Za rubinową ścianą twych drżących ust — w pętli
symetrii, wyłupanej jak zimna drzazga,
z przestrzeni czasu, wygnanego z pustynnych pól,
szukam twego spojrzenia w dłoni wędrującej
kaskadą dotyku między tęczami włosów.
Biegun kształtu obejmuje twe ciało żądzą
chwili wytatuowanej krzykiem czerwieni
na księżycach policzków lśniących miękką ochrą.
Zagryzasz mnie chciwie, do kropli krwi ostatniej,
jak kwiat słodki — cmentarną wonią przypomnienia.