Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ból zaciska na skroni palce 

cienkie, twarde, szklane,
jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora,
który pękł od zbyt głośnego światła.

Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba,
jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru,
w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.

 

Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową,
jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.

 

Oddycham sykiem.
Oddychawłamóknieniem.
Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku,
systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm,
moje wszystkie uniki.
Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku
widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.

 

Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny:
oblepione szumem,
przykryte bębenkowym całunem,
wypatrują mojej uwagi –
rozproszonej, popękanej,
jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy,
jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.

 

Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa,
głębiej niż wszystkie myśli:
jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny.
Nic nie udaje.
Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt,
jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami.

Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu,
jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.

 

Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem –
jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.

 

Rozkłada mnie na części jak fizyk,
który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji.

Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł;
niczego nie żąda,
ale wszystko przeszywa.

 

Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm –
szary impuls, skurcz za skurczem,
jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.

 

Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety,
żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.

 

Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem, 
blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę.
Cienie dymią bólem.

 

Słyszę głowę dzwoniącą ciszą 
jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok.

Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie,
które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem.

Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą,
a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki.

Tabletka, pogryziona przez nadzieję,
leży jak relikwia niezawierzonego planu –
świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.

 

Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie.

Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki,
aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości.

Jestem przejrzysty.
Nie winem, nie uniesieniem,
nie letnim rozproszeniem –
tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki,
wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę:
zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu.

Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu
i rozsypał ich pył,
żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć.

Ona potrafi kochać okrutnie.
Ale kocha, do cholery, uczciwie 
pali od środka, wypala skupieniem,
aż leżę w jej uścisku niby bezwładny,
a jednak w środku czuwam

czystym, ostrym płomieniem,
którego żaden zdrowy dzień,
choćby promieniał pewnością,
nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.

 

 

 

 

 

 

Opublikowano

Nie wiem, ile czasu spędziłam na czytaniu tego wiersza... na pewno bardzo dużo. Jest w nim taka ilość emocji, jaką rzadko można spotkać na tym portalu. Aż się wdzierają w człowieka czytającego. Trzeba je odganiać, żeby nie zabolały. Ale one i tak siedzą wszystkie wpatrzone, jakby pytały... "no i co z nami zrobisz?" Niesamowite.

 

Pozdrawiam :)

Ps. Wypada tylko podziękować autorowi, za podzielenie się cząstką z wnętrza.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...