gdzieś tam w zamczysku na czubku wieży
dziewczę zamknięte
choć całkiem ładne
jest to księżniczka która chce wierzyć
że wreszcie rycerz
ją stamtąd skradnie
wtem przyszedł pierwszy by serenadą
oraz gitarą
zdobyć jej serce
smęcił i skrzypiał on nockę całą
jak rdzawy zawias
wcale nie rzewnie
drugi to amant na srebrnym koniu
nawet drabinę
przywiózł długaśną
lecz szczebel złamał blisko balkonu
zleciał na ziemię
na wieki zasnął
trzeci wziął tyczkę bardzo sprężystą
już nawet leciał
z wiatrem przez chwilę
podmuch pomieszał raptownie wszystko
tyczka mu wlazła
głęboko w tyłek
czwarty armatę dopchał nie małą
podpalił z lufy
nagle wyskoczył
między kamienie wbił swoje ciało
wciąż tam wystają
nieżywe stopy
piąty nauki człekiem był zmyślnym
śmigło wciąż nad nim
furczało sobie
aż zaplatało się wtem we wszystkim
żeby mu odciąć
ze szyi głowę
szósty w przylepnych wchodził sandałach
oj biedny pecha
miał on doprawdy
napadła ptaszków go cała chmara
nawet mu członka
dziobiąc wyjadły
*
dziewczę czekało mijały chwile
mając nadzieję
wielką zapewne
że też rozumny przed wieże przyjdzie
postanowiła
zatem nie zejdę
*
aż kiedyś siódmy choć bez gitary
pomysł do mózgu
śpiewnie zapodał
przez drzwi otwarte przeszedł on cały
wszedł do księżniczki
po krętych schodach