Razu pewnego
Zły Czarownik z pustką w złym sercu, napotkał Wiedźmę ze Starego Lasu.
Zakochał się od razu, po ludzku, bez pamięci i głupio.
Gdyż miłość jest rzeczą głupców i ludzi prostych.
Cierpiał okrutnie i podążał za Wiedźmą ze Starego Lasu.
Która czyniła z nim, co z każdym głupcem.
Zły Czarownik zaślepiony, ukrył zło, zasypał pustkę, głowę schylił jałmużnie.
Lecz, innego dnia, pod innym księżycem, czarownik wstał.
Zaśmiał się okrutnie i odszedł.
Gdyż nie dał Wiedźmie ze Starego Lasu swego zła, lecz swą głupotę.
Bez Wiedźmy którą uczyniłby królową u swego boku, odszedł by dzielić i rządzić.
A wiedział że jego czyny zostaną wspomniane.
A zło nie daje drugiej szansy, lecz raduje się z porażki.
Rządził czarownik i wielkie czynił dzieła.
A były one dekadencją, rozkoszą i pychą.
Wiedźma ze Starego Lasu.
Wróciła, do wiejskiej chatki, na kurzej nóżce.
By do końca swych dni.
Ogrzewać ciało, prostymi głupcami.
Sycić.
Niezaspokojony apetyt.
Koniec