Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Opowiadania Kanadyjskie III: Tajemnica starego Mohawka cz.2 (ostatnia)


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jednak udałao mi sie napisac dlaszy ciąg szybciej niz przypuszcałem. Mam chyba ostanio nagły przypływ energii twórczej i pomysłów.
4 rozdział powstał powstał jeszcze tego samego dnia co 1,2 i 3. Piąty powołałem do życia dziś.


4

Rana Skrzydła Kruka okazała się groźniejsza niż się to wcześniej wydawało. Wdało się zakażenie i pojawiła się silna gorączka. Mimo to postanowił, że będą kontynuowali podróż. Stan jego, jednak się nie poprawiał, wręcz przeciwnie. Trzeciego dnia od wypadku było z nim naprawdę źle. Zbladł, ledwo się poruszał, nic nie jadł, tylko pił chciwie. Cały czas leżał i wpatrywał się bezmyślnie w przestrzeń lub drzemał. Gdy chłopcy już zupełnie stracili nadzieje, poczuli nagle w powietrzu wyraźny zapach dymu. Przybili do brzegu i ponieśli w canoe rannego przyjaciela. Swąd stawał się coraz silniejszy i wreszcie ujrzeli między drzewami polanę, a na niej chatę. Podeszli i zapukali. Otworzył im niski i gruby mężczyzna, gdy zobaczył, że mają rannego bez pytania wpuścił ich do środka. Wewnątrz przy kominku siedziała młoda Indianka. Była raczej brzydka, wyjątkowo silnie wystające kości policzkowe oraz ślady po ospie, nie czyniły jej zbyt atrakcyjną. Zajęta reperowaniem koszuli nie zwróciła nawet na nich uwagi. Dopiero na polecenie trapera zajęła się Skrzydłem Kruka, który odpoczywał już na zaimprowizowanym na prędce legowisku ze skór. Wyjęła z torby wiszącej na ścianie kilka listków i namoczywszy je ciepłą wodą z blaszanego czajnika nałożyła mu na rany nie obwiązując niczym.
W tym czasie gospodarz postawił na stole dwie miski z fasolą i zaprosił białych do stołu. Jedli chwile w milczeniu, choć było widać było, że grubaska, aż zżera ciekawość. Goście byli rzadkością na takim pustkowiu, a prawdę mówiąc to nie miał ich nigdy, a siedział tu już ładnych parę lat. Ludzi widywał tylko raz na kilka miesięcy, gdy udawał się do Fat Ruppert’s House, by dokonać wymiany skór. W końcu nie wytrzymał i zagadnął:

- Jestem Fred Simpson – to rzekłszy uśmiechnął się i wyciągnął do chłopców rękę, a gdy ci przywitali się i przedstawili spytał – skąd wzięliście się tak daleko na zachodzie ?
- Spędzamy w ten sposób każde wakacje – odparł, bardziej rozmowny, Jim.
- Acha. Ciekawe, ciekawe ... A nie tęsknicie do miasta, do ludzi ?
- Właściwie wychowaliśmy się w lesie, mój ojciec ma faktorie handlową i często u niego bywamy.
- A jemu co się stało ? – spytał Fred – wybaczcie, że tak się wypytuje, ale nieczęsto tu kogoś widuje, a ta – tu wskazał na Indiankę – jest niemową, wiec nie mam nawet do kogo gęby otworzyć – dodał usprawiedliwiająco.
- Puma – oparł Pat.

Znów zaległo milczenie. Wstali, każdy wziął po parę skór i wszyscy udali się na spoczynek. Po chwili rozległo się głośne chrapanie trapera.
Nad ranem O’Connor obudził się nagle z dziwnym przeczuciem, że dziele się coś niedobrego. Nie poruszając się zaczął rozglądać się dookoła. Wtem zdrętwiał. Nad posłaniem Skrzydła Kruka pochylała się jakaś postać z nożem w ręku. Był to Fred, który przetrząsał torbę Indianina i jednoczenie mierzył w niego ostrzem. Chłopiec nie zastanawiał się nawet chwili. Błyskawicznym ruchem zerwał się na nogi i skoczył na trapera. Chwycił go mocno za szyje i dłoń dzierżącą broń. Zaczęli się szamotać. Wreszcie Simpson oswobodził się z uścisku i pchnął napastnika pod ścianę kopiąc go kolanem w brzuch. Hałas wyrwał ze snu pozostałe osoby. Cree od razu zorientował się sytuacji i razem z Jimem rzucili się na gospodarza, próbując go obezwładnić. Napadnięty wyszarpnął zza pasa rewolwer i strzelił na oślep. Stojąca przy drzwiach dziewczyna zwaliła się na podłogę z okrwawioną głową. Fred znów nacisnął na spust, ale wcześniej czerwonoskóry skierował pistolet w jego stronę. Mężczyzna jęknął głucho i zwalił się na ziemię. Czerwona kałuża, która stworzyła się pod nim rozrastała się szybko.
Było już widno, więc pochowali Indiankę i trapera. W jednym grobie, bez żadnych ceremonii. Na niewielkim kopczyku ustawili drewniany krzyż i wrócili do chaty. Zostali jeszcze kilka dni by Skrzydło Kruka mógł się wykurować i ruszyli w dalszą drogę.


5

Długo wędrowali przez bezkresne lasy Kanady. Raz płynęli canoe, to znów przenosili je brzegiem do innego strumienia. Wreszcie dotarli do miejsca, w którym rzeka tworzył głęboki, ciemny jar. Od kilku dni Skrzydło Kruka by jakby nieobecny duchem. Ciągle się zamyślał i stawał się coraz bardziej milczący. Zawsze był małomówny, jak zresztą większość z jego ziomków, lecz teraz można by go spokojnie przyrównać do martwego głazu, czy drzewa. Na zadawana pytania nie odpowiadał, a jeśli już to z dużym opóźnieniem i tylko wtedy, gdy uznał je na tyle ważne, że warto było przerwać milczenie. Chłopcy przywykli do specyficznych zachowań swojego towarzysza i nie przejmowali się nim specjalnie. Jednak po tygodniu stało się to nie do wytrzymania, w dodatku Cree zabronił im głośnio rozmawiać miedzy sobą i odtąd tylko szeptali od czasu do czasu, zerkając na swojego przewodnika, który rzucał im gniewne spojrzenia, pod których miażdżącym ciężarem natychmiast milkli.
Gdy stanęli u wylotu wąwozu Indianin polecił im schować canoe pod ściółką leśną i zamaskować gałęziami. Dalej ruszyli już pieszo. Delikatny szum, który słyszeli już od dłuższej chwili, wzmagał się z minuty na minutę, aż przerodził się w huk. Ściany jaru rozszerzały się i w końcu wkroczyli w rozległa kotlinę. W jej końcu ujrzeli potężny wodogrzmot o wysokości kilkudziesięciu, a może - jak oceniał Pat - nawet stu stóp. Spadał on kilkoma potężnymi kaskadami po skalnej ścianie. W mgiełce otaczającej wodospad utworzyła się piękna tęcza. Ściemniało się już i czerwonoskóry polecił im przygotować nocleg. Gdy ogień płonął już wesoło kazał im usiąść i pierwszy raz od wielu dni przemówił:

- Czy trafilibyście sami do faktorii waszego ojca ?

Chłopcy popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. W końcu Pat spytał niepewnym głosem:

- Dlaczego... dlaczego o to pytasz ?
- Nie dopowiedziałeś na pytanie – rzekł szorstko Indianin.
- Chyba tak.
- To nie jest dla mnie odpowiedź – skarcił go Cree.
- Tak.

Skrzydło Kruka skinął poważnie głową i nagle przez jego usta, przemknął jakby uśmiech. Chłopcy, zaskoczeni jeszcze bardziej, spojrzeli na niego uważniej, ale nie dostrzegli już nic na jego, nic nie wyrażającej twarzy. A może to tylko chwiejne światło ogniska spłatało im figla, nigdy się tego nie dowiedzieli.
Nazajutrz stanęli u stóp wodospadu i dopiero teraz dostrzegli wykute w skale stopnie, a raczej zagłębienie na ręce i nogi, wiodące na samą górę. Wspinaczka była męcząca i niebezpieczna. Mokasyny ślizgały się na mokrym podłożu. Gdyby nie opanowanie i spokój, które emanowały od ich przewodnika, pewnie skończyła by się nieszczęściem. W końcu dotarli na sam szczyt. Zobaczyli wąskie przejście prowadzące między skałą, a spadającą wodą. Szli teraz wąską półką. Grzmot był tak głośny, że musieli krzyczeć żeby się w miarę sprawnie porozumiewać. Doszli wreszcie do małej groty. Jej ściany pokrywały tajemnicze malowidła przedstawiające dziwne zwierzęta i polujących na nie ludzi. Pod jednym z „obrazów” leżało małe zawiniątko. Jim wziął je w rękę i rozsupłał. Ujrzeli wieki nugget. Chłopcy nie mogli oderwać od niego wzroku, lecz popędzani przez Indianina skierowali się do kamiennych stopni.
Byli już prawie na samym dole gdy nagle spod Skrzydła Kruka, uciekły nogi i runął w dół. Chłopcy znieruchomieli z przerażenia. Pat jednak nie stracił jadnak zimnej krwi i sprowadził półprzytomnego z rozpaczy i ze strachu Jima bezpiecznie na polane pod wodospadem.
Przyjaciela pochowali w szczelinie skalnej, którą zatarasowali kamieniami. Jeszcze tego samego dnia wyruszyli w drogę powrotną a do domu.

Opublikowano

Gdy ogień płonął już wesoło kazał im usiąść – ogień im kazał?
Pat jednak nie stracił jadnak zimnej krwi - podwójnie i jeszcze z błędem

Nie rozumiem po co ten wstęp o wenie twórczej? Jakby kogoś to tak strasznie interesowało.
Tekst dobry jak chce się natychmiast zasnąć. Nie widzę w nim nic ciekawego. A jedyne co zapamiętałem to że ciągle jakieś trupy zakopywali.
Dobrze że to już koniec. Ale żeby nawet tytuł źle napisać to już porażka.
Pozdrawiam.

Opublikowano

A czytałes chociaż poprzednią częśc.

Wstepy do swoich tekstów bedę pisał takie jakie mi sie podoba. Tu sie nie komentuje komentarzy tylko teksty.

Jesli pamietasz tylko o trupach to widac nie czytałes dokładnie lub pamięc szwankuje.

Jesli tak chce ci sie spac to dobranoc.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • po pierwsze to gdzieś wyjechać zakręcić wodę zgasić wszystkie światła sprawdzić gaz na odchodne pocałować Chrystuska i ten klucz magicznie przekręcić dwa razy do końca jeszcze szarpnąć klamką na odchodne podróż peron gate bilet oddalam się od codzienności jeszcze chwila i teraz wszystkie nieba świata można rzec poezja w niezdrowym przywiązaniu do podróży zbieram autografy miast szukam siebie jest niedziela za oknem malują się góry żaden dzień nie powtórzy magii tego poranka
    • @ViennaP   Nie pamiętam, pani Agnieszko, a to z jednego powodu - na mnie przypada - jako na jedną osobę - około dwadzieścia osób - piszących i komentujących i czytających, dalej: w dziale kontakty - w smartfonie - mam tylko dwie osoby, oto one: mama i brat i dla pani też jest miejsce, moje dane kontaktowe są publiczne i można je znaleźć - w moim profilu - w eseju pod tytułem: "To Życia Rys."   Łukasz Jasiński    @Nefretete   Wiem o tym: jestem przecież rodowitym warszawiakiem - na świat przyszedłem na Górnym Mokotowie - Madalińskiego i jestem humanistą: zaczynałem od Historii poprzez Literaturę Piękną do Filozofii (patrz: jasinizm - nowatorski kierunek filozoficzny mojego autorstwa - tutaj można znaleźć), prócz tego: lubię geografię, politologię, socjologię, archeologię, prawodawstwo, filmotekę, literaturoznawstwo, architekturę, etykę, religioznawstwo, sport, urbanistykę, filologię, kulturę, muzykę, krajoznawstwo, fotografię, malarstwo, seks oralny i analny i witalny i podróże - uniwersalne gałęzie nauk humanistycznych.   Łukasz Jasiński 
    • Gdy szukasz sensu wśród pustki życia, Ni stąd, ni zowąd – pojawia się on, Jak szczur przyczajony, w cieniu. By rzucić swój urok na ofiarę.   W ciemności jaśnieją czerwone oczy, Płoną, jak dwie latarnie w bezkresnej nocy, Czuje się ich obecność, lecz nie wiadomo, Czy to przyjaciel, czy wróg.   Wtem z  cienia wychodzi,  nie szczur, lecz Czarodziej. W szatach pełnych blasku wkracza na scenę. Bez różdżki w ręku, z błyszczącym wzrokiem. Czas na przedstawienie.   Nie rzuca zaklęć, nie wzywa magii, Jego czar to słów zmysłowa gra. Obiecuje raje, mówi o nadziei, A w jego oczach lśni kłamstwa blask.   Wszystko jest możliwe, powtarza niezmiennie, Wkrótce zbudujemy nowy, lepszy świat. Za tymi słowami kryje się niepewność, Bo prawda umiera, a zbliża się iluzja. Jego wizje jak obrazy malowane, W serca wchodzą, jak strzały w pierś. Wszystko, co mówi, cudownie zagrane, Życie  zamkiem z piasku staje się.   Opowiada o wolności, równości, O świecie, w którym nie ma wad, W jego słowach kryje się bezwzględność, Każda obietnica to ukryty strach. Zamiast prawdy, on rozdaje sny, Zamiast wolności, daje kajdany. Jego świat jest pełen lśniących dni, Lecz w jego cieniu rodzą się rany. A ci, którzy widzą przez iluzję, wiedzą, Że prawda nie jest tym, co on opowiada. Czarodziej buduje na kłamstwie swoje królestwo, A wiara w niego to upadek w przepaść. Więc nie daj się zwieść jego słodkim słowom, Bo Napierała zamienia marzenia w cień. Uwierz w to, co widzisz, nie w to, co opowiada, Bo jego magia wkrótce wyblaknie, jak przeszły dzień.
    • @lena2_

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jak ładnie :)  
    • @violetta   To tylko i wyłącznie pani uczuciowa wiara, która nic nie ma wspólnego z realną rzeczywistością, zresztą: do pani - jako do osoby ograniczonej intelektualnie - nigdy nie dotrze, iż miałem chrzest, komunię i bierzmowanie - mam bardzo złe doświadczenia z wyżej wymienionymi sektami i to samo dotyczy świadków jehowych - oni też są chrześcijanami, poza tym: nie jesteśmy na - PER TY - brakuje pani kultury osobistej, powiem coś pani: nie tak dawno czytałem na Onecie (niemiecka firma multimedialna) - słowiańscy poganie składali ofiary z niewinnych ludzi - tak brzmiał nagłówek, po prostu: niedaleko Płocka znaleziono w ziemi kości dorosłej osoby, dziecka i koński - łeb, jednak: kiedy archeolodzy dokładnie zbadali sprawę - był to niemiecki misjonarz z małą dziewczynką (pewnie pedofil) - mając wcześniejsze doświadczenia z takimi ludźmi - pogańscy słowianie w samoobronie wyrżnęli tych hipokrytów, nomen omen: instynktownie ratując małą dziewczynkę - gwałconą niewolnicę i pochowali w ziemi z szacunkiem - ciało konia wzięli jako pokarm - koninę, prócz - łba... Niech pani nie powołuje jako argumentów - Tory, Pisma Świętego - Nowego Testamentu, Talmudu Babilońskiego i Talmudu Jerozolimskiego i Koranu - wszystko czytałem i to nic innego jak bajki dla dorosłych dzieci, proponuję: pani kupić - Biblię Humanisty.   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...