Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
infelia

infelia

Na śniadanie co tu wybrać ze słownika?
Strony szeleszczą, okładka w mękach
Woła ratunku: barbarzyńcy, wikingowie!
Mam! jajecznica ze szczypiorkiem.

 

Wnet na talerzu ląduje – z liter jeno.
Karczma Rzym to czy bar mleczny?
Niech mnie kule biją, dajcie chleba chociaż.
Pyk! i jest w koszyku drobnym pismem sporządzony.

 

Nie jest czerstwy ni prawdziwy, drukowany!
C h l e b literuję: C – jak bumerang poleciało,
H mi w gardle staje, L spod palców odpłynęło,
E – niesmaczne, jęzor aż drętwieje, brrrr.

 

B – jak to be, przesolone, nabzdyczone.
Jajecznicę na talerzu rozbełtałem, co to?
J a c z e n i j a – łychą w stół walę,
Edytorze tekstu, szczypior zajumałeś!

 

Ot, pojadłem, w brzuchu burczy,
Pora nad jezioro wybrać się dorożką.
Ale, co to? koń z literek ulepiony,
A na zydlu, miast woźnicy, $ wytłuszczony siedzi.

 

Z usług kapitalisty nie skorzystam.
Pasztecikiem zapachniało tam za rogiem,
W budce rarytasy, prędko z głodu padam.
Jest! odwijam z papieru smaczne kęsy.

 

Dęba staję – wróżba chińska się wyłania,
Po kantońsku domki jakieś i zygzaki.
Ni to ugryźć, ni przełamać nawet butem.
Z dziurawych kieszeni portek dobywam

 

Zgniecione banknoty własnej twórczości.
U Jagusi na Zamkowej zjem pierogów michę,
Barszczu czerwonego się opiję z wiadra.
Kroczę śmiało, zaułki ciemne omijam.

 

Łotrów nie brakuje, jestem blisko, czuć to.
Rynsztok – tylko wziąć szczupakiem!
Łup na plecy, w breję zawiedziony padam.
Drzwi do karczmy są z papieru… yyy? to reklama!

                 ****************

Pac w łysinę – o! mecz przespałem,
Było pięć do zera, tylko w którą stronę?
Na obrusie plama, w telewizor wbity tasak.
K o l a c j a – w menu na stole nęcąco zaprasza.

 

Słowa w kiszkach fermentują, robi się nieswojo.
Ostrzem sieką mnie przecinki – ciach do bólu!
Buch w wątrobę wykrzyknikiem, kropką w nerkę.
Kelner, płacić! – palto i rachunek!

 

infelia

infelia

Na śniadanie co tu wybrać ze słownika?
Strony szeleszczą, okładka w mękach
Woła ratunku: barbarzyńcy, wikingowie!
Mam! jajecznica ze szczypiorkiem.

 

Wnet na talerzu ląduje – z liter jeno.
Karczma Rzym to czy bar mleczny?
Niech mnie kule biją, dajcie chleba chociaż.
Pyk! i jest w koszyku drobnym pismem sporządzony.

 

Nie jest czerstwy ni prawdziwy, drukowany!
C h l e b literuję: C – jak bumerang poleciało,
H mi w gardle staje, L spod palców odpłynęło,
E – niesmaczne, jęzor aż drętwieje, brrrr.

 

B – jak to be, przesolone, nabzdyczone.
Jajecznicę na talerzu rozbełtałem, co to?
J a c z e n i j a – łychą w stół walę,
Edytorze tekstu, szczypior zajumałeś!

 

Ot, pojadłem, w brzuchu burczy,
Pora nad jezioro wybrać się dorożką.
Ale, co to? koń z literek ulepiony,
A na zydlu, miast woźnicy, $ wytłuszczony siedzi.

 

Z usług kapitalisty nie skorzystam.
Pasztecikiem zapachniało tam za rogiem,
W budce rarytasy, prędko z głodu padam.
Jest! odwijam z papieru smaczne kęsy.

 

Dęba staję – wróżba chińska się wyłania,
Po kantońsku domki jakieś i zygzaki.
Ni to ugryźć, ni przełamać nawet butem.
Z dziurawych kieszeni portek dobywam

 

Zgniecione banknoty własnej twórczości.
U Jagusi na Zamkowej zjem pierogów michę,
Barszczu czerwonego się opiję z wiadra.
Kroczę śmiało, zaułki ciemne omijam.

 

Łotrów nie brakuje, jestem blisko, czuć to.
Rynsztok – tylko wziąć szczupakiem!
Łup na plecy, w breję zawiedziony padam.
Drzwi do karczmy są z papieru… yyy? to reklama!

 

Pac w łysinę – o! mecz przespałem,
Było pięć do zera, tylko w którą stronę?
Na obrusie plama, w telewizor wbity tasak.
K o l a c j a – w menu na stole nęcąco zaprasza.

 

Słowa w kiszkach fermentują, robi się nieswojo.
Ostrzem sieką mnie przecinki – ciach do bólu!
Buch w wątrobę wykrzyknikiem, kropką w nerkę.
Kelner, płacić! – palto i rachunek!

 



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie zapisał nieba gotową odpowiedzią. Rozsypał tylko gwiazdy – alfabet, do którego szukam klucza. Nie dał prawdy jak kamienia do ręki, ale tchnął we mnie pęknięcie – szczelinę, przez którą sączy się żywe srebro wątpliwości. Prawda podarowana jest echem w cudzej studni. Ta, którą rodzę z siebie w skurczach ciszy, staje się nowym układem atomów, moją własną geometrią istnienia. Pytanie nie jest kompasem, lecz napięciem duszy, wektorem wyznaczonym w pustce. Każde "dlaczego" rozrywa zasłonę. Nie ma dokąd iść. A w rezonansie każdego kroku On staje się Drogą. Mógł mnie stworzyć z pewności. Cichy, doskonały kryształ. Wieczny. Nieruchomy. Wybrał jednak, bym stała się świadomością – wątłym płomieniem, który żyje, bo pyta. I płonie, bo nie wie.      
    • @Migrena Twój wiersz to nie jest poezja, którą się po prostu czyta – to wiersz, którego się doświadcza wszystkimi zmysłami.„Mokra ziemia między palcami”, „uśmiech pełen pleśni”, „smakuje krwią i jesienią” – to nie są tylko słowa, to całe doznania. To poezja, która nie boi się brzydoty, brudu i rozkładu, a wręcz czyni z nich źródło swojej mocy. Ten wiersz jest dla mnie przejmującym zapisem procesu zjednoczenia z naturą. Ale nie jest to romantyczne zjednoczenie. To akt gwałtowny, niemal erotyczny w swojej intensywności. Nie tyle kontemplujesz przyrodę, co pozwalasz jej się pożreć, wchłonąć, przetrawić. Fraza „Pozwalam jej” jest tu kluczowa – to świadoma, odważna kapitulacja. To powrót do stanu pierwotnego, do bycia częścią cyklu życia i śmierci. Fascynujące jest to, jak w procesie dekompozycji, gnicia i utraty formy, rodzi się na nowo tożsamość - to "Ja". Odczytuję ten tekst jako paradoks, w którym to, co kojarzy się z końcem – gnicie, jesień, rozkład – staje się esencją życia. Świetny!
    • @Berenika97 Piękny i łamiący serce tekst. Ostatecznie Ewa uciekła od orbity, bo bała się grawitacji rzeczywistości. Doskonałe opowiadanie o tym, jak łatwo przegapić światło podróżujące miliony lat. To opowieść, która w erze wirtualnych znajomości uświadamia, że najtrudniejsza metafora czeka nas tuż za ekranem.  
    • @Berenika97 Może dlatego że dzięki jego utworom sam zacząłem pisać. Miałem chyba 11 lat kiedy po raz pierwszy przeczytałem jego opowiadania. Pierwszym i moim ukochanym jest "Maska czerwonego moru". Zakochałem się w jego utworach i gotyku. W moich utworach prawie zawsze znajdziesz odwołania do takich mistrzów jak: Poe, Lovecraft, Schulz, Grabiński, Dostojewski, Hodgson czy Camus. To mój kanon ukochanych mistrzów, którzy stworzyli mnie takim jaki jestem. 
    • @tie-break To piękny, poruszający wiersz. Uchwyciłaś tę szczególną atmosferę listopadowych odwiedzin na cmentarzu, gdzie spotykają się intymność, rytuał, pamięć i przemijanie. Szczególnie trafia we mnie "Obraz spękań przechodzących z nagrobków na dłonie" – to metafora, która fizycznie pokazuje, jak czas dotyka wszystkich, jak jesteśmy połączeni z tymi, których wspominamy. To bardzo cielesne i prawdziwe. A także pytanie dziecka – przychodzi "nie wiadomo skąd", ale oczywiście wiemy skąd. To pytanie, które rozbija całą uroczystą powagę wizyty i dotyka sedna - prostota dziecięcego niepokoju o ciepło, o troskę. To pytanie brzmi jak echo wszystkich naszych dorosłych pytań. Wiersz bardzo wzrusza.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...