chciałem oderwać kawałek nieba
a sięgnąłem do pochmurnych oczu
ocierając deszcz z jej twarzy
nie czekałem do świtu
szkoda zachodu
chciałem otworzyć szufladę wspomnień
a wypadły gdzieś z tyłu głowy
w krainę bawełnianych skarpet
tych bez pary i bez szansy
na zacerowanie
chciałem utonąć z nią w pościeli prawdy
i poczuć chłód bosej stopy
dostałem kosz pełen brudów
nie do wyprania
wciąż wymięty
chciałem oderwać kawałek nieba
ale już go nie było
nie dla mnie