Zgubiliśmy się już dawno, gdzieś w tamtej jesieni.
Wiatr poszarpał liście na ścieżce naszej krętej.
Nie nam się szukać miły, po świecie szerokim,
Nie da się dokończyć miłości tak zaczętej.
Może to ty za mało dałeś mi czułości,
może to ja za bardzo bałam się kochania.
Wiatr w swym szalonym tańcu obdarł nas z nadziei
i porzucił przy drodze samotnych, w łachmanach.
A teraz idziemy przez życie jak żebracy.
Co raz każdy z nas prosi o kromkę bliskości.
Lecz myśmy się zgubili, mój miły już dawno,
już w nas nie odnajdziemy tej samej miłości.
Zachód… świetlisty, promieniujący,
Szum wody, cichy oddech wszechświata,
Pył kamienny spod fal chwytający,
Na horyzoncie drewniana chata.
Tuż ona… igła w stogu siana,
Obok mnie, z uśmiechem wrażliwym,
Siedzi ta, ciemnooka oddana,
Cząstka Boska, w eterze żywym.
Blond, kaskadowo opadający,
Na zgrabne, niczym anielskie plecy,
Wzrok drżący i uspokajający,
Przeszywający głębię, kobiecy.
Spinelowe, rozchylone usta,
Delikatne, jak chmurka na niebie,
Trafiają w kapryszące gusta,
Ucałują czule w potrzebie.
Wtulony czuję zapach lotosu,
Ciepło jej włosów, okala szyję,
Wymieszany z nutą kokosu,
Doznaję uniesienia, że żyję.
Patrzy na mnie, przeszywa mi duszę,
Wchodzi w ocean niespokojny,
Zagłębia się w nim, widzi, że fruszę,
Fale wirują, wolne od wojny.
Cichy szept, „O czym myślisz kochany?”
„O świecie, planecie bólu i łez.
Dobra, miłości, szczęścia zabrany.”
„Ciii…” Kładzie mi palec na usta, „Leż…”
Siada okrakiem, patrzy z góry,
Dłonią otula serce wrażliwe,
„Rozumiem cię, zburzymy te mury,
Zerwiemy razem węzy kłamliwe.”
Malachitowe drzewa hulają,
Obejmuję rękoma jej talię,
Wargi ust się do siebie zbliżają,
Ptaki nam ćwierkają, chwalili je.
Widzę łzę z innego wymiaru,
W ciemnym zwierciadle do otchłani,
„Jesteś znakiem prawdziwego daru,
Nieprawdopodobnymi siłami.
Prawdziwą ostoją w chaosie,
Wzorcem bytu z Krainy Światła,
Cóż bym uczynił sam w mym losie?”
Grymas radości, uśmiech mój skradła.
Otula dłońmi twarz pieszczotliwie,
Gest miłości na policzku składa,
„A więc jestem dla ciebie prawdziwie.”
Ramiona me powoli rozkłada.
„Aby cię wspierać, kochać, pomagać,
Gdyż ty mój drogi masz tu zadanie,
Nie można go zupełnie odkładać,
Masz wzniecić to duchowe powstanie.”
Rzeka szlocha lekko, słońce zaszło,
Świadomość, że to fikcja dobija,
Wszystko z hukiem iluzji zbladło,
To niczym sen, myśl o tym zabija.
Gdzie znaleść taką kobiecą duszę?
Nim znajdę prędzej się sam uduszę,
Która mnie pięknie, w pełni zrozumie,
Dostrzeże, do swego życia przyjmie.
Pokocha czule, zaakceptuje,
To jak myślę i się zachowuje,
Czy będzie mi taka dama dana?
Szukanie igły w stogu siana…
planujemy
a chwile
one mogą decydować
o życiu
spotkałem ją jego
zauroczyłem się...
przechodziłem
na czerwonych światłach
nie zdążyłem ...
chwile one mogą decydować
o życiu
a ja
ja tracę ich tak wiele...
bezpowrotnie
5.2025 andrew