Znowu zapłoną ognie w twych oczach
otwierasz szafy przepastne wrota
kurz już się zebrał na siwych włosach
melancholijnie zza zaświatów kochasz.
A cóż tu robią stare sukienki
zielona w stójkę rękaw bufiasty
materiał piękny niczym gipiura
kiedyś na trawie zagniotła kwiaty.
Do piersi tulisz te wszystkie cuda
kręcisz się z nimi jak w pięknym walcu
wciąż jeszcze myślisz że z ich pomocą
cofnie się życia okrągły parkiet.
I po kolei wszystkie wyciągasz
aż ze zdziwieniem patrzą się stroje
jakby pytały czym zasłużyły
żeby powrócić na ciało twoje.
Ta letnia z halką jeszcze ją czujesz
wiatr cię utulał układał plisy
zwiewnie docierał do twoich ramion
tak czule szeptał jak ją kołysał.
Ta aksamitna gdy do opery
biegłaś spóźniona w jesiennej słocie
lekko siedziała na miękkim krześle
w loży skrywając płomienny półcień.
No i ta żółta wycięty dekolt
tysiące oczu błądziło za nim
jeszcze przypomni nostalgii urok
i kiedy pierwsze róże pachniały.
I choć włożona jest ta sukienka
co silnie serce wzruszyła nocą
pod nią nie widać ciała przejrzyście
mrok pokrył parkiet otulił w liście.