Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
truesirex

truesirex

Złamany

 

Moje niegdyś tętniące życiem serce
zostało wypłukane z człowieczeństwa.
Bolą kości od ciągłego stania
za spraną, spoconą bawełną koszulki.

 

Jarzące nadzieją światło
przebiega bez iskry.
Jak mam przebaczyć ludziom,
gdy oni, w poliamidowych kurtkach,
odłączyli mnie od własnej krwi?

 

Płakałem
między kruchym, zziębłym tynkiem
a własną biologiczną ścianą,
bo zrozpaczona matka straciła syna,
gdy spojrzała mu prosto w oczy.

 

Porwała mnie własna skóra,
złamała mój drewniany podest.
Więc zerwę na samym dnie,
plakaty ze swoją podobizną.
Nie chcę, by świat mnie szukał.

 

 

 

truesirex

truesirex

Złamany

 

Moje niegdyś tętniące życiem serce
zostało wypłukane z człowieczeństwa.
Bolą kości od ciągłego stania
za spraną, spoconą bawełną koszulki.

 

Jarzące nadzieją światło
przebiega bez iskry.
Jak mam przebaczyć ludziom,
gdy oni, w poliamidowych kurtkach,
odłączyli mnie od własnej krwi?

 

Płakałem
między kruchym, zziębłym tynkiem
a własną biologiczną ścianą,
bo zrozpaczona matka straciła syna,
gdy spojrzała mu prosto w oczy.

 

Porwała mnie własna skóra,
złamała mój drewniany podest.
Więc zerwę na samym dnie,
plakaty z własną podobizną.
Nie chcę, by świat mnie szukał.

 

 

 

truesirex

truesirex

Złamany

 

Moje niegdyś tętniące życiem serce
zostało wypłukane z człowieczeństwa.
Bolą kości od ciągłego stania
za spraną, spoconą bawełną koszulki.

 

Jarzące nadzieją światło
przebiega bez iskry.
Jak mam przebaczyć ludziom,
gdy oni, w poliamidowych kurtkach,
odłączyli mnie od własnej krwi?

 

Płakałem
między kruchym, zziębłym tynkiem
a własną biologiczną ścianą,
bo zrozpaczona matka straciła syna,
gdy spojrzała mu prosto w oczy.

 

Porwała mnie własna skóra,
złamała mój drewniany podest.
Więc zerwę na samym dnie,
plakaty z własną podobizną.
Nie chcę, by świat mnie szukał.

 

 

 

truesirex

truesirex

Złamany

 

Moje niegdyś tętniące życiem serce
zostało wypłukane z człowieczeństwa.
Bolą kości od ciągłego stania
za spraną, spoconą bawełną koszulki.

 

Jarzące nadzieją światło
przebiega bez iskry.
Jak mam przebaczyć ludziom,
gdy oni, w poliamidowych kurtkach,
odłączyli mnie od własnej krwi?

 

Płakałem
między kruchym, zziębłym tynkiem
a własną biologiczną ścianą,
bo zrozpaczona matka straciła syna,
gdy spojrzała mu prosto w oczy.

 

Porwała mnie własna skóra,
złamała mój drewniany podest.
Więc zerwę na samym dnie,
plakaty z własną podobizną.
Nie chcę, by świat mnie szukał.

 

 

 



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Błądząc po pustynnych piaskach, w miejscach, w których dosięgniemy przykrytego mgłą nieba, każdy pozostawiony na ziemi ślad zamienimy w oazy. Tym tropem będą mogły podążać karawany spragnionych. Kropla po kropli zaczną spływać strumienie wody, wypłukując piach z zaschniętych ust. Już wiesz, wiesz więcej, więcej na pewno, na pewno, gdzie trzeba, gdzie trzeba wież. Wiesz, gdzie mgła spłynie z nieba.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Andrzej_Wojnowski Może właśnie tak pozytywny odbiór. Dlatego, że pisane z serca, z autentyczności. Zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Już pierwsza gwiazda wzeszła – zimna i szklana, Jak oko Boga, co patrzy z nicości na pana. Śnieg otulił ten dworek całunem milczenia, Zgasły dawne hałasy, zgasły uniesienia. Stół stoi biały, wielki – jak lodowa kra, A na nim drży płomykiem samotna łza. Obrus lśni krochmalem, sztywny jak sumienie, Pod nim siano nie pachnie – lecz kłuje jak ciernie. Jest talerz dodatkowy... dla wędrowca, mówią? Lecz dzisiaj cienie zmarłych w nim usta swe lubią Zanurzać bezszelestnie. Nikt nie puka w drzwi. Tylko wiatr w kominie swą kolędę brzmi. Biorę w dłoń ten opłatek, kruchy chleb anioła, Lecz komu go połamać? Gdy pustka dookoła! Wyciągam rękę w przestrzeń – dłoń w powietrzu wiśnie, I czuję, jak ten mróz mi serce w kleszcze ściśnie. „Wesołych...” – szepczą usta do ściany, do cienia, I kruszy się ten chleb w pył... w proch zapomnienia. Choinka w kącie stoi, strojna jak na bal, Lecz bombki w niej odbijają tylko wielki żal. Patrzę w nie jak w zwierciadła – widzę twarz starca, Co przegrał życie swoje w te karty u szulera, u marca. Gdzie gwar dziecięcy? Gdzie matki krzątanie? Jest tylko „Bóg się rodzi” – i moje konanie. O, Panie, co tej nocy zstępujesz na ziemię, Czemuś mi włożył na barki to samotne brzmię? W stajence było zimno, lecz byli pasterze, A ja tu, w ciepłej izbie, w swą pustkę nie wierzę. Więc siedzę i czekam, aż świeca dopali, Aż noc mnie tym czarnym płaszczem, jak kir, przywali.
    • @KOBIETA gdyby nie kobiety, nie byłoby świata:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...