Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia kilku imion


Rekomendowane odpowiedzi

Żył razu pewnego mały człowiek…
Był dorosły ale razem z rodzeństwem mieszkał u mamy. Ojca nie było.
Człowiek ten rzeczywiście był niewielki. Wszystko go przerastało. A już w zupełności to ciągłe wyśmiewanie. Zyskał już na stałe etykietkę Maminsynek. Nie podobało mu się to oczywiście, ale wiedział, że nic nie jest w stanie zrobić. Choć przejmował się tym, co mówili ludzie, nie żywił do nich urazy. Wręcz przeciwnie, bardzo kochał ludzi. Robił to, co lubił i żył tak, jak chciał. Mimo swego wzrostu był ponad tym wszystkim.
Nic nie sprawiało mu większej radości niż obserwowanie ludzi. Bardzo dobrze ich rozumiał. Czasem – gdy oswajał się z ich widokiem i miał dostateczną odwagę – rozmawiał z nimi. Dzięki temu dużo o nich wiedział. Znał ich potrzeby i słabości. Sam w końcu był człowiekiem, choć nigdy sobie tego nie uświadomił. Nie oznaczało to, że był ograniczony, o nie…
Ludzie bywali różni, niektórzy nie byli zadowoleni, gdy Maminsynek wpatrywał się w nich. Inni nie mieli mu tego za złe. Szczególnie Emilia. Jej mógł się przyglądać godzinami, rozmawiać z nią godzinami, a ona nic… Może nawet to lubiła. On nie oceniał ludzi z pozoru. Starał się zrozumieć, pokochać każdego. Miał wielkie serce i czasem wydawać się mogło, że jego niewielkie ciało z trudem je mieści. Ale raczej nikogo to nie interesowało.
Bywały czasem chwile słabości. Wtedy zadawał sobie i Bogu pytanie: Czemu nie jestem jak inni? Czemu nie jestem duży, wielki? Bał się, że nie zdąży w życiu ogarnąć tego wszystkiego… Gdyby teraz odszedł, zginęłoby wszystko, co pojął, całe jego życie z jego wspomnieniami. A o nim szybko zapomniałby świat.
Kiedyś odkrył, że człowiek nie jest taki mały jak się zdaje. Może nawet nie było to takie wyraziste, ale wszystko wokoło zrobiło się nagle takie małe. Bo przecież nawet sklepienie, które swą wielkością przykryłoby miasta, kraje, a nawet cały świat zaczęło naśladować człowieka. Nikt nie wie z jakiego powodu wstyd ogarniał niebo gdy słońce odchodziło. Wieczór nastawał, a rumieńce na obliczu nieba stawały się po kolei: różowe, pomarańczowe, fioletowe, a nawet zielone. Jakby przeżywało jakieś okropne zatrucie pokarmowe, jakby najadło się wstydu. Podobno działo się to samo z rana, o świcie. Nigdy nie sprawdzałem.
Ten mały człowieczek oszukał - taka słabość. Potem, nie wiem jak to zrobił, gdy zestarzał się, miał czyste sumienie. Zmarł z czystym sumieniem – taki dar.
Widziałem jego imię zapisane tam w zwoju…

Był pewien starzec…
Żył z żoną, zawsze był jej wierny. Ona też… Małżeństwo doskonałe. Nigdy się nie kłócili. Sprzeczali czasem, ale nie kłócili.
- Krysiu… Myślisz, że dobrze robimy, że tam jedziemy?
- Zaufaj mi, wiem, co robię.
- Nie wątpię. Ale sama wiesz… teraz nie jest im łatwo, po co my im tam jeszcze…
- Daj spokój. Przyda im się pomoc. Artur idzie do szkoły, a Agnieszka nie będzie się nim mogła już opiekować. Ma teraz na głowie Maleństwo.
- A ja wiem, że oni doskonale poradziliby sobie bez nas. Pamiętasz co było w kwietniu? Mówię ci, nie naprzykrzajmy się im.
- Do dziś żałuję, że wtedy im nie pomogliśmy. Nie ma co się wahać. Chodźmy bo spóźnimy się na autobus.
Zanim dojechali na miejsce, coś stało się z nią. Zawał…
Starzec owdowiał…
On nie wie, ale jej imię też zostało tam zapisane…

A oto mała dziewczynka…
Niedobra była. Dużo kłamała. Była blada i nieśmiała. Nigdy nie rozmawiała z nikim. Okłamała raz samą siebie – w myślach, w sercu. Mówiła sobie: Umiem jeździć na rowerze. Umiem… Umiała? Sam już nie pamiętam. Tak mi mówiła. Może wtedy nie kłamała.
Kiedyś uciekła z domu. Wdepnęła nowiutkim, białym bucikiem w błotnistą kałużę. Jak się pokażę w domu! Bała się wracać do domu. Wiedziała co ją czeka. O nierozważna! Nie zatarła śladów. W domu była kara. Musiała być. Ona nie wiedziała co to kara. To trudne słowo.
Minął czas, wszystko się zmieniło. Wyrosła. Stała się kobietą, żoną. Mąż nie wiedział, jaka była kiedyś. Teraz była inna. Ale czasem coś niespodziewanie przypominało ją z dzieciństwa. On nie rozumiał. Znów kara… Ból… Ona nie kłamała już, nawet, gdy chciała. Bił ją mocno. O wiele za mocno.
Teraz już nie ma szczerości, ani kłamstwa. Nie ma nic.
Jej imię też widziałem w zwoju…

Był pewien król…
Wielki był i silny. Miał długi wskazujący palec. Pokazywał nim wszystko celnie i bez zachwiania. Miał wielką władzę. Wskazywał na wschodnią granicę i już jej nie było. Wskazywał na zachód i znów… ludzie szli przelewać krew. Dzielne wojsko. Kochali go bardzo, bardziej niż Boga. Gdy kazał coś – robili to. Nic nie mogło ich powstrzymać. Nie mieli litości. Aż do czasu. Umarł król, niech żyje król.
Jego imienia nie znajdziesz w zwoju…

Oto i ja…
Miałem swego czasu wiele zaległości. Teraz mam jeszcze więcej. Szukałem pomocy, wyjścia. Teraz wiem, trzeba było skręcić, a nie iść prosto. Pobłądziłem. Nauczyłem się w życiu unikać śmiertelnych zagrożeń. Źle zrobiłem. Gdybym zmarł wcześnie, uniknąłbym wielu pogrzebów. Dano mi wgląd do zwoju życia. TO daje nadzieję. Widziałem dobrych. Złych nikt już nie pamięta. Nie żałuję ich.
Kiedy Mający Władzę odczyta ich imiona – wstaną, umyją zęby i pójdą do pracy, jak wtedy… co dzień z rana.
Czy i ja, gdy zasnę, będę tam zapisany?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

interesujący utwór, posiada wydźwięk nieco filozoficzny, zmusza do zastanowienia się nad wieloma rzeczami. bardzo mi się podoba
chyba zauważyłam błąd; w opowiadaniu o królu powinno być zamiast 'miała' 'miał długi wskazujący palec'.

pozdrawiam serdecznie Espena Sway :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw piszesz, że był mały człowiek - następnie o jego ojcu, a później znów ni z gruchy, że ten mały rzeczywiście był niewielki. Ja bym poprawił to tak:
"Żył razu pewnego mały człowiek, którego wszystko przerastało. Był dorosły ale razem z rodzeństwem mieszkał u mamy. Ojca nie było" - tak jest przynajmniej jakaś ciągłość.

"Wszystko go przerastało. A już w zupełności to ciągłe wyśmiewanie. Zyskał już na stałe etykietkę Maminsynek. Nie podobało mu się to oczywiście, ale wiedział, że nic nie jest w stanie zrobić. Nie przejmował się nazbyt tym." - Zdecyduj się autorze czy go przerastało, czy nie. W tym zdaniu są wykluczające się zaprzeczenia i jedno powtórzenie. Niepotrzebnie napisałeś, cyt "Nie podobało mu sie to oczywiście" skoro wers wyżej poiformowałeś czytelnika, że wyśmiewanie go przerastało.
"Mimo swego wzrostu był ponad tym wszystkim" - to samo.
Przeleciałem dalej tekst i zauważyłem kilka podobnych błędów. Cóż samodyscyplina to ważna rzecz. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście zauważyłem to Don Cornellosie już wcześniej i zminimalizowałem to do wielkości adekwatnej do mojej umiejętności (ponieważ wcześniej było jeszcze gorzej). Otworzyłeś mi szerzej oczy. Dziękuję. Powiedz mi, czy się podoba poprawka...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...