Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Szukamy


Rekomendowane odpowiedzi

Szukamy całe życie. Lecz pół życia minie, nim zrozumiemy czego.

Rzeką, co wartko płynie,
drogą, co ludzi prowadzi,
tych, co bez celu błądzą po świecie,
przybył i on tu, szukąjac czegoś.

Pierwszy rzut: Oka
Zimno. Pustelnia.
Ruszył na zachód.
Drugi rzut: Łaba

Znalazł tu wszystko, co nowoczesny
człowiek wymyślił i potrzebuje,
by móc choć trochę wypełnić pustkę
swojego życia...

Teatry, burdele, artyści, artystki, sklepy, bezdomni i slums ekspozycje. Na każdym rogu zgiełk i muzyka, na wszystkich domach kolory, światła. Miasto to widzi i miasto to słyszy. Dyszy i sapie. Metropolis żyje. A ludzie...?
Nocą arterie Urbana tętnią basem w podziemnych, spoconych ścianach, i przywołując mokrych jak szczury, on gląda wyścig ich na kolanach. Światłami nęci tych wszystkich pięknych, młodych, te wszystkie młode i piękne. Wabi konstrukcją i obcym ciałem, i alkoholem, betonem, trawą. Raz spróbowawszy, gorączka nie da pozostać w łóżku (samemu) w dali. Lecz nie wszystko złoto, co w pocie się świeci. Nie znajdą wszyscy, czego szukali.
Wężykiem z krzykiem zachłysnał się łykiem.Wychodzą parami. Saxa loquuntur.
1:30 - Alfa+ z Alfą. 2:20 - Delta za Betą. Jest jeszcze wcześnie, jest jeszcze wybór, późnego triumfu korci zaletą. Potem już Gama prowadzi Gamę, a resztę chyba już sami wiecie, że reszta dzisiaj sama zostanie i w sercu płacze lub toalecie.

W pustych mieszkaniach
obnażają się w progach, obce ciała, gorące i zimne serca. Szukają po ciemku, złoto namacać próbują. Potem usypiają lub uciekają, cierpią i chwalą się, śmieją i płaczą.
Milczą.
I znów tydzień pracy, miasto wysysa co swoje, obowiązki stanąć nie dają. Do pracy i z pracy. Pociągiem i pieszo. Kolory rozpraszają myśli na każdym kroku, coraz bardziej nahalne, coraz więcej kontrastu. Do życia.
Kaufen Sie nicht, was Sie brauchen - kaufen Sie, was Sie wollen! (Don´t buy what you need - buy, what you want!) Pokusa jest wielka, im większe miasto, tym większa samotność.

„Jede Revolution scheitert, die Frage ist nur, wie.” ("Every revolution fails, the question is only, how?") Wyzwolili nasi rodzice tą miłość cielesną, myśląc o sobie, nie wiedząc, co robią. Sprzedali bezcenność za bezcen. Czar rozrobił się na drobne, lecz całość to więcej niż suma składników. A teraz wali się na nas ten ciężar, pragnienia sercowe i susza w tkankach powstaje i cierpieć z uśmiechem każe. A my...?
Sami ten uśmiech wznosimy na twarze pielęgnowane, co odbić się od ekranu kontrastem i pudrem próbują. Podrobić się.
Tyle obłudy w tym wszystkim, tyle tych sztucznych sztuczek market i owych marzeń urojonych. Ta błędna konstrukcja zaczyna się walić. Gliniane fun-diamenty.

Robota, robota, człowieka, robota. I znów nadchodzi sobota. A dzisiaj – polecam – tym co nie pracują, są sklepy otwarte, niech nie leniuchują! Jak klient zarobił, to kupić coś musi. (Nie w modzie człowiek co grosza dusi.) Zabawa, kupujcie, zabawa, zabawa! Tanie perfumy i ubogość uczuć. Kineskop rozśmiesza, kolory pękają, lecz są tak subtelne, że nie zabijają. Tu róż na policzku, tam czerń na paznokciach, tu złoto zabłysło, tam nos buraczany. Świeża bielizna, nadzieja mała, że ktoś ją dzisiaj zedrze z jej ciała.

Pustoszy się parkiet. Rozmowy. Pytania.
Dlaczego nie ja? Dlaczego nie z nim? Dlaczego już poszła? A był taki słodki. Jeśli to gra, to co u mnie nie gra, bym grał? Może następnym razem...
Już idziecie? No tak. Ja jeszcze zostanę.

Świtem wsiadają w pociągi i rozjeżdżają swe marzenia we wszystkie strony miasta. Do pustych mieszkań, do śpiących psów. Zasypiają płacząc w poduszkę. Śnią. Śnią czarnobiałe sny, tak bardzo inne od otaczającego ich świata. Śnią o miłości, o twarzach, o byłych spotkaniach, możliwościach zmarnowanych. Zmory nachodzą o kłótniach rodziców, rozwodach, zawodach. O bólu zadanym, o zdradzie, o słowach, ostrych jak zakręt śmierci. Uciekają i gonią.

Niedziela, 26.11.
Wróciłem nad ranem do domu. Śniłem dziwny sen. Trochę jeszcze pamiętam.
Byłem gdzieś w górach / dookoła lasy / tkwiłem po kolana w śniegu, mając wrażenie, że uciekam przed czymś / naraz znalazłem się w sklepie u nas na rogu / była tam była nauczycielka z historii / stała z małym dzieckiem na rękach przy kasie / było jeszcze kilka innych osób / powiedziała, że dziecko nie może pić mleka / ktoś odpowiedział, że to oznacza wilczą śmierć / potem jechałem samochodem. Prowadził go Andrzej. Babcia jechała z nami / powiedziałem, żeby nie jechał tak szybko, ale on nic nie odpowiedział / nagle wybiegł czarny pies pod koła / samochód zahamował, ale babcię wyrzuciło przez przednią szybę na ulicę / pobiegłem do niej / leżała na plecach / mówiłem cos do niej, ale ona z lekkim uśmiechem na ustach tylko w niebo wpatrzona była

Dziadek poznał babcię po kościele. To były inne czasy. To była inna miłość. (Całe życie macie, by się w sobie zakochać.) Dzisiaj miłość pragnie zawładnąć całym życiem – od razu, i ma tą siłę, by dopiąć swego. W postaci tego pragnienia. To ona buduje i burzy światy. Nadzieja za zaprawę, romantyzm na wzór. Pstryk!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...