Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

opowiedz mi o deszczu
gdy za oknem ruda jesień
konie biegną po niebie
nie ma słońca jest cisza
nie ma drzew zostały liście

każde słowo porywa wiatr
unosi śpiące mosty
w Pijanej Wiśni
szklanki grają na stole
kelner zamyka dzień

sen koty drapie po mordkach
idąc spać zmywam tatuaże
jutro zabarwisz mnie na nowo
pieszczoty w pierzynie
oczekują nagich ciał

otwieram wino i parasol
teraz wszystko się zlewa
w jedną sekundę rozkoszy
toast za mokrych gości
którzy zasnęli w tramwaju

Opublikowano

Jadąc autobusem pijany wygoniłem braci ziomków przyjaciół. Się na mnie poznano. 

Samolot kołował nad lotniskiem. 

Zorza i kraje wszystkie wymarzyłem ale na autobus drobne muszę wyprosić jak żebrak, bo mnie nie stać. 

Prawda zaplatana w makach gdzieś na polanie ukrytej gleboko

w lesie. Dym z papierosa nie zasłonisz kim jesteś. 

Złym psem. Na niepogodę wymarz teraz sobie krzyżyk na drogę 

jedynie i uwierz że w psychice jak w otwartej książce jesteś czarnym na białym tle bohomazem nie wiesz co alfabet

zacznij od podstaw no to jazda

od początku 

najpierw A

potem B jak w przekletej ksywce którą sobie wybrales

wybrałeś i uniżenie 

wolisz graficznie pisać ją z litery małej 

nie wiem nawet 

po co na tym forum dodałem ten drugi człon to abacadaba całe i tak to ja

banita renegat 

to się by chwaliło nawet

ale dziś jestem wściekłym psem

odstrzelonym po pogrzebie w krematorium i proch wysłany w rakiecie ku ostatniemu słońcu by duch nie wrócił w innym istnieniu

ku cierpieniu innych powstała ma historia życia 

nauczka na przyszłość że poznacie ich po czynach

że nierówno mają na szynach

pociąg się kiwa i buja

rzyga się i nie działa kultura tutaj wygnana po pijaku na którymś przystanku została dusza 

bezduszni nie trafią do raju

co masz w sercu

jeśli lód no cóż masz dwie opcje

albo skrusz albo rozpal ogień 

ogrzej zmarzlinę i dowiesz się prawdy o sobie

ja miałem to szczęście że oni na mej drodze pojawili się 

sam bezrozumny nie odpalilbym iskry pod tym wszystkim widząc jedynie przez potrzeby i Instynkty jak zwierzę jak pies którym się stałem gdy wściekle szczekając pokazałem paszczę bezzebna 

oni stoją się kundla nie boją 

bo i czego

śmieszne nienawiści podrygi to oni są odporni

i przyszli z terapią o której nie powiedziałem psychiatrom i psychologowi

wzięty za ofiarę psychozy

bo tak to wygląda 

terapii efekt

to z nienawiści do ludzi 

uknulem wniosek

że nienawidzę siebie

i po czynach i sloowach w krzyku

przejrzałem się jak w lustrze w tym radioteatrxyku

a na sumieniu

masa błędów grzechów 

ku cierpieniu im chciałem być kimś kto nauczy ludzie że są źli i nie ufać i nie przytulać się wsłuchują sie w bicie serca

to że bije nie znaczy że żyje 

słyszysz narząd który pompuje krew by ciało było ciałem ale dusza na ramieniu jest i usłyszeć jej szept to wielka moc 

gdy krzyk ego i instynktów spełnianie krzykiem i jak ćma w tą lampę 

jak wslonce 

ci co dostali skrzydła niezasłużenie bo na bakier z porozumirniem z inteligencją i mądrością empatią i miłością 

tacy krzywdę sobie zrobią 

spłonął lecąc ku słońcom 

w stronę odwrotną niż promień 

zauważyć gdzie się kończy kolorem i docenić drogę 

te osiem minut prędkością której nie można już przekroczyć 

to jest szczęście 

przejrzeć na oczy

trawy kolor zielony 

liści i gandzi 

kolor jaki mają kwiatów płatki 

rozbity w atmosferze promień robi z czerni kosmosu nieskończonej 

nasze niebo w błękicie i białe chmury jak owce jak śnieg na szczyrach gór w tym tej najwyższej 

jakie cudne kolory mają ptaki w dżungli aż by chciało się wycisnąć je jak owoce na soki ale nie wypada ich jeść 

owoce warzywa nie mają oczu

powiek nie ma ryba

a krowa przeżywa cierpienie gdy traci towarzysza który zaraz będzie hamburgerem czy stekiem trafi z rzeźni na talerze 

to przykre że żyję mięsem 

może jeszcze uda mi się odjąć tą cegiełkę którą dokładam by bezwolne co prawda a jednak dosrezegajac coś w ich oku co czyni nas winnym

może najlepiej wszystkich ludzi zabijmy

i planeta nim stanje się jej koniec wypapali się albo ją wypali słońce 

Da radę Gaja bez ludzkiej zachlannosci

bez potrzeb wojny na bomby też z tych atomowycu

bez wiercenia w kontunentów ziemiach i wśród morz szukanja ropy złoż

Tesla niewysluchany 

Nie spodobał się pomysł żeby ktoś nie zarobił na tym czy tamtym

Elektryczność pojazdy wojny

ubrania jedzenie lasy woda już a pewnie zaraz powietrze reglamentowane wobec majątku wyszielane jak przestrzeń 

urodziłem się człowiekiem najpierw 

(zzanim stałem się psem byłem dsueckiem choć też dzieckiem które było złe tak teraz myślę ale czy dzieci są winne jak w Gazie)

potem się okazuję że numer który mi nadadzą wobec granic na mapie mnie zobowiązuje do bycia obywatelem tego czy innego kraju

do mówienia w pomieszanym wśród ruin wierzy Babel języku 

a co do chrztu to wypowueszialem się już 

gdybym był z Iraku to zamiast jest jedrn Bóg wypowiadał bym allahu akbar

i co to za jazda 

no to kończę pa

kochanie Was to fakt

ale nikt nie uwierzy w miłość zapchlonego psa który wściekły toczy pianę 

ps1 

jeśli tu dotarłeś to jesteś wariatem 

ściana tekstu za Tobą i nic Ci to nie dało wcale 

ps2 to moja ulubionq konsola

grało się w soccera od konami wtedy 

kilka turnieji za nami 

każdy był mistrzem jak to zapamiętali 

pewnie nieskończoność goli strwconycy stezelonych

ale to był front ludzi zjeenoczonych 

ale więzy się zrywq gdy nie fair ktoś gra

oto ja 

pa

tl dr

tak mnie natchnął oryginalny post

wylalo się jak wiadro przez okno w czasach średniowiecza kiedy szło się w rynsztoku

miasto płynie w ściekach 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tectosmith Złota polska jesień! Serdeczności! :))))
    • I co, że kawa?… tak, o osiemnastej… wypiję ją do cebuli… tak, cebuli smażonej z koncentratem pomidorowym. Będę syta, będę wreszcie rozpieszczona po całym tym dniu, który mnie swoimi mackami dotykał, skubał i energiami moimi chciał żonglować. Próbował mnie przekupić paskudną kawą rozpuszczalną do której dołożył cukier, jakiego nie zamawiałam. Potem była zupa dyniowa… czy raczej krem marchwiowy z octem. A te oczekiwania względem, bezwzględne jednak, oczekiwania wobec ciała... mojego ciała… mojego.   Ciało się nie godzi, zakłada pancerze, sztywnieje, składa się przecież z wody, która lubi się układać w piękne wzory, dajmy na to kompozycje sprawdzone, klasyczne śnieżynki… nie interesują go bełkotliwe nuty, ani przypadkowe słowa. Trzy metry ode mnie, ukraiński młody człowiek buduje swoją biografię uchodźcy, wtóruje mu drugi, podobny. Śmieją się w swoim języku, na dwa języki się śmieją, spierają te swoje dwa języki, wystawiają je, te mielące bez ustanku ozory rozpuszczają i ładują to w eter, w mój umysł… mój umysł... Moje ciało nie reflektuje na to, nie reflektuje też na angielską smęciznę, która do tego w tle, raz się zwija, raz rozwija. Moje ciało, co na gardle mu utknął krem marchwiowy i napój kawopodobny.   Nie jest łatwo być ciałem w dyskomforcie. O tak, jestem ciałem, nie zawiesiłam się w samym tylko umyśle. Mam nogi, mam ręce i mam też myśl o cebuli i świeżo mielonej kawie. Myśl anty anty, bo teraz anty grawitacyjna jest moja myśl, spieszy się do domu, a tu ją na koniec katują sytuacją politycznie – społeczną, gospodarczą nawet. Myśl moją, która w ciało wchodzi, która ciałem steruje, która jest teraz wodą wzburzoną, spienioną, zmęczoną… dziś zmęczoną tak bardzo... bardzo zmęczoną.   Wreszcie moja myśl, zakrywa się kocem wieczornym, zakrywa tym kocem też ciało… naraz jestem daleko, daleko od donośnych uchodźców, co obok nadal dyskutują swoim alfabetem pokrętnym, daleko od nut przerzuconych na drugą stronę, zawieszonych na suficie, na głośniku, nut równie bezbarwnych, kolejnych bezbarwnych nut, jak piosenka w którą się układają, razem z wokalem rozwleczonym niebotycznie... niczym sweter szerszym niż dłuższym, odsłaniającym pępek… a we mnie jest cebula, obietnica cebuli i druga obietnica, ta do jej popicia. Obie zerkają na zegarek. Jest piątek, na zegarku jest za pięć sobota. Ciało wie, ciało pamięta, że mu umysł obiecał osiemnastą, więc przestaje słyszeć wszystko inne, przestaje się w tym męczyć, pamięta i czeka. To się nazywa zaufanie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Nata_Kruk Miło mi Nato! Po przeczytaniu wielu wierszy i prozy na ten temat, odwiedzam czasami esensja.pl, zadumałem się na ten listopadowy dzień i tak wyszło. :))))
    • @Berenika97 @Nata_Kruk  ...nie jest tak źle, to tylko nostalgia za tym co było. Dziękuję za czytanie :)  
    • Ładnie, ładnie, trochę przypomina mi środkami stylistycznymi "Białą magię" K.K. Baczyńskiego,  którą zresztą bardzo lubię. A u Ciebie jest nawet bardziej fizycznie - dla mnie to zaleta ;)    Pozdrawiam :)   Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...