Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Migrena

Migrena

 

 

 

Sanatorium w Ciechocinku.
Oficjalnie: uzdrowisko.
Nieoficjalnie: burdel na NFZ.
Zamiast prostytutek – wdowy po górnikach i kolejarzach,
zamiast prezerwatyw – pampersy XXL z dopłatą.

Tutaj nikt nie mówi: „Kocham cię”,
tutaj się mówi:
Kochanie, mam mieszkanie, rentę
i pilota do telewizora.
I to działa!
Bo w Ciechocinku najgorętszy afrodyzjak
to nie róża, nie szampan,
lecz własne M2 bez schodów i z windą.

Panowie startują do tańca jak młode jelenie,
a kończą jak renifery po potrąceniu przez PKS.
Na parkiet wchodzą jak tancerze z „Tańca z Gwiazdami”,
a schodzą jak uczestnicy programu rehabilitacyjno-ortopedycznego w szpitalu wojewódzkim.
A kiedy próbują zrobić obrót,
wyglądają jak helikopter w remoncie – niby wiruje, ale zaraz spada.

Poloneza zaczynają jak w „Panu Tadeuszu”,
a kończą jak kółko różańcowe po trzech kieliszkach wiśniówki.
Walca zaczynają jak James Bond na balu,
a kończą jak Małysz – w locie bez nart w białym szalu.

Ale co tam!
Kolana trzeszczą w rytm „Białego Misia”,
protezy stukają jak kastaniety,
a inhalatory syczą jak maszyna do dymu na koncercie.

DJ wrzeszczy: „Ręce w górę!”
I wszyscy podnoszą…
ale tylko te ręce, które już są po rehabilitacji.

Romans?
W Ciechocinku romans zaczyna się nie od spojrzeń,
ale od leków.
Jak w powieściach Harlequina:
najpierw szept, obietnica i uniesienie…
a za chwilę dyskretne:
— Kochanie, daj mi swoją viagrę, ja w zamian dam ci dwa ketonale.

A seks?
Oooo, seks tutaj to inna liga.
To nie szept przy świecach, lecz ciężki oddech przy inhalatorze:
— Halinka, trzymaj maskę… szybciej… jeszcze… szybciej… ooo, tak!
I nagle z sąsiedniego pokoju słychać:
— Panie Kazimierzu, proszę zdjąć ciśnieniomierz przed stosunkiem!

Miłość kwitnie w parku zdrojowym.
Na ławkach obok tężni jęki splatają się z kaszlem,
a w krzakach – więcej akcji niż w „50 twarzach Greya”.
Tylko zamiast pejczy – kijki nordic walking.
A gdy próbują pocałunku,
to wyglądają jak dwa odkurzacze, które zamiast worka mają rozregulowane rury.

Panie Grażyny i Halinki to są prawdziwe boginie –
w sukienkach pamiętających sylwestra ’87,
z dekoltami tak głębokimi, że można tam zgubić pilota od telewizora i pół emerytury.

Panowie?
Ach, panowie mają swoje sztuczki.
Jeden opowiada o zawale, który przeżył lepiej niż Jarocin.
Drugi wyciąga z kieszeni pigułkę niebieską jak nowe życie.
A trzeci po prostu mówi:
— Kochanie, mam grupę krwi 0Rh-, to znaczy pasuję do każdej.

I jak zaczynają flirtować,
to przypomina to bardziej aukcję na Allegro niż romans –
kto da więcej: rentę, balkon czy dwa ketonale.

I uwierzcie mi – to działa.
Bo w Ciechocinku liczy się nie uśmiech, nie figura,
tylko refundacja leków i własny balkon.

W kawiarenkach pachnie kawą zbożową,
na stolikach tańczą dłonie jak u  nastolatków na randce.
Pod stołem łapią się za ręce, a czasem za coś więcej.
I tylko kelnerka patrzy, jakby wolała podać ten kompot psu.

Dłonie pod stołem splatają się jak dwa telefony na Bluetooth,
które nigdy nie chcą się sparować.

Ale najbardziej lubię ich szczerość.
Bo kiedy wreszcie lądują w łóżku, to nie ma ściemy,
nie ma gry wstępnej, jest prosto z mostu:
— Jasiu, ja mam rozrusznik.
— Ty masz hemoroidy.
— Zróbmy to szybko, zanim spadnie ciśnienie.
Rozmowy w łóżku przypominają montaż sprzętu z IKEI –
dużo jęku, trochę kręcenia i zawsze zostaje jakaś część.

I tak to wygląda.
Ciechocinek – stolica miłości po gwarancji.
Gdzie serca biją jak bębny techno,
a reszta ciała…
robi sobie drzemkę na leżaku przy tężni.
A ciało na leżaku rozkłada się jak stary koc na trawie w ciechocińskim  parku.

 

 

 

Migrena

Migrena

 

 

 

Sanatorium w Ciechocinku.
Oficjalnie: uzdrowisko.
Nieoficjalnie: burdel na NFZ.
Zamiast prostytutek – wdowy po górnikach i kolejarzach,
zamiast prezerwatyw – pampersy XXL z dopłatą.

Tutaj nikt nie mówi: „Kocham cię”,
tutaj się mówi:
Kochanie, mam mieszkanie, rentę
i pilota do telewizora.
I to działa!
Bo w Ciechocinku najgorętszy afrodyzjak
to nie róża, nie szampan,
lecz własne M2 bez schodów i z windą.

Panowie startują do tańca jak młode jelenie,
a kończą jak renifery po potrąceniu przez PKS.
Na parkiet wchodzą jak tancerze z „Tańca z Gwiazdami”,
a schodzą jak uczestnicy programu rehabilitacyjno-ortopedycznego w szpitalu wojewódzkim.
A kiedy próbują zrobić obrót,
wyglądają jak helikopter w remoncie – niby wiruje, ale zaraz spada.

Poloneza zaczynają jak w „Panu Tadeuszu”,
a kończą jak kółko różańcowe po trzech kieliszkach wiśniówki.
Walca zaczynają jak James Bond na balu,
a kończą jak Małysz – w locie bez nart w białym szalu.

Ale co tam!
Kolana trzeszczą w rytm „Białego Misia”,
protezy stukają jak kastaniety,
a inhalatory syczą jak maszyna do dymu na koncercie.

DJ wrzeszczy: „Ręce w górę!”
I wszyscy podnoszą…
ale tylko te ręce, które już są po rehabilitacji.

Romans?
W Ciechocinku romans zaczyna się nie od spojrzeń,
ale od leków.
Jak w powieściach Harlequina:
najpierw szept, obietnica i uniesienie…
a za chwilę dyskretne:
— Kochanie, daj mi swoją viagrę, ja w zamian dam ci dwa ketonale.

A seks?
Oooo, seks tutaj to inna liga.
To nie szept przy świecach, lecz ciężki oddech przy inhalatorze:
— Halinka, trzymaj maskę… szybciej… jeszcze… szybciej… ooo, tak!
I nagle z sąsiedniego pokoju słychać:
— Panie Kazimierzu, proszę zdjąć ciśnieniomierz przed stosunkiem!

Miłość kwitnie w parku zdrojowym.
Na ławkach obok tężni jęki splatają się z kaszlem,
a w krzakach – więcej akcji niż w „50 twarzach Greya”.
Tylko zamiast pejczy – kijki nordic walking.
A gdy próbują pocałunku,
to wyglądają jak dwa odkurzacze, które zamiast worka mają rozregulowane rury.

Panie Grażyny i Halinki to są prawdziwe boginie –
w sukienkach pamiętających sylwestra ’87,
z dekoltami tak głębokimi, że można tam zgubić pilota od telewizora i pół emerytury.

Panowie?
Ach, panowie mają swoje sztuczki.
Jeden opowiada o zawale, który przeżył lepiej niż Jarocin.
Drugi wyciąga z kieszeni pigułkę niebieską jak nowe życie.
A trzeci po prostu mówi:
— Kochanie, mam grupę krwi 0Rh+, to znaczy pasuję do każdej.

I jak zaczynają flirtować,
to przypomina to bardziej aukcję na Allegro niż romans –
kto da więcej: rentę, balkon czy dwa ketonale.

I uwierzcie mi – to działa.
Bo w Ciechocinku liczy się nie uśmiech, nie figura,
tylko refundacja leków i własny balkon.

W kawiarenkach pachnie kawą zbożową,
na stolikach tańczą dłonie jak u  nastolatków na randce.
Pod stołem łapią się za ręce, a czasem za coś więcej.
I tylko kelnerka patrzy, jakby wolała podać ten kompot psu.

Dłonie pod stołem splatają się jak dwa telefony na Bluetooth,
które nigdy nie chcą się sparować.

Ale najbardziej lubię ich szczerość.
Bo kiedy wreszcie lądują w łóżku, to nie ma ściemy,
nie ma gry wstępnej, jest prosto z mostu:
— Jasiu, ja mam rozrusznik.
— Ty masz hemoroidy.
— Zróbmy to szybko, zanim spadnie ciśnienie.
Rozmowy w łóżku przypominają montaż sprzętu z IKEI –
dużo jęku, trochę kręcenia i zawsze zostaje jakaś część.

I tak to wygląda.
Ciechocinek – stolica miłości po gwarancji.
Gdzie serca biją jak bębny techno,
a reszta ciała…
robi sobie drzemkę na leżaku przy tężni.
A ciało na leżaku rozkłada się jak stary koc na trawie w ciechocińskim  parku.

 

 

 



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena  Wiesz co? Jesteś jak Niccolò Paganini. Według legendy, podczas jednego z występów pękły mu trzy struny, ale dokończył koncert, grając jedynie na pozostałej czwartej strunie.  Ty grasz na tej jednej, najcieńszej strunie skrzypiec - której ludzie dali imię E
    • @violetta... @Natuskaa... @klaks... @Jacek_Suchowicz... dziękuję Wam.   @tetu... pobądźmy przez chwilkę obie.. taką zbłąkaną 'ćemką'... :) Dziękuję za miłe słowa o treści.   @andrew.... tak, to piękna "znajomość"... :) .. październik w ogrodzie potrafi zauroczyć.. i już prawie chciałam powielić tytuł, ale zrezygnowałam na.. nie_moc.. bo przecież w przyrodzie jest moc ogromna, do 'zmartwychwstania' właśnie. Dziękuję Ci.   @Annna2... dziękuję za.. klimatycznie... :)   @Łukasz Wiesław Jasiński... cieszę się, że obrazowo wyszło, a ten 'zgrzycik'.. pomyślę, może coś zmienię, może... Dziękuję za wejście.   @Alicja_Wysocka... Ala, uśmiecham się do Ciebie "czarodziejko słów"... :) za taki odbiór. Ja, ogrodu nie mam, ale znajomi jedni i drudzy tak i bywam od czasu do czasu u nich, i mącą mi obrazy w głowie, że napatrzeć się nie można... Prawda, ogród wymaga dużo pracy, żeby wyglądał.. bez przepychu, ale schludnie. Dzięki za dobre słowa... :)   Drodzy Goście... zostawiam dla Was jesienne, słoneczne pozdrowienie.    
    • A proszę bardzo...   Łukasz Jasiński 
    • @Nata_KrukCóż za chwila zapatrzona. Upięłaś ją finezyjnie w zwrotki. Widziałam ją wczoraj przed snem i zabrałam ze sobą, a dzisiaj znowu jest. Mój tato, bardzo dbał o ogród. Lubiłam wieczorem tam zaglądać, kiedy wszystko odżywione wodą pachniało jak zieleń i życie.  Ogród oczywiście jest nadal, ale już nie ma w nim tego samego serca, troski i starań. Tylko trawa i drzewa, a teraz ostatnie jabłka żyją jeszcze ja drzewie. Dziękuję, Czarodziejko :)
    • @Tectosmith W poezji jak w życiu, raz wesoło, raz melancholijnie. W sumie to nasze uczucia pływają jak te fale, raz lekko, raz burzliwie. Dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...