Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Utwór ze wszech miar godzien uwagi. W kwestii formalnej zwróćmy uwagę na niebagatelny układ sylab w wersie: 6-4-4-6. Układ ten pozwala odbiorcy znakomicie wczuć się w atmosferę zimy, niemalże poczuć na karku złowróżbne śniegowe płatki. Uwagę przykuwa także - i to już w pierwszym wersie - wyjątkowa personifikacja: "zima zasypała". Przywodzi ona na myśl twórczość wielkiego poety-meteorologa Jarosława Kreta, autora słynnego poematu: "sierpniu, sierpniu, ty zajemglisty miesiącu". Pamietajmy przy tym, że autor trzyma nas w napięciu i niepewności - nie wiemy przecież, kogo i czym zasypała zima. Czyli jak u Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi. Pytanie "kogo i czym zasypała zima" nurtuje odbiorcę aż do końca utworu.
Jednak na tym feeria poetyckich wystzałów się nie kończy, a właściwie - dopiero się zaczyna. "Do widzenia" - w drugim wersie - jakież banalne, jakież oklepane, a jakież przy tym magiczne. Zwróćmy uwagę na to, ileż te dwa słowa wyrażają tęsknoty za tą odchodzącą zimą, która zasypała (ale nadal nie wiemy kogo i czym). Czytelnik już przez chwilę obawiać by się mógł, że skoro zima odchodzi i mówimy jej do widzenia, to wraz z nią na zawsze odejdzie tajemnica: "kogo i czym zasypała". Tymczasem odnajdują świadkowie zasypania. Na ich ponure zeznania przychodzi czas w wersie trzecim.
"Zaskrzypiał śnieg" - a więc znany w półświatku gangster Śnieg był tam i wsypał bossa Zimę(nie mylić z zasypał, bo to Zima zasypał) - dla niepoznaki w pierwszym wersie autorka stwarza pozory, że Zima jest kobietą, ale teraz jasne już staje się, że Zima to mężczyzna.
Śnieg boi się zemsty Zimy, dlatego, miast mówić, skrzypi ze strachu.
"Pod twoimi butami" - sypie skruszony gangster Śnieg, odpowiadając zagadką na zagadkę. Ale dla bystrego policjanta, jakim staje sie czytelnik w czwartym wersie, zagadka ta jest oczywista: dowód kryje się pod butami Zimy. I faktycznie - boss Zima w podeszwie swoich butów ma ziemię. Ekspertyza wykazuje nieomylnie, że jest to ziemia z jednego z podwarszawskich lasów, gdzie niewątpliwie skryta jest (zasypana ziemią) ofiara Zimy.

Utwór godzien mistrzów kryminału!


Proponuję nakręcenie "Zimy 2":

Kiedy jest zima
Mróz mocno trzyma
Święty Mikołaj chodzi
No i o to chodzi
Bo przez wiele godzin
Odwiedza wiele rodzin

Opublikowano

nie żyw urazy, mamy tutaj taki niesympatyczny konkurs na nadinterpretację i tylko stąd moja cała ironia.

BTW: wiersz raczej słaby, niestety... może przerób go na haiku, jako taki mogłby być chyba dobry...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rzeczywiście  wygląda to jak upojenie jesienią, jakieś niezwykłe zespolenie z naturą na granicy dzikości:) podoba się:)
    • Mogłabyś meblować słowem. bo  masz dar pisania pięknych wierszy:)
    • Poruszający wiersz, bardzo sugestywnie przybliżyłeś cmentarny klimat i to pytanie dziecka, które  uderza swoją prostotą :):) pozdrawiam:)
    • @Berenika97 Dziękuję Ci bardzo. "Przystanek końcowy" jest balladą miejską, pełną grozy, depresyjności, mroku i lekkiego zapętlenia w czasie i przestrzeni.  Duch nie jest tak elegancki przypadkowo i nie bez powodu siedzi wśród wyrzutków i pijaków. Jest duszą dekadencką, której bliżej do formy upadku niż do norm społecznych. Jest w zachowaniu i wyglądzie odbiciem samego twórcy. Najszczerzej i najpiękniej wychodzi mi pisanie o śmierci. Taki już mój los. @tie-break Każdą formę artystyczną można przerysować lub zniszczyć jej odbiór. Dlatego też ja mieszam światy. Realny z metafizyką, piękno i zgniliznę, miłość i śmierć. Realizm i oniryzm.  Odbiorca często sam już nie wie czy jest to prawdziwa historia czy jedynie koszmar. Po napisaniu i ukończeniu utworu już nigdy do niego nie wracam i nie robię poprawek ani kontynuacji. Taką mam zasadę od początku pisania
    • Ziemia parzy, dymi gorącem, popiołem, tłuszczem lata.   Idę goły, tylko w jeansach, mokra ziemia między palcami, liście przyklejone do żeber, szeleszczące jak wąż, jak skóra, którą zrzucam, jak wspomnienie, które trzeba rozszarpać, które płonie pod paznokciami, które gryzie język, które mnie ciągnie w dół, w głąb, w głąb pulsującej ziemi. W lustrze kałuży widzę twarz nieznajomego, nie swoją, oczy brudne od torfu, uśmiech pełen pleśni, deszcz, zimny, ślepy, żrący, wgryza się w ramiona, w kark, w pamięć, spływa po mnie jak po kamieniu, wnika w mięśnie, w kości, słyszę, jak pod skórą pękają naczynia, jak struny skrzypiec, które stroi wilgoć, jak dźwięki, które drapią uszy i język jednocześnie. Czuję ziemię, która mnie chce, ciągnie, wciąga, wdycha aż pod język, wgryzam się w jabłko, kwaśne, twarde, z robakiem, sok ścieka po brodzie, smakuje krwią i jesienią, życie trzeba gryźć aż do kości, aż zęby stukną o pestkę losu, aż język będzie krwawić od prawdy, aż oddech stanie się kurzem, aż ciało będzie ziemią, a ziemia ciałem. Liście lepią się do pleców, tatuaże gnicia, znaki rodu, które pamiętają, że wszystko, co rośnie, musi zgnić, żeby było prawdziwe, wiatr świszcze w gałęziach, szczeka, warczy jak stary pies, który śni o słońcu, ziemia oddycha pod stopami, pulsuje, jakby miała serce, które bije w moim, jakby chciała mnie połknąć, wypić, wciągnąć w siebie całego. Pozwalam jej. Niech mnie gryzie, niech mnie pije, niech mnie przyjmuje, niech zrobi ze mnie sok, błoto, zapach grzybów, niech się we mnie przegląda jak w kałuży po burzy, niech mnie rozpruje światłem i zimnem, aż pozostanę samym tchnieniem, aż wszystko co mam, stanie się częścią gnijącej jesieni. Świat się żarzy od środka, w komorze serca płonie ostatni ogień, pełen, dziki, gotowy wybuchnąć, chcę więcej - więcej pogryzionego słońca, więcej błota, zimna, tchu, niech mnie rozpuści w swoim świetle, aż pęknę i ozłocę się gnijącym blaskiem, aż oczy wypalą się ogniem, aż język stanie się ziemią. Śmieję się cicho, bo nawet śmierć tu pachnie ciepło, bo nawet śmierć smakuje życiem, bo nawet w gniciu, w błocie, w deszczu jest szał, jest dzikość, jest JA, który drapie świat i pozwala światu drapać mnie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...