Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Autorzy: Michał Leszczyński plus AI. 

 

Coś z niczego

 

Ref.

coś jest coś więc nie gra na nic, a nie nie o nic

nic jak to nic nie podważy żadnego cosia

może się okazać że po tej piosnce nic nie zostanie

ale ale bądźmy optymistami ale ale

tekst, dźwięk i głos są i są i są i będą i już

 

Zaśpiewam tobie bardzo melodyjną piosenkę

o czymś co jest w moim małym przekonaniu

nie wiem czym jest więc możliwe, że o niczym

broniłbym jednak tezy, że to jednak jest to coś

 

Pytają mnie niekiedy o wyśpiewanie czegoś

a mi trudno o jakąkolwiek im ważką odpowiedź

gdybym uważał, że to jest nic, a nie ważne coś

nie śpiewałbym tego z tej przeogromnej sceny

 

Teraz śpiewam, ale piszę też przeróżne wiersze

prężę się, aby coś zawsze zawrzeć w akapicie

polemizuję z tym czymś w sposób nieustający

trudno więc podsumować, że o niczym i na nic

 

Ref.

coś jest coś więc nie gra na nic, a nie nie o nic

nic jak to nic nie podważy żadnego cosia

może się okazać że po tej piosnce nic nie zostanie

ale ale bądźmy optymistami ale ale

tekst, dźwięk i głos są i są i są i będą i już

 

Teraz śpiewam, ale i słucham skocznej muzyki

więc mogę usłyszeć że przecież o czymś śpiewają

wierzą przecież w tematy swoich licznych piosenek

samotny, owszem jestem, ale nie sam w tej batalii

 

Zatańczysz i ty również do czegoś które jest

do niczego nie chce się przecież wcale wywijać

coś mocno drga w człowieku ruszasz w parkiet

w niej też drga, poproś ją zatem do waszego tańca

 

W otoczeniu kawalera bywają dwie dziewczyny

dla jednej on jest wszystkim, dla drugiej niczym

sporu tych pań nigdy nie idzie dobrze rozsądzić

z tą pierwszą on pójdzie na kawę – takie nic takiego

 

Ref.

coś jest coś więc nie gra na nic, a nie nie o nic

nic jak to nic nie podważy żadnego cosia

może się okazać że po tej piosnce nic nie zostanie

ale ale bądźmy optymistami ale ale

tekst, dźwięk i głos są i są i są i będą i już

 

A może jednak to coś jest wielkim niczym

mylę się oblekając nicość w barwną fakturę

jakkolwiek muzyka bywa mekką szaleństwa

może powinienem zaprzestać chachmętu śpiewu

 

Musimy jednak doszukiwać się w realu czegoś

nic nigdy nie może zawładnąć całym jestestwem

to coś – nie wiem co – jest tego jawnym sensem

piosenka ta powstała po taniec, a i zatem po coś

 

Ref.

coś jest coś więc nie gra na nic, a nie nie o nic

nic jak to nic nie podważy żadnego cosia

może się okazać że po tej piosnce nic nie zostanie

ale ale bądźmy optymistami ale ale

tekst, dźwięk i głos są i są i są i będą i już

Opublikowano

@viola arvensis Viola, ja bym prawdziwym muzykom chętnie pisał teksty. Ale oni nie chcą tego ode mnie to po pierwsze, po drugie nie mam tam znajomości. Więc sobie tak kreuję w tym suno Ai, ale wiem że to nie wychodzi rewelka. Gdzieś tam nawet w sieci dałem ogłoszenia, ale dosłownie nikt się nie odezwał. Ja nie przeskoczę tych kłód co mi świat je rzuca pod nogi. Z różnych względów temu światu mocno podpadam, więc jedyne co mogę zrobić to uzgodnić swój tekst z tym nieszczęsnym AI. To naprawdę jest wszystko co mogę zrobić, moje ciągłe maksy, bo jestem też totalnym niekomputerowcem. 

Opublikowano

@viola arvensis No naprawdę nie miałbym nic przeciwko ;)) Czułbym się nawet i zaszczycony i nie wiem wyróżniony nawet. A najbardziej bym się ucieszył gdybym napisał kiedyś hit i Ty byś go hitowo wykonała :)) To byłoby dopiero coś :) Ale nie wiem, czy się uda, jeszcze wierzgam, to wiem, ale wątpię coraz bardziej...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta , skoro takie intrygujące, to może podzielisz się swoimi myślami na temat jakiegoś wątku tego opowiadania... :) 
    • @Migrena Trzymaj się !

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Po widzeniu w zakładzie karnym w niedzielę wracałem autobusem do domu po to, żeby już w poniedziałek późnym popołudniem wrócić na poligon do mojej jednostki, bo tylko w poniedziałek miałem jeszcze przepustkę. Tak się więc przez ten weekend i następujący po nim poniedziałek najeździłem i napatrzyłem zarówno na krajobraz miejski, jak i wiejski.   To, co się od jakiegoś czasu rzucało w oczy, kiedy się jechało przez miasta i wsie, to nowa służba patrolująca ulice. Niebieski drelich, na głowach drelichowa furażerka albo czarny beret z godłem państwowym, na nogach zazwyczaj czarne buty powyżej kostki, kurtka drelichowa spięta czarnym wojskowym pasem, a na prawym ramieniu biało-czerwona opaska z literami LRP. LRP to skrót od Ludowa Rezerwa Policji. W ramach demokratyzacji życia w Polsce postanowiono stworzyć LRP jako niezawodową formację policyjną obok policji zawodowej z taką myślą, że podejście niezawodowego policjanta do strzeżenia prawa będzie w mniejszym stopniu podatne na wypaczenia związane z myśleniem o karierze zawodowej w policji. Niektórzy znawcy historii myślą zapewne w tym kontekście o ORMO, niezawodowej formacji, która w czasach PRLu wspomagała ówczesną Milicję Obywatelską. Tyle, że ORMO, przynajmniej w końcówce PRLu, nie była, z prawnego punktu widzenia, formacją uzbrojoną, natomiast obecna LRP jest jak najbardziej formacją uzbrojoną. Ustawa o Ludowej Rezerwie Policji przewiduje wręcz, że docelowo ma ona być wyposażona we wszelką broń przewidzianą dla wojsk lądowych, a więc...ma być nawet lepiej uzbrojona, niż zawodowa policja. LRP jest stowarzyszeniem wyższej użyteczności, jednak ze względu na swój uzbrojony charakter podlega silniejszej kontroli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, niż normalnie tego typu stowarzyszenia podlegają. Jakkolwiek przynależność do niej ma charakter ochotniczy, to jednak władza stosuje pewne miękkie formy nacisku na wstępowanie do niej, jak na przykład redukowanie etatów w policji zawodowej. Członkowie LRP nie dostają wynagrodzenia za służbę, tylko odszkodowanie za nieuzyskane wynagrodzenie z tytułu pracy. Mają oni natomiast...wszystkie uprawnienia funkcjonariuszy policji.   W poniedziałek późnym popołudniem wróciłem do jednostki wojskowej i dwa tygodnie do końca ćwiczeń rezerwy szybko mi zleciało. Dużo ruchu na świeżym powietrzu, różne ćwiczenia taktyczne i na sam koniec pieszy marsz na czterdzieści cztery kilometry w ciągu jednego dnia z następującym po nim wejściem do walki. Ćwiczenia zakończyłem jako starszy szeregowy rezerwy, przy czym dowództwo zapewniało, że planują zrobić mnie jeszcze co najmniej starszym sierżantem i z takim właśnie wymiarem ćwiczeń powinienem się liczyć. W niedzielę odbyło się uroczyste zwolnienie do cywila. Generałowie, którzy przemawiali, zwracali uwagę między innymi na rolę wychowawczą jaką służba wojskowa ma dla dojrzałych mężczyzn. Skoro mężczyźni w wieku 30+ albo 40+ obejmują nawet najwyższe stanowiska w państwie, to zapewnienie karności w tej grupie wiekowej ma dla państwa kluczowe znaczenie. I między innymi temu powinna służyć powszechna i obowiązkowa służba wojskowa dla tej grupy wiekowej. Takie rozumowanie przebijało się w tych przemówieniach. Wieczorem tego samego dnia byłem już w domu.   Po zakończeniu ćwiczeń i powrocie do domu, ze względu na przerwę semestralną na uniwerku, nie miałem zbyt wiele do roboty, ani jako wykładowca, ani jako bibliotekarz. Żony nie ma w domu, ale jest jak najbardziej obecna w moich myślach. I nie tylko ja o niej pamiętam…   Przed wejściem na naszą klatkę schodową zaczepia mnie nasza sąsiadka, wiek trochę ponad sześćdziesiąt lat, pani Krysia.   - Panie Marku, kochany, już tak długo nie widziałam pana żony. U was wszystko w porządku?   No, fakt, że już dwa miesiące nie ma jej w domu. I tu widać kobiecą solidarność, że jej obecność zostaje zauważona. A ja nie przestaję dostawać małpiego rozumu na myśl o małżonce i dlatego odpowiadam sąsiadce w ten sposób:   - Widzi pani, bo ja i Agnieszka już od dwóch miesięcy nie mieszkamy razem…   Od razu widać zmieszanie na twarzy pani Krysi.   - Ale jak to? Jakiś kryzys w małżeństwie? - odezwała się sąsiadka niepewnie.   - Ależ oczywiście, że mamy kryzys w małżeństwie! Gdyby pani widziała, jak żona na mnie krzyczy…   -Ale,... czy grozi wam rozwód? - zapytała pani Krysia, teraz już z bardzo dużą dozą niepewności.   - Ależ pani Krysiu! Nie mogę się z Agnieszką rozwieść, ponieważ jest ona bardzo głupią kozą i dlatego muszę jej ciągle dokuczać. A żeby jej móc skutecznie dokuczać, to muszę być jej mężem.   - Panie Marku, czy pan w ogóle kocha swoją żonę? - zapytała teraz stanowczo pani Krysia.   - Pani Krysiu, trzy lata temu, zaraz po naszym ślubie, to ja kochałem Agnieszkę. Teraz to już przeszłość…   Widziałem teraz lęk na twarzy sąsiadki.   - Teraz to ja jej już nie kocham. Teraz to ja totalnie głupieję na jej punkcie. -   Pani Krystyna była oczywiście nieco zmieszana tymi moimi wywodami. Po prostu jest zbyt normalna, żeby tego typu tok rozumowania, jaki jej wtedy zaprezentowałem, zrozumieć. Postanowiłem trochę rozjaśnić naszej sąsiadce sytuację przez wprowadzenie odrobinę rzeczowych wyjaśnień:   - O tym, że nie mieszkamy razem, zadecydował sąd, który posłał moją żonę na sześć miesięcy za kraty za jazdę w stanie nietrzeźwości.-   - O Boże... - reakcja pani Krysi nie kazała długo na siebie czekać - ...i do tego pani Agnieszka jeszcze w więzieniu, o Boże! -   Żeby dać pani Krysi jakąś nadzieję, zrobiłem jej taką propozycję:   - Najlepiej dam pani adres do zakładu karnego, a pani napisze do mojej żony list. Ona pani najlepiej wszystko wyjaśni.   Pani Krysia zgodziła się, wziąłem więc jakąś starą kartkę i długopis i zapisałem jej adres Agnieszki w zakładzie karnym i dałem tę kartkę naszej sąsiadce. Byłem oczywiście pewien, że jak Agnieszka otrzyma ten list, to się bardzo, ale to bardzo wkurzy na mnie i to mnie kręciło. W czasie ostatniego widzenia udało mi się osiągnąć, że Agnieszka powiedziała do mnie, że jestem głupi. Strategicznym moim celem było, żeby Agnieszka powiedziała do mnie, że jestem głupim lujem i kręciła mnie nieustannie myśl, że przez takie zachowanie mogłaby mieć kłopoty w zakładzie karnym, a ja musiałbym ją za to przepraszać na kolanach, bo to wszystko przeze mnie...Ale nie miałem jasności, co do tego, czy za takie zachowanie mogło Agnieszce coś grozić.   Spotkanie z sąsiadką miałem w czwartek, natomiast na sobotę miałem już umówione widzenie u żony w zakładzie karnym. Tym razem byłem już pewien, że uda mi się pojechać z ojcem i teściem. Wyruszyliśmy więc w sobotę autobusem i wczesnym popołudniem dotarliśmy do zakładu karnego.   W pokoju widzeń usiedliśmy i z innymi odwiedzającymi czekaliśmy na doprowadzenie więźniarek. Po kilku minutach weszły więźniarki, a doprowadził je...Marcin, mój kolega z ćwiczeń wojskowych. Moja żona bardzo ucieszyła się, że wreszcie ją odwiedza trochę więcej facetów, bo, jak sama powiedziała, mężczyźni w takim babskim kryminale są na wagę złota. Rozmowa była dosyć rzeczowa. Zarówno mój ojciec, jak i mój teść dopytywali się o warunki bytowe więźniarek i o różne szczegóły życia w zakładzie karnym. W każdym razie obyło się bez jakiegoś większych wyrazów zatroskania o Agnieszkę. A ona robiła wrażenie, że jest pogodna i zadowolona. Kiedy widzenie się już kończyło i wszystkie więźniarki stały z Marcinem przy wyjściu, moja żona, pełna energii, ruszyła z takim rozmachem w kierunku strażnika, że...go kopnęła w nogę.   - Ojejku, Marcin, bardzo boli?! Że też cie musiałam kopnąć tym twardym drewniakiem…   - Jest w porządku. Chodź, już musimy iść.   - Ale na pewno nie boli?   -Nie boli, daj spokój, idziemy!   - Ale gdyby jednak bolało...- powiedziawszy to Agnieszka wyprężyła się i dała Marcinowi na pocieszenie, którego on najwyraźniej nie oczekiwał, całusa w policzek. Potem wyszła razem z Marcinem i innymi więźniarkami.   Agnieszka, jako jedynaczka, odczuwała, od kiedy ją pamiętam brak rodzeństwa, a więc próbowała rekompensować sobie te braki w kontaktach z pewnymi ludźmi. Najwyraźniej nadała Marcinowi niejako status swojego brata i tak odczuwałem tego całusa, którego mu dała. W każdym razie całkiem ciekawe wrażenia z życia więziennego mojej żony…     ***   Najważniejsze, że Marcin wrócił z ćwiczeń wojskowych, to teraz mamy znowu dwóch mężczyzn w tym babskim kryminale: wicenaczelnika oraz Marcina. Bo w kobiecych zakładach karnych koniecznie powinni być faceci wśród funkcjonariuszy. Funkcjonariuszki są absolutnie spoko, ale dziewczyny, które odbywają karę, potrzebują dobrych męskich wzorców, jak kania dżdżu. A jak mi ktoś powie, że lepiej, jak nas same kobiety pilnują, bo przecież mężczyźni mogliby nas...molestować seksualnie, to go pogonię. Tak można zrobić dziewczynom wielką krzywdę, a mianowicie zakorzeniając w nich przekonanie, że facet to z zasady molestant, a może jeszcze ktoś gorszy…   Prawie tydzień po tym, jak Marcin wrócił z ćwiczeń, Marek mnie tu odwiedził w sobotę razem z moim ojcem i swoim ojcem. Tym razem widzenie było dosyć normalne. Marek nic nie wywinął, chociaż podejrzewam, że to tylko cisza przed burzą. Od kiedy jestem tu, za kratami, Marek zaczął stopniowo głupieć na moim punkcie i nie wierzę, żeby się skończyło na jego dotychczasowych wybrykach.   W czwartek po wizycie Marka sprzątałyśmy pewien park tu w mieście, gdzie jest zakład karny. Normalnie to zakładamy do pracy w terenie więzienne spodnie, ale tym razem niektóre z nas były w naszych zielonych, więziennych spódnicach. Na przykład ja i Agata. Z Agatą zamiatałyśmy drogę asfaltową pomiędzy trawnikami, którą co jakiś czas przechodzili ludzie.   - Ty, widziałaś jak ta laska w tych czerwonych szpilkach się na nas popatrzyła…-odezwała się Agata.   - Ciekawe, co sobie o nas myśli. - odpowiedziałam.   - Chyba jest zszokowana naszym wyglądem. Powiedzmy to sobie szczerze: chyba nie wierzy swoim oczom, że jakieś młode dziewuchy w naszym wieku mogą tak wyglądać, jak my… -odparła Agata.   -A niech tam sobie będzie zszokowana. - oznajmiłam stanowczym głosem. - Ja, w każdym razie, mam dosyć ciuchów imprezowych, profesjonalnego ubioru dziennikarskiego i tej całej Francji elegancji… Mogę sobie spokojnie od tego odpocząć. A kiedyś jeszcze założę pewno jakiś elegancki ciuch na imprezę. Ale to ma czas…-dodałam.   - A ja też mam dosyć tego studenckiego, imprezowego życia. Tu, w kryminale, się więcej nauczyłam o prawie, niż na studiach… A studia prawnicze to chyba jednak dokończę. A do tego jeszcze pójdę na medycynę…- odpowiedziała Agata.   Kiedy zamiatałyśmy i tak sobie rozmawiałyśmy przy tym, odezwał się przyjazny głos funkcjonariuszki:   - Zawadzka-Milewska i Leszczyńska, dziewczyny, kończymy gadanie, kończymy sprzątanie. Wracamy do zakładu karnego. -   Od razu ruszyłyśmy do miejsca zbiórki i po około czterdziestu minutach byłyśmy na terenie więzienia.   Kiedy bo obiedzie, a przed wyjściem na spacerniak, mogłyśmy się swobodnie poruszać po oddziale, ja siedziałam w bibliotece. Wtedy wchodzi Marzena. To ta sama, która nadzorowała moje widzenie z Markiem, kiedy ten dopuszczał się dotychczas największych szaleństw. Po wejściu do biblioteki zaraz wyciąga kopertę w moim kierunku.   - Aga, ktoś napisał do ciebie.- oznajmia.   Patrzę na na nadawcę:   - Krystyna Jaworska...- czytam i dalej ten sam adres, co mój i Marka, z wyjątkiem mieszkania oczywiście. A więc pani Krysia z naszej klatki schodowej do mnie napisała. Ciekawe, skąd się dowiedziała, że tu jestem. No i co mi pisze? Biorę się za otwieranie koperty...  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...