Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

było się żakiem
oj było!

pełną gębą samodzielność
szkoła życia w akademikach
częste przelotne choroby
termometrzenie dla sportu
permanentne zatrucia
poranki żywych trupów
bełkotliwe boje z teoretykami
nad pierwszeństwem praktyki

mijały nieubłaganie sesjami
balami piórnika, juwenaliami

aż nadszedł sądny dzień
dali papier
co mi z niego?
mam podetrzeć
łzy rozstania
młodości skończonej

ktoś wspomniał o dorosłości

nie słuchałem
w sercu pozostałem dzieckiem

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tak, 28...
Zauważ, że wiersz w sumie jest takim pożegnaniem z czymś, co się nie musi przecież kończyc. Sprawnie jest napisany, to fakt, ale ten przekaz taki pesymistyczny, chociaż na pewno z ziarnem prawdy :) Dziecko albo żak, wydaje się, że peel powinien zdecydowac się albo na jedno, albo na drugie.
Ale puenta broni przekazu. To nie jest zły wiersz :)
Pozdrawiam.
Opublikowano

wiersz pisałem dziś w pracy, pomiędzy zajęciami miałem okienko, i jak sobie zacząłem wspominać czasy porannych wykładów na "gumie" to od razu smutno mi się zrobiło, że teraz ja muszę stać po tej drugiej stronie i patrzeć na wygłupy młodzieży

już nie mogę się doczekać soboty 28, nie biorę dziewczyny ze sobą aby mieć więcej sfobody
myślę że będzie nieźle

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



fakt wiersz pisany błysakawicznymi skojarzeniami, zero warsztatu, samo natchnienie (jak można to tak nazwać)
może go jeszcze przerobie
dzięki za odwiedzinki

nisko isę kłaniam i pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



spróbuję go jeszcze trochę dopieścić, fakt początek oparłem na wyliczance, pierwsze skojarzenia i wspomnienia, może to troszkę pozmieniam, na 28 nie wiem czy się uda, ale wierszowi przydał by się drobny remoncik
dzięki za odwiedziny

nisko isę kłaniam i pozdrawiam
Opublikowano

Macieju, czytając wiersz miałem wrażenie, że piszesz(wypisując z jakiejś kartoteki?) podanie o zwolnie cię z dorosłości, bo chcesz byc permanentnym żakiem. Zbyt prozaiczny dla mnie czyli w formie pisania. Już raz ci pisałem ,że pośpiech nie tłumaczy ciebie z jakości przekazu. Pozdrawiam.

Opublikowano

masz rację z tym usprawiedliwianiem, to przecież czytelnika nie obchodzi, czy pisałem w pięc minut czy pół roku, efekt końcowy ma być efektem końcowym

co do prozy to się raczej nie zgodzę, bardziej jest to wyliczanką
ale dzieki za wzgląd

nisko się kłaniam i pozdrawiam

Opublikowano

rozrzucony bardzo fajnie zresztą i dobrze się czytało
można go nawet krzyczeć ( tzn mógłbym )
:)

coś innego niż reprezentujesz
już o wiele a raczej (prawie) bez gierek lingwistycznych

no cóż w sumie nie wiem jak to się z tobą działo bo nie było mnie tutaj "kilka dni"

bywaj

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...