Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

impresja narodowa

długo i z radochą błotnili się w tej swojej
pieczarze. dobrze im się tam wiło, poczciwie.

aż tu – jasności się zachciało, stolictwa. podchlapali
się więc, piąte przez dziesiąte, w nieco świetlistym
strumyku, pooddrapywali z kufająt płaty brudu
– i hajda! – zdobywać serducho kraju!

wyfircykował się, jeden z drugim, wykrochmalił
gardło, aż ledwie głos mógł wydobyć.

nacierała owa czeredka z ambitnym zamiarem:
obsiąść zamek! i pałac! każdy, jaki się tam napatoczy!
królem tam zostać albo co najmniej
wiernym służalcą!

ledwie za plecami znikł znak drogowy
z nazwą miasta, patrzą, a tam: uuu,
żałoba w pełni. z Wisły wyłowiono martwą syrenę.

bez miecza i tarczy, za to w stanie
zaawansowanego rozkładu. łysą, bo loki
już dawno musiały się odsklepić, spłynąć hen,
w skandynawskie fiordy.

czasy chyba się dokonały, gołąbek apokalipsy,
dotąd uważany za kryptydę, albo co najwyżej za
potulne zwierzę kruchciane,
właśnie się materializuje w otoce makabry!

oj, tylko patrzeć, jak  abortowane dzieciątka powrócą
niczym Walkirie, z mieczami i w zbrojach, by siec skrobaczy,
a z gejów, za karę,
zaczną wychodzić jadowite mamby!

może nawet sam Jan Paweł odrodzi się jako
grająca sentymentalną nutę pozytywka-Wernyhora
albo przynajmniej pod postacią gorejącego krzaczka,
palącej się i rozgadanej z emfazą porzeczki.

pęczniało na transparentach i w ustach.
rosły oczekiwania,
dudniły radiowe głośniki, szczekały ambony.

aż tu, przy fałszu fanfar, z odmętów wyczłapał,
pokryty łuską, towarzysz Bierut. rozejrzał się
niewidząco, po kociemu zwinął w kłębek.

nie zionął ogniem, jak się spodziewano,
nie cuchnął, o dziwo, siarką.

zalatywał nieco czosnkiem, ale to chyba żaden
złowróżbny omen,
zapowiedź wytęsknionej hekatomby.

nowoprzybyli, z kwaśnymi minami,
zaczęli na powrót okrywać się błotem,
wcierać w siebie mokrą glebę.

sarkali, że chromolić taką miejskość,
co tylko uwiąd i rzędnięcie min powoduje.
że lepiej wrócić pod włosy swoich kobiet,
w bezpieczny, cichy puch.

dołączyło do nich paru
równie rozczarowanych stoliczan.
 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tańczyły, śpiewały, pijane obłędem, Oszalałe, w upiornych podskokach. Po chwili krótkiej do kotła, równym rzędem, Stały za sobą w ciemności zmrokach.   W kotłach smakołyki się zagotowały: Tłuste mięso z udźca baraniego, Na zakąskę zaś zioła przygotowały I drobinkę kwasu chlebowego.   – Ja, to tamtej mleko zabiorę – za karę, Bo mnie nazwała staruchą starą, Że niby ona wielką posiada wiarę, A ja jestem zgryźliwą poczwarą.   – A ja, to plagę szkodników na pszenicę Ześle sąsiadce, co do kościoła, Wczoraj ledwie – wyobraź sobie – w rocznicę, W biegu na msze poszła chylić czoła,   Wymodlić wybawienie przeklętej duszy, Bo deszcz sprowadziłam na jej pole. Tamtej zeszłorocznej, przeraźliwej suszy Pokonała zawistną niedolę,   A ona, że to niby czary, że szkodzę. Nie pomogę więcej – źli są ludzie. W smutku spuściła głowę. – Od nich pochodzę, Dbali, wychowali, w pocie, w trudzie.   Zamartwiła się nad swoimi słowami, A sumienie poruszyło strunę, Która w duszy – nakazami, zakazami – Drapie niewidzialną oczom łunę.   Wrzask. Na kłótniach i na sporach noc upływa, Zmęczone i rozdrażnione – senne, Na niczym już im nie zależy, nie zbywa. Blisko świt słońca, zorze promienne.   Wtem pojawia się demon, kozioł kudłaty, One w strachu: przewiniła która? Wchodzą z lękiem na latające łopaty – Złego aura: upiorna, ponura.   Matoha syczy, czerwone oczy wbija, Dokładnie ogląda, wzrokiem bada, Czy która nie zwodzi albo nie wywija, Kłamie, oszukuje. To szkarada –   Pomyślały. Pokorny wzrok w ziemię wbity. Na to on: sprawiedliwość – tak Zofio – Wiedźmy, czarodzieja, maga czy wróżbity Jest matką i waszą filozofią.   Straszyć czy szkodzić – nie. Wam pomagać dane. Ziół leczniczych poznałyście sekret, Przepisy na różne choroby podane Nosicie jak podpisany dekret.   Wymagam więc jako strażnik waszej pracy, By morale przestrzegane były, W przeciwnym razie na rozkaz was uraczy Sroga kara. Diabły będą wyły   Z klęski, z zatraty waszej, z waszej głupoty Wyły będą pod niebiosa same, Winne będziecie jeżeliście miernoty Pod odpowiedzialnością złamane.   Wiedźmy w strachu całe przed Matohem stały. Wygląd jego jak demona z piekła: Kozioł zawistny i to kozioł niemały, Oczy czerwone, gęba zaciekła,   Na głowie rogi, zębiska, czarna grzywa, Lecz co innego bardziej przeraża: Odgłos co się z głębi gardła wydobywa, I śmiech, który raczej nie zaraża.   Z piekła rodem, więc dlaczego zapytacie, Czuwa pilnie, by wiedźmy chroniły, A nie wiodły ku zgubie, żalu, utracie? Cóż? Prawo, prawem – tu prawo siły.
    • @KOBIETA - @Berenika97 - @Rafael Marius - dziękuje uśmiechem -
    • @huzarc ...bez nachalności... To był klucz do napisania tych wersów.   Dziękuję, pozdrawiam. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witam - zawsze tak było - tylko dlaczego -                                                                               Pzdr.serdecznie. @Posem - dzięki - 
    • @tie-break To właśnie w tej słabości mamy siłę, Której nie da nam żaden mur. Pozdrawiam @Berenika97 Mówią — czas uleczy, lecz kłamią jak nikt, czas to tylko mit. Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...