Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

1) Gdybym mogła ci cos dać
podarowałabym Ci nitkę...
Taki kłębuszek różowego; miękkiego sznureczka...
I tą nitką
związałabym nasze ciała tak
aby nikt
nigdy
nas nie rozdzielił...

Gdybym mogła Ci cos dać
podarowałabym ci topór...
Topór duży; ostry; niebezpieczny...
Topór który zgniótłby
wszelkie nieporozumienia;
złości;
kłótnie...

Gdybym mogła Ci coś dać
podarowałabym ci miód...
Miód słodki; lepki; klejący...
Miód, który skleiłby nasze dusze w jedną
spójną całość
tak
byśmy rozumieli się bez słów...

Gdybym mogła Ci coś dać
podarowałabym Ci miłość...
Bo bez miłości
i nitka
i topór
i miód
byłyby bezużyteczne..
Ale nie potrafię...
Nie chcę...
Nie mogę Ci nic już więcej dać...
Zabrałeś za dużo...
Byłeś zbyt łapczywy
I teraz niestety nie mam ci już nic więcej do zaoferowania.

Opublikowano

gdybym mogła ci coś dać, to radę jak nie pisać gniotków, lecz niestety nie mogę. tekścik marniutki, wielokropki kiczowate, jak czerwone włosy.
"Taki kłębuszek różowego; miękkiego sznureczka...
I tą nitką "- pokaż tekścik Kukulskiej ona lubi kłębuszki. no nie wyszło ci, jak się nie umie pisać to lepiej nie robić tego na siłę, a już zwłaszcza o miłości takich ... nie publikować, bo narażasz mnie nie tylko na ataki śmiechu, ale też niechęć do uczuć....serdeczności

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



jeśli zaczynasz to musisz tym uwązniej słuchać krytyki, o ile chcesz się czegoś nauczyc, bo rzeczywiście wielokropki:morderstwo dla formy wiersza ,wiersz poiwnnen miec na tyle duży łądunek emocjonalny, na tyle być wyrazisty zeby nie musieć korzystać ze wspomagaczy typu wielokropek , wykrzykników i znaków zapytania. Naogół są to maszynki do zatrzymania oddechu w danym miejscu, mają teoretycznie wzbudzic u czytelnika zamyślenie ,podkreślic delikatność tekstu, jego lekkośc, a wzbudzają tylko zadyszkę;) tzn oczywiście wiele osób z nich korzysta bardzo trafnie: ja osobiście takowych nietrawie, moze dlatego ze sama kiedys byłam w nich absolutnie rozkochana, a Ci którzy je uzywają prawidłowo mają już raczej wyrobiony styl i wiedza kiedy, natomiast tutaj nastąpiło zdecydowane przeładowanie

co do treści radziłabym pisac barzdziej metaforycznie:zainteresuj czymś czytelnika... każdy z nas ma w sobie wiele emocji, i opisywanie ich wprost spływa po ludziach jak po kaczce: by obudzic w kimś własne uczucia trzeba zrobic to wyjątkowo, baw się skojarzeniami, pozostaw trochę niedopowiedzeń: czytelnik to naogół bestia inteligentna i chetnie dopowie sobie pewne fragmenty, zjawiska, zdarzenia... nie mozesz mu zabierać całej przyjemności interpretacji:)

i rada nr 3- nie krzyw się na niezbyt sympatyczne słowa na wstępie tylko postaraj sie szlifować całość, każdy na forum nie raz miał zmytą głowę i nikomu to jeszcze twórczo niezaszkodziło, wręcz pzreciwnie, a lekcja pokory przyda się kazdemu

Pozdrawiam ciepło
Agata

PS Jedyna przy pierwszej storfie absolutnie bezsensu i uważałabym jeszcze na zdrobnienia, za dużo lukru klei rece, a jak pisa c zpoklejonymi łapkami?
Opublikowano

Ja wszystko rozumiem, ale autorka ma troche racji. Samo napisanie jak ten wiersz jest kiepski i jak o slawy śmiechu przyprawia wcale niekomu nie pomoże. Trochę konstruktywnej krytyki.

Ja napiszę tak:

Wiersz jest kiczowaty, taką ma tematykę i koncept. Tego się nie naprawi, ale można trochę formę ulepszyć. Piszesz zdaniami i czyta się to troche jak prozę.

"Gdybym mogła Ci coś dać
podarowałabym ci miód...
Miód słodki; lepki; klejący...
Miód, który skleiłby nasze dusze w jedną
spójną całość
tak
byśmy rozumieli się bez słów..."

Mamy coś takiego i to jest dobre jako wersja beta, początkowy zapis myśli. Wrzucamy to do szuflady i wyciągamy po tygodniu wprowadzając pewne zmiany, żeby to wyglądało bardzije na wiersz.


gdybym mogła Ci coś dać
to miód
słodki lepki klejący
skleiłby dusze w jedność
byśmy rozumieli się bez słów


Nie jest teraz dobrze, ale odrbinę lepiej. Nie jestem zwolennikiem metaforyzowania wszystkiego co wpadnie do głowy, cięcia wierszy na kawałki i chronicznego wyrzucania zaimków. Tyle, że w wierszu o takiej tematyce jakaś metefora by nie zaszkodziła, niektóre zaimki, czy inne słowa nie są potrzebne. Popatrz na to w ten sposób: pisząc musisz się bardzo precyzyjnie wysłowić, tym lepsze to będzie i mniejszej ilości słów użyjesz. To pozwoli na różne rzeczy, takie jak uzyskanie dwuznaczoności, zwiększenie opcji interpretacji, czy po porstu pozwoli upchnąć więcej rzczy w krótkiej formie. Przede wszytskim czytaj dużo woerszy i popatrz jak one wyglądają, nie naśladuj, ale postaraj się dążyć do podobnej perfekcji. Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...