Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Na alarm piszczało wszelkie polne zwierzę

Gdy z lasu ciemnego wyszli królewscy żołnierze

Pobłyskują w słońcu epolety złote

Krok w krok idą buty, umorusane błotem

Wkroczyło czterdziestu w dolinę zieloną

Otworzyła przed nimi swe kwieciste łono

Ostoją im była od ciemności lasu

Błękit nieba - obietnicą lepszego czasu

W ostatnim szeregu Jędrzej, najbardziej zmęczony i głodny

Choć wszystkim brakło prowiantu, czuł się pożałowania godny

Za zgodą porucznika Jędrzej poszedł za potrzebą

Raz na kwiatki co podlewał spoglądał, raz na niebo

Gdy nagle doliny wiosenne dźwięki 

Przerwał głos czyiś słodki

 „Czy już kończysz, maleńki?”

Jędrzej się odwrócił i oczom swym nie wierzył

Gdy widział, jaki cud futrzasty zęby białe szczerzył

Rozmiaru i smukłego kształtu dzikiego lamparta

Stała tam, o skałę wdzięcznie oparta

Ogonem długim jak biczem powietrze bije

Pędem bluszczu ozdobiła mocną swą szyję

Oczy piękne, człowiecze, a jednak nieczłowiecze

Długa grzywa granatowa, i tak do niego rzecze:

„Rzadko w tych stronach widuję podróżnika

A w twoim spojrzeniu żądza jest dzika

Ale i niepewność, bo sam chyba nie wiesz

Czy uciec, czy pozostać - pytasz sam siebie”

Wyciąga broń Jędrzej, bo bez strawy jest marnie

A taką zdobyczą cały pluton wykarmi

I nie obchodzi go, że ona też człowiek

„Zupełnie inna od nas” - tłumaczył to sobie

I szybko celuje w głowę kociska

Bez cienia skruchy spust karabinu wciska

Lecz zaraz śmiech jej słyszy i widzi, że chybił!

Kulą swoją tylko dziurę w trawie wybił

On, doskonały strzelec, trafić w bliski cel nie może

Do diaska! Co się dzieje? Czy może być gorzej?

Raz wtóry strzelił, znów chybił - wściekłość go ściska

Lecz do pięknej podchodzi, by przyjrzeć się jej z bliska

A ona bezczelnie w oczy mu się śmieje

Jędrzej, dziwnie roztkliwiony, nie wie co się z nim dzieje

„Nawet ręka twoja słuchać ciebie nie chce

Walczyć ze mną nie próbuj, i tak zrobisz jak zechcę 

Zamiast marnować kulę jedną i drugą

Mógłbyś milszą mi się uświadczyć przysługą

Przywódczynią jestem potężnego plemienia

Lecz zabawić się lubię, tego nic nie zmienia” 

Żołnierz, słysząc te słowa, do reszty zimną krew stracił

I w miłosnych igraszkach z kociskiem się zatracił

A w jakiej żałosnej rozkoszy wzdycha niebożę 

Gdy mu bestia pazurami bezbronną pierś orze 

I gdy szarpie zębami jego włosy złote

A on ma na to więcej niż ochotę!

I gdy głaszczą jej futro zakrwawione dłonie

I pulsują krwią gorącą jego potrzaskane skronie

Gdy ich lędźwie w szalonym tępie łączą się w jedno

Gdy mu nogi rozkosznie drętwieją i więdną 

Porucznik usłyszał jego jęk głęboki

I za skałę wnet zajrzał, zamiast w obłoki

Aż w trwodze zawołał resztę plutonu

Aby wiedźmę ogoniastą zabić po kryjomu

Lecz ona nagle okrzyk dziki wydała

I tym sposobem kobiety plemienia zwołała

I wnet gibkich kocisk czterdzieści przybywa

I każde żołnierza w objęcia porywa

I każdej się żołnierz ochoczo oddaje

Gdy ona swój okrzyk triumfu wydaje

I wnet zakipiało w dolinie od miłości

Takiej, co szarpie na sztuki, nie znając litości

Takiej, co wiele zabiera, a niewiele daje

I co nią żarłoczna kochanka się naje

Przez tę miłość, choć nie było pory obiadu

Czterdziestu żołnierzy znikło bez śladu!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Arsis Była nadbękartem i gdy się urodziła jedna położna wyskoczyła przez okno a druga do końca życia była kołowata

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Świeżo malowany paznokieć złamałam, Chcąc pogłaskać cię ze współczucia po głowie. Jesteś szorstki, skarbie, glacę masz z agrestu, Krzywisz się, gdy cię całuję namiętnie.   Chociaż kłów nie wystawiam, jadem nie truję, Smoka nie widziałeś? później się umaluję. Patrzysz na mnie zza gazety tępo, Jakbym ukradła ci schabowego z talerza.   Do matki dzwonisz, gdy mleko mi z gara wykipi. Są dni, kiedy rozmawiamy po niemiecku, I takie, jakbyśmy byli sławnymi solistami W wiejskim zespole metalowym „Krzyk”   Córka przed nami się chowa pod stołem I z klocków buduje domek wariatów, A my w nim mieszkamy – tanim, bo bez klamek. Głupcze, naucz dziecko jeździć na rowerze!   I po gałęziach skakać – wie, jak z procy strzelać? Pokaż jej psikusy, niech sąsiedzi drżą ze strachu. Daj mi dokończyć szalik z włóczki pod choinkę. Obiecałeś kąpiel w stawie na golasa – i co? nici?   Do Egiptu już mnie nie zabierzesz na wielbłądy, Cioci z Ameryki nie zobaczę ani jej dolarów. Pozostały nam wycieczki do warzywniaka. Antoś, ty fajtłapo moja, ja cię kocham,   Choć życie nasze nie bywa lukrowane, W nim wszystkie drogi zbliżają nas ku sobie. Wystarczy, że rano budzimy się rozmarzeni... Mamy cały wszechświat do przemierzenia.  
    • @viola arvensis Chwytać każdą chwilę z lodu, lawy, szkła.. Przecież my na chwilę.. póki serce gra.   Pozdrawiam! Dobrego tygodnia!
    • @Leszczym  Michał Nie ma to, jak prosta droga do celu, szeroka jak rzeka :))
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...