Modrzewie na Łysej nas dawno
przerosły — na pogorzelisku
patrzyliśmy w siebie.
Dziś z ciemnego boru nikt chrustu
nie zbierze, a dorodnych jodeł
pnie smucą pod niebem.
Wciąż kopcom dla mrówek się w ściółce
przewraca, gdy Madonny ciemna
twarz przegania burze.
Młode całkiem przy tym uśpione
kurhany, z kamieni jak żywo
w ruchomej naturze.
Gdy późne wieczory po źródła
i studnie odżywiają pośród
porzuconych cegieł,
w aksamitnych sierściach, strzyc można
uszami, łanie z koźlątkami —
podchodzą po zieleń.
A gdy ścichnie łąkom okrzyk i
sokoła, ptakom w naparstnice
białe zmrok zapadnie,
nad wilgoć strumieni po paproć
do czoła i kostur siermiężny,
świetliki się palą.
11.07.25
popr. 12.07