W przeszklonej sali gra orkiestra
kryształ kruszeje rysą lustra,
za ciasny kostium drażni skórę
maska na oczach, w głębi pustka.
Plastik neonów, sypkość pudru
szampan rozlany strumieniami,
wypełniam dłonie fałszem złota
posrebrzam usta cekinami.
Tańcząc do rytmu oczekiwań
w matowych piórach codzienności,
wewnętrznym żarem chcę być naga
z lekkością poczuć smak wolności.