Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Annna2

Annna2

 

 

 

Ptasich głów nad więcej niż źdźbeł trawy.
Tysiąc par oczu pikuje wciąż barwą szarą.
Ich klangor uderza, obija pinakli dywany.
Wyspy treść- nie moja, ich obłoków falą.

Jestem intruzem, tu każdy im obcy.
Kilka gęsi ląduje, by wzbić do lotu chmarą

łąkami śpiewa, tatarakiem świerszczy,

 drzy- tam po stronie niemożliwej.


Niebo  pachnie  bergenią niecierpliwą,
pliszkom śni się wczesny pączek różany.
Kocham mówią- zawsze, jutro i wczoraj.

Hejnałem zakrzyknie skowronek nad ranem.
O piątej, ale tak bardziej z wieczora
O rany- niemożliwe! Ja znowu zaspałem.

 

 

 

 

Annna2

Annna2

 

 

 

Ptasich głów nad więcej niż źdźbeł trawy.
Tysiąc par oczu pikuje wciąż barwą szarą.
Ich klangor uderza, obija pinakli dywany.
Wyspy treść- nie moja, ich obłoków falą.

Jestem intruzem, tu każdy im obcy.
Kilka gęsi ląduje, by wzbić do lotu chmarą

łąkami śpiewa, tatarakiem świerszczy,

 drzy- tam po stronie niemożliwej.


Niebo z pachnie  bergenią niecierpliwą,
pliszkom śni się wczesny pączek różany.
Kocham mówią- zawsze, jutro i wczoraj.

Hejnałem zakrzyknie skowronek nad ranem.
O piątej, ale tak bardziej z wieczora
O rany- niemożliwe! Ja znowu zaspałem.

 

 

 

 

Annna2

Annna2

 

 

 

Ptasich głów nad więcej niż źdźbeł trawy.
Tysiąc par oczu pikuje wciąż barwą szarą.
Ich klangor uderza, obija pinakli dywany.
Wyspy treść- nie moja, ich obłoków falą.

Jestem intruzem, tu każdy im obcy.
Kilka gęsi ląduje, by wzbić do lotu chmarą
Chmura światła przebija powietrzne arrasy,
łąkami śpiewa, tatarakiem świerszczy,

tam po stronie niemożliwej.


Niebo pachnie  bergenią niemożliwą,
pliszkom śni się wczesny pączek różany.
Kocham mówią- zawsze, jutro i wczoraj.

Hejnałem zakrzyknie skowronek nad ranem.
O piątej, ale tak bardziej z wieczora
O rany- niemożliwe! Ja znowu zaspałem.

 

 

 

 

Annna2

Annna2

 

 

Ptasich głów nad więcej niż źdźbeł trawy.
Tysiąc par oczu pikuje wciąż barwą szarą.
Ich klangor uderza, obija pinakli dywany.
Wyspy treść- nie moja, ich obłoków falą.

Jestem intruzem, tu każdy im obcy.
Kilka gęsi ląduje, by wzbić do lotu wstęgą.
Chmura światła przebija powietrzne arrasy,
kadrem odchodzi, jak ciasną dalszą wedutą.

Tam fioleci się niebo, tnie wiotką linią.
Pliszkom śni się wczesny pączek różany.
Kocham mówią- zawsze, jutro i wczoraj.

Hejnałem zakrzyknie skowronek nad ranem.
O piątej, ale tak bardziej z wieczora
O rany- niemożliwe! Ja znowu zaspałem.

 

 

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...