Na marnej jakości zdjęciach
wszyscy wciąż jesteśmy żywi
a drzewa są soczyście zielone,
mimo czerni i bieli.
Przechadzam się pomiędzy zgiętymi
starością masztami latarń,
szczerzą swoją bezzębność, bezskutecznie
próbując rozproszyć ciemności.
Dotykam ziemi, właściwie jest prochem,
przesypuje się przez palce
nie pozostawiając śladu na spragnionych
wilgoci dłoniach.
Księżyc rozpada się na fragmenty,
może poraz ostatni, koty zerkają
z flegmatyczną dezaprobatą.
Mój chwiejny krok wytycza trasę
do w pocie czoła wypracowanej
samotności łóżka.
Na marnej jakości zdjęciach
na śmierć zapomnieliśmy uwiecznić
najwarzniejszych spojrzeń, słów i gestów.
Dlatego nawet koty milczą, nic nie zakłóca
przeklętej ciszy, prawdopodobnie ostatecznej.
Płyń we mnie rzeko
czarodziejskiego napoju Brangien
Kości moje wypełniają się woskiem
i winem
Coś wiem
Coś widzę
Coś pamiętam
W głębi kwiatu orzecha wodnego
wschodzi słońce
Witaj, Janie.
Z wiersza wynika, że jakaś Narcyzka Cię usidliła i wciągnęła w świat swoich iluzji. Teraz może być jednak tylko lepiej. Dług zawsze można spłacić, a świat wcale nie jest szorstki i bezlitosny. Dokonywanie wyborów, choć wymaga odwagi, jest świadectwem jednego z największych darów od losu - wolności. Jeżeli się jej boisz, to wcześniej czy później ktoś to wykorzysta i Cię zniewoli, wyczuwając, że tak jest dla Ciebie wygodniej. (Oczywiście mówię do peela, jakby co...)
miłego :)