Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przy drzwiach stoi torba. Od zawsze. Zwykła, nie charakteryzująca się niczym specjalnym. Ze zwykłą zawartością; kilkoma parami ubrań, butów i ładowarką, które nierozerwalnie przypominają mi o tym, że nie mam swojego miejsca na ziemi. Że za chwilę stąd wyjdę. Z miejsca, które powinnam nazywać domem. Udam się do innego, które również powinno nim być.

Rzecz w tym, że żadne nie jest.  

Bo 

Dorastanie w miejscu, gdzie nie czujesz się kochanym, ma też swoje zalety – na przykład to, że łatwo rozpoznajesz emocje w ludziach.  

Dorastanie w miejscu, które miało być twoją bezpieczną przystanią, a stało się piekłem na ziemi, ma też swoje zalety – na przykład to, że zaczynasz rozumieć jak niewiele do szczęścia potrzebujesz.  

Dorastanie w miejscu, gdzie cisza była głośniejsza od krzyków, ma też swoje zalety – na przykład to, że potrafisz usłyszeć rzeczy, których inni nawet nie zauważają.  

Ale 

Dorastanie w miejscu, w którym stale musisz udawać, że wszystko jest dobrze, ma też swoje wady – na przykład to, że z czasem zapominasz, jak to jest mówić prawdę. 

Dorastanie w miejscu, które zapewniło Ci tysiące wspomnień z twoim rodzeństwem, ma też swoje wady – na przykład to, że duża część z nich nie jest pozytywna. 

Dorastanie w miejscu, które miało cię nauczyć, jak kochać, ma też swoje wady – na przykład to, że uczysz się przede wszystkim tego, jak nie kochać siebie. 

 

Chciałabym, by moje dorastanie w miejscu, które było moją udręką, było nauką dla innych – na przykład tego, że można śmiać się przez łzy, nie wypuszczając łez.  

Torba przy drzwiach czasami wydaje się cięższa niż zwykle. Ale to nie przez jej zawartość w środku, a wszystko to, czego nie zabieram ze sobą.  

Opublikowano

@Kekksiik  Ooo, fajny masz nick :)

Nie wiem czy tego tekstu nie powinnaś umieścić w dziale Proza. (Możesz kliknąć na trzy kropki, w prawym górnym rogu swojego postu. Pierwsza z opcji brzmi 'zgłoś'

Możesz tam kliknąć i jako powód zamieszania poprosić o przeniesienie do właściwego działu)

No chyba, że to jest wiersz, Twoim zdaniem :)

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • DZiękuję za sympatię dla podskoków (też tak kiedyś robiłam ):   Pozdrawiam serdecznie @Czarek Płatak @Leszczym @Waldemar_Talar_Talar @huzarc :-)
    • @violetta dzięki :) @FaLcorN @huzarc@huzarc dzięki :) @Omagamoga jak pokażesz mi jakieś zdjęcia, to wybiorę, na których są rowerzyści :)  
    • Koma: a zrób mi "bob", im bór za amok.  
    • I tak. I tak. Jestem. Nie wiem. Nie czuję się nic. Oddech przechodzi przez szkło stworzenia, rozbija się o własną przezroczystość, a jego odłamki tańczą w próżni - jak anioły, które zapomniały, po co mają skrzydła. Czas spada jak popiół z wypalonej wiary, a jego płatki śnią o ogniu, którego już nie ma. Dno chwili rozsypało się w pył - a w tym pyle milczą ogrody, które aniołowie podlewają łzami zapomnienia. Nic nie wraca. Nic się nie zaczyna. Ten wdech - to echo cudzego istnienia, cudze serce bije we mnie, jakby ktoś inny próbował pamiętać, że jestem. W mroku słychać modlitwy, których nikt nie wypowiedział, i ciszę, która drży, jakby sama chciała zostać imieniem. Ruch – bez znaczenia. Widok – obcy. Świat – zamknięte oko Boga, który śni siebie w zapomnianym języku światła. Kamień – pamięta gwiazdę, która już dawno zgasła, ale jej blask jeszcze trwa w nim jak wspomnienie raju. Człowiek – cień własnego pytania. Nie zostawia śladu, bo nawet cień ma już dosyć towarzyszenia pustce. Cisza kruszy się w palcach istnienia, a powietrze nie zbiera głosu, jakby słuch samego Boga został zatopiony w oceanie jego własnego milczenia. Nie pamiętam, czy to ja oddycham, czy to pustka oddycha mną. Każdy gest – dotyk po śmierci światła. Każda myśl – pył, który zapomniał, że był gwiazdą. Każdy moment – spadanie w dół, w nieskończoność, gdzie czas zamienia się w ciało nicości, a nicość - w puls serca Boga, który zapomniał, że jest Bogiem. I tak. I tak. Jestem. Nie wiem. Nie czuję się nic. Tylko chłód, co pachnie końcem, jakby noc rozłożyła skrzydła nad resztkami istnienia, jakby ciemność chciała uczyć światło, jakby cisza chciała śpiewać, a śpiew - płakać. Nic. Nic. Nic. A jednak - pod popiołem drży iskra: maleńki błąd nicości, który przez ułamek sekundy pomyślał, że chce być. I w tym błędzie - rodzi się światło. Rodzi się czas. Rodzi się miłość, która nigdy nie miała prawa zaistnieć. Bo nawet nicość, gdy się zapatrzy w siebie zbyt długo, zaczyna marzyć o miłości.      
    • Idę do ciebie po trochę relaksu by pomnożyć myśli i spaść w wir  upojnego snu   następny dzień pisze swoje wiersze o niedalekiej przyszłości i patrzy na stos wielkich informacji   próbowałem się zmienić jednak świt zmieniał się w pył i odchodził za noc gdzie szukał kilku słów.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...