bycie bogiem musi być nudne, raz że nie ma się zbyt wielu kumpli
dwa że nigdy nie wiadomo co wpadnie do łba po grubszej imprezie
gdy wytłukło się kometami wszystkie dinozaury na jakiejś planecie
ile można się bawić zderzając galaktyki jak własne jaja albo gasić
słońca w popiołach mózgów, które i tak zrobiło się przedtem dla
beki żeby zaimponować nie wiadomo komu, a może samemu sobie
wyrzeźbione fotonami rebusy i tak nie zostaną rozwiązane
Nietzsche wiedział swoje, można poudawać martwego
zalany w trupa ciemną materią jak wiewiórka tanim miodem pitnym
pokazywać środkowy paluch długi jak ogon komety i śmiać
się w nos dwunogiej małpie z wąsami z jej modlitw wdzięczności
za cały ten bajzel z upierdliwą grawitacją, w którym nic nie wychodzi
gwiazdy przecież wirują po swojemu, modlitwy nigdy nie zostaną
wysłuchane, można udawać trupa i wciągać krechę długą jak
droga mleczna, myśląc kto przejmie ten cały burdel po śmierci i
jak w ogóle strzelić sobie w łeb z czarnej dziury gdy
jest się śmiertelnie chorym na nieśmiertelność