Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Migrena

Migrena

 

 

 

I.

Było westchnienie.
Bo było ciągle gorzej.

Skóra ledwo rozciągała się na kościach.
Jak prześcieradło, które już nie pasuje
do łóżka.

Ciało - które kiedyś przecież tańczyło, śmiało się,
jest teraz ciężarem, którego nikt nie chce nieść.
Nawet ono samo siebie.
Juz prawie obce,
chociaż ciągle twoje.



II.

Rurki.
Zapach środka do dezynfekcji.
Woda w butelce na szafce obok -
jakby czekała na jutro.

Pielęgniarka mówi cicho.
Nie do ciebie..
Do innego  czasu.
Do strzykawki, wenflonu, kroplówki.



III.

Ból nie ma teraz barwy.
Ani kształtu.
Rozlewa się jak woda z kubka
na brzuchu,
a życie nie ma już siły prosić
o wytarcie, o suchość.



IV.

Cisza tu nie jest spokojem.
To sól.
Wchodzi pod paznokcie.

Nie pytaj, co boli.
Boli wszystko,
wszystko
co jeszcze pamięta życie.



V.

Ktoś postawił kwiaty.
Nie pachną.
Ktoś zostawił kartkę:
„Myślami z tobą”
Choć nikt już tu nie czyta
ani słów, ani znaków.



VI.


Trzeba było wtedy tylko usiąść.
Obok. Bez słów.

Nie próbować ratować oddechu,
ani uspokajać dłoni.

Ciało znało tę ciszę.
Znało jej ciężar,
znajomy jak brzęk aparatury
w nocy bez zmiany.

Skóra przyjmowała obecność
jak kroplówkę - powoli,
nie wiedząc, że to już
ostatnia.



VII.

Potem już nic.

Prawie nic.

Aparat pikał życiem  jeszcze przez chwilę.
Potem zapadła cisza.
Nie absolutna.
Tylko taka, której
nikt nie miał siły nazwać
tym jednym, jedynym słowem.



VIII.

Zza drzwi dobiegł stłumiony szept.
Zmieniono pościel.
Zamknięto okno.
Subtelny dzwięk wentylacji
dopełniał ciszę.

Kubek wciąż stał na stoliku.
W wodzie -
twój włos.

Jak jedyny ślad po kimś,
kto właśnie
przestał być.

 

 

Migrena

Migrena

 

 

 

I.

Było westchnienie.
Bo było ciągle gorzej.

Skóra ledwo rozciągała się na kościach.
Jak prześcieradło, które już nie pasuje
do łóżka.

Ciało - które kiedyś przecież tańczyło, śmiało się,
jest teraz ciężarem, którego nikt nie chce nieść.
Nawet ono samo siebie.
Juz prawie obce,
chociaż ciągle twoje.



II.

Rurki.
Zapach środka do dezynfekcji.
Woda w butelce na szafce obok -
jakby czekała na jutro.

Pielęgniarka mówi cicho.
Nie do ciebie..
Do innego  czasu.
Do strzykawki, wenflonu, kroplówki.



III.

Ból nie ma teraz barwy.
Ani kształtu.
Rozlewa się jak woda z kubka
na brzuchu,
a zycie nie ma już siły prosić
o wytarcie, o suchość.



IV.

Cisza tu nie jest spokojem.
To sól.
Wchodzi pod paznokcie.

Nie pytaj, co boli.
Boli wszystko,
wszystko
co jeszcze pamięta życie.



V.

Ktoś postawił kwiaty.
Nie pachną.
Ktoś zostawił kartkę:
„Myślami z tobą”
Choć nikt już tu nie czyta
ani słów, ani znaków.



VI.


Trzeba było wtedy tylko usiąść.
Obok. Bez słów.

Nie próbować ratować oddechu,
ani uspokajać dłoni.

Ciało znało tę ciszę.
Znało jej ciężar,
znajomy jak brzęk aparatury
w nocy bez zmiany.

Skóra przyjmowała obecność
jak kroplówkę - powoli,
nie wiedząc, że to już
ostatnia.



VII.

Potem już nic.

Prawie nic.

Aparat pikał życiem  jeszcze przez chwilę.
Potem zapadła cisza.
Nie absolutna.
Tylko taka, której
nikt nie miał siły nazwać
tym jednym, jedynym słowem.



VIII.

Zza drzwi dobiegł stłumiony szept.
Zmieniono pościel.
Zamknięto okno.
Subtelny dzwięk wentylacji
dopełniał ciszę.

Kubek wciąż stał na stoliku.
W wodzie -
twój włos.

Jak jedyny ślad po kimś,
kto właśnie
przestał być.

 




×
×
  • Dodaj nową pozycję...