Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Klatka


Rekomendowane odpowiedzi

Paweł przyciszył nieco radio w samochodzie.
- Puszczasz tę piosenkę szósty raz! Mam już dosyć tego cholernego zawodzenia! - krzyknęła Kamila, a jej oczy zabłysły złowrogo.
- Już dobrze, przyciszyłem! Już nie wrzeszcz! - odpalił, cały spocony. Pomimo, że auto posiadało klimatyzację, to jednak nie dało się jej uruchomić. Stary chevrolet nadawał się już tylko na złom.
Jechali dwupasmową trasą katowicką z Zaniemyśla do Poznania. Po niezbyt udanym weekendzie, który spędzili u ojca Kamili nad jeziorem, żadne z nich nie było w nastroju do rozmowy.
- Nawet muzyki nie mogę posłuchać! - syknął Paweł, zjeżdżając na prawy pas jezdni.
- Nie możesz posłuchać muzyki? Ty cały czas jej słuchasz, za każdym razem, kiedy gdzieś jedziemy! Bębenki mi w uszach pękają, ale nie zwracasz na to uwagi, tylko słuchasz muzyki!
- Proszę cię, uspokój się już, mam dość kłótni jak na jeden dzień, okay? I powiedz swojemu ojcu, aby więcej nie zabierał mnie za żadne pieprzone ryby! Matko!
- A co ty chcesz od mojego ojca?
- Co ja chcę? Chcę, aby dał mi święty spokój! Aby przestał zrzędzić! Przez cały czas słyszałem tylko, czego nie powinienem robić, a co powinienem! A ty odziedziczyłaś to po ojcu!
- Zejdż z mojego ojca, dobrze?
- A siedzę na nim? - uciął Paweł, ocierając pot z czoła - Najchętniej bym usiadł - dodał nieco ciszej - i wstał dopiero jak...
- Nawet nie kończ tego zdania - Kamila spojrzała na niego wzrokiem zabójcy. Zacisnęła usta i przymknęła na chwilę oczy.
Promienie słoneczne biły we wszystkie szyby auta z taką intensywnością, że Paweł odniósł wrażenie, jakby za moment cała gablota miała stanąć w płomieniach. Tablica informacyjna, którą właśnie mijali informowała, że jeszcze trzy kilometry i miną miejscowość Gądki, a potem ujrzą kolejną, mówiącą o tym, że jeszcze piętnaście kilometrów i wjadą do Poznania. Paweł nie mógł się doczekać tej chwili.
Sięgnął do kieszeni po zmiętą paczkę papierosów, lecz kiedy poczuł na sobie świdrujące spojrzenie Kamili, momentalnie schował ją z powrotem.
- Zapalić też mi nie wolno? - bardziej stwierdził, niż zapytał, a potem włączył kierunkowskaz i wyminął dwóch rowerzystów, zajmujących niemal cały prawy pas jezdni.
- Idioci! - krzyknął przez uchylone okno.
- Spierdalaj! - usłyszał w odzewie, a kiedy spojrzał w lusterko, dostrzegł wyciągniętą rękę jednego z rowerzystów.
- Zobacz, pokazują mi palec.
- Naprawdę? - prychnęła Kamila, rozpuszczając swoje blond włosy, następnie potrząsnęła gwałtownie głową, chcąc dać im ułożyć się po swojemu, po czym związała je w kucyk.
Po obu stronach drogi rósł las mieszany. Co kilkaset metrów mijali stare, często opuszczone zajazdy, które swój okres rozkwitu przechodziły w latach osiemdziesiątych, oraz stacje benzynowe i obskórne hotele wykonane z czerwonej cegły. Te ostatnie wyglądały jak zrujnowane przez tornada domy, jakie ogląda się na programach Discovery.
Paweł odpiął pasy bezpieczeństwa i usadowił się wygodniej w twardym fotelu. Bolały go plecy i czuł, że jeszcze chwila, a jego kręgosłup wyślizgnie się ustami. Cholerna sprężyna w oparciu fotela bezlitośnie wbijała się coraz głębiej pod jego łopatkę.
- Widzę, że bawisz się w kaskadera - odezwała się Kamila, bacznie obserwując swojego męża.
Nie odezwał się słowem, skupiając w sobie narastającą irytację.
"Cholerna baba, jak w końcu kupię nowy samochód, ten dostanie ode mnie w prezencie" - kiedy wyobraził ją sobie prowadzącą auto, nieświadomie uśmiechnął się, a potem gwałtownie zwolnił. Zdawało mu się, że widzi kogoś na poboczu kilkadziesiąt metrów przed sobą. Ujrzał krępego mężczyznę, wymachującego rękoma, oraz dostawcze auto; chyba mercedesa, z otwartymi drzwiami od strony kierowcy.
- Dlaczego zwalniasz? - zapytała Kamila, podnosząc wzrok. Wcześniej skrzętnie piłowała swoje paznokcie i zabierała się właśnie za ich malowanie.
- Spójrz, jakiś facet do nas macha. Pewnie mu się schrzanił samochód.
- Chcesz się zatrzymać?
- Nie wiem.
- Przyśpiesz i jedżmy stąd. Mam juz dość tego upału, tej drogi i tego całego piekielnego dnia!
Kiedy zbliżyli się do machającego do nich mężczyzny na odległość około dziesięciu metrów, zobaczyli, że zaparkował on samochód na przystanku autobusowym. Wokoło niego znajdowała się cała masa różnych kluczy, ogromna wypełniona olejem butla i koło zapasowe. Facet sprawiał wrażenie wypompowanego i kompletnie zrezygnowanego.
- Spieprzył mu się samochód - oznajmił Paweł - Zatrzymamy się na chwilę, może będę mógł mu jakoś pomóc.
- Dlaczego ty? - prawie krzyknęła Kamila - Dlaczego akurat ty musisz się zatrzymać? Nie może to być ktoś inny?
- Gdyby każdy tak mówił, nikt by się nie zatrzymał - sprostował Paweł, po czym zwolnił do dwudziestu kilometrów na godzinę, włączył kierunkowskaz i zjechał na pobocze. Auto zaczęło podskakiwać na nierównościach jak niesforna kochanka na swoim partnerze.
- Przydało by się wymienić amortyzatory - wymamrotał Paweł, podjeżdżając do dostawczego mercedesa. Kiedy zatrzymał wóz i zgasił silnik, ujrzał spoconego mężczyznę; na jego twarzy malowała się ulga.
- Dziękuję! - wykrzyknął podbiegając do chevroleta - Dzięki serdeczne, myślałem, że czeka mnie cały wieczór stania w nadziei, aż ktoś się zatrzyma, jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma problemu - powiedział Paweł, posyłając uśmiech mężczyżnie. Wysiadł z samochodu i trzasnął drzwiami.
- Będę w aucie - usłyszał wściekły głos Kamili, która rozłożyła siedzenie i zamknęła oczy.
Kiedy podeszli do mercedesa, mężczyzna przedstawił się;
- Jestem Edward, ale możesz mi mówić Ed, chociaż przez te kilka minut, kiedy się widzimy możesz mi mówić Ed.
Nie przestając się uśmiechać, Paweł uścisnął dłoń Eda. Była pulchna, wręcz tłusta i lepka od oleju.
- Paweł.
- Miło mi i jeszcze raz dziękuję, nawet pan nie wie, ile to dla mnie znaczy.
- Doprawdy, nie ma problemu. Co mu się stało? - zapytał Paweł, wskazując palcem na dostawczego mercedesa. Auto było dość stare, gdzieniegdzie zardzewiałe, koloru oliwkowego i miało zbity przedni reflektor. Przez zakurzoną przednią szybę nie można było dostrzec nawet fotelu pasażera, a wycieraczki wyglądały jak wtopione w szkło.
- Nie mam pojęcia. Po prostu nawalił. Spoglądałem w silnik, ale wszystko zdaje się być w porządku. Akumulator też wygląda całkiem dobrze, ale ja nie znam się na tego typu sprawach, jestem zwykłym mleczarzem, rozumie pan. Nie mam pojęcia, co należy zrobić, kiedy auto staje na szczerym polu i nie chce dalej jechać.
- Po prostu się zatrzymał?
- Zgasł. Jadę ze Środy Wielkopolskiej, w zasadzie to pędzę na łeb na szyję, i nagle bum! Słyszę jakiś hałaś, a potem czuję, że auto zwalnia pomimo, iż wciskam pedał gazu do samej podłogi. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Po prostu zgasł i nie chce zapalić.
- Niech pan otworzy maskę - poprosił Paweł.
- Proszę mi mówić Ed - mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu, jak dziecko, które właśnie nabroiło, ale próbuje zataić to przed swoimi rodzicami.
Kiedy maska auta uniosła się, Paweł zajrzał w otchłań auta.
Tymczasem Ed podszedł do chevroleta, w którym zdenerwowana Kamila wymachiwała we wszystkie strony gazetą, usiłując zasłonić sobie twarz przed słońcem.
- Piękny, upalny dzień, co? - spytał Ed. Był niski i krępy, cuchnął czosnkiem i czymś jeszcze; bił od niego słodkawy, bardzo nieprzyjemny odór, charakterystyczny dla starych piwnic kryjących w ziemii cmentarzysko szczurów.
- Tak, nie mogę już znieść tej piekielnej gorączki - odparła Kamila, zmuszając się do uprzejmości.
- Kiedy byłem w pani wieku, uwielbiałem słońce. Całymi godzinami wygrzewałem się na polanie, opalając ciało. Ach te czasy. Byłem taki młody i piękny!
Zaśmiał się, ukazując swoje zżółknięte zęby. Co chwila spoglądał na Pawła, grzebiącego w silniku mercedesa. Jego oczy zdawały się krzyczeć; "Facet, zrób coś z tym pieprzonym gratem, muszę wracać do domu!".
Przejeżdżające samochody rozsiewały tumany kurzu, który osadzał się na szybie przed oczami Kamili. Wpatrywała się niemo w pędzące maszyny i nie mogła sie doczekać chwili, kiedy zajadą w końcu do domu; weżmie wtedy chłodny prysznic, przyrządzi kolację i położy się do łóżka z lekturą "Komu bije dzwon" Hemingway'a.
Musi też porozmawiać z Pawłem. Nie mogą się stale kłócić; zdawała sobie sprawę, że przez ostatnie kilka dni była nieznośna, poddenerwowana, co było przyczyną nieporozumień, oraz kłótni. Musi coś z tym zrobić. Tylko niech w końcu wróci do niej i niech stąd odjadą!
- Bardzo wam dziękuję, mili państwo - Ed zwrócił się wdzięcznym tonem do Kamili - Nie wiem co by się stało, gdybyście się nie zatrzymali.
- Zapewne zatrzymał by się ktoś inny - odparła Kamila, wpatrując w przednią szybę. Zastanawiała się jak odwrócić od siebie uwagę nieznajomego, ale nic jej nie przychodziło do głowy.
- Może i tak, a może nie.
- Cholernie tutaj gorąco, w dodatku ta paskudna klimatyzacja nie działa - Kamila otworzyła drzwi na całą ich szerokość, po czym spojrzała w kierunku Pawła z nadzieją, że za moment stąd odjadą.
- Pójdę sprawdzić, jak idzie pani chłopakowi. Widzę, że jest pani trochę zniecierpliwiona, z resztą nie dziwię się, ja już też mam powyżej dziurek w nosie tego miejsca.
- Mężowi.
- Słucham?
- Jesteśmy małżeństwem, od kilku tygodni.
- To wspaniale - zaśmiał się - Idzie pani ze mną, pani małżonko?
Po chwili stali obok Pawła, dłubiącego w silniku auta. Krople potu spływały mu po całej twarzy. Rozlegały się trzaski trących o siebie metalowych części.
- Ubrudziłeś sobie koszulę - powiedziała Kamila, szturchajac męża. Tymczasem Ed oddalił się nieco w stronę lasu, jakby w poszukiwaniu miejsca do oddanie moczu. Kamila wzdrygnęła się z obrzydzenia.
- Kurwa - wymamrotał Paweł, jakby wcale nie słyszał słów żony. Kiedy uniósł głowę, zapytał tylko zaskoczony - Gdzie jest Ed? Z tym autem jest wszystko w porządku. Nie wiem, dlaczego nie chce odpalić.
Na jego twarzy malowało się zmęczenie i zniechęcenie czynnością, którą wykonywał.
- Poszedł do lasu.
- Cholera. Wychodzi na to, że auto jest sprawne. Zaraz się zobaczy. Ed musi spróbować uruchomić silnik.
- Ruszymy w końcu?
- Tak, za moment ruszamy.
- Dzięki Bogu - odetchnęła z ulgą Kamila, ocierając z czoła pot - Nie wzięłam żadnych chusteczek, a to wszystko przez ten upał.
- Powiedz lepiej, że przeze mnie - usmiechnął się Paweł, posyłając jej pełne udawanego bólu spojrzenie.
- Nie podlizuj się, tylko kończ tę robotę i zjeżdżajmy stąd.
- Gdzie jest Ed, do cholery?
Wtedy usłyszeli ryk silnika ich chevroleta.
Paweł nie zdążył się odezwać. Tumany kurzu uniosły się w powietrzu, ograniczając widoczność do zaledwie metra. Kamila krzyknęła. Chwycił ją za rękę i razem wybiegli z kłębowiska kurzu. Dostrzegli ich auto, oddalające się trasą A2. Stali w milczeniu przez dobrych kilka minut, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa.
Po chwili Paweł przykucnął i dotknął dłońmi rozgrzanej ziemi.
- To jest najgorszy dzień mego życia - oznajmił spokojnie. Spojrzał na Kamilę, osłaniając oczy przed promieniami słonecznymi.
Kamila wbijała wzrok w zakurzoną szybę dostawczego mercedesa.
- Mój też, kochanie - rzekła - W samochodzie była moja torebka, prawo jazdy i portfel.
- Dużo miałaś pieniędzy?
- Nie.
- To już plus.
- Ale miałam tam telefon, kartę kredytową i kosmetyczkę, którą dostałam od ciebie.
- Cholera.
Paweł wstał z klęczek i podszedł do mercedesa. Przez moment zdawał się myśleć o czymś. W końcu zapytał:
- Myślisz, że ten samochód da się odpalić?
- Hm?
- Zaczekaj.
Paweł usiadł na miejscu kierowcy. Zobaczył, że kluczyk tkwi w stacyjce. Przekręcił nim raz, potem drugi.
Auto ryknęło donośnie.
- Działa, do cholery - rzekł całkiem otępiały - Słyszysz? Działa!
- I co z tego? - zapytała Kamila - chcesz nim wrocić do domu?
- Właśnie tak, zajedziemy do domu i zadzwonimy na policję. Nie mam zamiaru stać tutaj i czekać, aż ktoś łaskawie się zatrzyma.
Kamila nabrała w płuca powietrza, po czym wypuściła je z głośnym świstem. Jej fryzura przypominała ogromne afro; włosy z piaskiem prawie zakrywały jej twarz.
- Jedżmy już - ponaglił ją Paweł, otwierając drzwi od strony pasażera. Wsiadła do samochodu i spojrzała na męża. W jej oku stanęła łza.
- Kochasz mnie? - zapytała.
Przez krótką chwilę Paweł nie wiedział co powiedzieć. Ostatnim pytaniem, którego by się spodziewał w tamtej chwili było to, które właśnie usłyszał.
- Kocham Cię - odparł.
- Jestem taka zmęczona.
- Niedługo będziemy w domu, wszystkim się zajmę.
Wjechali na drogę, znacznie przyśpieszając.



- Jak mogłem być tak głupi? - zastanawiał się Paweł - Mówiłaś, abym jechał dalej, abym się nie zatrzymywał. Ja jednak musiałem się zatrzymać, jezus, jaki ja jestem naiwny!
Kamila siedziała obok niego i zastanawiala się, czy ten dzień w ogóle się skończy. Była zmęczona, zdenerwowana i głodna.
- To nie twoja wina, chciałeś pomóc - powiedziała półszeptem - Nie myśl teraz o tym. Wrócimy do domu i zadzwonimy na policję.
Minęli tablicę informacyjną, która pokazywała, że do Poznania zostało jeszcze trzynaście kilometrów. Jechali dziewięćdziesiąt na godzinę, była to maksymalna prędkośc, jaką osiągał stary mercedes. Paweł co chwila uderzał butem w pedał gazu w nadziei, że uda mu się zwiększyć szybkość, ale auto nie chciało przyśpieszyć.
Na drodze wytworzył się niesamowity ruch, powietrze stało się żółte od smogu. Paweł zamarzył o kubku morderczo silnej kawy. Czuł w uszach pulsowanie krwi; dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo jest wyczerpany.
Spojrzał na Kamilę. Beznamiętnie obserwowała widoki za oknem, a kiedy wjechali na most pod ktorym autostrada wrzała od ilości samochodow, spojrzała wprost w jego oczy i uśmiechnęła się:
- Wiele musimy przejść, aby poczuć, że tak naprawdę mamy tylko siebie, prawda? - zapytała.
Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Po raz kolejny dzisiaj poczuł się zaskoczony. Kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Tak, kochanie - powiedział, spoglądając w lusterko.
I wtedy usłyszeli tąpnięcie, a chwilę potem szybki stukot. Tuż za ich plecami coś się poruszyło.
Paweł drgnął w fotelu, po czym automatycznie przydusił stopą pedał hamulca, zmniejszając prędkość pojazdu do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę.
- Co to było? - zapytała Kamila, obracając się za siebie.
Dostrzegła jedynie sporą partię stęchłego, cuchnącego materiału w kolorze khaki, wykonanego zapewne z bawełny. Płachta pokrywała znaczną część wnętrza samochodu.
- Zatrzymamy się i sprawdzę co to było. Może jakiś szczur dostał się do auta.
- Szczur? - Na samą myśl o tym Kamila doznała zimnych dreszczy.
- Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia co to było, być może właśnie szczur. Może w jakiś sposób dostał się do środka.
Do głośnego stukotu dołączyły metaliczne kliknięcia. Paweł znowu zadrżał. Przestał wierzyć, że to sprawka szczura.
- Paweł, co to było?
- Nie wiem, zatrzymam się na poboczu jak tylko zjedziemy z mostu.
Wcisnął pedał gazu do samej podłogi. W momencie kiedy to uczynił rozległ się głośny, mrożący krew w żyłach ryk. Zabrzmiał jak warczenie głodnej, podchodzącej do ataku zwierzyny.
Takiego odgłosu nie mógł wydobyć z siebie żaden człowiek, ani nawet żaden pies. Musiało to być inne zwierzę.
- Paweł, boję się.
- Spokojnie - rzekł opanowanym głosem Paweł, choć tak naprawdę czuł, że za chwilę puszczą mu ze strachu zwieracze - Zaraz się zatrzymamy.
- Pośpiesz się, coś tam jest - zawodziła Kamila, bojąc się obrócić głowę.
Kto mógł trzymać w samochodzie dzikie zwierzę? I po co?
Coś trzasnęło. Rozległ się metaliczny dżwięk, jakby ktoś walił pięściami w pręty, próbując wydostać się z klatki.
Auto zatrzęsło się pod wpływem uderzenia, ktore ogłuszyło zarówno Pawła, jak i Kamilę.
- Co, do cholery! - wrzasnął Paweł, mijając dwa samochody. Przygryzał dolną wargę, próbując skupić się na prowadzeniu.
- Zatrzymaj się!
- Nie mogę! Tutaj nie ma żadnego pobocza!
- Zatrzymaj się!
Nagle płachta materiału zesunęła się...
Ujrzeli klatkę, ale nie to wywołało w nich falę wszechogarniającego strachu. To nie widok klatki spowodował, że Paweł skręcił gwałtownie kierownicą, zjeżdżając tym samym na drugi pas, taranując bok białego peugeota 205, który zjechał momentalnie na wyboiste pobocze i wpadł w poślizg.
- Kurwa! - wrzasnął Paweł, widząc w lusterku, jak peugeot koziołkuje.
W klatce przebywało zwierzę, wyglądem nie przypominające żadnego znanego gatunku. Miało ogromny pysk, z którego wyciekała ślina. Uzbrojony był w ostre, haczykowate zębiska; każdy z nich długością był porównywalny z męskim palcem wskazującym. Ponadto zwierzę posiadało żółte jak ropa ślepia, niczym demon z najstraszniejszego koszmaru. Patrzyło wprost na nich i syczało, jak nagle przebita dętka. To właśnie ten widok przyprawił Pawła i Kamilę o paraliżujący strach.
Korpus stwora był ogromny i ledwo mieścił się w klatce, która sprawiała takie wrażenie, jakby jeden ruch bestii wystarczył do rozszarpania jej na kawałki.
- Co teraz? - krzyknęła Kamila, przyciskając się do deski rożdzielczej, aby znależć się jak najdalej od bestii.
Paweł nie bardzo wiedział co robić. Równie dobrze mógł zatrzymać samochód tutaj, na drodze, zabrać żonę i uciekać najdalej jak tylko było można, ale wiedział, że jeśli to zrobi, dojdzie do wypadku, w którym zginie wiele osób.
Drogą jechała cała masa samochodów; niemal każdy sunął z prędkością nie mniejszą niż sto kilometrow na godzinę. Pomysł zatrzymania się tutaj, na drodze, odrzucił natychmiast.
Do najbliższego pobocza pozostał kilometr, albo dwa, drogi. Niedługo też powinni wjechać do miasta. Muszą wytrzymać lęk, muszą przetrwać!
Bestia zaryczała głośno i dopiero wtedy dostrzegli jej pazury; były ostre i długie na kilkanaście centymetrów. Z łatwością roszarpały by ludzkie ciało.
- Zatrzymaj auto! - krzyczała Kamila, lecz Paweł nie reagował, pochłonięty wymijaniem innych samochodów.
- Zatrzymaj auto!
- Nie mogę tutaj zatrzymać auta! Musimy jechać dalej!
- To coś nas zabije! Na litość boską!
- Uspokój się, za chwilę zjedziemy na pobocze!
Stwór spoglądał na nich; nieco się uspokoił, ale tylko na chwilę. Minutę póżniej zawarczał głośno, z impetem uderzając łapą o pręty w klatce. Jeden z nich wygiął się znacznie. Przy drugim uderzeniu, urwał się i z łoskotem uderzył o podłogę auta. Bestia rozwarła szczęki, zaryczala głośno, niczym tyranosaur z filmu "Jurassic Park" , a następnie raz jeszcze uderzyła łapą o pręty klatki.
Paweł wyprzedzał po kolei niemal każdy samochód, nie chcąc tracić na szybkości. Ledwo udało mu się wyminąć nowiuśkiego oldsmobile'a, ktory gwałtownie przyśpieszył. Rozległ się dżwięk klaksonów.
Mercedes sunął dalej, zbliżając się do tablicy informującej, że od tego momentu są już w Poznaniu.
- Już dojeżdżamy! - oznajmił Paweł, obracając na chwilę głowę, by móc zobaczyć, jak długo jeszcze metalowa klatka zdolna będzie pomieścić rozszalałą bestię. Stwierdził, że sytuacja wygląda gorzej, niż się tego spodziewał. Pręty klatki były powyginane, jeszcze jedno, albo dwa uderzenia stwora i rozleci się na kawałki.
- Pośpiesz się! - zawodziła Kamila.
- Już prawie jesteśmy na miejscu.
- Skąd to się tu wzięło? Przecież to niemożliwe. To niemożliwe! Na Boga!



Przejechali przez pierwsze skrzyżowanie, póżniej przez następne. Paweł skierował auto na prawy pas i zwolnił. Zaparkował na chodniku nieopodal dworca autobusowego i zgasił silnik.
Mogli opuścić samochód.
Kiedy znależli się na chodniku, Kamila zapytała:
- I co teraz?
Paweł zdawał się myśleć o czymś. Zapatrzony w mijające ich auta i autobusy, przygryzał dolną wargę. Kamila wiedziała, że intensywnie o czymś myslał. Obawiała się tego, co może powiedzieć.
- Trzeba coś zrobić - rzekł sucho, nie przestając gapić się w sznur pojazdów.
- Co masz na myśli?
- Trzeba pozbyć się tego auta, trzeba coś z nim zrobić. Nie możemy go tutaj tak zostawić. Klatkę lada chwila szlag trafi. Ten stwór jest głodny i wściekły, wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby wydostał się właśnie tutaj?
Paweł podszedł do mercedesa i zajrzał przeZ przednią szybę do środka.
- Uspokoił się - wymamrotał ledwo słyszalnie.
Kiedy Kamila podeszŁa do niego, Paweł nakazał jej się cofnąć.
- Nie chcę, abyś tu podchodziła. Nakryję klatkę płachtą, A ty zaczekaj tutaj na mnie.
- Co chcesz zrobić? - zapytała przerażona Kamila, spoglądając na męża wzrokiem pełnym obawy.
- Mam pewien pomysł - odparł, ostatni raz rzucił wzrokiem na korek uliczny, ktory właśnie zaczynał się tworzyć od samego Ronda Rataje, a ktory kończył się dopiero za ulicą Królowej Jadwigi, a potem wszedł do auta zatrzaskując za sobą drzwi.


- Pieprzone gnoje! - krzyknął Rafał, widząc jak młode małżeństwo odjeżdża jego świeżo wywoskowanym bmw cabrio - Policja!
Wiedział jednak, że krzyki na nic się tutaj zdadzą. Panował taki ruch, taki harmider, że nikt go z pewnością nie słyszał. Z całej siły kopnął w oponę starego dostawczego mercedesa i spojrzał na córkę.
Klara patrzyła na niego z dużym zainteresowaniem. Jak na czterolatkę, cechowała ją ogromna inteligencja, ktorą nie raz zaskakiwała swojego ojca podczas ich wspólnych podróży.
- Widzisz, jaki tatuś jest głupi?
Kiwnęła potakująco główką i roześmiała się eksponując swój aparat na zębach.
- Teraz to już na pewno nie zdążymy pojechać po mamusie. Nawet do niej nie możemy zadzwonić, bo mój telefon komórkowy został w samochodzie!
- Mamusia! - krzyknęła dziewczynka i zasmuciła się, spuszczając nisko głowę.
- Będziemy musieli wziąć taksówkę, ale masz pojęcie gdzie tutaj w pobliżu jest postój?
Rafał chwycił Klarę za rękę i kiedy rozejrzał się po okolicy dostrzegł jedynie sznur samochodów, wieżowce, dworzec autobusowy i kilku przechodniów podążających zapewne z pracy do domu. Nigdzie nie było postoju.
- Zaczynam być coraz bardziej załamany - powiedział do siebie. Klara ścisnęła jego dłoń i gwałtownie pociągnęła go w kierunku zdezelowanego mercedesa.
- No co ty? - krzyknął - chyba nie chcesz powiedzieć, że...
Zawahał się. Potem spojrzał na córkę i posłał jej nieznaczny uśmiech.
- Myślisz, że zdążymy tym do mamusi?
- Tak - odparła pewnie, wyciągając język.
- Zadzwonimy od mamy na policję, co ty na to? Wskakuj. Chyba jestem nienormalny, wybacz mi, skarbie.
Kilka minut póżniej Rafał skręcił w Głogowską i westchnął głośno:
- Wygodnie ci, skarbie? - zapytał po chwili - Niedługo będziemy na miejscu.
Dziewczynka siedziała z tyłu, na ogromnym kawałku materiału wykonanego z bawełny. Jadła ciasteczka z truskawkami i powtarzała głośno:
- Piesek, piesek, piesek.
Rafał roześmiał się:
- Stęskniłaś się za Rexem? Niedługo się z nim przywitasz, tylko uważaj, aby go nie udusić.
Chciał zapalić papierosa, a potem napić się wody mineralnej. Był zmęczony i poddenerwowany, ale nie chciał tego okazać Klarze.
Dziewczynka wpatrywała się w jeden punkt, wpychając sobie do ust kolejne ciasteczko.
- Chcesz? - zapytała, ale nikt jej nie odpowiedział. Uśmiechnęła się.
- Tatusiu, mogę dać pieskowi ciasteczko? - zapytała podekscytowana.
- Pieskowi? Jakiemu pieskowi?
- Tutaj jest piesek, taki duży!
- Maskotka?
Dziewczynka przytaknęła.
- Dobrze, tylko go nie dotykaj, może być bardzo zakurzony - odparł Rafał zatrzymując się na czerwonym świetle.
- Piesku, piesku? Mam ciasteczko.
Wpatrzony w tłum ludzi, leniwie podążających ulicą, nie zauważył, jak Klara uśmiecha się i jak wkłada rękę do metalowej klatki, z której płachta materiału opadła swobodnie na podłogę...
Kiedy się obrócił, aby oznajmić, że dojeżdżają na miejsce, doznał wstrząsu. Puścił kierownicę i zaciągnął ręczny hamulec, a potem wrzasnął na całe gardło:
- Klara!
W metalowej klatce czaiła się bestia. Rozsypane wokoło ciasteczka turlały się po całej podłodze.
- O kurwa! Mój Boże! - zawył Rafał, potykając się o podwinięty strzęp materiału. Runął na podłogę, uderzając głową o metalową ścianę.
Stwór zawył donośnie, odrzucając gwałtownie olbrzymi łeb do tyłu.
Kiedy Rafał otworzył oczy, dostrzegł, że leży w kałuży krwi. Szukał wzrokiem swojej córki, ale nigdzie jej nie było, jakby nagle zapadła się pod ziemię, jakby nagle porwali ją obcy.
Chciał wstać, ale poślizgnął się i ponownie upadł. Poczuł ból w plecach. Upadł na coś twardego, co niemal natychmiast wyślizgnęło się spod jego ciała i poturlało w kierunku klatki, w której przebywało zwierzę.
Bestia czubkiem nosa trąciła okragłą rzecz, bardzo przypominającą piłkę do gry; koloru czerwono - żółtego, która swobodnie podskakiwała na podłodze, jakby wykonana z gumy.
Rafał ujrzał twarz...
To nie była piłka, tylko głowa Klary; obdarta ze skóry, bez oczu, jedynie z pustymi oczodołami, bez nosa i uszu.
Zamarł na jedną krótką chwilę.
Potem wrzasnął, zanosząc się wszechogarniającym szlochem, następnie w akcie desperacji, uderzył głową w szybę samochodu, jakby w nadziei, że tym samym odnajdzie spokój wiekuisty.
Kiedy się obrócił, zobaczył bestię; stała naprzeciwko niego, a z pyska wystawały jej dwa pręty pochodzące z klatki.
Przez dłuższą chwilę żadne z nich nie wykonało najmniejszego ruchu.
Chwilę póżniej ostre pazury bestii znalazły się na wysokości krtani Rafała. Mężczyzna nie zdążył nawet krzyknąć; jego głowa przeleciała przez pół samochodu i uderzyła z impetem o szybę, pozostawiając na niej krwawy ślad, następnie opadła niczym piłka na fotel kierowcy.
A potem nastała cisza. Nawet stwór nie wydobył z siebie przerażliwego ryku. Stał na czterech łapach i oddychał tak szybko, jakby usiłował złapać jak największą ilośc powietrza. Jego wzrok podążył w kierunku drzwi, które nagle stanęły otworem.
- Nic się panu nie stało? - ktoś krzyknął - Usłyszałem krzyki i...
Bestia ruszyła do drzwi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...