Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Spoglądanie na poezję w USA - Dariusz Pawlicki


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Teksty nadesłane

Autor: Dariusz Pawlicki

I. SPOTKANIA POETYCKIE

Czytając dział „Książka/Poezja” w 450 nr tygodnika „Time Out” poświęconego wydarzeniom kulturalnym w Nowym Jorku, dowiedziałem się, że od 13 do 20 maja
2004 r., w tym mieście odbędą się 23 spotkania poetyckie (w tym 5 poświęconych poezji
częściowo). Większość spośród tych imprez było prezentacjami najnowszych książek
poetyckich, wystąpieniami pojedyńczych poetów, albo ich grup. Jeśli chodzi o ten ostatni rodzaj spotkań, to odbyły się i takie, w których udział mógł wziąć każdy. I każdy miał, przysłowiowych, pięć minut na zaprezentowanie zebranym swojej twórczości.
W Nowym Jorku tego rodzaju imprezy odbywają się w ogromnej większości w pubach, kawiarniach, księgarniach. Podobnie jest w San Francisco, Bostonie i Chicago.
Ale już w innych amerykańskich ośrodkach miejskich, także tych wielkich, najwięcej
spotkań poetyckich odbywa się na terenie uniwersytetów.
Ich inicjatorami są organizacje skupiające poetów, czy też działające na rzecz poezji, a także właściciele wspomnianych pubów, kawiarni, księgarni, władze uczelni, czy też nieformalne grupy poetów.

II. CZASOPISMA POŚWIĘCONE POEZJI

Miłośnik poezji składający wizytę w amerykańskiej księgarni posiadającej dobrze
zaopatrzony dział czasopism, dostrzeże liczącą się obecność pism poświęconych
wyłącznie poezji, jak również, w mniejszym lub większym stopniu, zwracających na nią uwagę*. Ale należy wspomnieć, że część ukazujących się w USA tego typu czasopism, jest rozprowadzana wyłącznie pośród prenumeratorów.
Wydawcami dziesiątków tych czasopism najczęściej są uczelnie (np.: University of Michigan – “Michigan Quarterly Review”, Illinois State University – “The Spoon River Review”). Niekiedy - stowarzyszenia (przykładowo: World Poetry – “The American Poetry Review”), wydawnictwa (chociażby Black Buzzard Press – „Visions”)
i fundacje (np. The Poetry Foundation – “Poetry”).
Nakłady pism poświęconych poezji, bądź w znacznym stopniu ją uwzględniających,
są zróżnicowane. Z reguły wahają się pomiędzy 500 egz.** (np. „Eureka Literary Magazine” a 5.000 egz. (np. „Antioch Review”). Miesięcznik „Poetry” jest czymś wyjątkowym wśród amerykańskich czasopism poetyckich. Wydawany jest bowiem w nakładzie aż 20.000 egz.
Zdecydowana większość tych pism, to kwartalniki lub półroczniki. Ich ceny wynoszą od 4 $ (np. „Michigan Quarterly”) do 10 $ (np. „The Texas Review”) za egzemplarz.
Warto też odnotować istnienie czasopism poświęconych w znacznym stopniu sytuacji poetów i poezji w USA (poezja jako taka nie jest w nich prezentowana). Można w nich bowiem przeczytać artykuły o życiu i działalności poszczególnych poetów, wywiady z nimi, informacje o konkursach, zdobywcach nagród, nowościach wydawniczych, ofertach ośrodków pracy twórczej itp. Można także zapoznać się z propozycjami oficyn wydawniczych***, uzyskać adresy rezydencji, w których “panują doskonałe warunki do pracy twórczej”. Przykładem takiego pisma jest “Poets & Writers”.

* Czasopism tych nie kupi się w typowych kioskach ulicznych z prasą. A w wielkich sklepach z prasą można, co najwyżej, trafić na pojedyńcze tytuły. Ich wybór, większy lub mniejszy, oferują natomiast niektóre księgarnie.
** Nakłady niektórych pism nie są stałe, np. „Baltimore Review” ukazuje się w ilości od 600 do 1 tys. egz.
*** Są to skierowane do poetów propozycje opublikowania ich zbiorków (oczywiście za pieniądze autorów).

III. “NAUCZANIE PISANIA WIERSZY”

Każda szanująca się uczelnia w USA stara się, aby wśród oferowanych przez nią kierunków studiów, znalazł się specyficznie amerykański kierunek kształcenia zwany “kreatywnym pisaniem” (“creative writing”). A obejmuje on, obok beletrystyki (fiction) i niebeletrystyki (non-fiction), obowiązkowo także poezję.
W okresie przerwy wakacyjnej, ale również w ciągu roku akademickiego, uniwersytety organizują także różnego rodzaju, ogólnie dostępne “warsztaty poetyckie” (“Poetry writing workshop”). Takie “warsztaty” mające pomóc kandydatom na poetów, bądź poetom początkującym, są także organizowane, w ciągu całego roku, przez różnego rodzaju organizacje skupiające literatów, czy też wyłącznie poetów, a także stowarzyszenia działające na rzecz poezji.
Niejednokrotnie prowadzącymi „kreatywne pisanie”, czy też “warsztaty poetyckie” są uznani poeci, amerykańscy i zagraniczni, jak np.: James Tate, Galway Kinnel, Sharon Olds, Paul Muldoon, Margaret Atwood, Adam Zagajewski, Mark Strand, Thomas McCarthy, Robert Hall, Seamus Heaney, Anthony Hecht, Louis Simpson, Derek Walcott (USA podobnie, jak, na przykład, naukowców przyciągają także poetów; na krótko, dłużej, bądź na stałe).
Ceny owych “warsztatów poetyckich” są zróżnicowane. Zależą bowiem od wielu
czynników, np: długości trwania, warunków lokalowych, honorariów wykładowców. Przykładem może być Letni Pisarski Instytut Stanu Nowy Jork (New York Summer Writers Instytute), który oferuje 4 tygodniowe “warsztaty” za 1 860 $ + 1 204 $ (zakwaterowanie + wyżywienie). A 2 tygodniowe - za połowę tych kwot.


IV. NAGRODY POETYCKIE

Dopiero przeglądając jeden z numerów „Poetry” (miesięcznika poświęconego poezji,
ukazującego się nieprzerwanie od 1912 r.) zdałem sobie sprawę z obfitości nagród
poetyckich przyznawanych corocznie w USA. Dowiedziałem się także o szczególnym
charakterze części spośród nich. Mam tu myśli nagrody mające na celu upamiętnienie
czyjejś pamięci. Przykład może być Nagroda Fredericka Bocka ufundowana w 1981 r. przez przyjaciół zmarłego redaktora “Poetry”. Wysokość nagrody nie oszałamia –
300 $. Nagród tego typu, których wysokość waha się od 200 do 1000 $, są setki. Większość nagród prywatnych nie ma jednak “upamiętniającego” charakteru. I pośród nagród poetyckich fundowanych przez osoby prywatne, znajduje się i ta, która, pod względem wysokości, przerasta wszystkie inne. Mam na myśli Nagrodę Poetycką Ruth Lilly (Ruth Lilly Poetry Prize). Jej zdobywca wzbogaca się bowiem o 100 000 $.
Ale wśród amerykańskich nagród poetyckich dominują wyróżnienia fundowane
przez uczelnie, fundacje, stowarzyszenia, czasopisma, instytucje. Ich wysokość jest
bardzo zróżnicowana. I tak, na przykład, nagroda The Poetry Foundation, to 15.000 $,
wyróżnienie czasopisma ”The American Poetry Review” – 3.000 $, a Uniwersytetu
Stanowego Kent – 2.000 $.
W przypadku nagród przyznawanych debiutantom, bardzo często się zdarza, że integralną częścią nagrody, obok oczywiście pieniędzy**, jest druk, w postaci tomiku, zestawu nagrodzonych utworów. Takiego typu jest, na przykład, wyróżnienie Wydawnictwa Uniwersytetu Akron (University of Akron Press). (Nagrody w postaci druku zbiorku wierszy są specjalnością wydawnictw uniwersyteckich).
Przykładem jeszcze innego typu wyróżnienia poetyckiego jest Nagroda Fundacji Społeczności Taconic Berkshire. Jej zdobywca przez 12 miesięcy otrzymuje, w ratach, 30.000 $. A czas ten, poświęcony pracy nad swą kolejną książką poetycką, spędza w wiejskiej posiadłości administrowanej przez tę fundację.
Wyróżnienia o których, jako przykładach pewnego zjawiska, wspomniałem powyżej,
są przyznawane za pojedyńcze wiersze, albo ich zestawy powstałe w roku minionym.
Mogą być również utworami nadesłanymi na, któryś z licznych konkursów.

* Przynajmniej na takie sumy natknąłem się.
** W takich wypadkach nagrody są z reguły niewielkie, najczęściej wynoszą 1.000 $.


V. ORGANIZACJE DZIAŁAJĄCE NA RZECZ POEZJI

Organizacji tych jest bardzo wiele. Przykładem może być Swiat Poezji (World Poetry), Akademia Amerykańskich Poetów (The Academy of American Poets), Poetyckie Towrzystwo Ameryki (Poetry Society of America), Fundacja Poezji (The Poetry Foundation)* , Stowarzyszenie Poezji Ruth Lilly (Ruth Lilly Poetry Fellowships), Fundacja Chestera H. Jonesa (The Chester H. Jones Foundation), Fundacja Witter Bynner dla Poezji (The Witter Bynner Foundation for Poetry), Akademia Poetów
Polsko-Amerykańskich (Polish American Poets Academy)**.
Instytucje te organizują spotkania z poetami, konkursy, “warsztaty poetyckie”, wydają czasopisma i zbiorki wierszy, przyznają nagrody i granty. A zasięg ich działania jest ogólnokrajowy lub regionalny (miasto, hrabstwo, stan).

* Przez większość XX w. organizacja ta nazywała się Towarzystwem Poezji Nowoczesnej (The Modern Poetry Association)
** Organizacja założona w 2003 r.; skupia poetów polskich (nie tylko mieszkających w USA), jak i amerykańskich.

VI. INSTYTUCJA POETY LAUREATA

Nieoficjalna (bez udziału czynników państwowych) tradycja “wieńczenia” poetów
wawrzynem istniała w USA od 1937 r. A poeci nim udekorowani nosili tytuł Konsultanta
Poetyckiego Biblioteki Kongresu (Poetry Consultant to the Library of Congress).
Tytuł ten, z którym nie wiązały się żadne dochody, m. in., nosili: Randall Jarrell,
William Stafford, Robert Hayden.
W 1985 r. dotychczasowy tytuł został zmieniony na Poetę Laureata Konsultanta Poetyckiego (Poet Laureate Consultant in Poetry) i zaczęły się z nim wiązać stałe dochody. Laureatowi, na jego działalność, przyznany jest również stały budżet. Pierwszym Poetą Laureatem był Robert Penn Warren. A następnymi, m. in., Richard Wilbur, Howard Nemerov, Mark Strand, Robert Hass.
Tytuł ten, związany z poetyckimi osiągnięciami i zasługami, jest przyznawany przez Bibliotekę Kongresu USA poecie amerykańskiemu. Kadencja P. L. trwa rok (przewidziana jest jednak możliwość powtórnego wyboru). A poeta uhonorowany w ten sposób, zobowiązany jest czas ten wykorzystać na promocję poezji. Oficjalnych obowiązków Poeta Laureat nie nie ma jednak wiele: od czasu do czasu publiczne czytanie wierszy (nie tylko własnych) i wygłoszenie kilku, ogólnie dostępnych, odczytów poświęconych poezji. Ale jeżeli tytuł ten przypada komuś, kto ma wiele pomysłów i równie wiele samozaparcia, to może on wiele zdziałać. Przykładem takiego P. L. jest Josif Brodski, który, na przykład, zainicjował akcję pod nazwą “Poezja w ruchu” (prezentacja wierszy w nowojorskich autobusach i wagonach metra).

Swoich Poetów Laureatów mają poszczególne stany, a także niektóre hrabstwa. Poeci owi związani są z nimi miejscem urodzenia, zamieszkiwania, bądź tematyką swoich utworów. I tak, przykładowo, Gwendolyn Brooks nosiła tytuł P. L. Stanu Illinois, a George Wallace został w 2005 r. wybrany pierwszym P. L. Hrabstwa Suffolk (stan Nowy Jork).


VII. POETA-REZYDENT

Jednym z elementów amerykańskiej rzeczywistości poetyckiej jest instytucja
poety-rezydenta. Jest ona szczególnie związana ze światem uniwersyteckim (jeśli uczelnia nie może pochwalić się „własnym” poetą, może „posiadać” pisarza-rezydenta)
Im uczelnia bogatsza i bardziej prestiżowa (najczęściej idzie to w parze), tym większe są jej szanse na pozyskanie, jako rezydenta, poety wyżej notowanego na giełdzie poetyckiej. I to nie tylko amerykańskiej.
Poeta-rezydent jest na etacie uczelnianym, obowiązków ma jednak bardzo niewiele:
ot, kilka wykładów w semestrze. Dodatkowo do jego “obowiązków” może należeć
doradzanie młodym poetom spośród studentów. On jest, swego rodzaju, ozdobą uniwersytetu.
Dla poety (jak i każdego innego człowieka pióra) taka “funkcja” jest bardzo korzystna.
Nie płaci bowiem nic, albo bardzo niewiele za mieszkanie, bądź dom na terenie campusu. Przysłowiowy wikt i opierunek ma zapewniony. Do tego dochodzi jeszcze stałe uposażenie. Jest to szczególnie istotne na ludzi starszych, a bardzo często właśnie tacy zostają poetami-rezydentami. Długość kadencji poetów-rezydentów jest rozmaita. Niekiedy jest ona dożywotnia.

VIII. POEZJA W KSIEGARNIACH

W amerykańskich wielkich centrach handlowych, gdzie sprzedawane są także książki, na kontakt z poezją nie ma co liczyć. Ale w księgarniach zlokalizowanych poza nimi, bardzo często w mega-księgarniach, ten kontakt jest zapewniony. Przykładem mogą być placówki firmy Barnes & Noble. Zbiorki wierszy nie zajmują tam, np., pięć półek, ale pieć regałów. A miłośnicy poezji przebierają pośród setek tomików, mając w tle
wyciszoną muzykę, bardzo często klasyczną. Gdy jakaś pozycja zainteresuje ich szczególnie, siadają na krześle lub sofie, albo sadowią się w wygodnym fotelu. I przez nikogo nie niepokojeni, pogrążają się w lekturze, która może trwać, chociażby, do godziny zamknięcia.
Korzystając z okazji, wspomnę o księgarni szczególnego rodzaju. Natknąłem się na nią w nowojorskim Briant Parku. Był ciepły kwietniowy dzień i rzesze ludzi spożywały lunch pod drzewami. A na skraju tego niewielkiego parku stały cztery, pomalowane na zielono, wózki wypełnione książkami. I obok biografii, książek dla dzieci, książek o sztuce, powieści, były tam zbiorki wierszy.
O tym że poezja w wielu amerykańskich księgarniach nie jest czymś marginesowym, świadczy również i to, że na podstawie wyników sprzedaży, sporządza się listy bestsellerów poetyckich (przykładem może być “Indie top ten” w nowojorskim “Time Out”).
Warto wspomnieć, że w amerykańskich księgarniach poezja jest prezentowana nie
tylko w postaci książek. Bardzo często bowiem odbywają się w nich spotkania z poetami.
Oczywiście najczęściej okazją do takich spotkań są najnowsze książki zaproszonych autorów.

W tym miejscu należy zaznaczyć, że w USA część książek poetyckich, nie trafia w ogóle na półki księgarskie*. Albo dociera na nie tylko część nakładów. W wielu bowiem przypadkach miłośnicy poezji reagują bezpośrednio na ogłoszenia zamieszczane przez wydawców, np. w czasopismach.

* Nie dotyczy to w takim stopniu innych rodzajów literatury.

IX. WYDAWCY POEZJI

W Stanach Zjednoczonych poezję wydają setki oficyn. Praktycznie każdy uniwersytet ma wydawnictwo, które książki poetyckie, w mniejszym lub większym stopniu, uwzględnia w swoich planach wydawniczych. Natomiast jeśli chodzi o prywatne oficyny, to rzadko wydają one poezję, chyba że zbiory wierszy poetów uznanych, szczególnie klasyków. Wyjątkową rolę wśród wydawców prywatnych odgrywają firmy niewielkie, niejednokrotnie nie nastawione wcale na zysk. To przede wszystkim one publikują poetów współczesnych, w tym także awangardowych.

X. POEZJA I INFORMACJE O NIEJ W INTERNECIE

Gdyby trzeba było powiedzieć krótko, należałoby stwierdzić: jest jej w Internecie dużo. Swoją stronę internetową ma bowiem każda uczelnia, fundacja, stowarzyszenie, wydawnictwo, czasopismo związane z poezją. Swoje prywatne strony ma także bardzo wielu poetów; znanych, jak i nieznanych. Obok informacji dotyczących poezji, są na
nich, rzecz jasna, wiersze.

XI. DOBROCZYŃCY

Przeglądając amerykańskie czasopisma poetyckie, raz po raz, napotykam wykazy ofiarodawców , którzy wpłacili pieniądze, bezpośrednio na rzecz danego czasopisma, albo jego wydawcy. W zależności od wysokości przekazanej kwoty, dobroczyńcy dzielą
się na kilka grup. Np. w przypadku “The American Poetry Review” te grupy nazywają się następująco:
- wspierający, 100 $* i więcej;
- patron, 250 $ i więcej;
- opiekun; 500 $ i więcej;
- dobrodziej, 1000 $ i więcej.
Na przykład w majowo-czerwcowym numerze tego pisma została zamieszczona lista 90 dobroczyńców. Za dwoma wyjątkami były to wyłącznie osób prywatnych. A marcowy numer “Poetry”odnotował 287 dobroczyńców; wszyscy byli osobami prywatnymi (35 spośród nich wpłaciło przynajmniej 500 $). Ale np. wykaz 65 sponsorów almanachu pt. “Miesiąc Poezji Narodowej 2004” (“National Poetry Month 2004”) obejmował wyłącznie fundacje, wydawnictwa, stowarzyszenia, redakcje czasopism i redakcję jednej gazety.
Oczywiście dobroczyńcy wspierają finansowo nie tylko wydawanie czasopism, czy też okazjonalnych publikacji. To głównie dzięki ich szczodrobliwości instytucje działające na rzecz poezji dysponują funduszami umożliwiającymi, między innymi, fundowanie nagród, stypendiów, organizowanie spotkań.
Niezmiernie często środki finansowe na rzecz poezji amerykańskiej przekazują wyższe uczelnie.
Ale wyjątkowy przypadek dobroczynności miał miejsce w 2002 r. Wtedy to bowiem Ruth Lilly, amerykańska multimilionerka, zobowiązała się przekazać na rzecz Fundacji
Poezji, w regularnych ratach, w ciągu 30 lat, 100 mln $ (pierwsze miliony już ofiarowała).

* Oczywiście wpłacane są także mniejsze kwoty.

PODSUMOWANIE

Nie twierdzę, że poezja ma się dobrze w USA. (Trudno bowiem stwierdzić obiektywnie, kiedy kończy się “źle”, a zaczyna “dobrze”). Natomiast jestem skłonny twierdzić, że ma się ona tu lepiej, niż Gdziekolwiek Indziej na świecie. Dzieje się tak, między innymi z tego powodu, że Nigdzie, o ile mi wiadomo, nie zostały stworzone tak dogodne warunki dla rozwoju poezji. O tych warunkach świadczy z jednej strony, chociażby, liczne grono osób działających na jej rzecz, czy też zaangażowane w tę “sprawę” znaczne środki finasowe. Z drugiej zaś strony - coraz większa, i ciągle się powiększająca, liczba poetów* i miłośników poezji.
Zdecydowana większość spośród powstających wierszy jest mało oryginalna, wtórna itd. Tak się jednak dzieje na całym świecie. Ale wśród dużej liczby piszących, większa jest szansa na pojawienie się twórców zdolnych, czy też nawet genialnych.
Problemem poezji amerykańskiej, o którym niekiedy słychać, jest brak odpowiedniej liczby recenzentów zdolnych do przejrzenia tej wielkiej ilości wierszy i wskazania, które, ich zdaniem, zasługują na uwagę.
To fakt, że poezja w USA rozwija się głównie w ośrodkach akademickich. O czym świadczy, chociażby, liczba nauczycieli akademickich będących poetami. (Nie jest to jednak chyba ujmą). I faktem jest również to, że świat akademicki nie jest przyjaźnie nastawiony do awangardy (nie tylko tej poetyckiej). Ale poza kampusami poezja jest też obecna.

Hempstead 2004-2005

Powyższy tekst jest własnością Pana Pawlickiego. Bez jego zgody kopiowanie, rozpowszechnianie, modyfikowanie zabronione
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To prawda. W USA istnieje wiele ośrodków kultury szczególnie poezji poświęconych. Tam dba się o każdą kategorię sztuki. A poza tym zrzeszają prawdziwych jej entuzjastów. W Polsce poezja przypomina raczej podziemia, niż kulturę. Rzadko się o niej mówi. A w szkołach dobrze recytujący wiersze chłopiec jest wyśmiewany przez swoich rówieśników. Może to wina systemu edukacji, przez którą nie ma odpowiednich szkół dzięki którym możnaby rozwijać młode talenty.

Wszystko jednak opiera się na pieniądzach. A jak wiadomo w Polsce chętniej się burzy szkoły niż je buduje. Dopóki się tego nie zmieni wydawnictwa kulturalne będą nadal wydawać książki "na topie", w stylu "zrób to sam". A my i następne pokolenia będą się kształcić w internecie, w dobie komputeryzacji, od której już jesteśmy uzależnieni.

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam sie, że to tylko propaganda sukcesu. Sławetne "szkoły pisania" to bzdura w stylu "i Ty możesz zostać Wielkim Poetą/Pisarzem". Kolejny sposób na ściaganie kasy z biednych naiwnych obywateli. Wydawnictwa drukują to, co się sprzedaje. Na sztuce zna się mało kto, z tej prostej przyczyny, że system edukacji jest mocno kulawy - uczą Cię pisać, czytać, liczyć i na tym koniec, chyba, że sam załapiesz przypadkiem bakcyla i dotrzesz do jakiegoś kółka zainteresowań. Stypendia dostaje się za wyniki w sporcie, nie za talent pisarski. Przeciętny Amerykanin nie wie nic o literaturze, nie czyta (chyba że poradniki "jak żyć" i kolorowe czasopisma). To, że wszystkiego jest niby więcej, wynika z tego, że mają średnio cztery razy więcej obywateli niż my. Poza tym, nie liczy się ilość, tylko jakość.
Pozdrawiam, j.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


lepsze to niż nic — takie jak u nas, przynajmniej komuś na tym zależy

Amerykanie tacy biedni nie są — poza tym wątpię, aby szanujący się twórcy, którzy osiągnęli jakąś pozycję, wmawiali komukolwiek, że może być wielkim pisarzem niezgodnie z prawdą; nawet jeśli — takie warsztaty są ciekawym doświadczeniem z pewnością i to samo w sobie ma wartość, różnych rzeczy się można nauczyć od ludzi uznanych (czymś w końcu to uznanie zdobyli) niekoniecznie o pisaniu

sztuka raczej zawsze była elitarna, ja bym powiedział nawet, że teraz mniej niż kiedyś (gdy umiejący czytać i pisać w ogóle byli elitą); co do pisania i czytania, to Kurt Vonnegut napisał bodajże w „Niedzieli Palmowej”, że umiejętność czytania to trudna sztuka, której uczy się ludzi przez całe życie i mimo tego nadal rozumienie tekstu to dla nich problem
czytanie naprawdę nie jest takie proste;)

Dostaje się różne stypendia w Stanach — ich system stypendialny jest najlepszy na świecie, dzięki czemu zbierają najlepszych we wszystkich dziedzinach. Przeciętny Amerykanin nie wie nic o literaturze tak samo jak przeciętny Polak; i pewnie Francuz; i Anglik; i Czech — różnica jest taka, że w niektórych krajach wbija się do głowy ludziom pewne rzeczy na siłę (jak u nas), chociaż i tak nic z tego nie wynika.
Mają „średnio” więcej? Hmmm... chodzi o średnią ważoną?:P Poza tym, z tego, co wiem, to mają przynajmniej 7 razy więcej obywateli, na dodatek jako jedyny bodajże kraj wysoko rozwinięty, mają przyrost naturalny, który nie grozi starym społeczeństwem (plus zbieranie śmietanki najzdolniejszych z całego świata hmmm... mniam).
Co do jakości — wydźwięk był taki twojej wypowiedzi, że jakość Polaka jest wyższa niż Amerykanina. Ciekawa teza, na którą mój wolno myślący umysł się nie może zgodzić.
pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Broń Boże nie wartościowałam Amerykanów - nie pisałam, że Polak lepszy, ale że ma większy zasób wiedzy. Oczywiście, jest jeszcze analfabetyzm wtórny, ale zapewniam Cię, że odsetek Polaków, któzy wiedzą, kim był Dostojewski czy Stendhal jest większy, niż Amerykanów. Jasne, ze zazwyczaj z tej wiedzy nic nie wynika, jednak są już pewne podstawy.
Pisząc "biedni Amerykanie" nie miałam na myśli statusu materialnego. Raczej podatność na propagandę. Osobiście znam człowieka, który zapisał się na kurs dla powieściopisarzy. Wiem, jak to wygląda. Jest to emerytowany przedsiębiorca budowlany, zresztą przemiły starszy człowiek, którem wmówiono, że po rocznym kursie napisze świetną powieść, bo wszystkiego można się nauczyć. Otóż nie można - istnieje jeszcze coś takiego, jak talent. On go nie posiadał. Pisał naiwnie, fabuła była prościutka, i mało wiarygodna, wielka powieść miałą zadatki na co najwyżej kiepską pulp-fiction. Jednak motywację i wiarę w siebie to on miał.
Całość polega na tym, ze w momencie, gdzie zaczyna się ekonomia, kończy się sztuka. Żaden wykładowca nie zniechęci ucznia do pisania mówiąc mu, że nic z tego nie wyjdzie, bo straci zarobek. Więc głaszcze sie takiego delikwenta po główce, próbując sprzedać mu parę warsztatowych sztuczek (teorię miał opanowaną na piątkę) i wyciaga się kaskę. Keep smiling, jest OK.
Amerykańskie uczelnie mają rewelacyjny system stypendialny, ale tylko dla uznanych już naukowców z dorobkiem.Rzeczywiście ściągają ich z całego świata. Z tym, że to również podyktowane jest względami ekonomicznymi. Posiadając rewelacyjną kadre naukową uniwerystet podwyższa poziom dzięki czemu rośnie czesne. Naukowcy zapewniają rozwój nauki, co wiąże się z rozwojem technologii. Nauki humanistyczne nie są aż tak hołubione w Stanach, bo nie przynoszą zysków. Za to kwitną ekonomia, technologia, nauki ścisłe. Bo to się przelicza na kasę.
Ostatnio głośno było o badaniach nad nowymi lekami. I co się okazuje? Wielcy naukowcy poszukują nowych leków. Ale nie na choroby, które stają się groźne i zabijają najwięcej, ponieważ dotyczą one głównie krajów Trzeciego Świata, a tam nie ma pieniędzy. Największy rozwój występuje w dziedzinie leków odmładzających i odchudzających. Dlaczego? Bo te problemy dotyczą krajów wysokorozwiniętych i cena leku może być windowana na maksa. Nikt nie szuka nowych leków na gruźlice, choć to ona dziesiątkuje ludność na świecie, ponieważ bakterie zmutowały się i są odporne na większość starych leków. Tyle, że choroba ta dotyczy biedoty, więc nikt nie zapłaci majątku za szczepionkę czy lekarstwo. Co innego krem na zmarszczki czy preparat na odchudzanie.
Niestety, sztuka, podobnie jak nauka, jest elitarna i wymaga nakłądów finansowych, zazwyczaj nie przynosząc wielkich dochodów. Nikt nie włoży pieniędzy w coś, co nie przyniesie zysku. Altruizm i kapitalizm to dwie sprzeczności. Dlatego rządzi popkultura, blichtr, telewizja i reality show. Zero wysiłku maksimum "doznań". Wracamy do epoki gladiatorów. Sztuka umiera.
Pozdrawiam pesymistycznie, j.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dupa
Różnica polega na tym, że w Stanach, jeśli ktoś umie pisać dobrze, to raczej nie ma kłopotów finansowych, by związać koniec z końcem — nie tylko dlatego, że można tam się załapać na stypendium (naprawdę można i nie trzeba mieć dorobku wielkiego, tylko przekonać, kogo trzeba), ale dlatego, że w Stanach popyt na pisanie jest (u nas też jest, tylko że pewne głąby boją się o własne niekompetentne dupy, nota bene, w przemyśle muzycznym jest to samo).
Jeśli chodzi o wiedzę: u nas kładzie się na jej aspekt deklaratywny (fakty), u nich na proceduralny (czynności i sposoby) — pytanie, co lepsze: dać rybę, czy wędkę? moim zdaniem 100 razy lepiej by było ludzi nauczyć poszukiwać informacji i wiedzy i z nich korzystać, niż wpychać im do głowy Stendhala — jeśli przyjdzie potrzeba wewnętrzna, bądź zewnętrzna, sami sobie znajdą.
Nie byłem nigdy na kursie pisarskim. Zapewne są różne kursy. Tyle że mówimy o kursach w Stanach (przynajmniej tekst przewodni o nich mówi) — gdyby w Stanach ktoś coś komuś obiecał i tej obietnicy nie spełnił, z pewnością ofiara potrafiłaby (pewnie skutecznie) dochodzić swoich praw w sądzie. Jeśli nie — trudno. Zdarza się. Oszuści są wszędzie. Polacy też są podatni na propagandę. Co można ze smutkiem obserwować podczas wyborów. Moim zdaniem dość często spotykana krytyka USA i Amerykanów wśród naszych intelektualistów wynika z kompleksów. Kompleks to jest częściowo, bądź całkowicie nieuświadomione wewnętrzne przekonanie, że z jakichś względów jest się gorszym.
Oddzielajmy rozwój technologii od badań prowadzonych na zlecenie koncernów — to są dwie różne rzeczy. Rząd USA przeznacza i tak sporo funduszy na granty „nieekonomiczne”. Są to pieniądze, o których nam się nie śniło. Rząd USA nie wspiera badań nad kremami itp — tym się zajmują firmy (na zlecenie również uniwersytety).
Kwitnie również psychologia, socjologia — czyli nauki społeczne. Antropologia trzyma się nieźle. Bez przesady — nie tylko nauki ścisłe to kasa. Media opierają się na zdobyczach nauk społecznych właśnie. Nauki społeczne z kolei opierają się na innych naukach, bo w gruncie rzeczy same w sobie nie są prawdziwymi naukami tylko studiami interdyscyplinarnymi.
Co do leków — fakt, jest to grube świństwo. Przemysł faramaceutyczny to jedna z najbardziej zbójeckich i paskudnych gałęzi. Ale spójrzmy najpierw na siebie i na nasze społeczeństwo. Czym się zajmujemy? Tym, czy homoseksualiści mogą przejść ulicami Warszawy. Ale to nie ten temat.

Otóż nie zgodzę się, że sztuka umiera. To jest jeden ze sloganów. Larum grają!! Nasza „elita intelektualna” takie bzdury opowiada — chyba nie ma bardziej zgorzkniałego środowiska. Sztuka może się rozwijać obok biznesu. Wraz z ekonomią i wraz ze wzbogacaniem się społeczeństwa. Plus polityka państwa, która promowałaby rozwój sztuki zarówno w kraju, jak i za granicą. Jednak organy państwowe zajmują się jedynie podwyższaniem podatków. W hierarchii potrzeb Maslowa potrzeby estetyczne należą do tych najwyżej umieszczonych. Nikt nie będzie myślał o sztuce, jeśli najpierw nie zaspokoi swoich potrzeb podstawowych. Człowiek musi jeść, pić, wydalać, uprawiać seks. To są podstawowe rzeczy — musi mieć za co to robić i gdzie to robić.
Chciałbym jeszcze zauważyć, że przemysł medialny nakręca sztukę i sztuka też jest towarem, lecz luksusowym i też się sprzedaje. Tak jak kosztowna biżuteria, samochody produkowane na zamówienie. Wszystko wynika z zamożności społeczeństwa.
Pamiętajmy również o tym, że Hitler wymordował sporą część elity intelektualnej. Stalin dołożył swoje. Były fale emigracji. Nie ma tradycji.
Zdarza się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

vacker - to się chyba "american dream" nazywa - jaka ta ameryka cudowna jest...
a najbardziej to mnie zaciekawiły mnie słowa

"gdyby w Stanach ktoś coś komuś obiecał i tej obietnicy nie spełnił, z pewnością ofiara potrafiłaby (pewnie skutecznie) dochodzić swoich praw w sądzie" - słyszałem że bush obiecał im że irak ma broń masowego razenia, a clinton, że levinski to bardzo dobra sekretarka :))

ale oczywiście system kształcenia mają (przynajmniej w teorii) lepszy

ps.
"Chciałbym jeszcze zauważyć, że przemysł medialny nakręca sztukę i sztuka też jest towarem, lecz luksusowym i też się sprzedaje. Tak jak kosztowna biżuteria, samochody produkowane na zamówienie."
ciekawy pogląd - to prawie tak jak te śrdniowieczne kroniki zamawiane przez królów - i tak samo wiarygodne...

ale jedno nie ulega wątpliwości - z artukułu (a brzmi on wiarygodnie) wynika, że w stanach jeśli ktoś chce pisać, jest mu dużo łatwiej...

ps2. napisałeś:
"Rząd USA przeznacza i tak sporo funduszy na granty „nieekonomiczne”. " - to jakieś potwierdzone dane? bo brzmi dość fantastycznie...

z tą ułomnością polskich elit masz oczywiście rację

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


z pewnością można się od nich wiele nauczyć — nie wiem, czy jest cudowna, pisałem o rozwiązaniach systemowych
jak się żyje, nie wiem


obywatel nie może pozwać prezydenta, tak jakbyś nie wiedział, a analogia jest pożałowania godna


tak i obrazy rembrandta i rubensa zamawiane przez kupców holenderskich; ogólnie sztuka wysoka jest towarem luksusowym — uznani artyści biedy nie klepią, skoro nie kupują tego masy, to znaczy, że luksusowy, a przynajmniej z wyższej półki

nie mam dokładnych danych pod ręką — kilka procent PKB (u nas mniej niż 1) — są to pieniądze z budżetu federalnego, pod kontrolą publiczną, czyli w teorii powinny być wydawane na badania, które są zgodne z polityką rządu, nie na potrzeby koncernów pomnażających zyski
co do PKB dokładnych danych też nie mam, na oko to USA ma jakieś 20 razy większy PKB od Polski
pozdr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vacker, w Stanach rządzi pieniądz. I kłamstwo. Wolny kraj?.... A może raczej państwo policyjne? Jesteś wolny, dopóki smyczy starcza. Ludzie są kształceni po łebkach, bo takimi łatwiej manipulować. Przekręty rzadzą. Vide - ostatnie wybory. Tylko, że jak ktoś ma pieniądze - ma władzę, a jak ma władzę - to mu wszystko wolno. Przecietny Amerykanin nie ma pojęcia, co tak naprawdę się dzieje - całą swoją wiedzę czerpie z telewizji. Telewizją rządzą ci bogaci. Oni też bawią sie w politykę. Biednych na to nie stać. Rządzi pieniądz.
Jeśli chodzi o sztukę - tam się nie ceni sztuki, tylko jej wartość inwestycyjną. Ludzie kupują dzieła sztuki, ponieważ są one niezłą inwestycją. Wystarczy, by "artysta" wyrobił sobie nazwisko, a od tego są specjaliści PR. W galeriach sprzedaje się sałatę pomalowaną farba olejną albo, za przeproszeniem, g... w pudełku. Ostatnia cena tego ostatniego (dane z roku 1993) - 75 tysięcy dolarów. To jest sztuka?... Kluczem do sukcesu jest szeroko pojęty marketing, a więc - sztuka sprzedaży. Wszystko można sprzedać, tylko trzeba do tego umiejętnie podejść. A to juz kwestia reklamy. Sprzedaje się opakowanie, blichtr, nie faktyczną wartość.
Dobre pisanie po amerykańsku to nic więcej jak pisanie komercyjne. Pisarzy niekomercyjnych, zagranicznych, nie znają w ogóle. Ostatnio była głośna sprawa Iana McEwana, jednego z najlepszych współczesnych powieściopisarzy brytyjskich, laureata Booker Prize, którego nie wpuszczono do Stanów na serię wykladów, bo nie miał wizy biznesowej. Popatrz na muzykę amerykańską - co króluje? Sztuka? Nie, króluje to, co się sprzedaje najlepiej, czyli seks i przemoc. Pełna komercja. Podobnie w filmach. Woody Allen nie zyskuje uznania w Stanach, tylko w Europie. W Stanach kochają Titanica. W sądach nie wygrywa ten, kto ma racje, tylko ten, kto ma lepszego adwokata. Lepszego=droższego. Nauki społeczne funkcjonują, bo również przynoszą zysk. Poprzez swoją medialność oraz poprzez dostarczanie rozwiązań, jak manipulować ludźmi.
Sztuka nie umiera?... Powiedz mi, gdzi ona jest w takim razie? W teatrach rządzą komercyjne komedie, telewizja - dramat, kino - tandeta i komercja. Nie tylko w Stanach, ale i tutaj. Bestsellery? http://asp.usatoday.com/life/books/booksdatabase/default.aspx - są tutaj. Nie ma wielkich nazwisk. Niewiele, ale jednak lepiej to wygląda u nas.
Pozdrawiam, j.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie lubię skrajności i takich też staram się unikać — ja polemizuję ze skrajną postawą, która potępia w czambuł, podejrzewam, że w imię jakiejś idei. Boję się takiego myślenia. Jest równie groźne jak kult pieniądza.
Słyszę tego rodzaju opinie notorycznie wśród pierwszorocznych studentek dziennikarstwa — są to głównie opinie od kogoś zasłyszane. Ja nie wiem, czy pieniądz rządzi całkowicie, nie wiem, czy wybory są fałszowane — nie mam możliwości weryfikować takich danych i podejrzewam, że ty również.
Zastanawiam się, ile wie o świecie i o własnym kraju przeciętny Polak. Chyba się nie orientuje zbyt dobrze, skoro Lepper jest w Sejmie, Kwaśniewski jest prezydentem, Miller był premierem. Tak się robi politykę — pieniędzmi i mediami. Wszędzie. Gorzej jeśli do tego dochodzą karabiny. Mówisz o wolności — ja nie wiem, czym jest tak naprawdę wolność. Wydaje mi się, że życie w jakimkolwiek społeczeństwie nie może być wolne. I nie ma strony, która ma rację, bo każdy walczy o to samo — o przewagę nad drugim. Idę o zakład, że wojna w Iraku oburzała cię — powtarzałaś, że to wojna o ropę (powtarzam, że przypuszczam). Nie wartościuję tej postawy — ale skąd pewność, że ona również nie wynikała z manipulacji: Francja, Rosja, Niemcy — to kraje, które miały duży interes w wywoływaniu wielotysięcznych manifestacji. Jeśli manipulacje, spiski i zmowy, to dlaczego tylko z tej strony, która nam nie pasuje? Bush jest zły? A Saddam był dobry? A Putin? Chirac?
Sztuka dla sztuki? Mnie ten koncept nie pociąga — to już było. Sztuka jest przede wszystkim dla ludzi, a co oni z nią zrobią, to już nie moja sprawa. Gdybym produkował fotele, to miałbym gdzieś, czy ktoś na nich siada w celach rekreacyjnych, czy wydalniczych. Niech kupi. Koniec. Muszę jeść.
Dalej mówisz już o popkulturze — to jest zjawisko odmienne, samo w sobie nie ma nic wspólnego ze sztuką. Zjawisko również potrzebne.
Znowu komercja — słowo klucz. Pejoratywnie zabarwione — rzuca się to hasło i wszystko jasne. Do cholery, co w tym złego, że ludzie chcą zarobić na fajne życie? Jeśli potrafią, to tylko chwała im za to. Człowiek może jest stworzony do wyższych celów? Jakich? Po co? Do czego sie te cele komukolwiek przydadzą?
Woody Allen nie zyskuje uznania w Stanach, bo widocznie nie trafia to do ichniejszej mentalności. I co z tego. Znaczy, że Europejczycy mają lepszy gust? Pani raczy żartować. Wytlumacz Allena Japończykom. Pewnie się nie da. Potem powiedz, że Japończycy to naród kulturowo zdegenerowany.
Kończąc — u nas nie wygląda lepiej. Mnie interesuje poziom życia. Fakty. Nie ideologia. Mam swoją. Biorę to, co mi pasuje — i tak nie mam wpływu na wiele rzeczy. Dochód na mieszkańca mówi sam za siebie. I nie powiesz mi, że nie ma korelacji pozytywnej pomiędzy tym dochodem, a poziomem życia artystów. Bestsellery — analogia samochodowa. Ile się sprzedaje rocznie Ferrari, a ile Volkswagenów? Nie mylmy pojęć. Kultura masowa i produkcja masowa jest dla mas. Oprócz tego funkcjonuje sztuka wysoka. Oglądam różne programy o tej tematyce — z różnych krajów. Powtarzam — Amerykańscy artyści wyglądają tam na zadowolonych.
Pieniądz. Kłamstwo. Państwo policyjne. To bzdury. Nie rządzi pieniądz, ale ludzie. Kłamstwo — czym jest? czy masz jakiś wiarygodny miernik? Państwo policyjne — to jest oczywiste nadużycie. Tak oczywiste, że aż tłumaczenie tego nie ma sensu.
pozdrawiam również

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście - nie popieram skrajnych opinii. Jednak nie da rady prowadzić dyskusji nie stosując pewnego stopnia generalizacji. Wyjątki są zawsze.
Komercja nie jest zła?... A do czego prowadzi? Rozleniwia ludzi, coraz mniej osób sięga po książkę, bo łatwiej obejrzeć film. Po co film, skoro można Jerry'ego Springera. Wygodne życie to nie wszystko, czasem trzeba zrezygnować z wygód i się pomęczyć. Zwłąszcza, że sztuka czasem wymaga wysiłku, czasem boli, czasem trzeba zrewidować swoje życie, samego siebie... Komu się chce, skoro ma pełną lodówkę i telewizor? Sztuka nie jest dla sztuki, sztuka jest dla ludzi myślących i wrażliwych, a to dzisiaj nie popłaca. Lepiej być twardym, rozpychać się łokciami, liczyć kasę, a nie wydawać ją na jakieś przereklamowane wzruszenia, których równie dobrze dostarcza "Moda na sukces".
Jeżeli chodzi o politykę - ona zawsze jest brudna. Nie bawię się w to. jednak USA osiągnęły skrajny etap hipokryzji. W rozmowie z Amerykaninem na temat polskiego ruchu oporu podczas II wojny usłyszałam:"Skoro za bycie Polakiem było się represjonowanym, to po co się przyznawali?.. Gdybi my ktoś kazał, powiedziałbym nawet, ze jestem świnią". Skrajnie pragmatyczne podejście do życia, ale czy słuszne? Na pewno wygodne...
Nie popieram żadnej wojny. Zawsze jest złem. Zawsze chodzi o pieniądze. Tylko wkurza mnie, gdy się mówi: walczymy o prawa człowieka. Więc dlaczego nie walczą o to w Tybecie, w Chinach, w Korei?... Nie zastanawiasz się, dlaczego akurat Irak? No i gdzie ta broń, która tam była na pewno? Nie wymagam, by politycy nie wywoływali wojen - to niemożliwe, bo wojna to najlepszy biznes. Tylko niech przynajmniej w żywe oczy nie kłamią, a jeśli już to niech będą konsekwentni. Dotyczy to wszystkich polityków.
Gust Europejczyków nie jest ani lepszy, ani gorszy. Wynika z tego, ze tu jest inny model kształcenia (niedoskonały, ale nieco bardziej wszechstronny niż w Stanach), i z dziedzictwa kulturowego, które ich otacza. Gdzie się nie ruszysz - dzieła sztuki, zabytki, historia. Amerykanie tego nie mają. Stąd inne, bardziej wysublimowane podejście do sztuki. I znów - jest to pewna generalizacja, ale inaczej się nie da, gdy mówimy o zbiorowościach. I naprawdę kino europejskie, ale rownież azjatyckie, jest dużo bardziej wartościowe niż amerykańskie, choć oczywiście w Stanach zdarzają sie dzieła genialne, a w Europie - dno. Pamiętaj, że cały czas rozmawiamy o odsetkach, nie o całości.
Pozdraiwam, j.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ad. komentarzy (lub ich części) dot. "bestseller'ów"
Bestseller?

best = najlepszy
seller = sprzedawca
best + seller = najlepszy sprzedawca (interpret. najlepsza sprzedaż, najlepiej sprzedający się)

Przykłady "bestseller'ów":
-"Harry Potter"
-"Władca pierścieni"
------------------------
-"Titanic"
-"Matrix"
-"Gwiezdne wojny"
------------------------
-"Słońce pokonał cieńi" z rep. Wilki
-"Candy shop" z rep. 50 Cent
-"Keine Lust" z rep. Rammstein
- tytuły niejakiej JoJo czy Britney Spears

bestseller = worstworth (w zdecydowanej większości przypadków)
bestseller bestquality (quality w zn. wartościowy pod wzgl. artystycznym)


Tak więc w większości honory "bestseller'ów" otrzymują tanie bajeczki, na podstawie których kręcone są megahity (zyskujące na "jakości" dzięki efektom komputerowym), jakieś pseudofantastyczne filmy; wyciskające łzy dramaciska i romansidła w jednym (np. "Titanic" bądź swego czasu "Love Story"); komedie dla skomercjalizowanych widzów (np. "Głupi i głupszy", "Straszny film", "Maska").
Muzyczne "bestsellery" także odbiegają od ideału i dobrego smaku (np. JoJo, Spears, TATU, A. Janosz, Enrique Iglesias, wszelkiego rodzaju girls-bandy i boys-bandy); wykreowane do granic możliwości gwiazdeczki, które próbują utrzymać się na listach za pomocą skandalu, pokazywanego wszem i wobec swojego brzuszka, czy słodkiej twarzyczki i udają słowiki, a ich możliwości wokalne czy inne ograniczają się do marnego majaczenia (w studiu nagraniowym wszystko da się zrobić a na koncertach za "wokalistę" nadrabiają chórki czy wcześniej wykosmetykowany playback).
Ale co zrobić, ludziom podobają się Harlequiny, kinowe wyciskacze łez, czy udające piosenkarki (za przeproszeniem) skaczące po scenie małpki. A powód takiego stanu rzeczy jest jeden: większość ludzi lubi się wzruszać, śmiać z byle czego czy słuchać sezonowych pioseneczek, bo po co mają zawracać sobie głowy czymś ambitniejszym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wygodne przemilczenia... to ja dla kontrastu podam inne bestsellery:

Rzeźnia numer pięć
Imię róży
Ulisses
Mewa
Wyspy

Z filmów:

Memento
Fight club
Szukając siebie

Z muzyki

Każda plytka stinga
Carla Orffa
Patrycji Barber


Lista dobrych rzeczy mogłaby być dłuższa, ale jakoś mi się nie chce...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wygodne przemilczenia... to ja dla kontrastu podam inne bestsellery:

Rzeźnia numer pięć
Imię róży
Ulisses
Mewa
Wyspy

Z filmów:

Memento
Fight club
Szukając siebie

Z muzyki

Każda plytka stinga
Carla Orffa
Patrycji Barber


Lista dobrych rzeczy mogłaby być dłuższa, ale jakoś mi się nie chce...

Nie przemilczałem, bo tak wygodnie. Napisłałem, że bestseller = worstworth (w zdecydowanej większości przypadków). Nie powiedziałem, że wszystko co jest bestsellerem to dno :)


To także sprawa gustu i np. zafascynowań.

Pozdrawiam serdecznie :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem twierdzisz Bartoszu, że nie każdy bestseller jest dobrą książką. Ja sie z tym zgadzam, ale to nie jest chyba żaden argument, gdyż nie każda kiepsko sprzedająca się pozycja jest dobrą książką. Zmierzamy do tego, że nie każda książka jest dobra, a sprzedawalność nie jest dokładnym wyznacznikiem. Moja konkluzja będzie jeszcze taka, że więcej wydaje się książek w kraju, który więcej na te książki wydaje, niż na przykład w Burkino Faso (pozdrawiam wszystkich Burkinofasończyków!). Czym więcej zostanie wydanych, tym siłą rzeczy więcej perełek. Kropka. Kropeczka. Kropeńka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


obywatel nie może pozwać prezydenta, tak jakbyś nie wiedział, a analogia jest pożałowania godna

a mówiłeś ze może :/.. a analogia dlatego taka, bo chciałem delikatnie zwróćic uwagę na głowną wadę ameryki (tak offtopicując)...




a ja to zawsze myślałem że luksusowe rzeczy kupuje się po to żeby pokazać innym własne możliwości finansowe...
ale podejście do sztuki to kwestia gustu... mimo wszystko sztuka robiona na zamówienie, zwłaszcza w celu bycia luksusową, trochę kłóci się z tradycyjnym jej pojęciem, a już z moim prywatnym na pewno...


czyli nic potwierdzonego? tak tylko przypuszczasz że na pewno rzad tak wspaniełogo kraju musi się zajmować filantropią, szkoda, bo ja to strasznie sceptyczny w takich sprawach jestem i myślałem że ktoś wreszcie mi udowodni że się myliłem co do usa...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ps. żeby nie odbiegać za bardzo od tematu - komercja jako taka jest nie do uniknięcia (a więc jako rzecz naturalna, nie może być całkowicie zła) w ameryce jest inny problem - unformizacja (w dużej mierze związana z komercją) w takich warunkach ciezko mówić o indywidualnosci, czy oryginalności a przecież to od nich jest uzależniona sztuka...
joaxii ma absolutną rację - o ile zdażają się wyjątki, o tyle cała ta oficjalnia machineria (opisana w artykule) jest wynikiem ekonomii i komercji (a jeżeli jest wspierana przez rząd to tylko w celach kontrolnych - np. zbyt "gadatliwy" poeta dostaje funkcje rezydenta i siedzi cicho - bo przecież nie wystąpi przeciwko "systemowi" od któego jest uzależniony... albo po prostu, żeby indywidualiści (czy innego rodzaju outsajderzy -nie tylko poeci) mieli jakies zajęcie - w polsce nie mają i wszyscy po politykach jeżdżą... ale uczymy się i już pojawiają się różnego rodzaju fakty z IPN, czy parady - dać ludziom jakieś zajęcie, niech myślą ze robią coś ważnego (oczywiście tym z większymi ambicjami - pozostałym wystarczy BAR)...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Problem polega jednak na tym, że kiepskie czy to książki czy cokolwiek innego są ludziom na siłę wciskane. Wszystkie te kampanie reklamowe, znane twarze pokazywane w tv jako zafascynowane lekturą, kreowanie bubla na sztabę złota - robią swoje. W rzeczywistości książki takie są warte tyle co papier, na którym zostały wydrukowane. Na czele stoi oczywiście "Harry Potter" oraz wszystkie autobiografie (czy biografie pisane na zlecenie) i pamiętniki (choć lista jest bardzo długa).
To odnosi się także do innych sfer. Żeby film zyskał oglądalność wystarczy obsadzić role "najlepszymi" aktorkami i aktorami, a ludzie idą do kin nie, żeby oglądać film tylko swoich idoli.
To samo tyczy się strony muzycznej. Wystarczy, że odpowiedni ludzie wykreują gwiazdkę, każą jej tylko udawać, że śpiewa i kręcić dupskiem. A te wykreowane gwiazdeczki mają przeważnie rodziców z kasą i "plecami". To samo tyczy innych dziedzin. Hipotetycznie - napiszę książkę, nagram kilka "przebojów", rodzice odświeżą znajomości i mam sukces gwarantowany. W między czasie znany reżyser zekranizuje moją książkę a ja skandalicznym trybem życia będę zdobywał coraz większą popularność i w podziękowaniu wypnę się na rodziców.
Jednym słowem: większość bestseller'ów to śmierdzące gówno opakowane w złoty papier i przewiązane czerwoną wstążką. A co do tego, że i kiepska twórczość (każdej dziedziny) sprzedaje się nie najlepiej - widocznie społeczność ma jeszcze jako takie poczucie dobrego smaku i czasami potrafi wyczuć smród spod wstążeczki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozdział szesnasty       - Moi drodzy WspółMistrzowie - zwrócił się Jezus do Właśnie Wspomnianych - i moi drodzy padawani. Została nam jeszcze jedna kwestia. Jedna sprawa do zmiany. Istotna o tyle, że druga wojna światowa nie nastąpi. Tym samym jeden z jej celów nie zostanie osiągnięty, a wszystkie jej następstwa z natury rzeczy nie nastąpią. Zatem...     - ... Zatem potrzebujemy wysłać kolejne dusze tam, gdzie tradycyjnie je wysyłamy - Siddharta podjął wypowiedź WspółMistrza po tym, gdy Tenże obrócił się ku Niemu. - Hmmm...     - Nie potrzebujesz podkreślać, że tego nie lubisz - odezwał się Muhammad. - Ale cóż mamy zrobić? Taki los wybrali sobie sami, i to w Naszej Obecności. Za Naszą radą, ale ostateczna decyzja należała do nich samych. Tak więc - tu uniósł rękę celem wykonania wiadomo jakiego gestu. - Ciach!     - Jako człowiek - odparł mu Siddharta - istotnie obawiałbym się, że nie obędzie się bez tego. Ale jak Bóg mam tego pełną świadomość. Tak być musi, ponieważ tak chcieli. Ponieważ tak sobie wybrali. Zatem "Ciach"... - co mówiąc, przybrał mało szczęśliwą minę. - Niech się stanie.    - A co Ja mam powiedzieć? - zapytał Jezus retorycznie. - W Swoje ostatnie ludzkie wcielenie przyszedłem pomiędzy nich właśnie. Aby pokazać, że i pośród takich ludzi może urodzić się i żyć ktoś pozytywny - o Matce i przybranym Ojcu nie wspominając. A oni zdradzili Mnie i wydali rzymskiemu namiestnikowi, aby najzwyczajniej w świecie pozbył się Mnie. "Lepiej niech jeden człowiek umrze za naród", tak wtedy powiedział wiadomo kto spośród nich. I jeszcze naiwnie oczekiwał - i oczekiwali, że dam im tę - taką - satysfakcję.     - Ale, jak wiemy, miałeś najmniejszy zamiar tak o uczynić - odrzekł Muhammad.    - Skąd wiedziałem, że akurat Ty wypowiesz te właśnie słowa? - odparł mu Jezus. - Oczywiście, że to, co widzieli, było iluzją. Uzewnętrznieniem tego, co chcieli zobaczyć. Na co liczyli, że zobaczą. Do tego stopnia materializacją, że byli najświęciej przekonani, że to, co myślą iż widzą, dzieje się naprawdę. To przecież oczywiste - zakończył. - Człowiek mojej miary, formatu oraz poziomu intelektualnego i duchowego, będący krok od świadomego osiągnięcia Boskości nie mógłby istotom przecież niższym, pozostającym daleko za nim na drodze rozwoju, pozwolić na urzeczywistnienie takiegoż pomysłu.    - Tak więc - WspółMistrzem, który odpowiedział Jezusowi, był znów Muhammad. - Ciach! Niech cały świat, w drodze nie-wojny, uwolniony zostanie od tych stworzonych na obraz i podobieństwo, otrzymując i odzwierciedlając najgorsze - ale w jego mniemaniu najlepsze - cechy tego, który ich zaplanował i stworzył. Pychę, egoizm, pewność własnej wyższości, żądzę władzy i pieniędzy oraz fałszywą pokorę.     - WspółMistrzu mojego Mistrza... - Gabr'I'ela zastanowiła się, czy wyrazić głośno swój - naturalnie kobiecy - cień wrażliwości.    - Dobrze, że milczysz, padawanie mojego WspółMistrza - Muhammad uśmiechnął się powściągliwie. - Oni naprawdę na to zasługują. A kto jak kto, ale Ja, Jezus i Siddharta wiemy to doskonale. Nas oszukać się nie da: wiemy wszystko o każdym i wszystko o wszystkim.     - Niech zatem wasza Mama Ziemia odetchnie od nich energetycznie. Niech pokój, który zagościł w waszej części świata, będzie trwały i w niej, i gdzie indziej - to rzekłszy, spojrzał na Jezusa.    - Tobie, WspółMistrzu - i tylko Tobie - z racji urodzenia się wsród nich - przypaść może wykonanie tego w inny sposób i bezpośrednio, a nie przy pomocy innych, przeważnie nie w pełni świadomych ludzi, w czym naprawdę uczestniczą.     - Niech zatem tak się stanie - powiedział Jezus, czyniąc odpowiedni gest. - Już pora.    Domyślasz się, mój drogi Czytelniku, że w zaistniałej sytuacji Wielki Reset i tym samym Nowy Porządek Świata nabierają właściwego, zgodnego z Boskim Planem, znaczenia. Bo prawdziwy pokój możliwy jest tylko w świecie bez istot, których dusz integralną częścią jest wojna.                         Koniec      Voorhout, 22. Grudnia 2024
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Dla Ciebie tylko takie.. :-) Również pozdrawiam, wesołych Świąt!
    • dziś pisanie wierszy bardzo modne jest kro rozum ma szerszy ten dokładnie wie że wierszu uroda i słowa i gest i serce i dusza co już się gdzieś rwie :)
    • @FaLcorN piękna odpowiedź. Dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Pozdrawiam:)
    • @Ewelina Spragniony, zatopiony   Na nic mi moda słów i uroda język języka drugiego szuka Serce rośnie w zaciszu spojrzeń zamknij mnie w wersie, uśmiechu w sobie..
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...