamienią w ciało każde słowo, co padło na żyzny grunt.   Zygmunt często wspominał gabinet woskowych figur – tę świecę i matkę, burze, przez które przeszedł boso i wilgotne stopy pod kołdrą, które powoli obsychały przez całą noc, żeby rano, gdy wzeszło słońce, zamienić się w cierpkie i kwaśne listki szczawiu. Szczawiu, po którego liściach później biegał i deptał go, tłukąc suchym patykiem, który potem zrywał na pastwisku, układał w uroczyste bukiety i przynosił matce na wiosenną zupę okraszoną jajem i śmietaną. A ona wkładała do garnka żeberka, żeberka, które przypominały mu abażur nocnej lampki, ożebrowanie wyrzuconej na brzeg nocnej arki. Dodawała ziemniaki, por, cebulę i marchewkę, a później łyżką cedzakową wydobywała ugotowane składniki i zostawał sam rosół, czysty jak obraz w dymiącym zwierciadle z obsydianu, kamień filozoficzny, eliksir praczasu, do którego wkładała z powrotem pokrojone kawałki mięsa, mięsa odłączonego od kości ojca jego i gotowała na wolnym ogniu, hartując śmietanę, hartując jak wykutą z najlepszej stali białą broń, damasceńskie ostrze, miecz, którym chrzciła wygłodniałych domowników, pokolenie błogosławionych głodomorów, komponujących marsze na ziemniaczaną kiszkę, a szczaw jak liście wawrzynu wieńczył ich zwycięstwo nad głodem, zwycięstwo nad godzinami bezdennej pustki, nad gromem i błyskawicą.   – Jestem ze Śląska, ale nie jestem Ślązakiem – zaznaczał Zygmunt z naciskiem i trochę wstydliwie. Może dlatego, żeby nie traktowano go jak wyrwane z korzeniem drzewo, ale raczej  doniczkową roślinę, którą można ustawić, gdzie się chce, ale trzeba o niej pamiętać, podlewać i zraszać, nawozić i mówić do niej – jesteś piękna, kwitniesz i wydajesz owoce, chociaż tylko kapka ziemi i te granice, których nie możesz przekroczyć. A przecież garstka ziemi musi często wystarczyć, ta garstka, której grudki znalazłem w kieszeni jego płaszcza, daleko od domu, daleko od gdziekolwiek, jak u wyrwanego ze swojego macierzystego grobu potępieńca, bezgłowego, przebitego osikowy kołkiem, z ustami pełnymi suchych liści szczawiu i ziarenek soli. Wystawionego w środku dnia na palące słońce, nocnego marka,  wyrwanego z ojczystej mogiły  księcia skalistej Transylwanii,  który wybrał się na światowe tournée, wędruje ramię w ramię ze swoim przeznaczeniem i rodzinną ziemią w kieszeniach. Garstka pępowinowej ziemi i te macierzyste skrzynki zbite z desek, w których pysznią się fikusy i eukaliptusy, oleandry i mandarynki, których człowiek się chwyta, gdy tonie wraz z Brunonem w ławicy wypukłookich, srebrnolicych ryb, ginie przykuty do skały na dworze Wodnika,  ginie o suchym pysku wśród obudzonych z letargu lemurów, w małpim gaju, rozpuszczony jak wosk przez majowe słońce, zamieniony przez Pana w dziczejące zielsko, lub zamienia się w wyrzuconą na piasek rybę, langustę, kraba pustelnika i szuka pustej muszli, w której może zamieszkać i odzyskać siły, wsłuchać się w gardłowy koncert orkiestry Louisa Armstronga, przetrwać najdłuższą z wielkich nocy.   I wtedy właśnie Uku odkrył nową krainę, odkrył portal w drzwiczkach duchówki, a może tylko przyjął jej posłów przynoszących mu przebłagalne dary – ani to Transylwania, ani Siedmiogród, ani matecznik, ani Śląsk, ale również nie miedza z dziadkową gruszą, gdzie noga ludzka nie zostawia śladów, a tłusty cień wpełza między liście drzewa i nie posępna olszyna detronizująca królów, co mają na pieńku z drzewcami. Przyszli do niego jednak jej wysłannicy i powiedzieli – zbuduj nam dom. – Zbuduj, gdzie chcesz, nie jesteśmy wymagający. – Może być zapiecek, może sterta kompostu albo podszafie, może być też pęknięcie w podłogowej desce. – Ale najlepiej wynieś nas wysoko, wynieś pod samą powałę, załóż nam miasteczko wśród gałęzi drzew, w koronach starodrzewu, jak cieśla co dźwiga belkę, kreator, który wieńczy los zielonym wiechciem, jak matka, co potrafi przebłagać los listkami szczawiu, wydaj głos, który powołuje do życia albo weź w rękę pędzel, który nadaje mu kształt. – Chcemy wiedzieć, gdzie popłynęła wielka rzeka, gdzie podział się czar i dlaczego pękła bańka, w której cieszyło nas widło i powidło, gdzie tysiąc jeden drobiazgów było jak tysiąc jeden nocy, bo jesteśmy zaginionymi potomkami Sindbada Żeglarza i wiemy wiele o tobie, wiemy o tobie wszystko, co chciałbyś wiedzieć o sobie.     Tak właśnie, po raz kolejny, Sindbad Żeglarz dowiódł, że to on właśnie, wyłowiony został spośród tylu innych, żeby nas odkryć i ukryć w swoich słowach – mówisz, Uku, dodając, że są  także ptaki, które wylatują z muszli i gniazda zakładają na wodzie, żywiąc nią młode. – Trudno je jednak rozpoznać  wśród setek odbić, ani uchwycić w locie, bo tylko mowa jest płodna, pewny jedynie los Odysa, kiedy na koniec zostaje jeden mądry, żeby na naszych oczach zakończyć wszystkie podwodne podróże. Ofiarnym dawcą obrazu, zostałeś Uku, choćby miarą szerokiego na piędź, tyle, co korytko dłoni  i chwila przejścia, kiedy otwiera się horyzont i nikt już nie jest w stanie dłużej się za nim ukrywać.   Wkrótce później Uku odszedł, ale wcześniej spełnił ich życzenia. Założył w  domu krasnoludzką spółdzielnię pracy i nauczył ich fachu pielęgnowania losu, krasnoludzkie stowarzyszenie rzemiosł różnych, cech żerców piastujących wysokie, najwyższe,  leśne urzędy. Krasnoludzką rzeczpospolitą  wypełnił południcami, bagienicami i biesami, zaludnił karykaturalnymi i pokracznymi mieszkańcami ostępów i mateczników. Dębowe i bukowe chatki zajęły brodate skrzaty, pod drzewami wystawały borowe dziady. Dziwożony i licha opuściły moczary i zaczęły wieść korowody wśród ciemnych sadzawek, a wszystko to na ścianach jadalni i sypialni, niby platońskich jaskiń, gdzie ich losy mogły rozsmakować się w czystej ułudzie. Poprzez zarośnięte dukty korytarza do najciemniejszych zakamarków kuchni i łazienki – Uku odszedł i zostawił  na pastwę światła leśne mocarstwo, aby żyło swoim życiem, radziło i świętowało, choćby miała to być tylko nieruchomość, iluzja posiadania, działka wydzielona kreskami geometry w miejscowym planie, świat uświęcony śladem pędzla, co kreuje, a nic nie zabiera dla siebie, co tworzy, aby tylko sprowokować krnąbrną dolę, podstępną idyllę leśnych knowań. Uku odszedł, zostawiając Zygmunta, jako samozwańczego plenipotenta krasnoludzkiej domeny, umocowanego przez leśne księgi, prokurenta, zostawiając na stoliku kubek czereśni, zagubione między wymiarami tęczowe muchy, mandolinę z małpiej skóry, woskowe cylindry przechowujące głosy umarłych i stary, mosiężny  żyrandol z kurkami na gaz, który wieczorami czyścił kredą i octem. Uku odszedł, zostawiając powołane do życia w czerwcowe święta, leśne sadyby dziwadeł, mówiąc im: radźcie i wyrokujcie, czyńcie poddanymi sobie jadalnię i sypialnię, ustanawiajcie prawa, dobijajcie się o swoje, a jeśli wam czegoś zabraknie, to wyślijcie Zygmunta, aby prosił waszą władczynię, królową, co trzyma w dłoni złote jabłko, co trzyma za gardło najświętszego z węży, świętą i miłościwą patronkę waszego królestwa. Proście Ofelię o gest łaski, o wyrozumiałość i poczucie wspólnoty, proście ją o ratunek i modlitwę.   I została im Ofelia, chociaż nigdy do końca nie zdołali jej zaufać. Ofelia na czele zastygłego w pół gestu, zwierzyńca, coraz mocniej osiadająca na brzegu czasu, między ziarenkami piasku z pękniętej klepsydry, z wąskim gardłem, przez które sączyła coraz bardziej rozmyte obrazy. I plątały jej się włosy i plątały jej się słowa, a Zygmunt próbował je rozplątać, w zastępstwie Uka, przeczesując żółtym grzebieniem z bakelitu i czytał, czytał jej historię żółtego piórka, aż do chwili kiedy zaczynała go bić po rękach.   Zygmunt,  czyli historia żółtego piórka – 2 – Bywa i tak – mawia Zygmunt – że jak człowiek nie znajdzie właściwego pierwiastka, to może się zgubić nawet we własnej łazience, zwłaszcza gdy akurat dokonuje skomplikowanych obliczeń. –  Tak to już jest z tą matematyką, że gdy próbuje się rozwiązać najprostsze równanie, nagle okazuje się, że nieskończoność razy nieskończoność równa się osiem kwadratowych metrów, w których trzeba zmieścić kilka niezależnych źródeł, a w dodatku obdarzać się intymnym płynem, a tego to już nie obejmuje pierwsza z brzegu nauka, a szczególnie taka co to musi się borykać z ciężką przestrzenią. – Z tego wszystkiego – zauważa Zygmunt – jak zamknąć się w łazience to dobrze chyba myśleć o jedzeniu albo astronomii, a najlepiej o jednym i o drugim, co nie jest takie trudne,  jak tylko się ma odpowiednie medium. Dajmy na to, Zygmunt, jak tylko pomyśli o Zośce, zaraz znajduje się całym sobą w jej nasączonym wanilią niebie, rozsiada się na miękkim obłoku z bitej śmietany, a stąd to już przecież tylko mały krok do bardziej namacalnych odległości. Bo szczerze mówiąc, to przez Zośkę i te jej poglądy, Zygmuntowi  wszystko przypomina kosmos i czuje, że coś musi być na rzeczy. – Dajmy na to – zauważa Zośka – pouczająco jest popatrzeć sobie na takiego Saturna, co się codziennie przechadza pod blokiem ze swoim  psem, i zdarza się, że już przed dziewiątą wchodzi w kolizję  z niewielką kometą spod szóstki, która wraca akurat ze sklepu i nie lubi, jak jej pies obsikuje zamszowe kozaczki, i wtedy bardzo wyraźnie widać te wszystkie  jego zagadkowe pierścienie i to bez użycia skomplikowanej technologii. –  Albo co ciekawe, nawet taki Saturn – twierdzi Zośka – chociaż wydaje się potężny i złowrogi ,wcale nie zbliża się od tego ani na jotę do słońca, bo dokładnie zna swoje miejsce w szeregu, zresztą zupełnie tak jak nasza stara ziemia, która nawet, gdy wraca już przed obiadem do domu i ma wyraźnie mniejszą gęstość, nie zdarza się przecież, żeby wypadła z orbity. – Bo kosmos już taki jest – dodaje Zośka tajemniczo – dużo bardziej rozsądny od naszych do niego pożądliwości, a niektórym to się wydaje, że mogliby go przelecieć jak jakąś naiwną małolatę, przelecieć, wziąć na pamiątkę kilka gadżetów i wcale nie interesują się jego głębokimi uczuciami dojrzałej kobiety. – Ludzie jak to ludzie, chcieliby mieć taki układ słoneczny, najchętniej bez żadnych zobowiązań. –  Nawet taki nasz wielki Kopernik, co to robił mu nieprzystojne propozycje jako uczony bawidamek, to po prawdzie  też go chciał przelecieć, tylko że na swój naukowy sposób. – A najgorsze – wyznaje w końcu Zośka – to jak się komuś wydaje, że jest mądrzejszy od ustalonego porządku, bo co człowiekowi przeszkadzało, dajmy na to, że takie słońce się rusza, a ziemia nie, tym bardziej że z kosmicznego punktu widzenia to i tak wszystko się porusza, tylko nie wiadomo w jakim kierunku, a równie dobrze mogłoby się w ogóle nie ruszać. Zośka się irytuje  i przygryza wargę, a po chwili dodaje – teraz takie czasy, że podobno o wszystkim wie nawet papież, ale i tak nie doznaje od tego pobożnej  satysfakcji, bo co tu dużo mówić,  ludzie chyba nigdy nie docenią swojej międzyplanetarnej wyobraźni. A co to właściwie ma znaczyć, żeby jedni drugich przekonywali, że rozpiętość słońca wynosi tylko jakieś głupie osiem czy dziewięć planet, skoro taka Zośka tylko przed południem, przy obieraniu ziemniaków dostrzega wyraźnie co najmniej piętnaście niebieskich ciał, zwłaszcza gdy akurat Zygmunt za pomocą swojego żółtego piórka dotyka jej ostatecznej struny. – Taki mam z nimi układ – mawia Zośka – i koniec, a inni niech się zadawalają jakimiś tam ograniczeniami. Zygmunt docenia  wkład Zośki do astronomii, a nawet  w stołowym  ma  małe obserwatorium, gdzie jak sam mistrz Kopernik, za pomocą żółtego piórka wyzwala biodra Zośki z nieznośnego egocentryzmu. Zygmunt wie, że nie musnął jeszcze najbliższej choćby gwiazdy, ale nie martwi się tym, bo kto by myślał o gwiazdach w takich czasach.
    • @violetta   Czeska komedia na podstawie scenariusza tego samego reżysera, wcześniej była wystawiana jako sztuka teatralna, teraz z innej beczki: sędzia, który uciekł na Białoruś i poprosił o azyl polityczny - nie jest Słowianinem (patrz: niemieckie nazwisko) - Słowianie na Białorusi są prześladowani za próbę obalenia dyktatury, a sam prezydent Białorusi ma żydowskie pochodzenie jak prezydent Ukrainy, prezydent Rosji: ma chazarskie pochodzenie, dlaczego to mówię? Kolejny pajac zaczyna pieprzyć o zjednoczonej słowiańszczyznie, niech pani uważa i niech pani nie da się nabrać, Słowianinem to był car Aleksander I - miał szacunek dla polskich żołnierzy walczących po stronie cesarza Napoleona I i pozwolił im pozostać w Królestwie Polskim (Kongresowym), nomen omen: wyżej wymieniony car był masonem, kończąc: Poganie, Słowianie i Masoni mają dużo wspólnego ze sobą jak kulturę osobistą, higieniczną i seksualną...   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...