Czarne słońce w nieboskłonie
Stapia lęki w moim sercu
Niesie słowa w zimnej głowie
Tocząc myśli do obrzęku.
Lepi krew od płonnych wspomnień
Brodząc w przestrzeń moich zwątpień
W wirze szału plam na słońcu
Orgii ogni szczytujących.
Galaktyki egzoplanet
Splotą nicią gwiazd promieni
Snów szalonych płaszcz utkany
Z grawitacyjnych przestrzeni.
W blasku komet lot ku ziemi
Ogon błyszczy miliard lat
Mleczna droga w asfalt zmieni
Krew płynącą z moich ran.
To wewnątrz ciała kwazary
Palą żywcem człowieczeństwo
To zewnątrz lawa strumieniem
Dopala cherlawe męstwo.
Głos wołający w przestrzeni
Budzi poddańcze jestestwo
Jak owca mrocznej poświaty
Na rzeź idę bezczeszczeństwo.
Czarne słońce w nieboskłonie
Wszechświat zdarzeń urojonych
Bóg nie w niebie a jest Niebem
Czarną Dziurą Najjaśniejszą.
Z Nim to zasypiam w białej pościeli
Budzę się w matni czarnych podziemi
przez Styx przepływam w piekle się smażę
Znamię Kaina niosę Bogu w darze.