Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Panowie Dalloway


Rekomendowane odpowiedzi

1.
W przyszłym tygodniu czas z przyczyn jedynie sobie znanych,
przestanie sobie wystarczać. Wprowadzi się ktoś do szafki
na lewo od moich koszul i rozłożą się na stole magazyny,
prenumerowane kilka lat wprzód. Nauczę się codzienności:
rogalik plus kawa o ósmej, urośnie do rangi Tego Poranka
i wyjście wieczorem to też będzie Coś. Pojawią się nowe słowa,
strącane drażniąco, niepokojąco, ochoczo, w zachwycie, pod stołem,
do ucha w aucie, myjąc lodówkę. Nic nie będzie takie samo,
bo coś się wydarzy, co wydarzyć się miało już dawno. Żyjemy,
robimy to, co robimy, potem kładziemy się spać – to takie proste
i takie zwyczajne.
Stół nakryty jak należy. Dziś masz urodziny,
do jutra jeszcze tu będziesz.

2.
Witać gości u szczytu schodów, zastanawiając się czy zejść,
czy spaść, mówiąc mu do ucha, że się wróciło po kilku dniach,
latach, obiadach. Pocałować i zniknąć w gawiedzi przyjęcia,
które się sobie samemu wyprawiło, jak śniadanie u Maneta,
na którym nikt nie patrzy na siebie wprost. Czerwcowy dzień;
to zgrzyt łamanych muszli na północ od dziś, ten chłód,
kiedy zdajemy sobie sprawę, że żyje się pomiędzy zdaniami,
kropkami, kapeluszami zdejmowanymi przed przywitaniem się
w progu, między ostatnim schodem a emaliowaną podłogą na dole,
na jeden krok.

3.
Dziwnie tak jeść pieczeń przy oddzielnych stołach, wymieniając
się książkami w każde Wielkie Wydarzenie. W niektórych domach
stoły ustawiane są jak dwukropki, a za nimi nie ma nic ważnego –
dwie osoby - przenikają się upychając czas w kieszenie z dnia na rok,
z kieliszka do kieliszka. Za piątym nie ma już o czym rozmawiać,
więc milczy się w pozach antycznych rzeźb. Za plecami jakiś wieczór,
a fotele wciąż tak samo dalekie, na stoliku coś stygnie, ktoś
za drzwiami, jakieś trzaski na podjeździe, gasną lampy na ulicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się tu wiele.
Poczatek, sentencjonalny:
W przyszłym tygodniu czas z przyczyn jedynie sobie znanych,
przestanie sobie wystarczać.

Prawie cała pierwsza część (poza: myjąc lodówkę - oczywiście ;), ale najbardziej część trzecia, uspokojona w opisie i pogłębiona podskórnie o znaczenia.
W sprawie drugiej, ktora nie chce mi się dobrze odczytać, mam skojarzenie z wierszem Frosta "Domowy pochówek"
Podnosząc oczy, ujrzał ją u szczytu schodów:.
(polecam w tłumaczeniu Barańczaka).
pzdr. b

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta sama wyciszona poetyka kameralnego świata, po którym jakby niechcący ślizga się spojrzenie, w którym czuje się żyjące tu osoby ale bardziej przez ich oddech, zatrzymany w drzwiach gest, w którym ożywione ich obecnością przedmioty opowiadają o mieszkańcach ulotnych jak słowa...
A w nich rozłożone jak sprzęty: myśli, racje i głębokie prawdy:

"...w niektórych domach stoły ustawione są jak dwukropki, a za nimi nie ma nic
ważnego/ - dwie osoby - przenikają się upychając czas w kieszenie z dnia na rok,/
z kieliszka do kieliszka. Za piątym nie ma już o czym rozmawiać,/ więc milczy się
w pozach antycznych rzeźb...."

Piękne!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • śliczny   od zawsze prowadzę przed siebie i skręcam raz w prawo raz w lewo a gdzie wyprowadzę ja nie wiem twój wybór czy piekło czy niebo :))  
    • Rozdział piąty       Ta noc trwała tyle, ile trwała. Czyli - określę to wprost - zdecydowanie dłużej. Działo się zaś tak dlatego, że Gabr'I'ela z Milem skorzystali z Mocy, aby móc dłużej, o tyle właśnie dłużej - cieszyć się sobą. Pominę natomiast opis, zarówno ogólny jak i jego szczegóły, ufając Twojej, drogi Czytelniku, wyobraźni. Bowiem cel tego opowiadania jest inny.                      *       *       *      Wykorzystawszy okazję i włożywszy w ten cios odpowiednio więcej siły - odpowiednio i precyzyjnie - Zawisza wytrącił miecz Ulrykowi. Po czym szybkim ruchem, nie dając mu czasu na reakcję, przystawił własne ostrze do odsłoniętej szyi przeciwnika. Wielki mistrz bowiem w swojej pysze uznał za zbędne założenie chroniącego gardło kołnierza, który to jednak fakt w obecnej sytuacji był bez znaczenia. Ponieważ Zawisza - jak wiesz, mój Czytelniku - nie miał najmniejszej chęci, aby go zabić. Co bezpośrednio wynikało z ustaleń, poczynionych przezeń z królem Władysławem.    - Koniec walki. Poddaj się - wycedził zimno Zawisza, uśmiechając się do siebie w duchu. Na myśl o wiecznej chwale, która nań właśnie spłynęła. I na myśl o tej jeszcze większej, która mu przypadnie za korzyści, które w następstwie owego starcia przyjdą na Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie oraz dla zamieszkujących ich ludzi.    Ulryk w odpowiedzi spojrzał z nienawiścią.     - Na Boga i mój rycerski honor, nigdy! - wykrzyknął zajadle. - Daj mi miecz!     - Nie - wycedził Zawisza ponownie, równie zimno jak przedtem. - Nie dam. To koniec walki. Koniec twojego zakonu. Waszego panowania i waszego ucisku: na moim ludzie i na Litwinach. Tych oto tu - wskazał zbliżających się polskich rycerzy z jednej strony, a z drugiej litewskich wojowników. Wielkiemu mistrzowi wydało się to bardzo dziwne.     - Co się dzieje? - rozejrzał się zaskoczony. - Dziwne to, przecież przed chwilą bitwa wciąż trwała...    - Ale już nie trwa - dobiegł go z prawej strony głos. Męski i chłodny, pełen zdecydowania. Ulrykowi wydał się on uderzająco znajomy. Równie uderzający jak cisza, która zapadła kilka dobrych chwil temu. W jego odczuciu nienaturalna, chociaż przerywana chrzęstem zbroi podchodzących rycerzy, dźwiękiem chowanych do pochew mieczy - odruchowo zidentyfikował ten odgłos - oraz rżeniem koni. Spojrzał zdziwiony, nie dostrzegł jednak nikogo.    - Co się dzieje? - tym razem wyrzekł na głos pytanie.     - Ano to właśnie, co powiedział ci Zawisza - znów ten sam głos dobiegł jego uszu. - Koniec. Z woli króla Władysława i z ręki Zawiszy Czarnego. Za moimi przyzwoleniem i zgodą - Jezus uobecnił się kilka kroków od wielkiego mistrza. Ten rozpoznał Go natychmiast mimo bardzo dziwnych - jego zdaniem - szat, na co od razu zwrócił uwagę. I pomimo sytuacji, w której się znajdował.     - Jakże to, Panie? - powiedział po łacinie. - Ty z nimi, a przeciwko nam? Jakże to? - powtórzył pytanie, zdziwiony do głębi. Nagle przestał być pewien czegokolwiek z tego, co do tej pory wydawało mu się oczywiste. Nie wiedział nawet, czy wierzyć oczom i uszom. Może to pogańskie czary?     - Tak, to prawdziwy Ja - odrzekł swobodnie Jezus. -  Nie przeciw wam jednak, a przeciw temu, co myślicie i przeciw temu, co czynicie.     Zdziwienie Ulryka sięgneło niebios. Minęła naprawdę długa chwila, nim zdołał odpowiedzieć.    - Ale przecież - wyjąkał - służyliśmy tobie... i twojemu Ojcu...    - Służyliście sobie - uciął szorstko Jezus. Tonem, który Ulryk rozumiał najlepiej: nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu. Po czym prawie natychmiast skinął na ZawIszę.     - Nałóż mu więzy.      Voorhout, 2. Listopada 2024 
    • @Domysły Monika Dziękuję, nie znałem tego :) @Hiala + / -
    • Zatankujmy do pełna pojemne zdanie i nareszcie pojedźmy dalej niż za horyzont pisarskich lub przemowatych ewentualnie przekonujących marzeń nad zamarzeniami!!   Warszawa – Stegny, 02.11.2024r.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...