Na śniadanie co tu wybrać ze słownika?
Strony szeleszczą, okładka w mękach
Woła ratunku: barbarzyńcy, wikingowie!
Mam! jajecznica ze szczypiorkiem.
Wnet na talerzu ląduje – z liter jeno.
Karczma Rzym to czy bar mleczny?
Niech mnie kule biją, dajcie chleba chociaż.
Pyk! i jest w koszyku drobnym pismem sporządzony.
Nie jest czerstwy ni prawdziwy, drukowany!
C h l e b literuję: C – jak bumerang poleciało,
H mi w gardle staje, L spod palców odpłynęło,
E – niesmaczne, jęzor aż drętwieje, brrrr.
B – jak to be, przesolone, nabzdyczone.
Jajecznicę na talerzu rozbełtałem, co to?
J a c z e n i j a – łychą w stół walę,
Edytorze tekstu, szczypior zajumałeś!
Ot, pojadłem, w brzuchu burczy,
Pora nad jezioro wybrać się dorożką.
Ale, co to? koń z literek ulepiony,
A na zydlu, miast woźnicy, $ wytłuszczony siedzi.
Z usług kapitalisty nie skorzystam.
Pasztecikiem zapachniało tam za rogiem,
W budce rarytasy, prędko z głodu padam.
Jest! odwijam z papieru smaczne kęsy.
Dęba staję – wróżba chińska się wyłania,
Po kantońsku domki jakieś i zygzaki.
Ni to ugryźć, ni przełamać nawet butem.
Z dziurawych kieszeni portek dobywam
Zgniecione banknoty własnej twórczości.
U Jagusi na Zamkowej zjem pierogów michę,
Barszczu czerwonego się opiję z wiadra.
Kroczę śmiało, zaułki ciemne omijam.
Łotrów nie brakuje, jestem blisko, czuć to.
Rynsztok – tylko wziąć szczupakiem!
Łup na plecy, w breję zawiedziony padam.
Drzwi do karczmy są z papieru… yyy? to reklama!
****************
Pac w łysinę – o! mecz przespałem,
Było pięć do zera, tylko w którą stronę?
Na obrusie plama, w telewizor wbity tasak.
K o l a c j a – w menu na stole nęcąco zaprasza.
Słowa w kiszkach fermentują, robi się nieswojo.
Ostrzem sieką mnie przecinki – ciach do bólu!
Buch w wątrobę wykrzyknikiem, kropką w nerkę.
Kelner, płacić! – palto i rachunek!