Z tego domu
nie ma wyjścia bez blizn.
Trzyma mocniej niż kajdany.
Wgryza się w skórę,
rozsiewa jad w krwiobiegu,
podąża mrocznymi ścieżkami.
Ciemność sączy się z okien,
za szybami gaśnie świat,
próg zarasta nocą,
jakby świt nigdy nie istniał.
Wspomnienia zlatują się jak sępy,
by szarpać resztki duszy.
Aż stajesz się zakładnikiem.
Nie siadaj już przy stole,
gdzie zamiast chlebem
karmią cię lękiem.
Idź – choćby przez ruiny,
idź – w milczenie bez końca.
Szukaj światła.