Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Według Beksińskiego...


basik

Rekomendowane odpowiedzi

I jakby wielka góra płonąca ogniem została w morze rzucona
A trzecia część morza stała się krwią
/Apokalipsa świętego Jana/

Na początku była ciemność. Zawsze początek to ciemność, zanim nie stanie się... Później pojawiło się małe, niepozorne ziarenko. Potem Wielki Wybuch. Ziarenko rosło, kiełkowało. I powstał wspaniały, piękny świat. Trwał wieki. Ten świat miał wiele końców. I wiele początków. Jeden koniec stawał się kolejnym początkiem. Tak wiele ich świat przeżył, przeżyli ludzie, że nikt nie wierzył w ostateczność końca.
Wtedy nastąpił wielki wybuch...
***
Myślał, że każdy koniec to początek. Tak go nauczono. Tak powiedział dzieciom, kiedy ze strachem pytały, co się z nimi stanie. Chciałby się nie pomylić. Chciałby dalej móc wierzyć, że zawsze jest co odbudowywać. Ale w pewnym momencie zauważył, że teraz świat skończył się na dobre, na dobre? Na zawsze!.
Przeczołgując się pod zwałami gruzów, niezgrabnie uciekając przed osypującymi się ze zgliszcz kamieniami, starał się myśleć, skupić się na tej resztce świadomości, która mu pozostała. Pyłu było mniej niż zaraz po wybuchu. Mógł dostrzec już, wytężając bardzo wzrok, to, co było wokoło niego. Nie wiedział tylko, po co na to patrzeć. Jak patrząc na to myśleć, wierzyć, żyć w ogóle? Świat... Świat był kiedyś taki piękny. Tak kochał obserwować, mógł godzinami wyglądać przez okno. Kochał panoramę wielkiego miasta. Ludzie jak mrówki . Teraz nigdzie nie ma ludzi. Nie ma nawet trupów. Tylko ruiny i zgliszcza... Czy to nie tu stał budynek jego firmy? Może i stał... Co to ma teraz za znaczenie?
Liczy się tylko ON! To ON stracił wszystko. Nie ma rodziny, dachu nad głową. NICZEGO! Kto mu ma teraz pomóc? Ktoś pomoże. W dawnym świecie pomagało się ofiarom. Sam wysłał kiedyś jakieś grosze na ocalałych z kolejnej powodzi czy pożaru. Ale jemu... Jemu nie ma kto pomóc. Bo wokół niego jest pustka. Nie ma świata. On jest sam.
Pustka ma kolor czarno – buro – granatowy. Cisza... Martwa cisza dzwoni w uszach. Kiedyś kochał ciszę. Ale to było tak dawno... Dym gryzł w oczy. Obok właśnie zawaliły się resztki jakiegoś budynku. Z zapylonej ziemi wzbiły się tumany kurzu. Odsunął się, zakrył głowę ramionami. Usiadł na jakimś kamieniu. Na wprost niego musiała kiedyś stać elegancka willa. To właśnie sobie wyobraził. A tu kiedyś dzieci bawiły się na skwerku, kolorowy plac zabaw, zieleń, ławki... Teraz tylko nędzny kikut sterczący przeraźliwie w górę krzyczy do nieba. Do nieba? To, co jeszcze tak niedawno nazywał błękitem, to, co uwielbiał pokazywać dzieciom – różnokształtne obłoki – nie istnieje! To coś ma kolor ziemi, wszystko ma ten kolor.
Na stosie gruzu leży lalka. Niewielka, w bardzo ładnej, bardzo drogiej sukience. To znaczy, ta szmata, którą teraz jest okryta, kiedyś na pewno była bardzo ładną i bardzo drogą sukienką. Zbliżył się do niej zlękniony. Zabawka nie ma połowy twarzy, jednej ręki, obu nóg. Dotknął jej. Najpierw tylko szturchnął palcem. Nie wiedział, czego się boi. Lalka... W tamtym świecie nic nie mogła mu zrobić. Wziął zabawkę do rąk. Mechanizm nie zepsuł się widocznie doszczętnie. „Ma...” zaczęła lalka wygłaszać zakodowaną formułkę, ochrypłym, skrzeczącym, mechanicznym głosem. Urwała. Niebieskie, paciorkowate oczka się zamknęły. Chciał powtórzyć za lalką słowo wypowiadane przez każde dziecko jako pierwsze, chciał otworzyć usta i... nie mógł przerwać ciszy, nie mógł usłyszeć ludzkiego głosu, swojego głosu. Chciał krzyczeć, czuł, jakby nie miał ust. Chciał płakać, też nie mógł...
Odrzucił zabawkę i ruszył dalej. Był zmęczony, zmęczony aż do mdłości. Pragnął tylko się położyć i zasnąć w spokoju na zawsze już. Tak jak ci wszyscy, których nie widział. Gdzieś pod gruzami dostrzegł szafę. Jedną stronę drzwi miała wgniecioną, ale i tak zachowała się zadziwiająco dobrze. Odsunął drżącymi rękoma kamienie i cegły. Może coś do jedzenia, trochę wody... Może chociaż cokolwiek wilgotnego w tej suchej, zapylonej otchłani. Otworzył... Zamarł... Nie... Nie było tam wody. Jedzenia też nie. Tylko ciało. Skulone. Martwe. Twarz z zastygłym wyrazem przerażenia. /Po/Chował się. Albo /po/chowała. Nie widać. Szafa stała się jego lub jej trumną... Obok zobaczył całe cmentarzysko szaf.
Prawie zemdlał. Podniósł się jednak z klęczek, choć kręciło mu się w głowie. Przeszedł kilka kroków, rozglądając się trwożliwie. Z wielkich wspaniałych domów zostały czarne, łyse szkielety. Gdzieniegdzie walały się kawałki szkła, stare śmieci, kawałki cegieł, odłupany cement. Dym spowijał wszystko. Przysiągłby, że słyszy burzę. Że tam na górze powstaje grad i ogień – pomieszany z krwią spadnie na ziemię. Ale nawet jej nie zniszczy, bo co ma niszczyć? Niech zniszczy wszystko, co pozostało – pomyślał i czekał z nadzieją, ale słyszał tylko ciszę.
Było zimno. Lodowato. Dyszał, a z ust wydmuchiwał kłęby pary. Zauważył w dali słup czarnego, gryzącego dymu. „Ogień” pomyślał z nieukrywaną nadzieją. Ogrzeje się. Ruszył nieporadnie w tamtym kierunku. Ciepło buchnęło mu w twarz. Usiłował rozkoszować się gorącem. Brudne płomienie buchały z pustych okien, trawiły szkielet budynku. Nie wiedział, skąd w pustce wziął się ogień. Nie chciało mu się jednak o tym myśleć. Ważne, że było tu coś żywego. Choćby w tak przerażającym i niszczycielskim znaczeniu. Podziwiał płomienie. Wypaliły się. Pozostały dymiące zgliszcza, latarnia przypominająca szubienicę, wykręcona ławka, na której kiedyś na pewno siedzieli zakochani.
Nagle usłyszał gdzieś kroki, w ciszy zabrzmiały jak huk. Odwrócił błyskawicznie głowę. I serce w nim zamarło. Człowiek! Nie... Ta istota była człowiekiem, ale w tamtym świecie. Może jednym z tych pachnących wodą kolońską biznesmenów. Może elegancką młodą kobietą, niezależną i wyzwoloną... Teraz to jakiś potwór. Wychudzony, brudny, twarz zdeformowana, obwiązana bandażem, zasłonięte oczy, usta, czaszka pozbawiona włosów. Pająk poruszający się na czterech odnóżach, przygarbiony, nisko – blisko ziemi, jakby się czając, uciekając. Ciało okryte tylko jakąś szmatą...Ucieszył się na widok stworzenia. Podbiegł do niego nieudolnie. Złapał za chudą, kościstą dłoń. Tylko trzy palce! Chciał coś powiedzieć, ale suchość w gardle nie pozwoliła mu wydać z siebie głosu. Nie pamiętał już jak się mówi. Zresztą, co mógłby mówić... Istota odwróciła się do niego, stanęli naprzeciwko siebie. Widać było, że stworzenie nie ma sił. Że umiera. On błagał Boga, wątpiąc w jego istnienie, żeby zostawił przy życiu istotę. Ale jej dłoń w jego dłoni stała się nagle zimna. Stworzenie upadło na ziemię. Zadrżało, zaszczękało zębami w drgawkach. I znieruchomiało.
Odszedł stamtąd, jak najszybciej mógł. Szlochał, ale oczy miał suche, łzy nie płynęły. Szedł do ciemnego kresu, dokąd poszli tamci... I nie widział już celu. Razem z istotą zgasła ostatnia iskierka nadziei, tląca się słabym światłem na dnie jego duszy. Ale musiał dojść. Nie wiedział, gdzie szedł, ale szedł. Bo coś mu mówiło, że tam znajdzie ukojenie. Kiedy nie miał już sił poruszać się na dwóch nogach, zaczął się czołgać z twarzą blisko spękanego bruku.
Po chwili upadł. Poczuł, że już nie podniesie się. Uniósł oczy. Miał przed sobą zrujnowany kościół. Zgliszcza, jak wszystkie te, które go otaczały. Ale nie takie same. Nad gruzami górował krzyż. Złamane krótsze ramię sprawiało upiorne wrażenie. Resztką sił uniósł się na klęczki. Wyszeptał coś zmartwiałymi wargami. Opadł do stóp krzyża...
***
Był wielki wybuch. I ciemność. Koniec. Bez początku. Łańcuch życia – początek, koniec, początek, koniec... został przerwany.

I rzucił anioł swój sierp na ziemię,
I obrał z gron winorośl ziemi.
/Apokalipsa świętego Jana/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

"Powrót"...
Tekst jest niezwykle wciagajacy. Nie rozumiem tylko co ma z tym wspolnego Beksinski. Czy mozesz to wyjasnic??
"Szedł do ciemnego kresu, dokąd poszli tamci..." Czy to celowe nawiazanie do "Przeslania Pana Cogito"?? Jesli tak to koniec wedrowki jest ciekawym dokonczeniem drogi z wiersza Herberta.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @poezja.tanczy Zatrzymanie - wskazane.  Dziękuję. Pozdrawiam. 
    • Żył kiedyś bóbr se w kraju nad Wisłą. Zdolne, poczciwe, stare bobrzysko. Lecz przyszedł rozkaz z zachodu, nie chronić więcej już bobrów, więc teraz winią go już o wszystko.
    • ziemniaki moje drogie chcę was przeprosić wybaczcie mi że byłem wczoraj taki nieostrożny że musiałyście patrzeć na mnie w dziwnym szale nie tak to miało być wierzcie mi   trochę się już znamy obierałem Was już wcześniej i starałem się dla Was i starałem się dla siebie wczoraj chciałem pójść krok dalej postanowiłem dorosnąć do tego by móc zalewać Was wodą solić i gotować zalałem osoliłem zapaliłem gaz zrobiłem co trzeba wróciłem do pokoju wyczekuję Was kończąc kiepski film   odwiedzam Was po raz pierwszy prawie już dochodzicie ale zanim ogień zgasł nie wiem czemu "kurwa" krzyczę do sufitu rozpalam pod Wami ogień na nowo dobrze już dobrze wszystko w porządku wyczekuję Was kończąc kiepski film   odwiedzam Was po raz drugi już wszystkie doszłyście ale ogień płonie a woda sobie leży leży na kuchni wykipiała wyciskam siłę ze szczęk wściekły na siebie wycieram to i odlewam Wam wodę głos z góry mówi mi "ale zostaw jeszcze niech woda odparuje z nich" nic nie mówię skłaniam głowę zostawiam garnek wodo paruj jest już po filmie był tak bardzo bez sensu że chce mi się cicho płakać   głos z góry mnie wzywa "dlaczego nie zgasiłeś ognia ja pierdolę po prostu nie wierzę" idę do Was po raz trzeci bijąc w podłogę piętami jak młoty Jezus Maria co ja zrobiłem przecież mogłem-- gaszę ogień pod Wami patrzę w szoku oczami jak gwoździe patrzę jak przegrywam   nie mogę znieść wbiegam do łazienki staję przed lustrem dobywam nożyczek napięta na mostku rozcinana skóra brzmi dokładnie tak jak wyobrażasz sobie brzmienie rozcinanej na stole skórzanej kurtki krew wita się ze mną mówi "a dzień dobry" czy tak to miało być nie jestem pewien Jezus Maria co ja zrobiłem przecież mogłem-- obmywam się zaraz zimną wodą i mydłem przykładam papier toaletowy już już wszystko już dobrze wyprosiłem krwiarza zanim zdjął buty wystawiłem go perfidnie ale co miałem zrobić od dziś umiem już nagotować sobie ziemniaków ale na te dzisiaj nie chcę patrzeć a rozcinać sobie skóry nie mam więcej zamiaru nie nie spodobało mi się nie to nie jest w ogóle dla mnie   oto było moje małe hara-kiri pierwsze i raczej ostatnie w życiu chciałem Ci się z niego wyspowiadać a Ciebie ciekawi co tam jeszcze u mnie nie patrz tak na mnie i się nie bój nie rozgważdżaj mnie przejętym wzrokiem bo ja już wyzdrowiałem wyleczyłem ducha z przelotnej gorączki zimną wodą i mydłem około godziny temu zanim poszedłem na nasz pociąg   a Was ziemniaki jak już pisałem szczerze przepraszam wybaczcie mi pewnie gdyby nie głos z góry to i tak byśmy sobie poradzili odwiedziłbym Was tylko parę minut później tylko chwilę później i zgasiłbym gaz wydaje mi się że tylko bym Was sparzył że tylko syknęlibyście długo z bólu nie spaliłbym Was żywcem no i w końcu Wy żyjecie i cieszymy się sobą wzajemnie jesteście już u mnie i nam razem miło i wybaczcie mi jeszcze tylko że chwyciłem wtedy za nożyczki no i wiecie same co dalej to było niepotrzebne to w ogóle nie Wasza wina   gdyby tak się stało ze bym Was spalił wówczas naprawdę dotknąłbym dna wydaje mi się że każdy tak ma czasem że prawie dotyka dna ale przeważnie coś cokolwiek go ratuje i dopóki się odważam nurzać się w głębinie i dopóki ratuje mnie jakakolwiek siła czy własny prąd w moim nerwie czy broni mnie czyjaś dobrotliwa ręka dopóty nie jestem jeszcze stracony dopóty nie jestem w sumie żałosny na pewno nie jakoś bardziej niż Ty czy on czy tamten i wciąż nie daję się sobie sprzeniewierzyć    
    • @Amber Właśnie, prawda to, gdybyś chociaż mogła wybrać...
    • @Leszczym To nie jest wybór to konieczność w danym czasie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...