Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Zawstydzając czas


Leszek

Rekomendowane odpowiedzi

Pewnego razu Adam spotkał Ewę,
(stworzenie dwojga, to był dobry pomysł)
objął, przytulił najwspanialszy prezent
i doczekał się Linga swojej Joni.

Drzewa wstydliwie zasłoniły liściem
oczy, zwrócone na perły natury.
Kwiaty rozkwitły, a zwierzęta wszystkie
zaniemówiły przy obrazie cudnym.

Z roziskrzonymi oczami spleceni,
trwają do dzisiaj, od zarania świata.
Jeśli tak nie jest, to dlaczego, przemyśl.
Do kroćset diabłów, powiedz temu basta.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"nie wielu wie - więc by ich przyszpilić
przed Ewą była inna kobieta
którą Bóg nazwał, jakoś tak - Lilith
lecz jej historią wodzić - to nie takt
bo wspak do Ewy, wspak do Adama
w swej beznadziei była ta dama"

hihihih - sorka wtrącenie, gdzieś o tym przeczytałem

a Twój wiersz Leszku - luksio

z ukłonikiem i pozdrówką MN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

vitai

słówko odnośnie "linga"
myślę, że Bachelard (a i ja również) wolałby poczuć właściwą temu pojęciu-symbolowi męskość, a wystarczyłoby przecież (zgodnie chyba z rodzajem gramatycznym tego słowa) napisać:
i doczekał się Linga swojej
(chyba, że o czymś nie wiem i Adam (jak Kopernik i emsi Skłodowska) była kobietą?


Ewę - prezent (e-e:e-en)
pomysł - Joni (o-y:o-i)

liściem - wszystkie (i-e:y-e)+ść:st
natury - cudnym (tu:y-ud-y)

spleceni - przemyśl (pe-i:pe-y)
świata - basta (a-ta:a-ta)

w zwiazku z powyższym:
czy "Naturalność", "czystość" pierwszych współbrzmień jest tu macona wg jakiejś zasady (procesualność?) czy...

jeszcze o rymie
listki->liście - wszystkie niezachwyca
bo inne Parki całkiem ciekawe

ogólnie: niedosyt

novak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję, rzeczywiście masz rację, Linga jest zdecydowanie rodzaju męskiego. :)



Ostatnie swoje wiersze rymuję niedokładnym rymem samogłoskowym (asonansem), jednakże i tu rozmyślnie wplatam jak to nazywasz "nieczystość" pierwszych współbrzmień, uwzględniając jednak fonetyczne podobieństwo wyrazów.

Wg podręczników fonologii "i" oraz "y" są to dwa warianty pozycyjne jedego fonemu. W przypadku "ę" oraz "en" wykorzystuję podobieństwo w nosowości głoski "e". Reasumując wykorzystanie ich podobieństwa fonetycznego jest jak najbardziej na miejscu.

Dziękuję za obszerną opinię i pozdrawiam. Leszek :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autorze,

z tymi asonansami tośmy się chyba rozmineli. bo współbrzmienia samogłoskowe są tą "czystą" częścią rymu.

pytałem się o to, czy proces odniewinniania, "uspołeczniania" przedstawiony nawet trafnymi obrazami, jest na poziomie fonetycznym - w miejscach tak wyeksponowanych, jak klauzule, oddany jakimś symbolicznym-przecież "zanieczyszczaniem" spółgłoskami?

jeśli, tak to + za rymy, jeśli nie - pomyśl o tym przy następnych rym-owian-kach

pozdraviam
novak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślę, że chodzi o połączenie ogranej treści ze średniowiecznym patosem?
Gdybyś chociaż pozbył się tych patetycznych przymiotników!
Może więc krótko, przedświątecznie, wyrażę co mam na mysli:

Już tytuł "Zawstydzając czas" zapowiada, że w wierszu będziemy mieć
do czynienia z wizją równą misjonarskim uświadamianiem nowoodkrych plemion
w Am. Południowej których przedstawiciele latają po dżungli
z gołymi tyłkami, bez najmniejszego cienia wstydu z tego powodu.
Jak widać, wstyd to pojęcie względne i narzucane nam od urodzenia przez monopolistycznych fabrykantów majtek, slipków i staników w celu zwiększania dochodów ze sprzedaży bielizny.
Potem mamy jeszcze: najwspanialszy prezent, roziskrzone oczy i obraz cudny - Autor wyraźnie uparł się wmówić nam na siłę o jakich to pięknych rzeczach prawi :) A są one utarte, mało odkrywcze i jakby przeniesione żywcem z lekcji w gimnazjum - obecnie rozważa się gatunki triseksualne, tetraseksualne i więcej, gdzie do aktu prokreacji potrzebnych byłoby kilkoro przedstawicieli innych płci. - Wyobraźmy sobie zazdrość trzech osobników o czwartego, który zdradza ich ustawicznie z trzema innymi. Albo ślub: on, ona, ono i oniątko
mówiące chórem sakramentalne: tak! Potem zabawę i upojną noc poślubną
w apratamencie z wielkim, czteroosobowym łożem :)
Tymczasem wiersz powiela to wszystko czego napisano na ten temat do tej pory tysiące,
włącznie z patosem sprzed setek lat (zawstydzajac czas, obraz cudny, itp),
na domiar złego rażą w nim takie perełki jak bardzo dziwaczny
obrazek: "z roziskrzonymi oczami spleceni" albo:
"drzewa wstydliwie zasłoniły liściem oczy, zwrócone na perły natury".
W tym drugim przypadku "perły" proponowałbym zamienić na "klejnoty"
bo byłoby jeszcze śmieszniej i zastanawiająco, bo przecież
Adam dyndał nimi jeszcze zanim spotkał Ewę? :

Noc buntuje, oddala. Bo o czym śni Adam,
że co rano się budzi ze sterczącym prąciem?
Marzyła mu się zebra? Otwarty pysk gada?
Młoda lwica w strumieniu o świcie na łące?

- Tak nie mogąc przeniknąć adamowych myśli,
Bóg wniósł w dzieło stworzenia niewielką korektę:
by lepiej kontrolować ów nadranny wytrysk -
podłożył mu do łoża, kiedy śnił, kobietę.


Miło mi, że odsłoniłeś swoją prawdziwą twarz. Wydaje mi się, że tak jest chyba lepiej, aniżeli ukrywać się z nic nie wnoszącymi opiniami pod innym nickiem. Zauważyłem tą Twoją dziwną manierę już pod innymi wierszami. Co do merytoryki, kompletnie się z nią nie zgadzam, jednak szanuję Twoje zdanie, poza w moim odczuciu chamskim "wierszem" na zakończenie przydługiego wywodu. już kiedyś pisałem, że tacy jak Ty dążą do tego, aby ukazujące się słowa były nowatorsko głupie lub niezrozumiałe dla nikogo. Jak w pewnym opowiadaniu science fiction, gdzie o wydaniu jakiejkolwiek książki decydował komputer, który oceniał innowacyjność, mając w swojej bazie wszystko co napisano. Wspomniałeś akt miłosny, widzisz i tu się różnimy. Twoje sugestie znudzonego literaturą miłosną poety, wskazują drogę wyuzdanych rozkoszy mówiąc, że w normalnym akcie nie ma nic odkrywczego. Ja jednak w tym banale potrafię się spełnić i tak jak wielu czasami napisać, tak po prostu, że jest piękny, cudny, bo takim go widzę. Nie będę bronić wiersza, bo jest jednym ze starszych i rzeczywiście jest w nim nadmierny patos i pewnie dzisiaj juz tak bym nie napisał, ale we wskazanym przez Ciebie kierunku nie pójdę i nawet nie zamierzam tak myśleć. pozdrawiam świątecznie Leszek. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mylisz się - właśnie tacy jak Ty dążą, to znaczy nie dążą do niczego powielając na okrągło
to samo. Gdybyś powyższe słowa napisał 300 lat temu - owymi niezrozumiałymi głupcami
z Twojego przykładu byliby wszyscy muzycy, pisarze, poeci i malarze którzy dziś
są klasykami kultury. To samo tyczy matematyków, chemików, astronomów, fizyków. Stanowisko które wyrażasz jest bliskie średniowiecznemu stanowisku Inkwizycji,
na szczęście bez jej mocy wykonawczej :)
Zaś prawda jest taka, że obraziłeś się na krytykę wiersza, choć sam przyznajesz, że
napisanego dość dawno i dziś byś go już tak nie napisał? Skoro Tobie, jego autorowi,
przekaz jawi się jako przestarzały i nieudolnie napisany - to czemu masz o to samo
pretensję do czytelnika? Co do sposobu pisania - jesli piszesz o czymś
"piękne, cudne" to ktoś inny może opisać to samo jako "brzydkie i mało ideallistyczne".
Właśnie to miał udowodnić mój przykład z Ewą jako łatką do Adama który śniąc w nocy
"wymykał się spod kontroli" (zresztą, tak jest do dziś) i jest w tym jakaś część prawdy,
bo gdyby było inaczej - Bóg nie stworzyłby Ewy a jeśli, to razem z Adamem a nie dopiero
po jakimś czasie. Tak nawet prastare legendy dopuszczają do siebie podobną myśl,
tymczasem Ty piszesz:"nawet nie zamierzam tak myśleć".

Chciałbym też, żebyś zauwazył przy okazji swojego "swiętego oburzenia":
obraz negatywny w swoim zapisie potrafi wzbudzić w czytelniku odwrotnie
proporcjonalne do treści emocje i dać pozytywny efekt :)

Pozdrawiam.

Nadinterpretujesz fakty. To raczej tacy jak Ty są współczesną inkwizycją, palacą piszących klasycznie na stosach swoich teorii piękna. Masz rację, że bez odkrywców nowych technologii, trendów, świat dreptałby w miejscu, lecz Ci odkrywcy tworząc nowe, pokazywali światu coś co stworzyli przekonując do swoich odkryć, lecz nie negując wszystkiego co było. Ty postępujesz właśnie w ten sposób, że negujesz w niewybredny sposób tych co piszą klasycznie. Czy to nie przejaw właśnie inkwizytorskich zapędów? Ja nie obrażam się na krytykę moich wierszy, wręcz przeciwnie, po to jestem na orgu aby jej wysłuchać. Jednak nie przyjmuję jej bezkrytycznie, broniąc czasami własnego zdania, jeśli o jego słuszności jestem przekonany. Wkładasz w moje usta coś czego nie powiedziałem. Powiedziałem, że teraz napisałbym zapewne ten wiersz inaczej, lecz nie, że jest on przestarzały i nieudolnie napisany. Zacytowany mój fragment wypowiedzi "nawet nie zamierzam tak myśleć" dotyczył narzucanej nowomody, do której nie jestem przekonany. Pozdrawiam Świątecznie Leszek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Sam negujesz Kalsyków, niemiłosiernie okaleczając to co zostało już powiedziane
w piękny sposób a nic nie dodając do tego od siebie, człowieka z XXI wieku.
Jeśli uważasz się za klasyka, to musisz szczególnie wysoko podnieść poprzeczkę swoich ambicji i nie mieć
pretensji jeśli komuś znającego Staffa, Rimbauda, Baudelaire`a Twoje wiersze
nie przypadają do gustu bo widzi w nich tylko nieudolną wtórność tematów i formy Tamtych.

"Ty postępujesz właśnie w ten sposób, że negujesz w niewybredny sposób tych co piszą klasycznie."
Uważasz, że tylko Tobie dana jest jakaś łaska i dlatego uważasz autora piszącego
w innym stylu za niegodnego nazywania się Poetą? Niby sam nie potrafiłby pisać
klasycznie, patetycznie więc atakuje tych Natchnionych, wzdychających do własnego cienia?
Ja na przykład potrafię pisać jakkolwiek:


* . * . * . * . * . *

Umarła gwiazda, het, w łożnicy gwiezdnej
I martwą była nim nasz świat stworzono.
Na lód zastygły w jej źrenicy srebrnej:
Przysięgam kochać Cię, ma przyszła żono
Wieczniej i jaśniej.

Przysięgam na pamięć
Istnień minionych, których była słońcem:
Nigdy nie zmienię się jak ona w kamień
I usta zawsze mieć będę gorące!

A jeśli kłamię, jeśli słowa lecą
Od wygasłego lub zmiennego serca -
To cieniem jestem tej gwiazdy daleko
Co w nasze oczy nocami się wwierca.

Lecz patrz: ucieka świtem gwiazda płocha
A ja zostaję i kocham cię. Kocham!


* . * . * . * . * . *

Wszystko się kiedyś kończy, lecz nie to jest straszne:
Tak trzeba - skruszyć suszki pod świeże kobierce
I goryczą użyźnić przełamane serce -
Najgorsze jest, że nie wiesz, kiedy miłość gaśnie!

Kiedy ten dzień ostatni? Ta ostatnia chwila?
Przecież ranek jak co dzień ze snu cię budzi,
Jak zwykle wiatr oddycha i słońce się trudzi -
Wszystko takie same w tej chwili, gdy przemija.

Lecz nagle patrzysz? Właśnie odeszła daleko:
Miliony kilometrów! Na granice wzroku!
Po niebie nocnym płynie rozgwieżdżoną rzeką.

I nawet nie zdążyłeś zapamiętać oczu.
Ostatniego spojrzenia schować pod powieką.
Po raz ostatni wchłonąć zapachu jej włosów.


* . * . * . * . * . *


Z wulkanicznej donicy, pod powietrza sufit
Na świat pnie się roślina Niezgłębionej Toni,
W liściach srebrzą się grzywy słonych, morskich koni,
Uderzają kopyta rytmicznie o tufit.

Zamiast iskier spod kopyt lecą perły koniom
I spadają na rafy niesione prądami,
Gdzie wychudłe płastugi łapią je ustami
I unoszą ku światłu i człowieczym dłoniom...

Znowu śniłam, że jestem poławiaczką pereł
A pode mną rozkwitał tufitowy żonkil,
Pochwyciłam go w swoje umęczone ręce

I szczęśliwa płynęłam ku niebu i słońcu...
Świt. Zbudzona na wodno-powietrznej granicy
Chowam ręce za siebie - macki ośmiornicy.


Brawo, brawo, brawo autoreklama znakomita.

Przyjrzyjmy się tym wiekopomnym dziełom:

Ad. 1: Treść bardzo ładnie skomponowana, ale czyż nie na tym portalu słowa "kocham cię" są na indeksie, a zwłaszcza banalnie powtarzane. Gwiezdnej-srebrnej czyż nie jest klasycznym rymem gramatycznym? Chyba poza tym zbyt nachalny patos wyziera z tego wiersza, ale wybacz może się nie znam i jest to klasyczny przykład kali-kalemu.

Ad. 2 i 3: Zgrabne sonety pisane 13-tką, o wyszukanej treści, lecz i tu rymy psuja cały utwór odciągając od pięknych treści: budzi-trudzi, prądami-ustami, koniom-dłoniom, to typowe banalne rymy gramatyczne, natomiast serce-kobierce w opracowaniach o rymach częstochowskich jest przykładem bardzo często przytaczanym.

Nie będę więcej polemizować z mistrzem, gdyż ciągle się uczę o ile czas na to pozwala. Nie bedę tak jak Ty licytować się co zrobiłem lepiej, ale poczytaj moje wiersze, może i w nich znajdziesz coś, czego nie zaopiniujesz jednym stwierdzeniem "straszne". Życząc w te święta Tobie literackiego nobla, gratuluje talentu i ślę serdeczności. Leszek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Panie i Panowie. Przed Państwem –- Ciscollo! Powitajmy go gorącymi brawami! Jedyny i niepowtarzalny…   A więc w pustej sali…   (Zaraz, zaraz. Jakaż to pusta sala? Wróć. Jeszcze raz. Od początku. A gdzie, Ciscollo?)   A więc w pustej sali. W pustym teatrum. Puste siedzenia rażą po oczach czerwonym obiciem, jak wtedy, kiedy jechałem donikąd w pustym przedziale pociągu… Walają mi się pod nogami jakieś zużyte sprzęty. Jakieś truchła rozsypujące się w proch. Bielejące… Albo raczej żółknące w świetle wiszącej lampy mojego pokoju. Rozsuwam na bok krzesła. Pufy. Taborety…   (A co z teatrem, w którym jedynie cisza i szum płynącej w moich uszach krwi?)   Jakie to ma znaczenie. Pustka tu. Pustka tam…   A więc, pomiędzy krzesłami… Przedzieram się jak przez gęste chaszcze amazońskiej dżungli…   (strasznie dużo tu tych krzeseł)   A więc, pomiędzy pufami…   (tych też jest wiele)   Pomiędzy pustymi fotelami…   (Aa. Tych jeszcze nie było)   Więc, pomiędzy fotelami z poprzecieranym obiciem, pomiędzy tymi czworonogami przestępującymi niecierpliwie ze stukotem jadącego pociągu. Nie. Pomiędzy pustymi, stojącymi spokojnie fotelami, na których zasiadali moi rodzicie za życia. Ojciec wypalił nawet na oparciu dziurę od niedopałka papierosa, kiedy zasnął pijany po seansie spirytystycznym podczas przyjęcia z okazji którychś tam swoich urodzin czy imienin. Nie pamiętam.   W każdym bądź razie zasnął z tlącym się petem, który wypalił właśnie tę dziurę w oparciu. Za oknami pachniały jaśminy. Pachniało czerwcem i ptaki śpiewały tak tkliwie. Słowiki…   Ojciec mówił coś przez sen. W tej to żywiołowej gmatwaninie fazy REM, nadającej pozorów jawy. Poruszał szybko ocznymi gałkami. Pod zaciśniętymi powiekami albo i bez powiek. Jakoś tak przerażająco otwarcie. Mówił z przekąsem i z całą swoją surowością człowieka z zasadami. Wygłaszał coś oskarżycielskim tonem i wygrażał palcem.. Do kogoś. Do czegoś. Do nie wiadomo czego. Jak to bywa we śnie. Mówił potem o przestrzeni, która jest wg niego zakrzywiona. Jak tęcza… O wyimaginowanym napisie na froncie pianina (którego już dawno nie ma, albowiem został sprzedany przez matkę z grosze do jakiegoś muzycznego ogniska)  A więc dopatrzył się go między wyrzeźbionymi na nim liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. Ciscollo (cokolwiek to znaczy, mimo że brzmi jakoś tak z włoska) Powiedział to wyraźnie, wyskoczywszy z fotela jak oparzony. Nie. Nie obudził się, tylko jako ktoś, kto śni na jawie albo w gorączce.. Potem powtórzył to słowo wiele razy, cały czas śniąc i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak wypchana kukła albo manekin w kolorze wosku. Wreszcie opadł z sił, popadając w apatię i przygnębienie. I zanurzył się w bezkres szumiącego oceanu. Jego tors opadał. Wznosił się. Opadał… Niczym przypływy i odpływy dostojnego oceanu…   Teraz jest to pusty, wygnieciony przez niego fotel i z wypaloną przez tlący się niegdyś niedopałek dziurą na oparciu.   Pusty fotel po mojej matce…   Cóż…   Pusty po mojej matce fotel z odpadającą drewnianą listewką między drewnianymi nóżkami, którą muszę chyba przykleić. Odpada i już. Widać, tak ma, że musi odpadać. Podłogowa klepka jest przed nim wytarta od ciągłego szurania przez nią kapciami z twardymi podeszwami. Jest wytarta, bo szurała stopami podczas oglądania filmów nocnego kina. Albo i nie szurała. I miała je spokojnie ułożone. Bez najmniejszego drgnięcia. Tak jak miała je spokojnie ułożone w otwartej jeszcze sosnowej trumnie. Widziałem… Była już sina na twarzy, kiedy leżała ze złączonymi dłońmi oplecionymi różańcem. Ojciec też był siny podczas trumiennego spoczynku w przykościelnej kaplicy dwadzieścia kilka lat wcześniej. Chciał coś jeszcze chyba powiedzieć, bo miał otwarte usta. Wokół nich był siny. W głębi czarny od toczących go gnilnych procesów. Oboje już dawno zsinieli, rozsypali się w rozwiany wiatrem pył. W atomy. Neutrony. Kwarki… Całą tę subatomową menażerię wkuwającego gówna. Bo nie zbadanego do końca. I wymykającego się wszelkim prawidłom naukowego postrzegania.   A więc puste po nich fotele. I pusta kanapa. Na której często kładła się moja matka, wracając późnymi popołudniami z pracy. Miesiąc przed śmiercią już się nie kładła, bo nie mogła leżeć i spać z powodu niewydolnego serca. Ale ostatecznie poszła spać. Już tak na amen. Pewnego marcowego przedpołudnia po kolejnej nieprzespanej nocy. Pamiętam, że rano świeciło słońce, mimo że takie lekko przymglone. Za to pod wieczór rozszalała się śnieżna burza. Zabrała ją. Tak po prostu zabrała ją wtedy śmierć. Tak bezceremonialnie. Z okrutnym rechotem absolutnej potęgi wszechwładzy. Runęły wówczas wszystkie gmachy. A każdy z nich miał w sobie mniej lub bardziej wierną, rozpadającą się twarz mojej matki. No cóż, zagrała kostucha na skrzypcach. Fałszywie…   Rozglądam się. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia. Krajobrazy namalowane przez nieznanych mistrzów. I stary wiszący zegar. Nie bijący już od dawna. Martwy, zeskorupiały trup. Nasłuchuję… Poprzez szumiący w uszach pisk przychodzą do mnie przez ściany dźwięki z dawnych kreacji przeszłego czasu. Takie pomieszane i jakoś tak nie po kolei. I pomiędzy wychylanymi do dna haustami alkoholu. Która to butelka? Nie wiem. Nie pamiętam. A zresztą nie ma to już znaczenia. Wznosząc kolejny toast do widma w stojącym tremie, zapominam nagle, co miałem zrobić dalej. Opadam na fotel. Bezsilny. Nie pamiętam, co zaplanowałem. Nie wiem. Nic nie wiem. Ale wiem, że płoną gwiazdy albo świece poustawiane w zakamarkach pokoju. Poustawiane nie wiadomo przez kogo. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Albo może ja, jako nie ja? Przez takie coś nie będące mną? Nie ważne. Płoną, to płoną. Niech ściekają stearyną czy woskiem. Na ścianach drgający zarys twarzy, skrzydeł. I czegoś tam jeszcze… A więc ktoś tu jeszcze jest. Kto? Nie odpowiada nikt. Zatem to muszę być ja, tylko podczas przepoczwarzania się w kolejnego ekscentrycznego robaka.   To, co przed chwilą było jeszcze kształtem, teraz nie ma już żadnego kształtu. Jakby jakiś negatyw nie-ludzkiej twarzy czy czegoś na jej podobieństwo. W każdym bądź razie to rozmija się ze mną. Zbliża. Oddala. To znowu przesuwa się coraz bardziej. Odchyla, odchyla…  Wygina się w pałąk jak podczas próby wniebowstąpienia… W ekstazie. W skowycie. W spazmie agonii…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-03)    
    • I. Starzy mężczyźni Inspiracja oraz Motto: Rafał Adaszewski z cyklu "Trzy wiersze o kobietach i mężczyznach" "Starzy mężczyźni wyglądają dobrze. Noszą niewielkie zakupy, nie wiercą się na ławkach w parkach gdy z kimś rozmawiają, to odsuną się te pół metra od rozmówcy. Nie mówię zaraz, że są cichymi mędrcami o przenikliwym, łagodnym spojrzeniu. Raczej nie, ale wyglądają dobrze na żywych." Starzy mężczyźni z tonsurą łysiny lub glacą popstrzoną jak indycze jaje nie klną za to ryczą lub skrzypią omotani głuchotą - Starzy mężczyźni choć nie klną ale się śmieją szczęką stukającą na odległość chuchając placebo czosnkowym czasem z laseczką i jeszcze panie po rękach całują - Mówi się że lepszych od nich kładą do trumny II. Odchodzę lub Laurka Na dzień urodzin mojej Pani Lilki z Kossaków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej :) Jesień z późnych ta najpóźniejsza Sianem lawenda przesuszona i jak krupy rozsypany wrzos - - - - - - - - - - - - - - - Odbicie nie okłamie - ze starej urody rozbieram się do naga 24 - 25.11.2015  
    • „ żywej miłości. I to właśnie jej chcę się wciąż uczyć, mając tę świadomość, że samo uczenie jest jedną z najtrudniejszych sztuk, które w dodatku wymaga nieprzebranych pokładów czasu i kilku innych jeszcze spraw i rzeczy...” skomplikowane stwierdzenie i fajna muzyczka:)) Pozdrawiam.
    • @andreas Może Jemu, ciągle zbywa I to amen, zachłannością nazywa   Fajnie napisane Z głową   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...